Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Od roku mieszkam w Anglii, a od 5 miesięcy jestem w ciąży. Borykam się z problemem prawdopodobnie nerwicy. Nie dobrze mi na widok łazienki, kuchni co rano trwają 2 godziny. Wyjście z domu także objawia się walką z mdłościami. Próbuję myśli zastąpić jakimiś czynnościami, jednak to nie pomaga do końca. Próby jazdy autem wyglądają tak, że zanim dojadę do celu mam nudności, po czym się uspokajam i kiedy wracam, wszystko mija. Często też zaciskam zęby. Przed ciążą objawy takie miałam, ale rzadko. Jestem szczęśliwą mężatką, mam pełne wsparcie męża, mało stresów. Zgłosiłam to lekarzowi, który prowadzi moją ciążę, ale uznał, że wyniki mam dobre i przepisał Cyclizinę. Biorąc jednak te tabletki, chodzę senna, mam przyspieszone bicie serca. Czy to rzeczywiście nerwica? Bardzo bym chciała pójść po poradę do psychologa, ale dopiero co zaczęłam się uczyć angielskiego, więc jest to teraz dla mnie problem.
Od dłuższego czasu meczą mnie dolegliwości wskazujące na depresję. Jakoś to na początku znosiłem, ale jak "doszły" do tego myśli samobójcze, to podjąłem decyzję, by omówić to z psychologiem. I tu pojawił się kłopot, bo moi rodzice są temu przeciwni. Czasami nawet mam wrażenie, że bagatelizują mój problem, choć niejednokrotnie przy nich mi się "pogarszało" i widzieli "to" ewidentnie. Jak ich przekonać do tej wizyty? Czy mogę sam (tzn. bez opieki kogoś dorosłego) skorzystać z konsultacji psychologicznych? Czy funkcjonują placówki publiczne (na NFZ), które przyjmują nieletnich na kasę chorych (m.in. argumentem "przeciw" moich rodziców jest cena za konsultacje).
Mam 23 lata i od dłuższego czasu obserwuję u siebie obniżenie nastroju. Mam poczucie beznadziejności, często myślę, że chciałabym stąd zniknąć. Bardzo łatwo się denerwuję i właściwie o wszystko. Wybuchnę krzykiem, choć wiem, że nie powinnam, lub duszę w sobie coś, co mnie irytuje - błaha rzecz, która we mnie narasta. Jestem w związku, lecz mój parter zarzuca mi, że się nie angażuję, nie okazuję uczyć, i jak sama o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że jest mi obojętne, tak jak większość rzeczy. Stałam się obojętna i leniwa. Nic mi się nie chce, wolę zostać w domu, choć spotykam się czasem ze znajomymi i jestem normalną, uśmiechniętą osobą. Ponad rok temu rozstałam się z chłopakiem, w którym byłym zakochana na zabój. Wystąpiły u mnie zaburzenia miesiączkowania, problemy ze snem, płakałam nawet na uczelni, choć ukrywałam to, jak tylko mogłam, doszło nawet do samookaleczenia. Po 3 miesiącach wróciliśmy do siebie, a gdy myślałam, że już się pozbierałam, sama odeszłam. Był to dla mnie ciężki czas, bo nikomu się nie żaliłam, a mama cały czas dokładała mi, mówiąc, że jestem beznadziejna, głupia, że z nim jestem. Zawsze byłam niewystarczająco mądra, ładna, ciągle źle coś robiłam, choć na ogół mamy dobry kontakt. Wydaje mi się, że jestem normalną osobą, ale nie radzę sobie ze sobą, swoimi nerwami i myślami. Potrafię się rozpłakać nad moją beznadziejnością, nawet podczas sprzątania w szafie.
Mam 13 lat. Obawiam się, że mam nerwicę lękową. Od długiego czasu nie mogę spać sam. Chodzę niewyspany i bez sił. Nie wiem, jak mam sobie poradzić z faktem, że czeka mnie śmierć. Myślę ciągle o przemijaniu. Interesuję się astronomią i fizyką i wiem na te tematy bardzo wiele Pewnego wieczoru, kiedy chciałem się już kłaść, rozmyślałem sobie nad życiem. Doszedłem do wniosku, że kiedyś wszystko we wszechświecie zostanie rozerwane na pojedyncze atomy. Sam fakt śmierci mnie nie przerażał. Przerażało mnie to, że nie ja umrę, ale wszyscy ludzie. Potem było tylko gorzej. Nie mogłem spać. I zacząłem się bać, że umrę. Było coraz gorzej. Powiedziałem o tym rodzicom, bo zdałem sobie sprawę, że dzieje się ze mną coś złego. Mama jednak mnie wyśmiała. Potem miałem takie dni, że prawie w ogóle o tym nie myślałem, tylko coś tam mi się przypomniało. I znowu! Dostałem ataku paniki. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Pisząc to, płaczę. Ponadto uważam się za dość dojrzałego. Mam dziewczynę i tylko wtedy, kiedy ona jest, na 100% nie myślę o śmierci. Poza tym zawsze czułem się niekochany.
Świadomie mogę powiedzieć, że nienawidzę własnego męża. Jesteśmy małżeństwem od 25 lat, a ja nie mogę nawet patrzeć na niego bez pogardy i wstrętu. Zastanawiam się, a nawet boję, czy nie popadam w chorobę psychiczną. Ciągle się kłócimy i wzajemnie obwiniamy o wszystko, ja mam mu za złe, że sama musiałam się martwić o zdrowie, byt i wychowanie naszych dzieci, w końcu zaczęłam pić. Teraz trzeźwieję, ale go za to nienawidzę, bo uważam, że to z jego powodu wpadłam w alkoholizm. Jak wyrzucić z pamięci krzywdy, które mi wyrządził? Jak zapomnieć o braku wsparcia z jego strony? Jak mu wybaczyć? Niszczy mnie ta nienawiść i chciałabym się już z niej wyleczyć, a nie potrafię sama. Co robić? Jak ratować rodzinę?
Jestem z moim chłopakiem od 4 lat. Jak się poznaliśmy, poświęcał mi czas, kupował kwiaty, prezenty. Jednak najbardziej cieszyłam się, że ma dla mnie czas, że mam z kim porozmawiać, zwierzyć się. Jednak od dłuższego czasu jest dla mnie niedostępny. Pracuje w rodzinnej firmie. Normalny czas jego pracy to 7.00-17.00 i soboty 7.00-13.00. Po godzinach robi swoje rzeczy, które są związane z jego pasją - fascynują go samochody. Zmienia silniki, części, lakieruje, kupuje, wymienia itd. i tak do późnych godzin. A dla mnie nie ma czasu. W miesiącu widujemy się może z 6 razy. Zazwyczaj w soboty albo niedziele. Ja nie potrzebuję drogich prezentów czy tych głupich kwiatków, chciałabym, żeby było tak jak dawniej, żeby miał dla mnie czas. Mieliśmy wspólne plany: dom, dzieci, wspólna przyszłość. Wręcz marzyłam, żeby mi się oświadczył, żebyśmy dążyli do rozwoju naszego związku. Dodam jeszcze, że mam 20 lat, a mój chłopak 23. Przeraża mnie to, że często w naszym związku padają bardzo przykre słowa. Przyznaję, że sama dość często w nerwach i z braku sił mówię, że nie kocham, że chcę się rozstać. Ale to silniejsze ode mnie. On często dzwoni i krzyczy na mnie, czy jest pobudzony, zdenerwowany, przeklinamy. Teraz nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim. Czuję się ciężarem, czasami aż łzy cisną się do oczu, a w gardle mam taką kluchę, że nie mogę wypowiedzieć słowa. Najgorsze jest to, że bardzo się do niego przywiązałam.
Jestem 3 lata z moją dziewczyną, mam 20 lat, a ona 21. Jak to w związku, bywały dni, w których się kłóciliśmy dość intensywnie, a później często żałowaliśmy oboje. Ogólnie umówiliśmy się, że gdy szkołę skończymy, wyjedziemy za granicę, by zarobić i zacząć życie na swoim mieszkaniu bez kredytów. Wyszło na to, że pozwoliłem jej jechać samej, a co gorsza, sam jej tę prace załatwiłem. Ja nie pojechałem, bo w Polsce znalazłem naprawdę dobrą i dobrze płatną pracę. Ona jednak jest już miesiąc za granicą. Początkowo jej się nie podobało, bo w pracy ciężko itd., ale stopniowo zaczęła się przyzwyczajać. Teraz się dowiedziałem, że nie chce wracać... Jakoś ją zmusiłem do powrotu za miesiąc, czyli pod koniec wakacji, lecz z tego co mi wiadomo, po niedługiej wizycie w Polsce chce wrócić. Czyli już na jesień, a co gorsze mówiła, że na dłużej niż pół roku. Ja już po miesiącu nie daję rady, całymi dniami tęsknię i myślę o niej, chociaż spotykam się z kumplami, mam pracę i aktywnie spędzam czas, by nie mieć dużo czasu na myślenie. Mimo to cały czas siedzi mi w głowie. Bardzo ją kocham. Nie wiem, dlaczego ona chce tam zostać. Najgorsze jest to, że nie mogę rzucić mojej pracy, a raczej nie chcę. Bo później będę żałował. Jestem młody, myślałem też o wyjeździe za granicę, ale nie widzę w tym nic fajnego, pracować od 6 do 21 codziennie z wyjątkiem niedzieli. To nie życie! Tutaj w Polsce chociaż mniejsze zarobki, to mam po pracy dużo czasu dla siebie. Bardzo bym chciał, żeby do mnie wróciła i już została. Zastanawiałem się nawet nad założeniem rodziny, może to by ją zatrzymało przy mnie. Bardzo tęsknię.
Mam 21 lat, do zeszłego roku byłam szczęśliwą mężatką, dopóki nie dowiedziałam się o zdradzie męża, od tam tej pory czuję jakby świat mi się zawalił. Zabrano mi wszystko, w co dotychczas wierzyłam i ufałam. Daliśmy sobie szansę, mąż deklarował zmianę. Rok walczyłam o jego zmianę, płakałam, prosiłam, nic nie robił. Gdy doszliśmy do wniosku, że nic z tego, dowiedziałam się, że jestem w ciąży, to nas bardzo do siebie zbliżyło. Mąż stał się czuły, troskliwy. Niestety po kilku tygodniach poroniłam i wszystko znów się posypało. Po 3 miesiącach od straty dziecka odeszłam od męża do innego mężczyzny. Jednak i z nim nie wyszło, bo nadal kocham męża. Na sprawie rozwodowej doszliśmy do wniosku, że jeszcze zawalczymy o to małżeństwo. Lecz mi brakuje siły. Czuję się jakbym miała w sobie dwie osoby. Jedna chce ratować, druga - odpuścić, bo czuję, że to się nie uda. Dodam, że on jest zagranicą, ja w Polsce. Rodzina jest przeciwna wszystkiemu i doradza rozstanie, bo nie tolerują męża i jego rodziny. Dodatkowo czuję presję z ich strony i niezadowolenie z każdej decyzji. Totalnie nie mam siły. Jestem wykończona psychicznie. Kocham męża, ale boję się kolejny raz zaczynać z nim od nowa. Toczę wewnętrzną walkę serca z rozumem. Mam okropne wahania nastrojów raz się śmieję i czuję euforię, że damy radę, a potem płaczę i jestem bezsilna. Chciałabym przestać istnieć i już nic nie czuć.
Mimo że metoda in vitro jest skuteczna i powszechnie stosowana, pary decydujące się na nią często czują się nieakceptowane. Nie wiedzą też, jak powiedzieć bliskim, że są pacjentami kliniki leczenia niepłodności, a ich dziecko jest z in vitro.
Modafinil to substancja, którą od lat stosuje się w leczeniu narkolepsji. Jednak modafinil stał się szerzej znany dopiero niedawno, kiedy masowo zaczęli po niego sięgać pracownicy korporacji, studenci i sportowcy. Podobno przyjmował go nawet prezydent USA, Barack Obama. Modafinil - podobnie jak inne psychostymulanty, np. amfetamina - zwiększa bowiem wydajność fizyczną i psychiczną, jednak w przeciwieństwie do nich nie daje skutków ubocznych i nie uzależnia. Czy na pewno?
Jestem z chłopakiem prawie 3 lata. Jest starszy ode mnie o 2 lata, oboje jesteśmy pełnoletni już od dawna. Jest moim pierwszym w każdym aspekcie. Ja jego nie. Miał kilka dziewczyn przede mną, z wieloma pisał, flirtował, typowy kobieciarz. Jestem z nim szczęśliwa, ale wciąż myślę, że coś mnie ominęło w życiu. Czasem wyobrażam sobie, co on robił, czuł, mówił im wszystkim. Także widziałam wiele rozmów z innymi dziewczynami lub opisów, co z nimi robił. To boli i ciągle wraca. Co mam robić, jak z tym żyć? W dodatku odczuwam coś na kształt zazdrości, że on miał takie przeżycia, a ja miałam i mam tylko jego. Czuję się przez to gorsza. Mogłabym odejść, "wyszaleć się" i wrócić, ale boję się, że on pójdzie do innych, a ja nie będę potrafiła wrócić do niego, jeśli choć raz znów do jakiejś napisze lub coś gorszego. Co robić? To boli i męczy.
Mam 17 lat i od jakiegoś czasu obawiam się, czy nie występuje u mnie przewlekła depresja. W ciągu ostatniego roku w różnych odstępach czasowych i przeważnie na kilka tygodni powtarzają się u mnie takie objawy, jak nieokreślony smutek, problemy ze snem, nie cieszą mnie rzeczy, które normalnie powinny. Dodatkowo byłam kiedyś bardzo dobrą uczennicą z przedmiotów ścisłych, a teraz jakbym straciła do tego talent. Nie potrafię się skupić, a oceny się pogarszają. Bardzo łatwo przychodzi mi też płacz, czasem nawet bez powodu. Nie wiem, czym innym może być to spowodowane. Nie spotkała mnie żadna większa tragedia - czy może być to wina drobnych, ale bardzo częstych kłótni z rodzicami? W domu często zdarzają się sprzeczki, zazwyczaj o bardzo błahe sprawy. Problem z moimi rodzicami jest taki, że są bardzo radykalni, a o każdą nawet drobniutką rzecz, która się im się we mnie nie spodoba, robią wielką awanturę. Gniew zazwyczaj szybko mija i już następnego dnia normalnie ze sobą rozmawiamy, ale narasta we mnie ta frustracja, że oni żyją w przekonaniu, że dobrze wychowują mnie i moje rodzeństwo. Są bardzo bezkompromisowi, wychowywali mnie również w przekonaniu, że nie mam prawa do własnego zdania. Udało mi się wyrosnąć z nieśmiałej i ubezwłasnowolnionej dziewczynki - a obawiam się, że w tym kierunku posłało mnie właśnie ich wychowanie, może nawet nieświadome. Niestety, dalej boję się mówić przy nich o pewnych rzeczach. Są na przykład obsesyjnymi katolikami i naprawdę nie wiadomo, co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, że jestem ateistką. Potrafią być czasem niezrównoważeni, więc żyję w ciągłym niepokoju. Proszę o pomoc. Wiem, że na rodziców nic nie poradzę, ale boję się, czy nie mam depresji i czy mi się jeszcze nie pogorszy (biorąc pod uwagę, że ostatnio kłótni jest coraz więcej).
Metamfetamina (w slangu narkotykowym kryształ, piko), to pochodna amfetaminy o bardzo silnym działaniu pobudzającym. Jednocześnie jest to jeden z najbardziej toksycznych i wyniszczających organizm narkotyków – uszkadza mózg, obciąża serce, prowadzi do występowania psychoz, urojeń, myśli samobójczych, utrudnia gojenie się ran, przyspiesza procesy starzenia się. Uzależnienie od metamfetaminy jest trudne do wyleczenia i niemal zawsze prowadzi do trwałych zmian w układzie nerwowym.
Moje pytanie dotyczy dbałości psychologów o zachowanie tajemnicy zawodowej przy sporządzaniu i przechowywaniu notatek z sesji. Czy zapiski te są oznaczone imieniem i nazwiskiem pacjenta, czy może istnieją praktyki anonimizowania tych informacji na wypadek, gdyby miały one trafić w niepowołane ręce? Jak psychologowie radzą sobie z ochroną tych dokumentów.
Dlaczego tłumimy emocje - potrafimy się gotować w środku, ale nie dajemy tego po sobie poznać? Umiejętność trzymania swoich zachowań na wodzy to objaw dojrzałości, ale wywołuje też skutki uboczne.
Mam 22 lata, od ponad miesiąca przyjmuję leki antydepresyjne, gdyż zdiagnozowano u mnie nerwicę lękową. Do tej pory byłam osobą bardzo uzdolnioną muzycznie - teraz jakoś nagle "straciłam" głos i ciężko zapamiętuję dźwięki. Czy przyjmowanie takich leków może mieć na to wpływ i jak temu zaradzić?
Jestem w młodym wieku, idę na studia w tym roku, jednak może okazać się, że jestem w ciąży, ta myśl powoduje, że zaczynam myśleć o samobójstwie, nie ma dla mnie nic gorszego niż dziecko w takim wieku, moi rodzice też nie wyobrażają sobie tego. Uważam, że śmierć jest jedynym rozwiązaniem tego problemu.
Jestem uczennicą czwartej klasy technikum, mam 19 lat, a mój problem polega na tym, że moja mama traktuje mnie jak własność. Nie mam własnego zdania, najważniejsze jest jej i co ona powie, to tak ma być. Od 1,5 roku mam chłopaka, na którym mi bardzo zależy, kocham go i planujemy być już zawsze razem. Ale moja mama dała mi odczuć, że go nie lubi. Ciągle mi powtarza, że on mnie zostawi, wyzywa go, sugeruje, że zmieniłam się przez niego. Ja tak nie uważam, po prostu chcę mu więcej czasu poświecić i jak najwięcej z nim być i przez to też spędzam mniej czasu z mamą No ale to jest też kolej rzeczy, że dzieci dorastają i chcą żyć własnym życiem. Niestety ja nie mogę powiedzieć, że żyję własnym życiem, ponieważ ciągle jest między mną a chłopakiem moja mama, która na każdym kroku robi mi przykrości. O wszystko się wypytuje: co robiłam, gdzie byłam, z kim byłam, o której wróciłam. Jak nie miałam wcześniej chłopaka, nie interesowało ją to wcale. Kiedy jestem z chłopakiem i nie odbiorę telefonu, bo mam wyłączony dźwięk, robi awanturę, że nie odbieram od niej telefonu, że nie po to mi kupiła telefon, żebym nie odbierała. Po tym wszystkim obraża się i nie odzywa. Kiedy mój chłopak chce przyjechać do mnie, jest milion powodów, aby nie przyjechał, więc jeżeli on nie może do mnie przyjechać, to chce mnie zabrać do siebie, ale wtedy też jest milom powodów, żebym nie jechała do niego. Są wakacje, nie widzimy się teraz za bardzo, bo mieszkamy od siebie 30 km dalej, więc pojechałam do niego na tydzień. Codziennie wieczorem musiałam do niej dzwonić, żeby z nią rozmawiać i powiedzieć, co robiłam cały dzień. Kiedy pojechałam do niego, ciągle słyszałam, ile to w domu jest do robienia, jaka ona po pracy jest zmęczona, mówiła to tylko po to, żebym wróciła do domu. A tak naprawdę jestem potrzebna jej tylko po to, aby zrobić obiad, pozmywać i tyle, a tak cały dzień nie mam co robić. Pyta mnie naprawdę o nieistotne rzeczy, które nie dotyczą mnie, tylko o rodzinę mojego chłopaka, a jak zapytała z kim śpi mój chłopak, powiedziałam, że ze mną, to rozłączyła się i obraziła. Powiedziała, że jak ukończę szkołę to w wieku 20 lat nie pozwoli mi wyjść za mąż. Nie raz przy moim rodzeństwie wyśmiewała się z mojego chłopaka, bo to rolnik, rodzeństwo starsze zwracało jej uwagę, że to moja sprawa, nie jej, z kim jestem i żeby się nie wtrącała. Nie raz i ze mnie się wyśmiewała z tatą, że mam takiego chłopaka, ale kiedy chciała coś od niego, to udawała miłą, żeby on to zrobił. Nie mogę jej się przeciwstawić, bo będzie zła albo ja się rozpłaczę, boję się cokolwiek odezwać, nie mam tej pewności siebie, co też przekłada się na moje zachowanie w szkole, jestem nieśmiała, boję się odezwać, bo nie wiem, jak rówieśnicy na to zareagują, nie wiem, co mam robić, czuję się bezsilna na zachowanie mojej matki. Kiedy mi sprawia przykrość, zamykam się w sobie, płaczę, myślę o tym, żeby odebrać sobie życie, bo czuję, że jestem jej potrzebna tylko do sprzątania i gotowania. Zastanawiam się, czy to ze mną jest wszystko w porządku, czy może to moja wina albo mama jest za bardzo toksyczna. Nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Jestem rozwódką i matką 15-letniej córki. Czytając wszystkie artykuły na forum o nastolatkach wcześnie rozpoczynających życie seksualne, nie mogę sobie tego wyobrazić. Dlaczego? Już od 3 miesięcy zauważam dziwne zachowania córki. Mimo tego iż idzie w tym roku do 3 klasy gimnazjum i jest bardzo dobrą uczennicą, zaczęła zachowywać się bardzo dziecinnie. Zawsze gdy wraca ze szkoły, mówi trochę innym głosem niż normalnie, wyższym i bardziej dziewczęcym niż jej normalny głos. Zaczęła spać z pluszakami, co mnie zdziwiło, ponieważ nie robiła tego od 10. roku życia, twierdząc, że jest na to za duża. Od rozwodu stroni od dotyku kogokolwiek innego oprócz mnie, szczególnie chłopców, nawet tych z rodziny. Zawsze także stroni od tematu seksu, zostałam wychowana w rodzinie, gdzie ten temat nie był tabu i mogłam o tym swobodnie porozmawiać z mamą, a moja córka zawsze potrafi się od tego jakoś wymigać. Może to wydawałoby się komuś śmieszne, ale martwi mnie nawet to, że wychodzi z pokoju lub przełącza kanał, gdy w telewizji (np. w jakimś serialu) jest scena z całowaniem. Niedawno znalazłam także w jej pokoju kolorowankę, większość stron była pokolorowana, ale odłożyłam przedmiot na miejsce, nie wiedząc dokładnie jak zareagować. Bardzo łatwo płacze i łatwo sprawić, aby się rozpłakała. Chciałabym także wspomnieć o tym, że rozwodziłam się z mężem, gdy córka miała 8-9 lat i był to dla niej naprawdę duży stres. Mąż miał kłopoty z alkoholem, a wcześniej pogrążony w pracy nie poświęcał jej dużo uwagi, nawet jeżeli by chciał. Czy powinnam porozmawiać z córką i pójść z nią do psychologa?
"Osobisty przewodnik po depresji" to literacki opis osobistych doświadczeń dotyczących depresji. Tomasz Jastrun krok po kroku śledzi i opisuje depresję niczym bestię, która potrafi przybrać różne postacie. "Dzielę się tu swoim doświadczeniem z wami, którzy cierpicie na depresję. Gdziekolwiek jesteście, na dnie czy w kręgach mniej dolegliwych, przypominam – to nie jest tylko wasz dramat. Przekazuję własne doświadczenia, ale też sięgam do przeżyć innych. Chcę opisać depresję z różnych stron, a ma ona niezliczoną ilość twarzy, postaci, form i stadiów, od łagodnych, poprzez poważne, do skrajnie dramatycznych. Nie ma jednej depresji, jest ich tak wiele, jak liczni są cierpiący, ale w swojej wielości ma dużo cech wspólnych" - pisze autor we wstępie do książki. Poradnikzdrowie.pl objął patronat medialny nad publikacją.  
Wspólny urlop jest okazją do odświeżenia i umocnienia relacji między partnerami. Ale czasem lepiej jest od siebie odpocząć, dać sobie chwilę wytchnienia. W zależności od stażu waszego związku warto wybrać inne rozwiązanie. Sprawdź, co radzi psycholog!