Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Mój 24-letni brat zażywał narkotyki (było to 3 lata temu). Po tym wszystkim ma depresję, choć minęły 2 lata i już nic nie bierze. Czasami chodzi do pracy, tak jak każdy inny człowiek, a czasami po prostu do niej nie przychodzi i zamyka się w sobie. Nie wiem do końca, czy to depresja i czy jego zachowanie jest spowodowane zażywaniem narkotyków w przeszłości. Niestety, gdy chodzi do pracy, nie jest jak każdy inny człowiek. Mój brat po zebraniach chrześcijańskich Świadków Jehowy (nasi rodzice są nieczynnymi Świadkami) po prostu narzuca nam swoje zasady (ja nie byłam Świadkiem). Drze nasze kartki urodzinowe, które przychodzą od znajomych, niszczy ozdoby na choinkę i zabrania nam (mi i mojemu drugiemu bratu) obchodzić Wielkanoc (jestem katoliczką). Należy też wspomnieć, że mój brat leczył się 2 razy w szpitalu psychiatrycznym. Nie chce brać tabletek, a ostatnio zachowuje się, jakby znowu brał narkotyki. Gdy byłam młodsza, prawie sama bym popadła w depresję przez niego, nie chcę, żeby to się powtórzyło. Co mam robić?
Mój syn ma 3,5 roku. Poród był bez komplikacji. W wieku 9 miesięcy zaczął chodzić, do roku mówił pojedyncze słowa: mama, tata, auto itp. W wieku 16 miesięcy został zaszczepiony szczepionką 5 w 1 Pentaxim, dostał odczynu poszczepiennego trafił do szpitala z drgawkami i było chwilowe niedotlenienie mózgu, była 2 razy robiona tomografia, która nic nie wykazała, lekarze dziwili się nawet, że aż tak dobrze z tego wyszedł. Niestety po tym wszystkim synek na pół roku zamilkł, bardzo mało mówił. Potem było coraz lepiej, jednak do tej pory mamy problem z mówieniem, było nawet podejrzenie autyzmu przez jednego logopedę, ale drugi wykluczył, synek jest wesoły radosny, lubi bawić się z dziećmi, przytulać, układa puzzle, klocki, jest troszkę bardziej dynamiczny od swoich rówieśników i dlatego ciężko mi się z nim w domu pracuje, bo nie potrafi skupić uwagi. Logopeda szuka przyczyny trudności w skupieniu uwagi, bo nie może z nim pracować. Twierdzi, że on nie rozumie, jak do niego mówi. Synek wykonuje moje polecenia, ale na pytania nie zawsze odpowie lub też często powtarza pytanie zamiast na nie odpowiedzieć, lub jakiś zwrot. Zauważyłam, że jest na etapie mówienia, jaki ma obecnie moja 2-letnia siostrzenica, która dopiero uczy się mówić i właśnie powtarza tak jak on. Lecz podobno w tym wieku już tego nie powinno być. Czy to może być alalia? Czekamy na wizytę u psychologa, potem neurologa, zlecono nam EEG (choć padaczkę wcześniej wykluczono - drgawki były po odczynie poszczepiennym).
Mam 17 lat. Wydaje mi się, że zachowuję się jak dwie różne osoby. Będąc w szkole mam mnóstwo energii, dużo się uśmiecham, cały czas z kimś rozmawiam, jestem po prostu szczęśliwa. Gdy wracam do domu, najczęściej zamykam się w swoim pokoju i nie mam ochoty na nic. Jestem zmęczona (śpię zawsze co najmniej 8 godzin, więc to chyba nie wina zbyt małej ilości snu), łatwo się denerwuję. Nie wychodzę na dwór, bo uważam, że nie ma tam niczego ciekawego (mieszkamy na wsi, a niestety nie jestem fanką spacerów, lasów i spokoju). Rodzice próbują mnie wyciągnąć na różne wycieczki, ale ja wiecznie jestem niezadowolona. Bardzo chciałabym to zmienić, ale nie potrafię. Często płaczę, czuję się samotna, mam wrażenie, że tracę najlepsze lata swojego życia siedząc w domu i narzekając, ale nie wiem, jak to zmienić. Czy to normalne? Co mogę dla siebie zrobić? Trwa to od ok. roku.
Mam 28 lat, od 12 lat jestem z jednym mężczyzną, po drodze wydarzyło się mnóstwo dobrych i tych złych rzeczy. Obecnie od dwóch lat mieszkamy razem. Mieszkanie kupili moi rodzice, a my ze swoich środków je remontowaliśmy. Na początku było normalnie, on się starał, ale czar prysł. W zeszłym roku doszło do konfliktu, na skutek którego narzeczony wyprowadził się ode mnie. Zaczęło się od błahych spraw, pranie, sprzątanie, bałagan, jeżdżenie bez celu, no i pieniądze, twierdził, że wydał już tyle, że nie obchodzi go, czy ja coś jeszcze kupię, czy nie. Ale nie zamierzał się do niczego dokładać i ciągle marudził, że nie ma na nic i zamroził pieniądze w coś, co nigdy nie będzie jego. Ja starałam się zawsze mówić, że tak nie jest. Jednak do czasu, kiedy nie zaczęli się w to wtrącać rodzice. Widzieli całą sytuacje, że nie za bardzo mi pomaga, marudzi, nie dokłada się i o wszystko ma pretensje. Niestety doszło do tego, że oni też wybuchli. Mój narzeczony usłyszał od nich mnóstwo obelg, wyzwisk, gróźb. Co w konsekwencji doprowadziło do tego, że nikt ze sobą nie rozmawiał! Wtedy miałam pretensje do niego, że wiecznie marudził, nie pomagał mi, do rodziców, że powiedzieli, mu tyle przykrych słów, i do siebie, że w pewnym momencie wybuchłam i kazałam mu się pakować! Sytuacja opanowała się po dwóch miesiącach, wprowadził się, ale co jakiś czas wracamy do tej kłótni. On twierdzi, że czuje się jak intruz, że moi rodzice to najgorsi ludzie, jakich zna, i kieruje w ich stronę mnóstwo obelg. Czasem się przełamie i jedziemy tam na obiad, ale z czasem to wszystko wraca! Wiem, że jemu jest ciężko, i wiem, że rodzice chcieliby jak najlepiej, ale czasem nie są w porządku nawet względem mnie. Nie raz przez nich płakałam, gdy usłyszałam niejeden atak i szantaż w moją stronę! Teraz słucham, jak mój narzeczony w wielkiej nienawiści wypowiada się o moich rodzicach, ma do nich pretensje i wypomina mi, że to on w tych ciężkich chwilach mi pomagał. Wróciły stare, problemy, kłótnie, z tym że on nigdy nie widzi swojej winy. Gdy proszę go, żeby nie krzyczał, odpowiada mi wulgarnie. Ja zazwyczaj nie wytrzymuję tego i płaczę. Wyzywam go. A on mi odpowiada, że jestem taka sama jak moi rodzice! Że mam iść do psychologa i śmieje się pod nosem, ale ja już nie wytrzymuję. Strasznie mi przykro, że tak się do niego odnoszę, płaczę przez to nie raz, że jak mogłam mu tak powiedzieć i na tym się kończy. Bo jak próbujemy już po kłótni porozmawiać normalnie, to on mówi, że nie widzi swojej winy i że ja jestem jakaś emocjonalna i on sobie tego nie życzy. Robi mi na złość i na portalach zaprasza, jakieś dziewczyny, które mają po 18 lat, z którymi nawet nie rozmawiał. Czasem myślę, że może on czegoś szuka (bo w przeszłości zrobił mi takie dwa numery) i teraz boję się, że znów szuka u tych małolat jakiegoś kontaktu, czy spotkania! Jak każę mu się z tego wytłumaczyć, to się śmieje i mówi, że nie będzie robić tego, co ja chcę. Za to wymaga ode mnie, żebym ja odnosiła się do niego z szacunkiem. Przykro mi, bo rodzice nie raz mnie zawiedli, nie raz były jakieś awantury i zostałam poniżona przez ojca. Przeżywałam kiedyś każdą kłótnię w domu i nie chcę takiego domu dla "rodziny którą mam stworzyć ze swoim chłopakiem''. W przyszłym roku ślub, ja po raz kolejny mam wątpliwości, boję się, kłótni, krzyku, niezrozumienia, boję się, że odejdzie do kogoś innego, jego pretensji i że znów wybuchnę i powiem o dwa słowa za dużo. Co ja mam zrobić, mam odwołać ślub, próbować rozmawiać z narzeczonym, który winę widzi tylko po mojej stronie? Próbuję z nim rozmawiać, proponowałam nawet jakąś poradnię, ale mnie wyśmiał i powiedział, że leczyć to ja się mogę. Wstyd mi o tym rozmawiać w cztery oczy. Nie wiem, co mam zrobić.
Pisałam do Pana jakiś czas temat o zachowaniach mojego 3,5-rocznego syna. To krótka Pana odpowiedz: "Przy autyzmie dzieci mają widoczny problem z nawiązywaniem kontaktu, mową, spostrzeganiem przedmiotów - np. zabawek - całościowo, koncentrując się na ich elementach, mają przeróżne stereotypie w zachowaniach i wydawanych dźwiękach i wiele innych problemów - więc już na pierwszy rzut oka obraz Pani synka nie pasuje do tych ram. O ADHD trudno mówić, nie widząc dziecka. Nie wiem, gdzie Pani mieszka - proszę odnaleźć najbliższą poradnię psychologiczno-pedagogiczną i umówić się na konsultację". Jak Pan polecił, poszliśmy do poradni, Pani na pierwszej wizycie stwierdziła, że są to zwykłe opóźnienia mowy i trzeba nad tym pracować, problem był już na 2 wizycie, kiedy dziecko już miało około godziny spędzić z terapeutą. Niestety syn ma problem ze skupieniem się nad czymś na dłuższy czas i stwierdzono, że jednak jest tu jakiś problem. Wysłano nas do psychologa, a następnie do neurologa, czekamy właśnie na wizytę. Syn ma problem ze skoncentrowaniem się na pewnych rzeczach na dłużej i jest to nasz podstawowy problem, dlatego ciężko też mi się z nim pracuje w domu, ale już po pierwszej wizycie w poradni po ćwiczeniach uważam, że jego mowa lekko się poprawiła (ćwiczyłam z nim w domu to, co zalecono). Układamy układanki, co synek bardzo lubi, obawiam się, że będą kierować nas w stronę autyzmu, opisywałam Panu cechy dziecka i Pan to (oczywiście tylko z opisu) sam wykluczył. Dodam jeszcze, że ojciec dziecka jest osobą bardzo zamkniętą w sobie, mało mówiącą, w rodzinie był problem z mówieniem, mąż ma również wadę wymowy, czy może być jakieś podłoże genetycznego tego, co się dzieje? Dziecko jest radosne żywiołowe, kontaktowe, boję się, aby złą diagnozą go nie skrzywdzić, słyszałam o wielu takich przypadkach.
We współczesnym świecie kobiety często przejmują role stereotypowo przypisywane mężczyznom. Tak jest nie tylko w biznesie czy polityce, ale również w relacjach partnerskich. Czy to jednak kobietom się opłaca? Czy kobieta silna i dominująca jak samiec alfa jest szczęśliwa?
Miesiąc temu rozpoczęłam pracę w sezonie, to moja pierwsza praca. Pracuję co drugi dzień, praca nie jest wyczerpująca, warunki pracy są dobre. Jednak po czasie dotarło do mnie, że moja decyzja o pracy była nieprzemyślana. Przyjechałam z przyjaciółką. Ona bardzo chciała pracować i przez kawał czasu ja też byłam pewna, że tego właśnie chcę. Jednak kiedy przemyślałam wszystko, zrozumiałam, że nie czuję się tu szczęśliwa. Mam wrażenie, że będąc tutaj marnuję czas, zamiast gonić za tym, czego naprawdę chcę. Bardzo interesuję się teatrem. Jestem nim zafascynowana. Tak się składa, że niedaleko mojej rodzinnej miejscowości jest teatr, do którego jeździłam dość często. Poznałam tam mnóstwo ciekawych ludzi, w tym jednego chłopaka, na którym już dość długo mi bardzo zależy, jednak nie miałam odwagi podejść i zgadać. Chciałabym spędzić tam więcej czasu, przełamać się i bliżej poznać tych ludzi. Zaczepić się tam jakoś. Nie chcę jednak zawieść przyjaciółki i wyjść na mięczaka. Wiem, że nawet jeśli powiem jej, jak się czuję, to miałaby do mnie żal, gdybym zrezygnowała. Jednak perspektywa bycia w tym miejscu do września mnie przeraża. Do tej pory nie miałam odwagi robić tego, co chcę. Zawsze się zbierałam, ale nigdy nie wychodziło, jak chciałam. Sądzę, że to dlatego, że przyjaciółki nie dzielą moich zainteresowań, a perspektywa robienia czegoś samej mnie trochę przerażała. W październiku wyjeżdżam na studia do zupełnie innego regionu. Mam takie uczucie, że jak nie zacznę gonić za tym, co chcę, teraz, to potem nie będę miała okazji. Cały czas o tym myślę. Nie wiem, co mam robić. Chciałabym w końcu zrobić coś dla siebie i dla własnego szczęścia, ale wiem, że zawiodę tym samym inne osoby.
Leczę się na depresję od wielu lat. Pobyty w szpitalu i również branie leków nie pomagają. Czuję się pusty, bez ducha, jestem skreślony, brak we mnie sił, nie umiem podejmować decyzji. W moim przypadku niczym to nie zostało spowodowane, a narosło ze wszystkiego i gdzie tu szukać przyczyny. Moje dni wyglądają w ten sposób, że leżę cały czas bez motywacji i perspektyw życiowych, nie wiem, gdzie szukać pomocy, skoro leki nie pomagają i regularne chodzenie do psychologa też nie pomaga.
Właściwie odkąd pamiętam, boję się wyjazdów, najogólniej mówiąc wszelakich zmian. Pierwsza noc w akademiku na studiach była istną katorgą - nie mogłam spać, waliło mi serce, chciałam wymiotować itd. Przez kolejny tydzień nie było lepiej. Na wakacjach nad morzem - pierwsza noc to samo, resztę jakoś oswoiłam za pomocą alkoholu. Kiedy po wypadku samochodowym musiałam zostać w szpitalu, nie martwiłam się stanem zdrowia, a faktem, że będę musiała tam nocować. Ciężko mi jeździć do narzeczonego - prawie tego nie robię, bo boję się u niego nocować. Do tego dochodzi paskudna kuchnia serwowana przez jego babcię. Nie potrafię tam ani jeść, ani spać. Do tego rok temu przegrzałam się, będąc tam na krótkim wypadzie. Po powrocie z izby przyjęć całą noc leżałam i było to samo - waliło mi serce, chciałam zwymiotować. Miałam wrażenie, że umrę. Za trzy tygodnie bierzemy ślub i pewnie zamieszkamy z jego rodzicami, bo mają duży dom, w innym mieście. Do tego mamy wyjechać na wczasy za granicę. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę. Panicznie boję się wyjechać. Nie wiem, co mam robić? Jak sobie z tym poradzić?
Mam 18 lat i boję się starszych mężczyzn, w sumie mam problemy z nawiązywanie i utrzymywaniem relacji jakichkolwiek. Boję się odrzucenia i tego, że zawiodę drugą stronę, dlatego ograniczam kontakty. Rzadko kiedy pokazuję emocje przy innych, jest to raczej chłodna obojętność, odbierana jako zachowanie niekulturalne. Czasami szczególnie na wiosnę popadam w skrajny smutek, codziennie płaczę. Myślę o tym, jaką bezużyteczną jednostką jestem, okaleczam się, nie widzę celu w niczym. Ciągłe zmęczenie i senność od kilku lat nie pozwala mi normalnie funkcjonować, nie umiem wstać do szkoły, ani uczyć się, co wywołuje kolejne problemy. Przeplatają się te stany z niepohamowaną euforią, płaczem z niewiadomego szczęścia, dziwną energią, zmieniającą się zwykle w agresję i złość, widzę oczyma wyobraźni, jak robię krzywdę. Często czuję się jakbym była obok, odczuwam narkotyczne stany. Oprócz tego boli mnie głowa i np. ręce, wtedy nie mogę nimi ruszyć. Z tego powodu nadużywam leków przeciwbólowych. Z góry dziękuję za jakiekolwiek zainteresowanie.
Mam taki nietypowy problem z moim facetem. Jesteśmy razem od ponad 3 lat. On ciągle nie ma dla mnie czasu, zawsze ważniejsza ode mnie jest praca, szkoła, siłownia - mnie stawia na dalszym planie. Kiedy tylko chcę się z nim spotkać, atakuje mnie, że chcę, żeby nie zdał i jestem egoistką, bo on ma też swoje życie. Mieszkamy niedaleko siebie. Jak chcę porozmawiać o uczuciach, każe mi przestać. Jak powiem mu, że czuję się niechciana, to twierdzi, że ja mam jakiś problem. Ciągle każe mi się leczyć, bo twierdzi, że mam problem ze sobą, a ja potrzebuję tylko miłości i trochę czasu. Nie potrafię  z nim rozmawiać. Jak tylko zacznę jakiś temat, to go to nie interesuje. Twierdzi, że nie mamy wspólnych tematów do rozmów. Jest strasznie zamknięty, o mówieniu o uczuciach mogę tylko pomarzyć. Sama nie wiem, co robić. Bardzo często płaczę i zastanawiam się, czy ma to jakiś sens. On jest dla mnie wszystkim i bardzo go kocham, ale sama nie wiem, czy dam radę to wszystko ogarnąć, bo się wyniszczam. Wszyscy moi znajomi i rodzina mówią mi, żebym go zostawiła, że kocham go ślepą miłością. Co robić w takiej sytuacji ?
Jestem w dobrej relacji z kobietą. Z jej postawy wynika, że mnie kocha (takie odnoszę wrażenie) i tu mam problem, ponieważ bez żadnej przyczyny z mojej strony, ona czasem staje się w stosunku do mnie oschła i oziębła (z mojej strony nie ma w tym żadnej winy, aby się tak zachowywała w stosunku do mnie, nawet najmniejszej). Jesteśmy w tej relacji na odległość, spotykamy się na parę dni co dwa lub trzy miesiące. Ale rozmawiamy ze sobą codziennie w wolnych chwilach. Do głowy przychodzą mi różne myśli, dotyczące tego stanu rzeczy. Jest pięknie i w pewnej chwili coś jest nie tak, staje się oziębła i oschła, mimo że z mojej strony nie zrobiłem nic, aby miała się tak zachowywać w stosunku do mnie. Jakie są tego przyczyny? Mnie przychodzi do głowy myśl, że pojawił się ktoś trzeci. Rozmawiałem z nią o tym i ona twierdzi, że to ze zmęczenia. Ja też jestem nieraz zmęczony, ale nigdy tego nie przenoszę na naszą relację, mimo wszystko staram się być dla niej zawsze dobry i miły, i taki jestem. Czy są jakieś inne przyczyny tego stanu niż to, że pojawił się ktoś trzeci? Może moje takie myślenie jest wynikiem złych doświadczeń z kobietami z przeszłości. Pytam, bo jest mi z tym bardzo ciężko i nie wiem, co mam o tym myśleć. Jesteśmy już dorosłymi ludźmi po 40.
Kibicowanie nie jest tylko czystą zabawą, to także fenomen psychologiczny, który ma różne oblicza. Czas wielkich międzynarodowych rozgrywek ujawnia zaskakujące mechanizmy rządzące wspólnotą, rozbudza w ludziach ukryte instynkty i zmusza do uczestnictwa w wielkim, zbiorowym rytuale. Dowiedz się, jakie mechanizmy psychologiczne kryją się za kibicowaniem i sprawdź, jakim typem kibica jesteś.
Od 2,5 roku w moim życiu występują problemy, które dotyczą mojej męskości. Problem polega na tym, że z powodu braku wzwodu zatraciłem siebie oraz wspólne życie z moją żoną, zacząłem oglądać filmy porno oraz uprawiać masturbację, problem powracał, najgorszą rzeczą, jaką mogłem zrobić, zamiast porozmawiać o tym z żoną, zamknąłem się w sobie i znalazłem kochankę, z którą pisałem smsy i rozmawiałem o filmach pornograficznych, w mojej głowie często pojawiała się pustka i złość na to, że mam taką dolegliwość. Bardzo kocham moją żonę i widzę, jak cierpi po mojej zdradzie, bardzo pragnę naprawić nasze wspólne życie i przekonać ją, że nie jestem już takim człowiekiem, który ją zranił. Nasze życie zmieniło się w koszmar, po tym jak kilka razy, gdy się kochaliśmy, zaniemogłem, moja żona tłumaczyła mi, że to nie jest ważne, że ważny jestem ja jako osoba. Bardzo ją kocham, ale nie potrafię dotrwać do końca, gdy się kochamy, myślę tylko o tym, żeby jej było dobrze, jestem pełen podniecenia i pożądam ją całą, ale mój penis odmawia mi posłuszeństwa. Mam wyrzuty sumienia i źle się z tym czuję, że nie sprawdziłem się jako mąż i dodatkowo jeszcze jako facet, któremu dała wszystko, a ja to zaprzepaściłem. Mój problem ze wzwodem pojawia się co jakiś czas i jest to niezależne ode mnie, bardzo chciałbym się kochać z moją żoną, ale brak wzwodu w pewnym momencie psuje wszystko, więc chciałbym prosić o poradę, czy takie objawy, jakie mam, mogą być pierwszymi objawami impotencji i czy można to wyleczyć.
Jak zmotywować się do działania, gdy to, co mamy do zrobienia (nauka, trening, projekt do pracy, porządki), wymaga dużego wysiłku? Ten, kto znajduje radość w podejmowaniu nowych zadań, osiąga większe sukcesy niż osoba traktująca je jako zło konieczne, dlatego warto poznać metody, dzięki którym zaczniesz odczuwać przyjemność z wykonywania obowiązków.
Od około 3 tygodni mam problem ze snem. W południe jestem padnięta, chce mi się spać, a gdy już wieczorem leżę w łóżku, to nie potrafię zasnąć. Ostatnio zaczęłam pić zieloną herbatę, ale wyczytałam, że to nie ona jest powodem mojej bezsenności.
Od jakiegoś czasu mam problemy ze snem. Kiedy tylko za oknem robi się ciemno, odczuwam lęk. Nie potrafię powiedzieć, czego się boję, po prostu kiedy się kładę, zaczynam panikować, przyspiesza mi oddech i puls, mam napady histerycznego płaczu. W głowie pojawiają mi się obrazy różnych przerażających postaci i zjawisk, a ewentualne odgłosy za oknem czy u sąsiadów tylko potęgują wrażenie czyjejś obecności. Kiedy już uda mi się zasnąć, to dręczą mnie koszmary senne. Związane są zazwyczaj ze śmiercią bliskich lub moją własną, lub też są zupełnie abstrakcyjne, np. o tym, że coś rozrywa mnie na strzępy i pożera. Każdy kolejny wieczór i myśl, że znowu muszę położyć się spać, sprawiają, że zaczynam się bać. Nie wiem już do kogo się zwrócić. Kiedyś uwielbiałam spać. Problem pojawia się dopiero po zmroku, z drzemką w ciągu dnia, jeśli mam na nią możliwość, nie ma żadnego problemu, bo czuję się bezpiecznie, gdy jest jasno. Jestem w coraz gorszym stanie, nieprzespane noce lub przespane w ciągłym strachu źle wpływają na moją kondycję i samopoczucie za dnia.
Jestem młodą kobietą. Od pewnego czasu dzieje się coś złego z moim zdrowiem. Gdy tylko wsiądę (jako pasażer) do samochodu lub gdy muszę pojechać gdzieś autobusem lub komunikacją zbiorową, czuję się fatalnie. Gdy tylko wiem, że nie ma w pobliżu toalety, po prostu serce wali mi jak młot, ręce się pocą, czuję lekkie drgania i przede wszystkim parcie na stolec. Nigdy tak nie miałam, a teraz każdy wyjazd jest horrorem. Wstydzę się pójść do lekarza i opowiedzieć o swoim problemie. Domyślam się, że problem tkwi w psychice z powodu silnego stresu, nie mniej ciężko jest mi normalnie funkcjonować. Jak sobie choć odrobinę pomóc?
Mąż mnie dwukrotnie zdradził. Jesteśmy bezdzietnymi, 20 lat razem. Nie wiem, co robić, ostatnia zdrada 3 miesiące temu. Bardzo chce być ze mną, mówi mi, że mnie kocha. Pierwszą zdradę mu wybaczyłam, ledwie uporałam się, i po 11 latach następna, powód to brak seksu, rozmów, bliskości. Tak mi powiedział. Jego romans trwał pół roku i polegał na oglądami filmów porno i masturbowaniu i opisywaniu tego, co widzieli on i ona w smsach i rozmowach. Do spotkań fizycznych nie doszło, bo ona nie chciała. Próbuję ratować małżeństwo, kochamy się, ale czasami podczas penetracji jego penis robi się miękki, podczas pieszczot jest bardzo podniecony. Nie wiem, co się dzieje, dlaczego teraz chce być ze mną, dlaczego seks nie wychodzi. Czy on jest normalny, czy to moja wina? Dlaczego mnie zdradza? Nie spełniam jego oczekiwań jako kobieta. Czuję ból i cierpienie, nie wiem, co mam robić, jak dalej żyć, czy on kolejny raz wykorzysta to, że go kocham i będzie zdradzał. Bardzo chce mi pokazać, że się zmienił, tylko to już mi obiecywał za pierwszym razem. Nie wiem, co mam robić, czy mu po raz kolejny wierzyć, czy jest oszustem, kłamcą. Płacze i błaga o ostatnią szansę, a ja nie wiem, co mam robić. Nie chcę po raz kolejny dać się oszukać. Bardzo boję się samotności, ale nie chcę być z nim z tak niskich pobudek. Kocham go bardzo. Jak pokierować swoim życiem. Co zmienić w naszym życiu, by nie dochodziło do zdrad?
Od prawie 4 lat jestem w związku. Od początku było trudno. Ja mieszkałam w Polsce, chłopak w Norwegii. Mimo to dawaliśmy radę. Od 1,5 roku mieszkam z nim za granicą. Wyjechałam, by ratować związek, gdyż było ciężko. Mówił o zaręczynach, właściwie obiecywał, bo nie doszło do nich do dziś. Uznaliśmy, że zrobimy krok do przodu i wyznaczyliśmy datę ślubu oraz zarezerwowaliśmy dom weselny za 1,5 roku. Niestety wszystko zaczęło się psuć. On miał dla mnie mało czasu, zaabsorbowany własną firma. Popadłam w depresję. W zasadzie z uśmiechniętej dziewczyny stałam się ciągle płaczącą. Dzień rezerwacji lokalu był dla mnie tym najszczęśliwszym. Niestety wszystko zostało na mojej głowie. On nie chciał uczestniczyć w dalszych przygotowaniach i o tym rozmawiać. Tłumaczył to własną nerwicą i błahymi powodami. Przecież jeśli ktoś kogoś kocha, nie robi drugiemu krzywdy. Moje szczęście minęło. Zrezygnował ze ślubu. Nie rozstaliśmy się, nie wiem, czy dalszy związek ma sens. Niejedno mu wybaczyłam. Nie wiem, czy to zdołam zrobić i tym razem.
Borykam się od lat z problemem drżącej ręki, wręcz władającej nade mną w sytuacjach publicznych, jak posłodzenie herbaty, podpisanie dokumentu w pracy, urzędzie itp. Szukam pomocy, bo to staje się moją obsesją, wręcz lękiem, co to będzie za chwilę, muszę coś podpisać, a ręka przy tej czynności zaczyna latać jak oszalała i jest nie do opanowania. Jestem po wizycie u psychiatry, który zapisał mi lek. Po przeczytaniu ulotki na razie nie mam odwagi go przyjąć. Czy w tym wypadku pomoże psycholog? Jak z tym walczyć?