Problemy z seksem

Kobiece libido to zagadka zarówno dla kobiet i ich partnerów, jak i dla lekarzy. Niektórzy porównują kobiece pożądanie do motyla - równie zachwycający, co... płochliwy. Pożądanie może narastać między partnerami cały dzień, a wieczorem wystarczy, że kobieta usłyszy męskie "zaraz" na prośbę o pozmywanie naczyń i ochota na seks pryska jak bańka mydlana.
Jestem średnio spełnioną seksualnie mężatką... Czuję podniecenie jak oglądam filmy dla dorosłych z fistingiem analnym. Oczywiście nie widzę siebie w tej roli, ale marzy mi się żebym to ja penetrowała mężczyznę ręką czy sztucznym penisem... Doszło to do tego stopnia, że siedzę w internecie i poszukuję chętnych... Nie wiem co robić!
W dzieciństwie byłam molestowana i bita przez partnera matki. Powiedziałam o tym mojemu chłopakowi i nie wiem, czy dokońca mnie zrozumiał. Bo to nie jest jego wina, że coś się ze mną dzieje gdy mnie dotyka, gładzi ręką plecy, przytula mocniej, kładzie rękę na kolanie, przesuwa ją z góry na dół. To w tych sytuacjach czuję się skrępowana, bezbronna, a przecież ufam mojemu chłopakowi. Na początku jak mnie dotykał uciekałam od niego, siadałam jak najdalej od niego. Wtedy zaczęły się pytania, na które sam sobie odpowiada, bo ja milczę. Nie wiem co mam mu powiedzieć jak mnie dotyka rękami ,przysuwa się coraz bliżej, przyciska mnie do siebie - co mam mu wtedy powiedzieć? Że się go boję, że jestem przerażona, że mi coś złego zrobi? Proszę o odpowiedź na moje pytania. Jak mam z chłopakiem rozmawiać, skoro nie rozumiem samej siebie. To się stało tak dawno temu, czemu to do mnie wraca? Czy będzie tak zawsze, czy przestanę się ciągle bać?
Jak się kocham ze swoją dziewczyną, to ona nic nie czuje... Czuje, że członek jest w pochwie, ale nie ma z tego żadnego doznania... Czy to moja wina?  Zawsze masturbuje jej łechtaczkę, żeby przeżyła orgazm, ale wdaje mi się, że jej orgazm jest jakiś dziwny... Tak jakby osiągnęła szczyt, ale tylko na chwilę i dalej nie chce tego kontynuować... Zwyczajnie przerywa. Czy to normalne? Tak jest za każdym razem...
Mam nieprzyjemny orgazm. Nie chodzi o sam jego brak, ponieważ wszystko zmierza w dobrym kierunku. Zwykle gdy partner pieści moją łechtaczkę jestem bardzo blisko (tak mi się wydaje) z tym, że gdy robi się już naprawdę przyjemnie - nagle zaczynam się cała trząść i w żaden sposób nie mogę tego opanować - co gorsza, doznania są na tyle intensywne, że nie jestem w stanie na dłuższą metę tego wytrzymać i zawsze proszę partnera, żeby przerwał, bo nie mogę tego wytrzymać. Zdarza się, że staram się te odczucia jak najdłużej przeczekać, bo wiem że mój partner naprawdę się stara i sprawiam mu ogromną przyjemność tym, że może widzieć mnie taką uniesioną, lecz dla mnie nie jest to przyjemne odczucie, mimo że na początku, gdy robi to powoli i nie dokładnie w tym miejscu, jest bardzo dobrze. Jednak gdy łechtaczka jest mocniej pobudzona, a zwykle nie potrzeba na to dłużej niż kilku minut, wtedy właśnie cała się trzęsę, unoszę ciało i nie jestem w stanie opanować oddechu - ale nie, to nie może być orgazm, bo nie jest to przyjemne uczucie, mięśnie nie ściskają mi się jak powinny, to ja staram się je zacisnąć, żeby jak najmniej to czuć, bo jest nie do wytrzymania. A jeśli już odepchnę rękę partnera i za jakiś czas chce mnie znowu popieścić to wtedy nawet nie potrzeba kilku minut, od razu każde dotknięcie łechtaczki jest bolesne... Jednocześnie nie mogę powstrzymać trzęsienia całego ciała i nawet jęków, choć bardziej mam ochotę krzyczeć przez ten ból, wszystko jest zbyt intensywne...
Obecnie mam 24 lata, gdy miałam 15 lat padłam ofiarą molestowania seksualnego. Zostałam napadnięta w drodze ze szkoły w porze południowej w parku. Mężczyzna grożąc nożem zmusił mnie do seksu oralnego. Niestety nie powiedziałam nikomu o tym zajściu. Mimo upływu lat borykam się z obniżonym poczuciem własnej wartości. Czy w tym przypadku można zakwalifikować ten czyn jako gwałt? Czy terapia psychologiczna po tak długim okresie czasu byłaby efektywna?
Mam 21 lat, jestem z dziewczyną od 3,5 roku i bardzo ją kocham. Jest to moja pierwsza dziewczyna, z resztą ja też jestem jej pierwszym chłopakiem. Ona też twierdzi, że bardzo mnie kocha. Mówi tylko, że nie jest pewna czy chce ze mną być do końca życia, ponieważ nigdy nie miała innego chłopaka. Uważa, że jeśli chce coś zmienić w swoim życiu, to to jest ostateczny czas, bo niedługo będzie za późno. Zastanawia się nad odejściem ode mnie. Powiedziała, że daje sobie miesiąc czasu, żeby sie upewniła (sama nie wie, czy na pewno chce mnie zostawić i sporóbować z kimś innym, bo twierdzi, że mnie kocha). Co zrobić, żeby ze mną została, bardzo mi na niej zależy. Kocham ją nad życie i nie chcę, żeby odeszła!
Problem mój jest bardzo złożony i borykam się z nim już sporo czasu. Zaczęło się około 15 lat wstecz, kiedy w naszym bardzo kochającym się świeżo upieczonym małżeństwie pojawiła się śliczna zdrowa córeczka. Troszczyliśmy się o nią bardzo oboje, a o sobie coraz bardziej zapominaliśmy. Żona nie pracowała,  zajmowała się domem i dzieckiem, a ja jedyny żywiciel rodziny po powrocie do domu przejmowałem jej obowiązki, żeby mogła odpocząć. Z czasem zaczęło brakować funduszy, więc ja dorabiałem gdzie i kiedy mogłem. Coraz rzadziej się widywaliśmy, bo kiedy żona spała, ja wychodziłem do pracy, a jak wracałem już spała. I takim sposobem oddalaliśmy się od siebie, zakończyły się jakiekolwiek czułe słówka, przytulanie, a o seksie mogłem zapomnieć. Doszło do sytuacji, która nie powinna się zdarzyć, ale niestety się zdarzyła... wziąłem żonę siłą. Nie zmieniło to naszych stosunków do siebie... Jak była oschła i zimna przed, tak i cały czas po zajściu było tak samo. Niestety nasze maleństwo zachorowało i nieszczęśliwie zmarło. Oboje to przeżywaliśmy niesamowicie, bo dziecko miało tylko 1 rok i 5 miesięcy... Po pogrzebie jakby żona się obudziła i zobaczyła że ja również istnieje. Nasza przedmałżeńska namiętność zaczęła powracać. Kilka miesięcy było prawie dobrze, a potem niechęć żony powróciła. Próbowałem z nią rozmawiać, ale wykręcała się zawsze brakiem czasu albo mówiła, że się czepiam. Zaczęliśmy żyć niejako obok siebie wypełniając jakieś wspólne obowiązki, aż jakimś cudem urodziło nam się 2-gie dziecko. Jakiś czas było ok. Potem wróciliśmy do wersji przy pierwszym dziecku. Nerwy puszczały mi coraz bardziej więc zacząłem sięgać częściej po kieliszek. Kłóciliśmy się często ja miałem do niej pretensje ona do mnie. Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. W końcu znalazła wspólny język, ale z innym mężczyzną. Wykryłem jej sposób na ucieczkę od małżeństwa. Dla mnie świat się zawalił... Rozpiłem się jeszcze bardziej, a w drodze było kolejne dziecko, które według mnie nie było moje. Wszystkiemu zaprzeczała, że to nie prawda, ale w końcu przyznała się, że chciała zrobić to z innym bez namawiania próśb i użycia siły. Przeżyłem to ogromnie, nie wiedziałem co mam robić! Kochałem żonę i dziecko. Byłem już po rozwodzie z pierwszą żoną, która mnie zdradziła i sytuacja się powtórzyła. Po jakimś czasie zadecydowałem zacząć jeszcze raz od nowa, było mi naprawdę ciężko ale starałem się jak tylko umiałem i mogłem. Radość nie trwała długo, bo zaledwie kilka miesięcy i sytuacja wróciła do normy. To znaczy w domu byłem potrzebny tylko do robienia zakupów i pomocy w obowiązkach domowych, a namiętność, czułość, seks mogłem wykasować ze swojego słownika. Prosiłem i błagałem, ale była zamknięta w sobie, w swoim świecie. Doszło znowu do sytuacji wzięcia "na siłę" żony i w ferworze kolejnych kłótni do rękoczynów. Kłóciliśmy się bardzo często, a wręcz codziennie. Dochodziło do sytuacji że po powrocie z pracy wychodziłem wyrzucić śmieci, do sklepu, trzepać dywany albo innych dodatkowych zajęć lub na piwo z kolegami, żeby tylko nie słuchać tego przeraźliwego krzyku zaraz po otwarciu drzwi. Wychowany zostałem w taki sposób, że nie byłem w stanie zostawić kobiety, którą kochałem, z którą miałem co najmniej jedno dziecko i iść z inną do łóżka, więc zatapiałem coraz częściej swoje zapotrzebowanie na seks w kieliszku. I tak kolejne kilka lat trwaliśmy razem obok siebie. Zmieniliśmy zamieszkanie i żona zaczęła pracować i kolejny przyjaciel przytulał moją żonę. Tym razem nie było tłumaczenia z jej strony. Nie wiem co wstąpiło we mnie, ale kolejny raz wszedłem w tą martwą sytuację. Poszliśmy na terapię małżeńską, zaczęliśmy się kochać dosyć często, bo dochodziło do kilku razy nawet w tygodniu. Seks był i jest problemem w naszym związku. Kolejna farsa nie trwała zbyt długo. Okazało się, że niestety jednak nie jestem w stanie być z moją żoną, bo ona nadal kocha swego "przyjaciela". Krew mnie zalała, próbowałem spokojnie porozmawiać, ale niestety nie udało mi się. Doszło do rękoczynów i wyszedłem z domu na rok. Cały czas coś ciągnie mnie do tej kobiety, tylko jej do mnie nie. Teraz więcej i chętniej rozmawiamy ze sobą, wspólnie próbujemy coś ustalić w naszym związku. Stałem się "pantoflarzem". Jestem na każde jej skinienie, służę pomocą i staram się wiele sytuacji opanowywać lejąc wodę na ogień, a nie oliwę. Niestety od pół roku kiedy jesteśmy razem nie współżyliśmy ze sobą, gdyż ona ma do mnie uraz za gwałt na jej osobie. Nie chce się ze mną ani z nikim innym kochać po prostu seks dla niej może nie istnieć. Nie wiem jak to naprawić, ale brakuje mi pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Obawiam się, że tym razem nie wytrzymam długo w takim związku i go rozwiążę pozwem, a tej sytuacji chciałbym uniknąć z racji dwóch wspaniałych córeczek. Terapia odpada z braku czasu, poza tym poprzednia nic nie wniosła po pół roku uczęszczania. Opadam już z sił żeby pchać ten "wózek" z chęcią bym do niego wskoczył i jechał w nim razem z żoną którą kocham. Proszę o jakąkolwiek wskazówkę co mam dalej począć, jakim torem się poruszać.
Jestem kobietą po trzydziestce i nigdy nie pomyślałbym, że spotka mnie coś takiego. Otóż któregoś razu, podczas gry wstępnej, gdy partner pieścił mnie ręką poczułam nagle coś ciepłego i mokrego. Oboje pomyśleliśmy, że to krew, dopóki nie poczuliśmy tego okropnego zapachu. To był kał. Naprawdę nie mam pojęcia, jak to się stało i że nic wcześniej nie czułam. To takie obrzydliwe i upokarzające. Dlaczego tak się stało. Nigdy nic podobnego mi się nie przytrafiło, ani nigdy nie uprawiałam seksu analnego. Od tamtej pory mój partner unika zbliżeń i wcale mu się nie dziwię, chociaż kochaliśmy się może ze cztery razy od tamtego wydarzenia, czułam, że on się do tego zmusza. Po rozmowie przyznał w końcu, że od tamtej chwili ma blokadę, że boi się, że to się powtórzy i że potrzebuje czasu. Tylko, że ja się boję, że on się nie przełamie i nasz związek się rozpadnie, bo seks jest dla niego ważny. Czy w ogóle możliwe jest to, że się odblokuje i wszystko wróci do normy? Czy nadal będzie chciał się ze mną kochać tak jak dawniej? Czy mogę coś zrobić? Nie chciałbym go stracić.
Jestem w związku od pół roku. Wcześniej byłam tylko w dwóch związkach, jeden 4 lata, drugi - dwa. W tym pierwszym nie współżyłam, w drugim natomiast tak. Nigdy nie miałam nic przeciwko i nie interesowało mnie życie seksualne moich partnerów. Drugi partner zdradzał mnie notorycznie, dowiadywałam się tego w trakcie związku i po, kiedy znajomi wyjawiali mi prawdę z kim byłam. Moje poczucie wartości zmalało. Teraz jestem w kolejnym związku i wielkim problemem dla mnie jest przeszłość partnera. Nie to, że miał dziewczyny, był w związku i uprawiał seks, to jest dla mnie zrozumiałe. Problemem dla mnie są jednorazowe przygody. Jego koledzy mi powiedzieli o pewnej dziewczynie, z którą po dyskotece się przespał, on jednak tłumaczy, że to oni prowadzili rozwiązłe życie, a on nie chciał być "inny", więc im powiedział, że "zaliczył", ale że to nieprawda. Płakał, przysiegał, nawet zadzwonił do tej dziewczyny, żeby ona mi powiedziała prawdę. Powiedział, że boi się mnie stracić, przyznał się jej, że tak powiedział kolegom, że się z nią przespał i że teraz się kłamstwo na nim odbiło. Błagał ją, żeby mi powiedziała prawdę jak było. Dziewczyna mi wyznała, że między nimi nic nie było, żebyśmy się nie kłócili i nie rozstawali przez coś, co nie miało miejsca. Ale ja do dzisiaj mam z tym problem, wstaję rano i myślę czy to prawda... Czy rzeczywiście tak było? Czy to nie była jednorazowa przygoda, z którą chyba nie potrafiłabym się nigdy pogodzić...? Strasznie jestem zazdrosna o to, moje myśli nie dają mi normalnie funkcjonować i być szczęśliwą. Nie wiem co mam zrobić, by o tym zapomnieć. Nigdy mi nie dał mi podstaw, aby nie wierzyć mu, nigdy mnie nie okłamał. Ale teraz mam poczucie, że coś jest nie tak między nami, przeze mnie. Czasami sobie nawet to wyobrażam, chociaż strasznie tego nie chcę. Nie wiem co zrobić, proszę o pomoc.
Jesteśmy z mężem 6 lat po ślubie. Nasze życie seksualne było bardzo udane, do momentu w którym postanowiliśmy, że chcemy mieć dziecko. Długie starania, niepokój, czy się uda spowodowały, że kochaliśmy się tylko w płodne dni. Było to raczej obowiązkiem niż przyjemnością! Po wspólnych badaniach okazało się, że oboje mamy problemy. Ja mam endometriozę a mąż ma złe wyniki nasienia, to go podłamało. Mąż coraz bardziej wzbraniał się od zbliżeń. Miałam operację. Lekarz stwierdził, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by zajść w ciążę, ale niestety po długim leczeniu hormonami nie układało się w łóżku...W końcu po rozmowie z lekarzem postanowiliśmy spróbować sztucznego zapłodnienia i po pierwszym cyklu udało nam się. Byłam w ciąży, lecz nie trwało to długo... Poroniłam. Od tego czasu minął już rok. Problem w tym, że od tamtego czasu ani razu nie współżyliśmy. Mąż nie chce. Ciągle ma jakieś wymówki, prawie jak kobieta. Jak to sie mówi: boli mnie głowa, jestem zmęczony. Nie wiem co mam robić... Ja rozumiem męża. Dziennie pracuje po 14 godzin, czasami więcej. Ja to wszystko rozumiem, ale są też dni wolne i mimo to nie chce nic ze mną robić. Czy to może być jakaś trauma spowodowana długimi staraniami o dziecko? Mąż twierdzi, że wciąż mu się podobam. Poza tym jesteśmy zgodnym i kochającym się małżeństwem. Nigdy nie byliśmy jakimiś "demonami seksu", ale kocham go i potrzebuję jego czułości miłości i bliskości...
Mam 18 lat lat, jestem uczennicą 3 klasy liceum, w tym roku zdaję maturę. Piszę do państwa, ponieważ zauważyłam, że dzieje się ze mną coś bardzo złego. Uważam, że mam ogromny problem z żywieniem. Od wielu lat miewałam kompleksy dotyczące mojej sylwetki, wagi. W przeciągu ostatniego roku zawzięłam się i schudłam bardzo dużo, bo aż 19 kilogramów. Na początku dietę traktowałam z dystansem, jadłam bardzo często i sporo, jedynie nie jadłam nic po godzinie 18. Początkowo gubienie kilogramów nie było dla mnie większym problemem. Po utracie 10 kg waga stanęła, przez kolejne 3 miesiące nie mogłam już schudnąć ani grama, a do wymarzonej wagi brakowało mi jedynie 2-3 kilogramów. Strasznie się uparłam, powiedziałam, że sobie nie przepuszczę - i wtedy się zaczęło, kilogramy zaczęły spadać... a jakim sposobem ? Drastycznie ograniczyłam jedzenie, zaczęłam namiętnie przeglądać tabele kaloryczne, składy produktów spożywczych, dietetyczne przepisy na jedzenie. Przestałam jeść to co robiła mi mama - wszystkie posiłki musiałam przygotowywać sobie sama żeby dokładnie wiedzieć co w nich się znajduje i łatwo obliczyć przybliżoną kaloryczność określonego dania. Właśnie tak poleciało kolejne 9 kilogramów. Na początku ludzie podziwiali mnie, mówili, że świetnie wyglądam. To jeszcze bardziej napędzało mnie do dalszego odchudzania. W pewnym momencie moje postrzeganie siebie zmieniło się, znajomi, trenerzy ( trenuję taniec towarzyski ) mówili jesteś bardzo szczupła, nie odchudzaj się już. Na każdym kroku słyszałam " zjedz coś w końcu, no jedz, jedz" a ja nadal nie widziałam w sobie bardzo chudej osoby - owszem nie uważałam się za grubą, ale sądziłam, że jestem normalna, szczupła, ale nie wychudzona. W pewnym momencie zauważyłam że jedzenie staje się moją obsesją- codziennie planuję co zjem na dany posiłek, wyliczam przybliżoną kaloryczność zaplanowanych dań, z zegarkiem w ręku czekam na upłynięcie 3,4 godzin od poprzedniego posiłku , żeby przystąpić do następnego. Zauważyłam że często kupuję słodycze , tylko po to by zamknąć je w szafce , ładnie poukładać , popatrzyć, nacieszyć nimi oko. Chomikuję je w pokoju z myślą że jak zachce mi się nagle jeść to przynajmniej będę miała co. Ograniczyłam do minimum kontakty ze znajomymi, bardzo rzadko chodzę na imprezy, spotkania poza lekcjami, do kina czy na zakupy, bo tam BĘDZIE JEDZENIE albo BĘDĄ ZMUSZALI MNIE DO TEGO ŻEBYM JADŁA. Cały mój dzień skupia się na jedzeniu - zakupach, planowaniu tego co ugotuję, nie potrafię skupić się na niczym innym. Jeżeli zjem coś pozaprogramowego mam ogromne wyrzuty sumienia, nie umiem sobie z tym poradzić. Jeżeli czegoś nie zjem, czuję się lepsza, czuję władzę, czuję, że mam kontrolę. Notorycznie przeglądam się w lusterku, patrzę czy aby mój brzuch nie przytył. Zauważyłam, że lubię jeść w samotności. Posiłki przyrządzam z niesamowitą dokładnością i estetyką. Uwielbiam gotować dla innych, sprawia mi to przyjemność. Lubie rozmawiać na temat jedzenia. Jakie zmiany zauważyłam w organizmie ?   - Praktycznie cały czas odczuwam potworny chłód. Mam lodowate ręce, nogi, czubek nosa.  - Mam sine ręce i stopy.  - Skóra nabrała szarego smutnego koloru. Jestem blada.  - Rany, skaleczenia goją się strasznie długo.  - Gorszy stan włosów.  - Brak miesiączki od prawie 3 miesięcy.  - Często miewam mroczki przed oczami.  - Raz zdarzyło mi się zemdleć.  - Nadmierna senność i przemęczenie.  Jakie zmiany jeśli chodzi o zachowanie, oprócz tych które wymieniłam wcześniej ? - Totalnie olałam szkołę, nie potrafię się zmusić do nauki, a gdy już raz na jakiś czas przysiądę do książki to nie potrafię się skupić. Mam dużo gorsze kontakty z rodzicami, miewam zmienne nastroje i jestem drażliwa. Odizolowałam się od ludzi, pragnę samotności. Dodam do tego, że czasami zdarzają mi się epizody bulimiczne. Gdy nie ma nikogo w domu, idę na zakupy, kupuję wszystko czego odmawiam sobie podczas diety, jem dopóki nie będę mogła się ruszyć, a potem wymiotuję. Oczywiście następnego dnia ogromne wyrzuty sumienia, nienawidzę siebie za to co zrobiłam, i kolejne kilka/ kilkanaście/ kilkadziesiąt dni stosuję swoją dietę. Czy to już anoreksja? Bulimia?