Psychologia
Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.
Chciałabym zapytać, czy terapia metodą EFT może być stosowana w celu wyeliminowania lęku u osoby z zaburzeniami psychotycznymi (poczucie zagrożenia, niewytłumaczalny lęk, nadwrażliwość, stres)? Czy są jakieś przeciwwskazania?
Od pewnego czasu mam bardzo niską samoocenę. Tak dla przykładu to, jeśli jestem gdzieś z moim chłopakiem np. w barze czy w pubie i są tam jakieś ładne dziewczyny, to ja od razu sobie myślę, jejku jakie one są ładne, mają zgrabne ciała itd. Według mnie, na ich tle jestem gruba, brzydka i zaniedbana. To uczucie bardzo mnie męczy. Generalnie muszę powiedzieć, że mam powodzenie u mężczyzn i ludzie mówią, że jestem ładną i atrakcyjną kobietą lecz mi to nie pomaga.
Mam 29 lat i dwoje dzieci w wieku 3. lat i 5. miesięcy. Po urodzeniu pierwszego dziecka całkowicie straciłam zainteresowanie seksem. Nawet sceny erotyczne w filmach kojarzą mi się z czymś niewłaściwym i wzbudzają we mnie niesmak. Na tym tle dochodzi do nieporozumień z partnerem.
Pobraliśmy się dwa lata temu. Przed ślubem było mi wszystko jedno, czy teściowie mnie akceptują czy nie, ale wydawało mi się, że nasze relacje są ok. Czasami wpadaliśmy do nich na kilka godzin, czasem zanocowaliśmy, normalnie rozmawialiśmy. Czasem zastanawiało mnie dlaczego nie zaprosili mnie ani razu na wspólny obiad, święta, imieniny... nie zaprosili mnie na jakąkolwiek okazje do domu choć przecież znaliśmy się z mężem przed ślubem ok. 5 lat. Po spotkaniu z moimi rodzicami wspólnie zadecydowali, że to nasz ślub i nasze wesele, więc możemy sobie wszystko organizować po swojemu i nie będą się wtrącać. I nie wtrącali się do czasu kiedy do ślubu zostało 2 tygodnie. Bo czy na pewno suknia jest biała, bo menu na weselu musi być zmienione, teść mi kazał dzień przed ślubem dźwigać zgrzewki z alkoholem, gdy przywieźliśmy go na salę. Teściowa sama chciała zapraszać niektórych gości. Uparła się, więc przygotowaliśmy dla nich gotowe zaproszenia. Potem okazało się że kupiła sobie swoje i wypisała je po swojemu. Zwracałam uwagę swojemu mężowi, ale on przekonywał mnie, że to takie fanaberie i jego matka tak zawsze się wtrąca i nie trzeba na to zwracać uwagi. Odbył się ślub, potem wesele. Po weselu kłótnia co kto zabiera z wesela, moi rodzice się zdenerwowali, ja już miałam wszystkiego dosyć. Teściowa uważała chyba że wszystko się jej należy. Zażądała, żebyśmy zaraz po tym jak się wyśpimy do nich przyjechali na poprawiny. Nie zwróciła uwagi, że nasi wspólni przyjaciele jeszcze są i trzeba się nimi zająć, że z mojej strony są przyjezdni goście. Uważała, że wszystko musi być tak jak ona chce. A my tymczasem po swojemu pożegnaliśmy przyjaciół oraz część rodziny z mojej strony i po południu pojechaliśmy do rodziny. Tam czekała nas niespodzianka. Teściowe przywitali nas pretensjami, że nie robimy tak jak oni chcą, że ja jestem gówniara, do tego nie wychowana, że moi rodzice są żałośni, że oni mnie doprowadzą do porządku i nauczą rozumu. Przez pół godziny krzyczeli na mnie, że jestem do niczego, zwymyślali mnie i moją rodzinę. Najgorsze jest to, że mój mąż nic nie powiedział, w ogóle się nie odezwał. Pamiętam, że ze zmęczenia straciłam przytomność. Od tamtej pory mam jakąś fobie na ich punkcie. Nie jestem w stanie normalnie rozmawiać na ich temat, tylko płacze i reagują bardzo emocjonalnie. Zupełnie pozbyłam się ich z mojego życia. Nie odwiedzam ich, nie rozmawiam z nimi. Oni też nie wykazują chęci i nie szukają ze mną kontaktu. Leczyłam się na depresje, chodziłam na sesje do psychologa, bo nie potrafiłam sobie poradzić z tym problemem. Co pół roku jest awantura na temat tego gdzie spędzamy święta. Mój mąż z uporem maniaka robi wszystko by się im nie narazić i czasem nie popsuć kontaktów z rodzicami i każde święta w połowie spędza z nimi a w połowie ze mną. Teraz jestem w ciąży, zbliżają się święta i kolejna awantura jest za mną, bo ja kategorycznie odmówiłam jechania do nich, a mój mąż nie wyobraża sobie świąt bez nich. Nie wiem co robić, mam tego dość, nic do niego nie dociera, tysiące rozmów do niczego nie prowadzą. Proszę o radę.
Próbowałem przez internet i nie wychodziło. Jestem bardzo nieśmiały i boję się rozmawiać z nią nawet przez internet, bo mam obawy przed ośmieszeniem.
Syn jest w 3 kl. gimn. W podstawówce prymus, sukcesy w sporcie. Od gimnazjum liczą się tylko koledzy, w szkole złe zachowanie - arogancja, coraz słabsze wyniki w nauce. Od 3 kl. rozpoczął się koszmar - nic tylko koledzy, wyjścia. Poczułam alkohol, najlepszego kolegę nakryłam na używaniu i namawianiu mojego syna do narkotyków. Po rozmowie z Rodzicami owego kolegi, chłopcy nie spotykają się, mają zakaz. Dla syna stałam się największym wrogiem. Jestem cierpliwa, czasem udaje mi się zdobyć jego zaufanie i przychylność, np. ferie spędziliśmy wspólnie na nartach. Jednak teraz nie chce się przygotowywać do egzaminu gimnazjalnego, jest głuchy na moje prośby, wszystko robi, żeby mi dokuczyć, wybrał nawet profil humanistyczny liceum, choć wszyscy wiemy, że jest lepszy z przedmiotów ścisłych. Nie wiem co robić, rozmawiałam z p. pedagog, powiedziała, że syn jest bardzo wrażliwy i drażliwy, że trzeba z nim łagodnie. No i tyle... ja po nocach płaczę, bo szkoda dziecka, ale jestem po prostu bezradna. Rozmawiam i rozmawiam, już wydaje mi się, że coś zrozumiał, a za chwilę to samo - nie będzie sie uczył, zobaczy ile punktów dostanie i wtedy wybierze szkołę. Nauczyciele nie lubią go, wszystkich do siebie zraził, wstydzę się chodzić na konsultacje, bo choć nienajgorzej się uczy, to nigdy nic dobrego o nim nie usłyszałam. Podobne jak jego wybryki, u innych to żart, a u mojego syna powód do nagannej z zachowania, np. jedzenie słoneczmika na lekcji. Chodzi do b. dobrego, rygorystycznego gimnazjum, ale nie chciał go nigdy zmienić. Mną pomiata, wyzywa mnie. Mówi, że mnie nie potrzebuje do niczego, że sam da sobie radę. Kłamie cały czas, we wszystkim - lekcje, koledzy. Ojciec syna też jest bezradny. Mamy oboje wyższe wykształcenie. Z każdym problemem może przyjść do nas. Robi to jednak rzadko i niechętnie. Jest jedynakiem, bardzo go kochamy, ale jesteśmy bezradni. Moja babcia była prawdopodobie chora psychicznie - popełniła samobójstwo (klimakterium), może syn jest chory? Do lekarza nie pojdzie, u psycholgów byliśmy, od dwóch pań usłyszałam, że to nauczyciele go krzywdzą, a starszy psycholog powiedział, że syn jest rozwydrzonym gówniarzem, który mną manipuluje, mam go surowo karać... To nie zdaje egzaminu, jak zabraniam mu wychodzić są iście dantejskie sceny. Jak zabieram komputer, mówi, że ma to gdzieś i proponuje, żebym mu zabrała wszystko, co ma. Gra na perkusji, jest dość zdolny muzycznie, ćwiczy codziennie, ale do szkoły muzycznej nie chce iść, bo to do niczego nie jest potrzebne. Jest bardzo skryty, nie jestem w stanie nic zrobić, żeby się otworzył, mówi, że wiem o nim wszystko i nic nie ma do ukrycia, natomiast ja wcinam się wszędzie. Jest przemądrzały, wszystko wie lepiej, nie przyjmuje żadnych naszych racji. W rozmowach jego argumentem jest krzyk i chamstwo, nie dopuszcza nas do głosu, albo wychodzi do swojego pokoju i zaczyna grać na perkusji. Jak spotyka go jakieś niepowodzenie odreagowuje na nas. Piszę dziś, bo już nie wiem co robić, wyszłam z domu, w niedzielę poszłam do pracy, płaczę i piszę. O 10:30 poszedł do kolegi po zeszyty, bo był chory, matka kolegi nie wpuściła go mówiąc, że syn spi, a potem wyjeżdżają. Syn zrobił mi awanturę bez powodu, teraz odwiedził go kolega, potem gdzieś idą. Tematów zaległych nie przepisze, bo nie ma skąd, jutro w szkole nauczyciele napiszą do mnie, że się nie przygotował, on wróci zrobi mi awanturę i tak to wygląda. CO ROBIĆ?
Nawet najmniejsza bzdura doprowadza mnie do okropnego stanu... I nie kontroluję siebie... Do tego, zamiast chudnąć (bo wszyscy mówią, że z nerwów schudli parę kilo), ja właśnie tyje! Co jest ze mną nie tak? Czym to jest spowodowane? Jak to wpłynie na moje dalsze życie?
Mój pije codziennie na umór. Jestem u kresu wytrzymałości. O leczeniu nie chce słyszeć. Stałam się wobec niego bardzo agresywna, nienawidzę fetoru alkoholu w domu, nienawidzę widoku zapijaczonego faceta, nie toleruję pijanych w autobusie czy gdziekolwiek. Wyładowuje się na pijanym mężu coraz częściej, boję się, że dojdzie do najgorszego. Później płaczę i żałuję tego co zrobiłam. On oczywiście niczego nie pamięta. Czy to już choroba psychiczna? Czy powinnam leczyć się u psychiatry, czy raczej u psychologa?
Mam 36 lat, od 15 lat jestem mężatką, mamy troje dzieci. Raz słońce, raz deszcz - jak to w małżeństwie. Klikaliśmy w necie i ja do tego nie przywiązywałam większej wagi, ale mój mąż znalazł sobie bardzo miłą kobietkę do rozmowy. Najpierw czatowali, potem przeszli na gg, potem na skypa, aż wreszcie spotkali się w realu. Trwa to kilka miesięcy, nie mogę się z tym pogodzić. Mąż uważa, że przesadzam, że daje tylko tej kobiecie odrobinę przyjemności, że ma się komu wyżalić, z kim pogadać, że seksu nie było i nie będzie, a ja jestem najważniejsza i mnie kocha. Dlaczego więc zadaje mi ból?
Od jakiegoś czasu odczuwam ból brzucha, w taki sposób jakbym się stresowała, nie potrafię czasami nad tym panować, jest to irytujące. Przy tym mam duszności, ciężko mi złapać oddech, zwłaszcza jak się denerwuję lub myślę o jakichś problemach, kiedy chcę ziewnąć nie mogę, przy głębokim wdechu odczuwam kłucie w klatce piersiowej. Jak nie mogę wypłakać się na głos, zatyka mnie, czuję jakbym miała jakąś gulę w gardle. Czy to może być nerwica? Co powinnam zrobić?
Mam wielki kłopot, a mianowicie zarówno ja, jak i mąż jesteśmy dominującymi osobowościami. Jesteśmy małżeństwem prawie 2 lata, na początku nie było problemu lecz teraz, kiedy się kłócimy, ani jedno ani drugie nie chce ustąpić. Każde pragnie za wszelką cenę dominować - najlepiej w każdej kwestii. Próbujemy kompromisów, ale na dłuższą metę to się nie sprawdza, a konflikty się pogłębiają. Jak się dogadać? Proszę o pomoc.
Problem z teściami zaczął się, gdy mąż przebywał na misji w Afganistanie. Teściowie często zaglądają do kieliszka. Któregoś razu zadzwonili do mnie późnym wieczorem i zupełnie bezpodstawnie po pijaku zwyzywali od k..., sz..., dz... i materialistek i obwiniali mnie o to, że ich syn wylądował na misji. Naturalnie powiedziałam mężowi o wszystkim gdy wrócił. Stwierdził, że im "nagada". Minęło sporo czasu a wciąż widzę, iż jest z nimi w doskonałych stosunkach, jakby nigdy nic się nie stało. Gdy mówię, iż jest mi przykro, że nie reaguje na ich wyzwiska i ataki mojej osoby, mąż stwierdza, iż on nic takiego nie słyszał. Dodam, że od czasu tych wyzwisk przestałam utrzymywać kontakty z teściami. Staram się również nie dopuszczać do kontaktów z nimi naszemu 3 letniemu dziecku, gdyż w ich domu alkohol jest na porządku dziennym, do tego co drugie słowo to przekleństwo, oraz obrażanie mnie. Chcę wychować dziecko kulturalnie, bez złych słów i z dala od ludzi, którzy mają o mnie tak złe zdanie. Niestety mąż tych argumentów nie słucha i twierdzi, iż nie zabronię jego rodzicom widywania wnuka. Kto ma rację? Dodam, iż małżeństwem jesteśmy od 4 lat i od urodzenia dziecka mieszkamy na "swoim". W ciągu tych lat rodzice męża ani razu nie gościli w naszym domu, nie interesowali się wnukiem (widzieli go zaledwie jakieś 5 razy, gdy sami pojechaliśmy do nich w odwiedziny), do tego dziecko nigdy nic od nich nie dostało (nawet lizaka). Gdy dzwonili nie pytali o wnuka. Niestety mój mąż tego wszystkiego nie zauważa jako problem. Dla dziecka dziadki ze strony mojego męża są obcymi ludźmi. Dziecko nawet ich nie wspomina. Proszę o poradę, czy dobrze robię zabraniając kontaktów?
Nie radzę sobie i coraz smutniej patrzę na swoje życie, a to przez męża alkoholika. Kiedyś czerpałam radość z bycia matką, ale dzieci zdobyły wykształcenie i rozpoczęły swoje życie. Nie wiem, co robić - myślę o wyjeźdie do pracy za granicę, by nie siedzieć w domu i płakać. Mam dopiero 50 lat.
Od chwili, gdy partner poznał moją przeszłość, przechodzimy kryzys. Mimo, że jest moim pierwszym partnerem seksualnym, nie może zaakceptować wcześniejszych chłopaków. Wciąż ma do mnie pretensje o to, jaka byłam, ale przy tym nie chce się ze mną rozstać. Kocham go bardzo i nie chcę stracić, ale już nie daję rady, sama nie wytrzymuję Co mogę zrobić, by umiał mi wybaczyć?
Od 3 lat choruję na nerwicę lękową. Objawy wystąpiły po przeprowadzce za granicę. Razem z mężem postanowiliśmy wrócić do Polski. Mój stan poprawił się, jednak do końca nie jestem jeszcze zdrowa. Biorę Fluanxol. Po tych tabletkach jest lepiej ale przy większym stresie i to nie pomaga. Najgorsze są objawy somatyczne i lęk, że stracę kontrolę nad sobą. Stałam się strasznie zgryźliwa, dokuczam innym, jestem wiecznie niezadowolona i obrażona. Nie mogę wytrzymać sama ze sobą, a co dopiero inni ze mną. Straciłam sens życia. Nic mi się nie chce. Nie mogę sobie poradzić z tym uczuciem. Tęsknie za tą uśmiechniętą, miłą i zadowoloną dziewczyną. Kiedyś miałam pełno marzeń a teraz tylko pustka.
Mam ten problem odkąd pamiętam. Rodzice nie kłócili się ciągle, ale często i to poważnie. Najczęściej to ojciec (słowo "tato" coraz trudniej przechodzi mi przez gardło), zarzucał wszystko mamie. Byle błąd mamy, ojciec przeklinał, wyzywał mamę i krzyczał. W dni bez kłótni wszystko jest normalnie. Śmiejemy się, rozmawiamy, żartujemy. A jak dochodzi do kłótni, to wydaje mi się, że go nienawidzę, mam ochotę gdzieś uciec. Nie mam nawet ochoty rozmawiać z nimi na ten temat. Kiedyś, jak byłam mała, to zrobiłam im taką rozmowę. Ale ojciec tylko się zdenerwował. Nie mam pojęcia, co robić. Za każdym razem, gdy dochodzi do kłótni, płaczę. Kiedy ojciec wyjeżdża z domu, cieszę się jak małe dziecko. Proszę jak najszybciej o Pani pomoc,bo czuję,że to wszystko niszczy mnie od środka.
Od czterech lat sporadycznie wciągam fetę, mniej więcej 2 razy na miesiąc. Zaczęło się od tego, że poznałam fajnego faceta, tylko że jego podnieca seks na prochu, a ja się zgodziłam raz wziąć i tak już reszta sama się potoczyła. Nie mam ciśnienia żeby brać. Po tych czterech latach staneło na tym, że spotykamy się tylko na sex i tylko na prochu. cChce się od Niego odciąć, przestać brać. Wiele razy zmieniałam nr tel., pisałam, że już koniec, ale to tak jakby były puste słowa i czyny, bo dalej to trwa. Wiem, że to nie jest związek, ale boję się nie mieć tego chłopaka przy sobie. Pozostaje chociaż ta świadomość, że gdzieś jest ktoś z kim mogę się spotkać. 4 lata temu byłam normalną dziewczyną, nie miałam większych problemów. W tej chwili nie mogę się na niczym skoncentrować, nie pamiętam najprostszych rzeczy ze studiów, ciągle chodzę zdenerwowana, rozkojarzona, rozpamiętuję błędy, straciłam pewność siebie. Ciągle jestem zmęczona, kilka razy dziennie spada mi ciśnienie do tego stopnia, że prawie zasypiam, i te dziwne, nie przemyślane wypowiedzi, czasami atakuje słownie ludzi. Proszę o radę jak odciąć się od toksycznej znajomości i jak wrócić do dawnego Ja?
Od dłuższego czasu nie umiem spokojnie zasnąć. Usypiam dopiero po 2-3 godzinach. Nic już mi nie pomaga. Chciałabym się raz położyć i od razu zasnąć. Co mam robić, żeby wcześniej zasypiać?
Witam. piszę ponieważ szukam pomocy. Mianowicie zauważam u mojego chłopaka objawy agresji. Jesteśmy razem 3 lata. Wiem, że bez wątpienia jest cholerykiem. To bardzo dobry chłopak, serce ma na dłoni, zawsze pomocny, ale nie radzi sobie z agresją. Nie potrafi radzić sobie z problemami inaczej niż poprzez wyzwiska, krzyk i przemoc. Nigdy nie odniosło się to do mnie, ponieważ tylko mnie szanuje i uznaje, ale odbija się to na jego rodzinie. Mniej więcej co miesiąc dochodzi do awantury, jego matka ma nerwicę i też ma problemy ze spokojnym podejściem do problemu. Wszystkie jego niepowodzenia kończą się awanturą, ponieważ On nie widzi problemu w sobie tylko we wszystkich, którzy znajdują się wokoło. Nie wiem jak sobie z tym radzić, nie chciałabym zostawić go z tym problemem, chociaż wiem, że to byłoby najwygodniejsze dla mnie, wiem, że to nie jest rozwiązanie. Gdzie mogę szukać pomocy? Może jakaś terapia? Problem stanowi jednak dojazd. Mieszkamy w małych miejscowościach, najbliżej znajduje się Biała Podlaska i Radzyń Podlaski (woj. lubelskie). Będę bardzo wdzięczna jeśli w mniejszy lub większy sposób nam Pani pomoże. Pozdrawiam
Mam 16 lat. Nie chce mi się żyć, nic w życiu mi się nie udaje, wszystko co robię jest złe, unieszczęśliwiam innych i siebie, jestem beznadziejna! Więc po co mam się męczyć!? Po co tyle łez, skoro i tak to nic nie pomoże! Już dawno straciłm ochotę do życia! Nie chcę już żyć! Nie potrzebuję gadania, że jestem wartościowa i są ludzie, którym na mnie zależy. Potrzebuję trochęe miłości, której nie otrzymuję! To nie ma sensu... zresztą jak cały ten zakichany interes - życie...
Mam 21 lat i jestem prawiczkiem. Ze swoją dziewczyną jestem od 4 miesięcy i ją kocham. Jest starsza ode mnie, nie jest dziewicą. Gdy ma dojść do stosunku, w czasie gry wstępnej wszystko z erekcja jest ok, lub jest niepełna, a gdy ma dojść do pełnego zbliżenia - erekcja ustaje. Ona mówi, że nic się nie stało, ale teraz po prostu boję się zbliżenia, jest mi głupio. Zależy nam na sobie, a wiem, że im dłużej zwlekam, tym gorzej. Podejrzewam, że może to mieć podłoże psychiczne, ale czy jest na to jakaś rada lub lekarstwo? Dodam, że od 10 roku życia nieustannie się masturbuję. Do tej pory zdarza się, że onanizuję się 4-5 razy w tygodniu. Proszę o pomoc. Odwlekanie mojego problemu może doprowadzić do straty ukochanej.