Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Ostatnio jestem bardzo często przygnębiona, nie mam do niczego najmniejszych chęci, jestem non stop niewyspana, często chce mi się płakać, zamyślam się i zamykam w sobie, jestem bardzo wybuchowa i kłótliwa. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?
Mam 20 lat, jestem adoptowana i przez całe życie żyłam w świadomości, że jestem jedynaczką i moja rodzina mnie porzuciła. Rok temu dowiedziałam się, że mam rodzeństwo, a moja biologiczna rodzina mnie szuka. To był szok i zarazem najgorszy dzień w moim życiu - wszystko, w co przez całe życie wierzyłam, zmieniło się w jednej chwili. Dodam, że temat adopcji w moim domu zawsze był praktycznie tabu, bo nie potrafię o tym rozmawiać. Problem polega na tym, że mam z tego powodu blokadę, nie potrafię o tym z nikim rozmawiać, nawet oglądać programów o takiej tematyce. Z jednej strony chciałabym odsunąć to wszystko w przeszłość, a z drugiej bardzo chcę poznać prawdę. Nie mogę już sobie czasami poradzić, to wszystko mnie wypala. Jestem strasznie zdenerwowana, gdy wracam do tej sprawy, wciąż płaczę i nie wiem, co zrobić. Chcę poznać prawdę, ale tak bardzo się boj, że mój świat się zmieni na gorsze, bo tamta rodzina podobno jest patologiczna, a tu jestem taka szczęśliwa, kocham swoich rodziców adopcyjnych i jestem im wdzięczna za to, że dali mi dom i nie chcę ich zranić. Nie wiem, czy powinnam szukać prawdy i swojego biologicznego rodzeństwa - mam do nich tyle pytań, czy odsunąć to w przeszłość i zapomnieć... tylko jak? Co powinnam zrobić?
Postanowiłam napisać do Pani, ponieważ boję się powiedzieć o tym mojej mamie czy siostrze. Ok. 2 lata temu zaczęłam się odchudzać. Któregoś razu jednak bardzo się czegoś najadłam i czułam się źle. Poszłam do ubikacji i zwymiotowałam. Potem zdarzało się to częściej, już świadomie. Od dłuższego czasu postanawiam sobie, że już więcej tego nie zrobię, że znów zacznę jeść, tak jak jadłam i nie będzie wtedy powodów do wymiotów, ale gdy coś małego zjem, po pewnym czasie napada mnie chęć na zjedzenie jeszcze czegoś i jeszcze czegoś, i jeszcze czegoś, aż dojdzie do pełnego "napchania się" i wyrzutów i znów ląduje w ubikacji. Boję się, że to jest bulimia. Ostatnio czytałam o niej i wszystkie objawy się sprawdzają. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Mam złe samopoczucie, po za tym mam dość myślenia ciągle o tym co, sobie przekąsić.
9 miesięcy temu urodziła nam się córeczka. Sama się nią opiekuję, mąż pracuje w Anglii, więc widujemy się co 2 miesiące. Cieszę się, że mam córkę, ale jestem też taka zmęczona, niewyspana i tak bardzo tęsknię za mężem. Nie mam ani chwili dla siebie. Rola matki mnie przytłacza. Mam wrażenie, że ja jako ja przestałam istnieć, marzę o wyjeździe, chwili wypoczynku i możliwości pobycia sam na sam ze sobą. Duszę się wśród pieluch i kaszek, tęsknię za wolnością i "normalnością". A przecież tak bardzo kocham moje dziecko. Czy to co czuję jest normalne?
Gdy nie mam nic do zrobienia, albo zaraz po powrocie do domu, od razu rzucam się na jedzenie. Nie czuję wcale głodu, robię to z nudów, bo tak się po prostu przyzwyczaiłam. Czasem po takim napadzie wymiotuję i biorę środki przeczyszczające. Wiem, że to niezbyt rozsądne, ale ja nie umiem inaczej. Jak mam to zmienić?
Moim odwiecznym problemem jest odchudzanie, ale w czasie kolejnych diet mam też okresy zwątpienia i nie wiem jak sobie z tym poradzić. Czy wizyta i rozmowa z psychologiem może mi pomóc?
Po śmierci moich bliskich: dziadka (zmarł 4 lata temu) i cioci, która się powiesiła, dzieje się ze mną coś złego. Co noc, kiedy chcę pójść do toalety, mam napady lęku. Boję się zobaczenia w oknie, lustrze czy nawet w ciemnym pokoju wiszącej cioci, która zmarła miesiąc temu. Ciężko mi o tym pisać, ale czuję, że powinnam. Czasami strach tak mnie paraliżuje, że nie potrafię pójść do łazienki i spokojnie się umyć, bo czuję, że pojawi się obok mnie zmarła. Śpię przy zapalonej lampce, ale i tak czasami boję się patrzeć spokojnie na pokój. Mam 3 miesięczne dziecko i boję się, że niedługo nie będę mogła normalnie funkcjonować. Niedawno rozmawiałam o tym z mężem, ulżyło mi odrobinę, ale i tak dalej jest to samo. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Może powinnam szukać przyczyny mojego lęku w przeszłości, ale nie mam pojęcia co mogło mi się przytrafić.
Dziecko ma około 2 lat, jest wychowywane niby w normalnej rodzinie. Problem tkwi w tym, że bardzo często wpada w histerię, płacze, wręcz wrzeszczy. Nie wydaje mi się to normalne. Jakie mogą by przyczyny takiego zachowania ?
Mam 32 lata i ogromną nadwagę. Przy wzroście 167cm, ważę 103kg. Do tego mam od dziecka nadciśnienie, ale biorę cały czas tabletki. Dwa lata temu urodziłam dziecko (przez cesarskie cięcie, 2 m-ce za wcześnie). Dziecko ma porażenie mózgowe i wymaga stałej opieki, dlatego mam mało czasu dla siebie i dbanie o prawidłowe odżywianie. Przebywamy za granicą, bo dziecko ma tutaj dobrą opiekę specjalistów, ale ja nie na tyle jestem biegła w języku, żeby udać się do dietetyka, bądź innego specjalisty - żeby pomóc sobie. Próbowałam już kilka razy się odchudzać, ale jak był tylko mały efekt-nagradzałam to sobie jedzeniem. Brak mi silnej woli.
Od pewnego czasu zauważyłam, że zrobiłam się kompletnie nie do zniesienia. Jestem wredna, złośliwa, ciągle znajduję powody do kłótni. Nie potrafię normalnie porozmawiać, rozwiązać problemu tylko zaraz wybucham, jestem wulgarna, mam swoje racje, nie dopuszczam do siebie słów innych. Na złość robię znajomym w pracy, nie potrafię opanować nerwów... nie wiem co się dzieje. Prawie w ogóle się nie uśmiecham. Zawsze byłam pogodną, sympatyczną i lubianą osobą... tą zmianą zraziłam do siebie bliskich, w pracy już nikt ze mną nie rozmawia. Proszę mi pomóc!
Mam 27 lat. Od kilku lat miewam straszne lęki, zawsze czegoś się boje: albo tego że ktoś mnie napadnie, albo że ktoś włamie się do mojego domu, że mojemu dziecku stanie się coś złego. Były momenty, że bałam wychodzić się z domu, nie miałam ochoty z nikim się spotykać. Kiedy planowaliśmy pobudować dom wymyśliłam sobie, żeby nie robić w nim otworów okiennych bo przecież mógłby ktoś na nas napaść. Pogorszyło mi się w ciąży, nie miałam nastroju, pojawiły się napady agresji (straszyłam męża że coś sobie zrobię, chociaż wiedziałam, że nie mogłabym). Krzyczałam, że mam dość jego i dziecka. Zawsze nachodziło mnie to wieczorem. Czasami próbowałam się hamować ale nie wychodziło. Teraz mam straszne wyrzuty sumienia. Nieraz mam kołatanie serca, w gardle mi coś stoi, wszystko jest szare, zmuszam się do robienia wszystkiego. Byłam u psychiatry ale on stwierdził że to nie depresja, stwierdził, że moja agresja mogła być spowodowana przez spory polip z zatoce szczękowej, ale czy takie coś może dawać takie skutki? Polip mam już usunięty i rzeczywiście nie mam tych napadów, ale dla mnie to absurdalne, żeby on był tego przyczyna. Zrobiłam test na poziom hormonów i ft4 i ft3 nie są w normie ale tsh tak i znowu paradoks. Proszę o pomoc.
Jestem w związku od ponad 2 lat. Dość szybko zaszłam w ciąże i mamy roczną córeczkę. Jak dotąd wszystko układało nam się dobrze, ale od jakiś 3 miesięcy każdego dnia jest coraz gorzej. Kłótnie zaczynają się od drobnostek, ale zawsze kończą tym samym tematem - moim powrotem do pracy.Partner uważa że mamy ciężką sytuacje i za wszelką cenę każe mi wrócić do pracy. Ja absolutnie się z nim nie zgadzam. Nie uważam, że nasza sytuacja jest tak ciężka bym musiał zostawić nasze dziecko opiekunce, po za tym w przeliczeniu, myślę że bylibyśmy na tym stratni, bo ja zarabiam niewiele. On nie słucha moich argumentów. Ciągle krzyczy. Wszystko co robię źle odbiera, od razu się denerwuje. Wyprowadza go z równowagi byle błahostka. Zrobił się arogancki i niekulturalny. Krytykuje mnie przy każdej okazji i grozi rozstaniem. Kiedyś był dobrym i wartościowym człowiekiem teraz się zmienił nie do poznania. Nie rozmawia ze mną, nie spędzamy czasu razem, już nawet nie jemy wspólnie obiadu. Mam wrażenie że on robi wszystko żebym odeszła. Jak z nim rozmawiać by nie wzbudzać w nim agresji i zrozumiał to co chcę mu powiedzieć? Czy jest jeszcze sens walczyć czy lepiej po prostu odejść?
jestem z mężem 3 lata, pół roku jesteśmy małżeństwem, mamy 18 miesięczną córeczkę... Miedzy nami jest coraz gorzej, kłócimy się non stop, więcej kłótni jest przeze mnie, bo mój mąż jest bardzo powolny, a ja na odwrót jak ja o coś proszę to on tego nie robi, a jak robi to kiedy on chce.... Zdarzyło się, że popchnął mnie, niekiedy mówi do mnie słowa, które mnie ranią ...
W domu rodzinnym mojego męża kłamstwo jest na porządku dziennym, może to ma jakiś wpływ na to, że i on ciągle kłamie? Jest złośliwy, w żywe oczy potrafi kłamać i nawet powieka mu nie drgnie. W ogóle mąż zmienia zdanie z minuty na minutę, trudno się z nim porozumieć, a podstawą związku jest przecież zaufanie, którego mam coraz mniej do niego. Czy ten przypadek da się "naprawić"? Z kolei ja jestem strasznie zazdrosna. Czy mogę jakoś zapanować nad tym uczuciem?
Czy są jakieś techniki, ułatwiające rozładowanie stresu, które można wykorzystać w takiej sytucji?
Mam chłopaka i muszę powiedzieć o tym moim rodzicom. Niestety to nie takie proste, ponieważ w ogóle go nie lubią. Jak im powiedzieć, że mój wybór jest jak najbardziej dobry, żeby zdali się na zaufanie do mnie?
Moja żona jest niewidoma od dwóch lat. Niedawno dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Karolina podłamała się bardziej, niż ucieszyła. A wszystko ujmuje w słowach "... bo nigdy go nie zobaczę"... Chciałem abyśmy porozmawiali z psychologiem, ale ona nie chce i upiera się przy tym. Co robić?
Moja 3-miesięczna wnuczka jest bardzo niespokojna, chociaż chwilami potrafi sama do siebie gaworzyć, ślicznie się uśmiechać. Niestety, płacz towarzyszy jej całymi dniami - bywa tak przeraźliwy, jakby ją ktoś obdzierał ze skóry. Nie chce wówczas ani smoczka, ani herbatki, ani nawet piersi matki. Czasam na spacerze trzeba ją brać na ręce, bo krzyczy i wygina się potwornie. Na kolki stosujemy kropelki, ale czy są jakieś uspokajające leki czy poprostu jest taka płaczliwa? Synowa była u pediatry, ale bez rezultatów.
Witam, mam problem ze swoim partnerem. Jestem w 6 miesiącu ciąży, a mój partner więcej czasu poświęca komputerowi i grom niż mi. Rozmawiałam z nim wiele razy ale bezskutecznie. Nie wiem co mam robić ale wiem, że czuję się samotna.
Mąż nadużywa alkoholu od lat. Leczył się i miał 6 letnią przerwę. Od kilku lat przestał chodzić na mitingi i wrócił do picia. Wydaje mu się, że jest lepszy od innych. Zna doskonale mechanizmy sprzyjające piciu, jest po terapii w Stalowej Woli, ale jak utrzymuje ,, jestem mężczyzną , a każdy facet pije". Choruje na nerki i stawy, ale utrzymuje, ze piwo mu pomaga. Ma kilka lub kilkanaście dni przerwy, pracuje (ma własny zakład) i nagle 1 piwo mu nie wystarcza, pije kilka, przez dłuższy czas (całe godziny) obwinia mnie o wszystko (nie chcę z nim chodzić pić, bo wiem czym to się skończy). Jest agresywny w słowach, znieważa moich nieżyjących rodziców. Wścieka się, że córka 16 letnia nie chce go wtedy słuchać. Ciągle obiecuje, że to ostatni raz i nie dotrzymuje słowa. Wychodzi nawet w nocy i chodzi a właściwie jeździ taxi od baru do baru. Głośno śpiewa, potrafi rozmawiać godzinami, funduje innym, zawsze wraca bez pieniędzy i potem spłaca długi. Do pracy idzie pijany i pije w niej piwo albo nie idzie. To trwa 2 lub trzy doby bez przerwy. Gdy trzeźwiej najpierw jest agresywny, wydziera się, pije nadal piwa, a potem łagodnieje i obiecuje, że już nigdy więcej. Wytrzymuje tydzień lub dwa, dawniej więcej. Boję się takiego życia. Mąż nie daje sobie pomóc, a ja jestem kłębkiem nerwów i nie wiem co z dziećmi. Proszę o poradę, co mogę zrobić aby było lepiej i jak nakłonić go do leczenia?
Jak pozbyć się drżącego, załamującego się głosu, który nie pozwala na poprawne wysławianie w sytuacjach stresowych? Czy są jakieś techniki, książki czy specjaliści?