Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Od 4 miesięcy nie mieszkam z mężem, córka (6,5 roku) mieszka ze mną, a jedną noc w tygodniu spędza u taty. Do tej pory mała rysowała nas wszystkich razem, ostatnio na rysunku jest z tatą lub z mamą. Rysunki są kolorowe, na środku kartki, obie postacie są uśmiechnięte... Czy w związku z tym mogę sądzić, że córka oswoiła się z nawą dla niej sytuacją? Czy mimo, że rodzice nie są razem, nie odczuwa braku poczucia bezpieczeństwa?
Mam problem z moją mamą. Podejrzewam, że ma załamanie nerwowe. Za miesiąc ma operację - sprawy kobiece, poza tym musi razem z swoim mężem, który jest po wylewie i córką 15-letnią opuścić dom, w którym mieszkali ponad 20 lat, bo właściciel wręczył im wypowiedzenie. Schudła przez to przez niecały miesiąc 5 kg, mało je, nie śpi w nocy. Co mam robić?
Mam problemy z podejmowaniem decyzji zarówno w sprawach błahych np. kupno butów, jak i tych poważniejszych (gdzie mieszkać, pracować). Nie wiem, z czego to wynika i jak sobie pomóc. Może jestem za bardzo wymagająca i chcę idealnego rozwiązania? Liczę się też bardzo z opiniami innych, co jeszcze bardziej mnie wpędza w niezdecydowanie. Zazdroszczę ludziom, którzy wiedzą, czego chcą i nie żałują wcześniej podjętej decyzji.
Moja 5-letnia córka jest dość roztropną dziewczynką i doskonale wie (w zakresie jej pojmowania), co jest dobre, a co złe. Od pewnego czasu jednak bardzo często robi źle, a potem mi o tym opowiada. Np. "mamusiu, rozsypałam klocki i nie posprzątałam", "mamusiu, a ja specjalnie obudziłam Zuzię", (młodsza siostra), "mamusiu, a ja bawiłam się w piaskownicy i potem jadłam obiad, a nie umyłam rąk" - z jej słów doskonale wynika, że wie, że zrobiła źle, dlatego irytuje mnie, że mimo tej świadomości robi to, co robi i jeszcze o tym opowiada, jakby się tym chwaliła. Nie rozumiem tego zachowania. Jak reagować na takie słowa? Karać za złe zachowanie, pochwalić za przyznanie się, uparcie tłumaczyć (kolejny raz!), ignorować?
Jestem mężatką od 3 lat. Wydawało się, że to ten jedyny wybrany i w ogóle wszystko było takie cacy na początku. Jednak czas pokazał swoje i nie wiem, co dalej. Nie czuję się szczęśliwa w tym związku, mam już czasem dość i ochotę wyjść i nie wracać. Nie chcę być kimś na siłę. Poznałam kogoś i czuję się kochana. Czy mężatka może się zakochać? Czy jest to coś złego i czy bywa tak w związkach, że po czasie okazuje się, że nie pasuje się do siebie? Bo ja uważam, że my nie pasujemy, to jakby dwa różne światy... Szkoda, że dopiero teraz to dostrzegłam.
Otóż ponad rok temu urodziła mi się cudowna córeczka, którą bardzo kocham i oddałbym za nią życie. Niestety, moje małżeńskie życie od tamtej pory nie jest sielanką. Do dzisiaj nie potrafię w pełni pogodzić się z faktem, iż mam teraz mniaj czasu dla siebie, a większość zdarzeń i działań wokół mnie kręci się dookoła mojej córki. Nie potrafię się zrelaksować w domu, brakuje mi spokoju i nie mogę się przyzwyczaić do ciągłego zamieszania i rozgardiaszu. W związku z tym zacząłem unikać pobytu w domu (na rzecz pracy) i spędzania z rodziną (a w szczególności z córką) czasu. Martwi mnie to, bo przecież już niedługo ona będzie mnie coraz bardziej potrzebować, a ja najchętniej uciekłbym teraz od tej całej sytuacji jak najdalej. Proszę o poradę i pozdrawiam serdecznie.
Mam prawie trzyletnią córeczkę, która często dostaje ataków histerii - trwają bardzo długo. Mam jeszcze ośmiomiesięcznego syna. Córka jest o niego bardzo zazdrosna i agresywna w stosunku do niego (wspólnie opiekujemy się małym). Nie radzę sobie z atakami histerii córki. Jak mam reagować?
Mój trzyletni syn od urodzenia nie przespał ani jednej całej nocy. Gdy pytaliśmy się o to naszego lekarza powiedział nam, że mały musi po prostu z tego wyrosnąć, ale jak długo może to jeszcze potrwać i czy to normalne?
Kocham mężczyznę, który ma 38 lat, a ja mam 15 lat. Czy warto w to wierzyć, że kiedyś będę z nim?
Dzień dobry. Jestem w związku od roku i doskonale wiem, że kłótnie są nieodłącznym aspektem. Od jakiegoś czasu wraz z moim partnerem zastanawiamy się, czy one nas do siebie zbliżają, czy wręcz przeciwnie. Staramy się, aby były one przeprowadzane konstruktywnie, żeby nie była to prosta wymiana poglądów, z której nic nie wynika. Z drugiej strony czy lepiej ich unikać czy raczej traktować jako coś dobrego i oczyszczającego?
Jestem z chłopakiem, któremu na mnie naprawdę zależy, ale ja mam wątpliwości. Nie chcę się angazować w coś, co się okaże błędem. Rozmawiamy o wszystkim i wiem, że nasze dalsze bycie razem do czegoś zobowiązuje i tego właśnie się boję. Wiem, że ma swoje potrzeby, tak jak każdy chłopak, ale ja się obawiam, że nie dam z tym wszystkim rady. Przez to kompletnie nie mogę skupić się na nauce - uczę się, ale na drugi dzień nic nie pamiętam i jeszcze dochodzą problemy z rodzicami i ich zdanie na ten temat... Co robić?
Mam dziecko z pierwszego małżeństwa. Dziecko utrzymuje kontakty z biologicznym ojcem. W obecnej chwili jestem zamężna i spodziewam się drugiego dziecka. Obecnie moje dziecko z pierwszego małżeństwa zwraca się do mojego męża "wujku" jednak sygnalizuje, że jest to dla niej kłopotliwe i chciałaby mówić do niego "tato", tak jak nasze jeszcze nie narodzone dziecko. Wiem, że jej ojciec nie akceptowałby tego. Córka chciałaby, żeby jej nie narodzony brat nie wiedział o tym, że mój mąż nie jest jej ojcem. Prosi nas żeby nie mówić mu tego. Nie chce też każdemu tłumaczyć dlaczego mówi do mojego męża "wujku". Co powinniśmy w tej sytuacji zrobić?
Mam napady płaczu, nie widzę pozytywnych aspektow swojej osoby. Mam wrażenie, że nie podołam w życiu i że wszyscy radzą sobie lepiej niż ja. Mam ogromne problemy z motywacją do nauki i skupieniem, pojawiają się myśli samobójcze, bo wydaje mi się to najłatwiejszą drogą. Nie jest to stan ciągły - pojawia się 2-3 razy w tygodniu. Potem dochodzę do siebie i staram się z tym walczyć, ale to powraca. Czy to po prostu taki okres w życiu i każdy miewa takie chwile? Jak sobie pomóc, nie mogę przecież tak ciągle płakać.
Moja prawie 18-letnia córka spotyka się z już studiującym chłopakiem codziennie od 1,5 roku. Zaniedbała szkołę i nic nie jest dla niej ważne oprócz tego związku. Na próby rozmowy reaguje agresywnie. Nie potrafiła nawet uczestniczyć w rozmowie miedzy mną i jej chłopakiem. W ostatniej chwili "rozmyśliła" się, a po 45 minutach wydzwaniania do niego i do mnie wpadła rozwścieczona. Zaczęłam chodzić do psychologa, ale moja córka nie chce, bo uważa, że nie ma problemu. Muszę przyznać, że dopiero teraz uczę się konsekwencji. Córka otoczona jest jakby murem. Nie mówi nigdy do mnie: pomóż mi, albo nie gniewaj się, bo... czy też przepraszam, głupio zrobiłam. Nie odzywa się lub reaguje agresją albo lekceważeniem. Czy jest jakiś skuteczny sposób postępowania?
Czasami patrzę przed siebie i o niczym nie myślę, nawet nie odpowiadam, jak ktoś do mnie mówi. Nie poradziłam sobie z problemami, chociaż mówię sobie, że już wszystko to pokonałam. Wciąż żałuję, że mam tyle lat i na zmiany za późno.
Jakiś czas temu poznałam fajnego chłopaka, zaczęliśmy się spotykać, dobrze mi się znim rozmawia ... Zaczęło być coraz poważniej: pierwsze pocałunki, przytulanie, ale ostatnio usłyszałam coś okropnego. Powiedział mi, że jego serce nie jest w stanie mnie pokochać (żyje ciągle swoim dawnym związkiem). A jego czyny mówią całkiem o czymś innym. Nie wiem, co mam dalej robić... Dlaczego tak mi mówi i się tak zachowuje? czy kontunuować taką dziwną znajomość? Nie chcę czuć się przedmiotowo.
Mamy po 39 lat, od 8 lat jesteśmy razem i mniej więcej tyle razem mieszkamy. Raz na jakiś czas mój pan sie obraża i milknie. Nie chce rozmawiać, wyjaśniać, słuchać. Za każdym razem bez względu na tzw. winę, łagodziłam sytuację, przepraszałam, błagałam aby się do mnie odezwał, przytulił itd. Wiem, sama stworzyłam taki układ - Pan się obraża, ja biegnę go udobruchać... Za każdym razem bardzo boli to jego nieodzywanie się, jakby karanie nie wiadomo za co. Stwierdziłam, że za wiele mnie to kosztuje, że nie chcę błagać, przepraszać itd. Ja też jestem ważna. Efekt - mój Pan od 1,5 miesiąca wieje chłodem, zero czułosci, seksu - zwykłe codzienne: cześć, smaczne było itp. - padają, ale nic poza tym. Powiedziałam mu, co czuję, że nie chcę tak dalej pogrywać, że mnie to boli - uslyszałam, że przecież jest tak jak chciałam. Pytany, czy nie przeszkadza mu ten kwas między nami, odpowiada - obojętne, na pytanie co do mnie czuje - odpowiada nic. A ja czuję, że serce mi pęka, chciałabym żeby było jak dawniej (nasz zwiazek w normalnych warunkach wygląda tak jakbyśmy sie tydzień wcześniej poznali), ale wiem, że nie mogę znowu na kolanach przepraszać i błagać.
Mam 10 lat. Od pewnego czasu zaczynam się bać być sama i boję się ciszy. Nie wiem jaka tego może być przyczyna. Pisze to z moją mamą i prosimy o jakąś poradę i podpowiedź.
Prawie półtora roku temu rozstałam się ze swoim mężem, kilka miesięcy po urodzeniu naszego synka. Nie spodziwałam się tego, trudno było mi w to uwierzyć. Uwierzyłam, ale nadal jest trudno. Odszedł po 10 latach wspólnego życia (z młodszą, ledwo poznaną kobietą) w bardzo trudnym dla nas momencie, nie licząc się ze stanem moim i dziecka, mimo, że dotąd mogłam powiedzieć, że był najbliższą mi osobą na świecie (i ja dla niego też, choć ciężko mi w to teraz wierzyć). Dziecko było zaplanowane i wyczekane, a my wydawałoby się, dość dojrzali. Nie miałam powodu czuć się niekochana, świadczyły o tym także słowa. Rozmawiamy ze sobą, utrzymuję z nim dość poprawny kontakt głównie ze względu na synka, odwiedza małego dość często. Mam poczucie, że wciąż "coś wisi w powietrzu", że to jeszcze nie koniec tej historii. Wydaje mi się, że on wciąż się miota, a ja potrzebuję zakończyć ten etap swojego życia. Próbowałam rozmawiać, zrozumieć co się stało, ale on nie jest w stanie mi tego wyjaśnić. Potrzebowałam tego, aby zobaczyć w nim tego człowieka, którego kochałam i z którym się rozstałam zachowując ten etap życia jako szczęśliwy. Czuję się oszukana, bo widzę niedojrzałego człowieka, który jest kimś innym, niż wydawał mi się będąc ze mną. Mam poczucie, że to trwa już zbyt długo, że sama dla siebie muszę ten etap zakończyć. Jak to zrobić? Jak postępować, aby traktować go tylko jak ojca naszego synka? Jak układać wspólne relacje, aby to było jak najmniej bolesne, jak nie wplątywać przykrych wspomnień, podejrzeń? Jak przestać tracić życie?
Mój 7-letni syn wyznał mi, że bardzo boi się chodzić ze mną na zakupy do hipermarketu - przerażają go duże budynki i pomieszczenia (supermarkety, kościoły) - zwłaszcza wieczorem. Znacznie lepiej się czuje, gdy wybieramy się całą rodziną tzn. jeszcze z mężem i 3 letnia córeczką. Wtedy wizyta jest dla niego do zaakceptowania. Czy taki lęk to coś poważnego czy z tego wyrośnie?
Mam małego synka, 3-latka - od września poszedł do przedszkola i zaczął zadawać pytania dotyczące jego taty. Tata synka zginał w wypadku samochodowym 2 lata temu. Co mogę powidzieć synkowi i w jakiej formie?