Psychologia
Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.
Mam 36 lat, od 15 lat jestem mężatką, mamy troje dzieci. Raz słońce, raz deszcz - jak to w małżeństwie. Klikaliśmy w necie i ja do tego nie przywiązywałam większej wagi, ale mój mąż znalazł sobie bardzo miłą kobietkę do rozmowy. Najpierw czatowali, potem przeszli na gg, potem na skypa, aż wreszcie spotkali się w realu. Trwa to kilka miesięcy, nie mogę się z tym pogodzić. Mąż uważa, że przesadzam, że daje tylko tej kobiecie odrobinę przyjemności, że ma się komu wyżalić, z kim pogadać, że seksu nie było i nie będzie, a ja jestem najważniejsza i mnie kocha. Dlaczego więc zadaje mi ból?
Od jakiegoś czasu odczuwam ból brzucha, w taki sposób jakbym się stresowała, nie potrafię czasami nad tym panować, jest to irytujące. Przy tym mam duszności, ciężko mi złapać oddech, zwłaszcza jak się denerwuję lub myślę o jakichś problemach, kiedy chcę ziewnąć nie mogę, przy głębokim wdechu odczuwam kłucie w klatce piersiowej. Jak nie mogę wypłakać się na głos, zatyka mnie, czuję jakbym miała jakąś gulę w gardle. Czy to może być nerwica? Co powinnam zrobić?
Mam wielki kłopot, a mianowicie zarówno ja, jak i mąż jesteśmy dominującymi osobowościami. Jesteśmy małżeństwem prawie 2 lata, na początku nie było problemu lecz teraz, kiedy się kłócimy, ani jedno ani drugie nie chce ustąpić. Każde pragnie za wszelką cenę dominować - najlepiej w każdej kwestii. Próbujemy kompromisów, ale na dłuższą metę to się nie sprawdza, a konflikty się pogłębiają. Jak się dogadać? Proszę o pomoc.
Problem z teściami zaczął się, gdy mąż przebywał na misji w Afganistanie. Teściowie często zaglądają do kieliszka. Któregoś razu zadzwonili do mnie późnym wieczorem i zupełnie bezpodstawnie po pijaku zwyzywali od k..., sz..., dz... i materialistek i obwiniali mnie o to, że ich syn wylądował na misji. Naturalnie powiedziałam mężowi o wszystkim gdy wrócił. Stwierdził, że im "nagada". Minęło sporo czasu a wciąż widzę, iż jest z nimi w doskonałych stosunkach, jakby nigdy nic się nie stało. Gdy mówię, iż jest mi przykro, że nie reaguje na ich wyzwiska i ataki mojej osoby, mąż stwierdza, iż on nic takiego nie słyszał. Dodam, że od czasu tych wyzwisk przestałam utrzymywać kontakty z teściami. Staram się również nie dopuszczać do kontaktów z nimi naszemu 3 letniemu dziecku, gdyż w ich domu alkohol jest na porządku dziennym, do tego co drugie słowo to przekleństwo, oraz obrażanie mnie. Chcę wychować dziecko kulturalnie, bez złych słów i z dala od ludzi, którzy mają o mnie tak złe zdanie. Niestety mąż tych argumentów nie słucha i twierdzi, iż nie zabronię jego rodzicom widywania wnuka. Kto ma rację? Dodam, iż małżeństwem jesteśmy od 4 lat i od urodzenia dziecka mieszkamy na "swoim". W ciągu tych lat rodzice męża ani razu nie gościli w naszym domu, nie interesowali się wnukiem (widzieli go zaledwie jakieś 5 razy, gdy sami pojechaliśmy do nich w odwiedziny), do tego dziecko nigdy nic od nich nie dostało (nawet lizaka). Gdy dzwonili nie pytali o wnuka. Niestety mój mąż tego wszystkiego nie zauważa jako problem. Dla dziecka dziadki ze strony mojego męża są obcymi ludźmi. Dziecko nawet ich nie wspomina. Proszę o poradę, czy dobrze robię zabraniając kontaktów?
Nie radzę sobie i coraz smutniej patrzę na swoje życie, a to przez męża alkoholika. Kiedyś czerpałam radość z bycia matką, ale dzieci zdobyły wykształcenie i rozpoczęły swoje życie. Nie wiem, co robić - myślę o wyjeźdie do pracy za granicę, by nie siedzieć w domu i płakać. Mam dopiero 50 lat.
Od chwili, gdy partner poznał moją przeszłość, przechodzimy kryzys. Mimo, że jest moim pierwszym partnerem seksualnym, nie może zaakceptować wcześniejszych chłopaków. Wciąż ma do mnie pretensje o to, jaka byłam, ale przy tym nie chce się ze mną rozstać. Kocham go bardzo i nie chcę stracić, ale już nie daję rady, sama nie wytrzymuję Co mogę zrobić, by umiał mi wybaczyć?
Od 3 lat choruję na nerwicę lękową. Objawy wystąpiły po przeprowadzce za granicę. Razem z mężem postanowiliśmy wrócić do Polski. Mój stan poprawił się, jednak do końca nie jestem jeszcze zdrowa. Biorę Fluanxol. Po tych tabletkach jest lepiej ale przy większym stresie i to nie pomaga. Najgorsze są objawy somatyczne i lęk, że stracę kontrolę nad sobą. Stałam się strasznie zgryźliwa, dokuczam innym, jestem wiecznie niezadowolona i obrażona. Nie mogę wytrzymać sama ze sobą, a co dopiero inni ze mną. Straciłam sens życia. Nic mi się nie chce. Nie mogę sobie poradzić z tym uczuciem. Tęsknie za tą uśmiechniętą, miłą i zadowoloną dziewczyną. Kiedyś miałam pełno marzeń a teraz tylko pustka.
Mam ten problem odkąd pamiętam. Rodzice nie kłócili się ciągle, ale często i to poważnie. Najczęściej to ojciec (słowo "tato" coraz trudniej przechodzi mi przez gardło), zarzucał wszystko mamie. Byle błąd mamy, ojciec przeklinał, wyzywał mamę i krzyczał. W dni bez kłótni wszystko jest normalnie. Śmiejemy się, rozmawiamy, żartujemy. A jak dochodzi do kłótni, to wydaje mi się, że go nienawidzę, mam ochotę gdzieś uciec. Nie mam nawet ochoty rozmawiać z nimi na ten temat. Kiedyś, jak byłam mała, to zrobiłam im taką rozmowę. Ale ojciec tylko się zdenerwował. Nie mam pojęcia, co robić. Za każdym razem, gdy dochodzi do kłótni, płaczę. Kiedy ojciec wyjeżdża z domu, cieszę się jak małe dziecko. Proszę jak najszybciej o Pani pomoc,bo czuję,że to wszystko niszczy mnie od środka.
Od czterech lat sporadycznie wciągam fetę, mniej więcej 2 razy na miesiąc. Zaczęło się od tego, że poznałam fajnego faceta, tylko że jego podnieca seks na prochu, a ja się zgodziłam raz wziąć i tak już reszta sama się potoczyła. Nie mam ciśnienia żeby brać. Po tych czterech latach staneło na tym, że spotykamy się tylko na sex i tylko na prochu. cChce się od Niego odciąć, przestać brać. Wiele razy zmieniałam nr tel., pisałam, że już koniec, ale to tak jakby były puste słowa i czyny, bo dalej to trwa. Wiem, że to nie jest związek, ale boję się nie mieć tego chłopaka przy sobie. Pozostaje chociaż ta świadomość, że gdzieś jest ktoś z kim mogę się spotkać. 4 lata temu byłam normalną dziewczyną, nie miałam większych problemów. W tej chwili nie mogę się na niczym skoncentrować, nie pamiętam najprostszych rzeczy ze studiów, ciągle chodzę zdenerwowana, rozkojarzona, rozpamiętuję błędy, straciłam pewność siebie. Ciągle jestem zmęczona, kilka razy dziennie spada mi ciśnienie do tego stopnia, że prawie zasypiam, i te dziwne, nie przemyślane wypowiedzi, czasami atakuje słownie ludzi. Proszę o radę jak odciąć się od toksycznej znajomości i jak wrócić do dawnego Ja?
Od dłuższego czasu nie umiem spokojnie zasnąć. Usypiam dopiero po 2-3 godzinach. Nic już mi nie pomaga. Chciałabym się raz położyć i od razu zasnąć. Co mam robić, żeby wcześniej zasypiać?
Witam. piszę ponieważ szukam pomocy. Mianowicie zauważam u mojego chłopaka objawy agresji. Jesteśmy razem 3 lata. Wiem, że bez wątpienia jest cholerykiem. To bardzo dobry chłopak, serce ma na dłoni, zawsze pomocny, ale nie radzi sobie z agresją. Nie potrafi radzić sobie z problemami inaczej niż poprzez wyzwiska, krzyk i przemoc. Nigdy nie odniosło się to do mnie, ponieważ tylko mnie szanuje i uznaje, ale odbija się to na jego rodzinie. Mniej więcej co miesiąc dochodzi do awantury, jego matka ma nerwicę i też ma problemy ze spokojnym podejściem do problemu. Wszystkie jego niepowodzenia kończą się awanturą, ponieważ On nie widzi problemu w sobie tylko we wszystkich, którzy znajdują się wokoło. Nie wiem jak sobie z tym radzić, nie chciałabym zostawić go z tym problemem, chociaż wiem, że to byłoby najwygodniejsze dla mnie, wiem, że to nie jest rozwiązanie. Gdzie mogę szukać pomocy? Może jakaś terapia? Problem stanowi jednak dojazd. Mieszkamy w małych miejscowościach, najbliżej znajduje się Biała Podlaska i Radzyń Podlaski (woj. lubelskie). Będę bardzo wdzięczna jeśli w mniejszy lub większy sposób nam Pani pomoże. Pozdrawiam
Mam 16 lat. Nie chce mi się żyć, nic w życiu mi się nie udaje, wszystko co robię jest złe, unieszczęśliwiam innych i siebie, jestem beznadziejna! Więc po co mam się męczyć!? Po co tyle łez, skoro i tak to nic nie pomoże! Już dawno straciłm ochotę do życia! Nie chcę już żyć! Nie potrzebuję gadania, że jestem wartościowa i są ludzie, którym na mnie zależy. Potrzebuję trochęe miłości, której nie otrzymuję! To nie ma sensu... zresztą jak cały ten zakichany interes - życie...
Mam 21 lat i jestem prawiczkiem. Ze swoją dziewczyną jestem od 4 miesięcy i ją kocham. Jest starsza ode mnie, nie jest dziewicą. Gdy ma dojść do stosunku, w czasie gry wstępnej wszystko z erekcja jest ok, lub jest niepełna, a gdy ma dojść do pełnego zbliżenia - erekcja ustaje. Ona mówi, że nic się nie stało, ale teraz po prostu boję się zbliżenia, jest mi głupio. Zależy nam na sobie, a wiem, że im dłużej zwlekam, tym gorzej. Podejrzewam, że może to mieć podłoże psychiczne, ale czy jest na to jakaś rada lub lekarstwo? Dodam, że od 10 roku życia nieustannie się masturbuję. Do tej pory zdarza się, że onanizuję się 4-5 razy w tygodniu. Proszę o pomoc. Odwlekanie mojego problemu może doprowadzić do straty ukochanej.
Ostatnio jestem bardzo często przygnębiona, nie mam do niczego najmniejszych chęci, jestem non stop niewyspana, często chce mi się płakać, zamyślam się i zamykam w sobie, jestem bardzo wybuchowa i kłótliwa. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?
Mam 20 lat, jestem adoptowana i przez całe życie żyłam w świadomości, że jestem jedynaczką i moja rodzina mnie porzuciła. Rok temu dowiedziałam się, że mam rodzeństwo, a moja biologiczna rodzina mnie szuka. To był szok i zarazem najgorszy dzień w moim życiu - wszystko, w co przez całe życie wierzyłam, zmieniło się w jednej chwili. Dodam, że temat adopcji w moim domu zawsze był praktycznie tabu, bo nie potrafię o tym rozmawiać. Problem polega na tym, że mam z tego powodu blokadę, nie potrafię o tym z nikim rozmawiać, nawet oglądać programów o takiej tematyce. Z jednej strony chciałabym odsunąć to wszystko w przeszłość, a z drugiej bardzo chcę poznać prawdę. Nie mogę już sobie czasami poradzić, to wszystko mnie wypala. Jestem strasznie zdenerwowana, gdy wracam do tej sprawy, wciąż płaczę i nie wiem, co zrobić. Chcę poznać prawdę, ale tak bardzo się boj, że mój świat się zmieni na gorsze, bo tamta rodzina podobno jest patologiczna, a tu jestem taka szczęśliwa, kocham swoich rodziców adopcyjnych i jestem im wdzięczna za to, że dali mi dom i nie chcę ich zranić. Nie wiem, czy powinnam szukać prawdy i swojego biologicznego rodzeństwa - mam do nich tyle pytań, czy odsunąć to w przeszłość i zapomnieć... tylko jak? Co powinnam zrobić?
Postanowiłam napisać do Pani, ponieważ boję się powiedzieć o tym mojej mamie czy siostrze. Ok. 2 lata temu zaczęłam się odchudzać. Któregoś razu jednak bardzo się czegoś najadłam i czułam się źle. Poszłam do ubikacji i zwymiotowałam. Potem zdarzało się to częściej, już świadomie. Od dłuższego czasu postanawiam sobie, że już więcej tego nie zrobię, że znów zacznę jeść, tak jak jadłam i nie będzie wtedy powodów do wymiotów, ale gdy coś małego zjem, po pewnym czasie napada mnie chęć na zjedzenie jeszcze czegoś i jeszcze czegoś, i jeszcze czegoś, aż dojdzie do pełnego "napchania się" i wyrzutów i znów ląduje w ubikacji. Boję się, że to jest bulimia. Ostatnio czytałam o niej i wszystkie objawy się sprawdzają. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Mam złe samopoczucie, po za tym mam dość myślenia ciągle o tym co, sobie przekąsić.
9 miesięcy temu urodziła nam się córeczka. Sama się nią opiekuję, mąż pracuje w Anglii, więc widujemy się co 2 miesiące. Cieszę się, że mam córkę, ale jestem też taka zmęczona, niewyspana i tak bardzo tęsknię za mężem. Nie mam ani chwili dla siebie. Rola matki mnie przytłacza. Mam wrażenie, że ja jako ja przestałam istnieć, marzę o wyjeździe, chwili wypoczynku i możliwości pobycia sam na sam ze sobą. Duszę się wśród pieluch i kaszek, tęsknię za wolnością i "normalnością". A przecież tak bardzo kocham moje dziecko. Czy to co czuję jest normalne?
Gdy nie mam nic do zrobienia, albo zaraz po powrocie do domu, od razu rzucam się na jedzenie. Nie czuję wcale głodu, robię to z nudów, bo tak się po prostu przyzwyczaiłam. Czasem po takim napadzie wymiotuję i biorę środki przeczyszczające. Wiem, że to niezbyt rozsądne, ale ja nie umiem inaczej. Jak mam to zmienić?
Moim odwiecznym problemem jest odchudzanie, ale w czasie kolejnych diet mam też okresy zwątpienia i nie wiem jak sobie z tym poradzić. Czy wizyta i rozmowa z psychologiem może mi pomóc?
Po śmierci moich bliskich: dziadka (zmarł 4 lata temu) i cioci, która się powiesiła, dzieje się ze mną coś złego. Co noc, kiedy chcę pójść do toalety, mam napady lęku. Boję się zobaczenia w oknie, lustrze czy nawet w ciemnym pokoju wiszącej cioci, która zmarła miesiąc temu. Ciężko mi o tym pisać, ale czuję, że powinnam. Czasami strach tak mnie paraliżuje, że nie potrafię pójść do łazienki i spokojnie się umyć, bo czuję, że pojawi się obok mnie zmarła. Śpię przy zapalonej lampce, ale i tak czasami boję się patrzeć spokojnie na pokój. Mam 3 miesięczne dziecko i boję się, że niedługo nie będę mogła normalnie funkcjonować. Niedawno rozmawiałam o tym z mężem, ulżyło mi odrobinę, ale i tak dalej jest to samo. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Może powinnam szukać przyczyny mojego lęku w przeszłości, ale nie mam pojęcia co mogło mi się przytrafić.
Dziecko ma około 2 lat, jest wychowywane niby w normalnej rodzinie. Problem tkwi w tym, że bardzo często wpada w histerię, płacze, wręcz wrzeszczy. Nie wydaje mi się to normalne. Jakie mogą by przyczyny takiego zachowania ?