Psychologia

Psychologia bada mechanizmy, które rządzą ludzką psychiką i zachowaniem, a także analizuje wpływ zjawisk psychicznych na relacje międzyludzkie. Psychologia nie tylko próbuje odkryć wzorce zachowań, ale również pomóc ludziom, borykającym się z różnymi problemami. Jej nazwa pochodzi z języka greckiego i oznacza naukę o duszy. Jednak nie była znana w starożytności - termin ten powstał dopiero w XVI wieku.

Wakacyjna miłość jest kusząca: przystojny, zaprasza na kolację przy świecach i romantyczny spacer, razem pijecie drinki. Mówi, że to na ciebie czekał przez całe życie. Zanim dasz się ponieść emocjom, zastanów się, czy warto się w tę wakacyjną miłość angażować. Jaką cenę zapłacisz, gdy zakochasz się zbyt mocno, a znajomość okaże się tylko letnią przygodą?
Introwertycy mają zdumiewającą zdolność bycia całkowicie niezależnymi od innych. W odróżnieniu od ekstrawertyków my odnajdujemy siłę i energię w samotności – potrafimy znakomicie wykorzystywać cenny czas, jaki spędzamy sami ze sobą, do pełnej koncentracji i skupienia się na tym, nad czym akurat pracujemy.
Pacjent w chorobie nowotworowej ma prawo do chwil słabości, bo przed nim niełatwa droga, jednak zarówno on sam, jak i jego bliscy powinni pamiętać, że rak to dzisiaj często choroba przewlekła, w wielu przypadkach w 100% uleczalna. Z kolei oddziały onkologiczne to nie smutne umieralnie, a miejsce, gdzie chorzy mają szanse walczyć o siebie, gromadzić siłę. O emocjach towarzyszących pacjentom i ich rodzinom, o tym, jak na nich wpływa świadomość pojawienia się poważnej choroby rozmawiamy z Adrianną Sobol, psychoonkolożką.
Mam pewne pytanie dotyczące dziwnych stanów świadomości, które występowały u mnie w okresie nastoletnim. Otóż, gdy miałem około 13 lat zdarzało się, że "wchodziły" mi dziwne stany umysłu. Podczas tych stanów miałem poczucie, że to wszystko, co dzieje się wokół mnie, ma charakter snu, a wydarzenia przybierają formę "fabuły", w której rozgrywała się akcja. Jednocześnie byłem świadom tego, iż to nie jest żaden sen, tylko ze mną coś jest nie tak. Taki stan przychodził nagle i trwał parę godzin, czasem występowały "przebłyski normalnej świadomości" Co ważne, to wszystko nasilało się, jak robiło się ciemno na dworze, gdy przychodził wieczór, albo w ciemnych pomieszczeniach. Dodatkowo zmysł dotyku wydawał mi się "snem" - był nieprawdziwy, a przestrzeń wokół wydawała się dwuwymiarowa. Kontakt z innymi ludźmi był normalny, potrafiłem logicznie myśleć i wiedziałem, gdzie jestem, jak się nazywam itd. Tylko czułem, jakbym był od świata trochę "oddzielony mgłą". Dodam, że jakoś w tym czasie zostałem skierowany na EEG (z powodu tików nerwowych) i wyszło podejrzenie padaczki. Pamiętam tylko, że na wyniku pisało coś w stylu: ostre fale w płacie ciemieniowo-skroniowym, sugerujące padaczkę. Pamiętam tylko tyle, gdyż było to dawno temu. Dzisiaj jestem zdrowym mężczyzną, nie mam już takich problemów, lecz piszę to po to, ponieważ przypomniały mi się te incydenty i tak mnie to zaintrygowało, że mam silną potrzebę dowiedzenia się, co to mogło być.
Od 3 lat jestem w związku, od roku moja dziewczyna przechodzi ciężki okres. Na początku sporadycznie traciła humor bez powodu, uznawaliśmy to za stres, chwilową chandrę, ciężki dzień. Niestety, gorsze dni z czasem zdarzały się coraz częściej, na chwilę obecną jest bardzo źle - rano nie ma siły wstać z łóżka, co chwilę płacze, na nic nie ma ochoty, nic jej nie pomaga. Jak rozmawiamy o tym, co się dzieje, to sama przyznaje, że nie ma żadnego powodu, że nic złego się nie dzieje. Mówi, że po prostu jej źle. Staram się ją wspierać, jak mogę, staram się z niej ściągać codzienne obowiązki, na które nie ma siły, zmieniłem sporo w sobie, by było jej tylko lepiej. Staram się, by nie siedziała i płakała, podpytuję, na co ma ochotę, co by chciała zmienić. Niestety, nic to nie daje. Jak z nią rozmawiam o wizycie u psychologa, to mówi, że widzi potrzebę, ale że nie ma na to siły. Pójdzie, jak ją będzie miała. Gdy naciskałem, wywoływałem odwrotny efekt, więc odpuściłem, licząc, że ta "siła" sama przyjdzie. Niestety od ponad 3 miesięcy nie przyszła... Nie wiem już, co mam robić, sam czuję, że jestem na krańcu załamania nerwowego, wszystko, co robię, nie przynosi absolutnie żadnych rezultatów. Co zrobić, by w końcu udała się do specjalisty? Ta sytuacja niszczy ją, nasz związek, mnie i moją miłość.
Jestem trzydziestoparoletnim mężczyzną. Mój problem polega na nierozładowanym napięciu seksualnym. Zacząłem współżyć późno. Było to parę razy. Problem polega na tym, że ciągle myślę o seksie z dziewczynami. Nie mam powodzenia u dziewczyn, nie podobam się im. Próbuję walczyć z pornografią, ale nie wychodzi mi to, mam postanowienia, ale jak przychodzi wieczór, nie mogę się powstrzymać przed masturbacją. Dodam, że robię to około 16 lat, czuję się źle z tego powodu, a nawet czuję wstręt do siebie. Pewnie jest to forma odreagowania na stresy i próba dokuczenia sobie. Nie wiem, co mam zrobić, myślałem, żeby chodzić do pań lekkich obyczajów, ale nie jest to moralne wg mnie i czułbym się źle z tego powodu.
19 maja zmarła w domu po długiej chorobie moja ciężko chora żona w wieku 68 lat. Zarzucam sobie, że nie zapewniłem żonie lepszych warunków życia, np. kilka dni przed śmiercią nie podjąłem z żoną rozmowy na temat udania się do prywatnego specjalisty, który na pewno uratowałby jej życie, ale nas nie było na to stać. Zarzucam sobie, że nie zadzwoniłem na pogotowie kilkanaście minut wcześniej. Zarzucam sobie, że w momencie śmierci żona straszliwie krzyczała, a ja byłem w tym czasie w kuchni, rozpaczliwie usiłując się dodzwonić do pogotowia. Zarzucam sobie, że nie reaguję na nieudolność ratowników, nie wnosząc oskarżenia. Wszystkie testy w internecie wskazują, że mam ciężką depresję. Chciałbym jak najszybciej umrzeć, ale powstrzymują mnie dzieci, wnuki i prawnuki, które dziadka kochają, a ja niestety zupełnie zobojętniałem. Do psychiatry nie pójdę, bo nie mam zaufania do lekarzy. Leczę się na kilka drobnych chorób, ale myślę o zaprzestaniu przyjmowania leków, lecz boję się bolesnej śmierci. Mam 72 lata, jestem niepełnosprawny w stopniu lekkim, ale nie ubiegam się o podwyższenie stopnia po tym, jak potraktowano moją żonę, schorowaną kobietę z II grupą, odmawiając jej przez powiat i województwo karty parkingowej.
Mam męża, własne mieszkanie, stałą pracę. Mój mąż od dawna chciał dziecko, ja niekoniecznie. Odsuwałam to zawsze w czasie, możliwie jak najdalej. Mój mąż obawiał się, czy aby na pewno może mieć dzieci i miał ku temu powody. Moja sytuacja w pracy była nieciekawa i wówczas jednym z lepszych rozwiązań wydawało się zajście w ciążę. "Bo kiedy jak nie teraz?" - pytał mąż i otoczenie. A ja, mimo iż czułam, że nie jestem gotowa, odważyłam się i stało się, od razu. Myślałam, że ciąża sprawi, iż wszystko zmieni się na lepsze. Odchodząc na L4 straciłam niemal wszystkich znajomych. Zostałam sama w czterech ścianach, z mężem, który pracuje, spełnia się, ma kolegów i wyjeżdża z nimi, spotyka się. A ja po prostu czuję się samotna. Za 2 miesiące rodzę i wiem, że będzie jeszcze gorzej... będę siedzieć z dzieckiem, którego nie chcę teraz. Czuję, że powinnam zwiedzać świat, realizować się, a nie taplać się w pieluchach. Nie czuję tego! I nie chcę rad w stylu - wyjdź i poznaj kogoś. Sory, ale próbowałam i to nie działa. Nie umiem o tym porozmawiać z kimkolwiek, bo boję się reakcji w stylu "powinnaś się cieszyć tym stanem!". I totalnego braku zrozumienia. Chciałabym odnaleźć radość w macierzyństwie, ale boję się, że jak urodzę, to dziecko wręcz będzie mi przeszkadzać, że go nie pokocham. Wolałabym przesunąć ta ciążę o 3-4 lata i trochę pożyć. Mam wrażenie, że dziecko będzie balastem i przeszkodą - sama byłam wpadka, byłam niechciana przez swoją rodzinę na każdym kroku i jako dziecko 7-letnie chciałam popełnić samobójstwo. Chwilami żałuję, że wtedy tego nie zrobiłam. Moje życie to porażka. Macierzyński się skończy i będę musiała wrócic do pracy, której nie znoszę. Nie umiem znaleźć zajęcia, dzięki któremu mogłabym zarabiać i jednocześnie się realizować. Nie wiem, co dalej...
Oziębłość seksualna to stan, w którym pacjent nie odczuwa zainteresowania aspektami seksualnymi lub tematyka ta interesuje go tylko w nieznacznym stopniu. Problem ten może dotyczyć tak samo kobiet, jak i mężczyzn. W przypadku oziębłości seksualnej wyróżnia się wiele jej potencjalnych przyczyn, ale i – szczęśliwie – wiele opcji leczenia tego stanu.
Głód alkoholowy to stan, w którym dochodzi do wyjątkowo silnej ochoty napicia się alkoholu. Objawy głodu alkoholowego dotyczą przede wszystkim psychiki, ale nie tylko. Istnieją również i somatyczne objawy głodu alkoholowego. Stan ten jest groźny, ponieważ może doprowadzić do przerwania nawet wieloletniej abstynencji od alkoholu – szczęśliwie istnieją sposoby na zwalczanie głodu alkoholowego.
Captagon (inaczej fenetylina) to tabletki z amfetaminą. Dawniej znalazły zastosowanie jako lek w terapii ADHD, depresji i narkolepsji, jednak odkryto, że to narkotyki o bardzo silnym działaniu uzależniającym, które mogą dawać poważne skutki uboczne, i zakazano ich stosowania. Jak działa captagon? Jak rozpoznać objawy zażycia? Jakie może dawać działania niepożądane?
Pierwsze w Polsce biuro podróży dla osób niepełnosprawnych zostało założone przez Małgorzatę Tokarską. Jego pomysłodawczyni wie, że nie ma takiej niepełnosprawności, która nie pozwalałaby podróżować. Sprawdziła to na własnej skórze. A potem postanowiła pomóc spełniać marzenia o poznawaniu świata. Choć sama zmaga się z chorobą, zaryzykowała i tak powstało jej biuro podróży dla osób niepełnosprawnych. Pani Małgorzata pokazuje, że chcieć to móc!
Zgodnie z założeniami psychoterapii Gestalt, człowiek ma zasadniczy wpływ na swój los. Przy wsparciu terapeuty zdolny jest odnaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania oraz wypracować własne sposoby radzenia sobie z trudnościami, których doświadcza (jest to tzw. twórcze przystosowanie). Pomocne są mu w tym naturalne zasoby pochodzące z jego umysłu, ciała, a także emocji. Wzrastająca popularność podejścia Gestalt sprawiła, że stało się ono jednym z najważniejszych nurtów psychologicznych ostatnich lat. Komu może pomóc Gestalt i w jaki sposób?
Trzy miesiące temu zostawiła mnie dziewczyna, którą bardzo kochałem i kocham nadal. Powodem była jej zdrada, jej wybór miłości do kochanka, który był jej "przyjacielem". Chcę, żeby wróciła, ale ona chyba już wybrała. Jak mam się podnieść? Wszystko we mnie umiera, mam myśli samobójcze, a boję się teraz zaufać komuś na nowo, bo to się znowu stanie.
Moja siostra lubi narzekać, gdy przyjeżdża do domu, że tego nie ma, tamtego nie ma. Sama nie dała znać, że tego będzie potrzebowała, albo sama powinna zakupić. Widzi tylko negatywy, nie pochwali, a skrytykuje dopiero co umytą podłogę, że jest brudna, choć sama wpływu nie ma na tę czystość i ja lub mama, które dbamy o wszystko na jej przyjazd, czujemy się dotknięte przez takie niepotrzebne uszczypliwości. Wychodzi z nich na to, że nie umyłyśmy podłogi, choć to zrobiłyśmy. Marudzi też na to, co dostaje na obiad do jedzenia w trakcie posiłku. Ciężko w takiej atmosferze skupić się na jedzeniu i o czymś miłym porozmawiać. Ona sama nie gotuje w domu, mama jej tego nie uczyła, jak i porządków, tylko wymaga od innych, nie od siebie, ja na swoje szczęście to umiem, nie unikałam trudów życiowych, ona lubiła imprezy, nigdy się nie przemęczała, nawet pracą w polu. Nie wiem, jak sobie radzić, bo nie tylko to narzekanie nas boli, ale denerwuje. Powinna się cieszyć, docenić, ile tu na jej przyjazd robimy, przygotowujemy, by miała lżej, bo jest w ciąży z drugim dzieckiem. Jest strasznie roszczeniowa, musi mieć podane wszystko do ręki, sama nie poszuka choć mniej więcej wie, gdzie co jest w domu i denerwuje się i krzyczy, wymuszając złością, by jej to dać natychmiast. Ja przez te krzyki daję jej to, czego chce, bo mój głos do niej nie dotrze, bo tak krzyczy w złości. Z lęku jej to daję, żeby przestała krzyczeć, niepotrzebnie traci energię, sama mogłaby za ten czas to odszukać, nikt jej na złość nie zrobił, chowając rzeczy. Proszę o pomoc, nie wiem, jak się zachować, co jej mówić, w jaki sposób. Skoro ma drugie dziecko w drodze, czemu tak się złości, to źle działa na to dziecko i na nas, jako otoczenie, bliskie osoby. Nie mogę jej powiedzieć, żeby np. sama umyła podłogę lepiej, to miłe nie będzie, raczej to atak. Nie umiem tego zignorować, zdystansować się. Czuję nie raz poczucie winy, że czegoś nie dopilnowałam i to ją zdenerwowało. Zdarza się, że przyjeżdża spontanicznie i nagle wychodzi z czymś, co zajmuje trochę czasu, a mogła to w drodze napisać, np. smsem, żeby to dla niej przygotować.
Mam prawie 17 lat i od I klasy gimnazjum nie dogadywałam się z rodzicami. Co prawa bywały wzloty i upadki. Czasem było zabawnie i dobrze, a czasem źle i były same kłótnie, ale dzisiaj zmieniło się wszystko. Mam chłopaka mieszkającego 114 km od de mnie. Byłam u niego na weekend i w końcu poczułam, jak mogę z kimś pogadać normalnie. W domu zawsze rozmowy dotyczyły tylko szkoły i tego, żeby zabierać mi telefon na noc. Bardzo mnie to denerwowało, bo mam dobre oceny w szkole, a jak dostanę 3, od razu jest źle i jest wykład o tym, jak okropnie napisze maturę. Co prawda rodzice powtarzają mi, że robią to z powodu mojej ciężkiej choroby, która uniemożliwia mi pracę fizyczną, ale uważam, że już trochę przesadzają. Kiedy wróciłam od mojego chłopaka, pierwsze, co zaczął się, temat nauki i telefonu, na co zareagowałam gwałtownie, mówiąc, że rodzice mojego chłopaka nie gadają tylko o tym i da się z nimi normalnie pogadać. Potem opowiedziałam, jak fajnie tam było, i jak smutno, że trzeba było wrócić. Rodzice gwałtownie zareagowali na to, co powiedziałam. Ustalili, że teraz sama będę dbała o swój dojazd do szkoły, dożywienie, branie stałych leków i utrzymywanie czystości. Ponadto powiedzieli mi, że gdyby nie ta choroba, to by się mną nie przejmowali i z takimi oceniani (przewaga 4) na pewno nie zdam dobrze matury. Ojciec dodał jeszcze, że mogę skończyć jak moja koleżanka (jest kobietą lekkich obyczajów). Mój chłopak mówi, że oni jako rodzice nie powinni mnie dobijać i poniżać, a ja już nie wiem, co myśleć. Później mama powiedziała jeszcze, że to ich bardzo zraniło i przez to poczułam się winna. Obawiam się, że nasze kontakty uległy całkowitemu zepsuciu, a ja nie wiem, co robić. Zazdroszczę mojemu chłopakowi dobrego kontaktu z rodzicami i też bym taki chciała mieć. Mam ich jakoś przeprosić? Albo zrobić jakąś kolację? I jak mam się nauczyć normalnie z nimi rozmawiać?
Nie mogę już od dłuższego czasu poradzić sobie z problemem. Jestem z obecną partnerką półtora roku, a od 8 miesięcy mieszkamy razem. Od 4 miesięcy mam wielki problem. Niechęć do seksu, niechęć do dotyku partnerki. Kiedy ona mnie dotyka, w środku wpadam aż w szał, próbuję "uciekać", zmieniam temat. Wymyślam niestworzone wymówki. Kiedyś uprawialiśmy seks nawet kilka razy dziennie, obecnie jesteśmy bez seksu ponad 2 tyg. i wcale nie czuję potrzeby. Najważniejsze jest to, że ja ją kocham i chcę się zmienić, ale sam nie potrafię. Co mam robić?
Pamiętać możemy zarówno różne daty i zdarzenia, jak i emocje. Za możliwość przypominania sobie tych ostatnich odpowiada tzw. pamięć emocjonalna. Ten specyficzny rodzaj pamięci w pewnych aspektach ludzkiego życia może pomagać, w innych z kolei nawet szkodzić. Pamięć emocjonalna nie jest jeszcze wystarczająco dobrze poznana, znane są jednak już pewne aspekty jej dotyczące, takie jak odrębności w pamięci emocjonalnej u kobiet i mężczyzn, jak i różnice jej funkcjonowania związane z ludzkim wiekiem.
Mam problem z dzieckiem, ma 9 lat, nie chce chodzić do szkoły, staje się agresywny, nie możemy dać sobie rady. Dziecko ma dziecięce porażenie mózgowe prawej kończyny dolnej, ja z żoną po prostu już nie dajemy rady, nie mamy też środków finansowych, by chodzić prywatnie choć i tak jeździmy do neurologa prywatnie, a nasza sytuacja finansowa jest kiepska. Boję się, że jak tak dalej będzie, to wszystko pociągnie za sobą konsekwencje łącznie z sądem rodzinnym, a tego byśmy nie chcieli, tym bardziej że mamy jeszcze jedno dziecko 6 lat. Nie nadużywamy alkoholu ani narkotyków, a i tak nie możemy sobie z nim poradzić. Staramy się, aby wszystko mieli, żeby im nic nie brakowało, a pomimo to coś może robimy nie tak. Jeżeli dam mu karę na telewizję lub komputer, to wtedy wpada w szał. Proszę o jakąś radę albo pomoc, błagam, bo nie wiemy, co robić.
Długo zajęło mi zdefiniowanie tego, co we mnie siedzi, mną rządzi i dyryguje moim życiem. Jestem sfrustrowana sobą. Swoim życiem i tym, że nic mi w nim nie wychodzi tak, jakbym chciała. Tak to nazywam „ tak, jakbym tego chciała”, tylko że ja nie wiem, jakbym chciała. Zawsze zastanawiam się, jak by to było być na coś konkretnego zorientowanym. Moi znajomi rozwijają się każdy w swojej dziedzinie. Kiedy się spotykamy, zawsze słyszę, kto próbuje swoich sił w swojej dziedzinie, i mam wrażenie, że każdy w swoim życiu stawia na siebie, swój rozwój i swoje zadowolenie. Dopiero na drugim miejscu jest zadowolenie z czasu wolnego i z życia towarzyskiego. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ja na wieść o wspólnym spotkaniu, wyjściu gdzieś czy jakimkolwiek spędzeniu czasu w grupie osób, które lubię, potrafię się zaangażować zawsze tak, żeby doszło do skutku. Ja nie mam skrupułów, żeby odwołać coś „zawodowego”, znaleźć opiekę do dziecka za wszelką cenę, tylko po to, żeby wyjść, bo póki co to jest to na czym mi życiowo zależy. Przykre, wiem. Moje życie podporządkowane jest spotkaniem towarzyskim, bo nie mam innego celu. Mam pracę, męża, córeczkę, nie wiedzie mi się źle finansowo, a jednak ciągle jestem czymś zmęczona, coś mnie trapi i na coś narzekam. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Nie mam motoru napędowego w postaci ambicji zawodowych, nie pnę się w górę z niczym, bo na niczym zawodowo mi nie zależy na tyle, żebym mogła się temu poświęcić. Mam pracę, której nie lubię. Tym bardziej cieszę się, że ciągnę jeszcze urlop macierzyński, tak długo jak się da. Jeśli miałabym powiedzieć, co najbardziej lubię w mojej pracy, to odpowiedziałabym, że pić kawę i rozmawiać z ludźmi, z którymi pracuję. Bo na załogę akurat nie mogę narzekać. Wielokrotnie zaglądam do ofert pracy, wpisując hasła, które wydają się interesujące dla mnie zawodowo, ale nigdy nie brnę dalej. Nie rozsyłam CV, nie próbuję, bo zbyt szybko się poddaję. W głowie mam to, że mam stabilną pracę, chociaż mało satysfakcjonującą, po co to zmieniać, skoro mam dziecko i w każdej chwili, kiedy będę potrzebowała się zwolnić, wziąć urlop, zawsze mogę to zrobić. Nowa praca - nowe obowiązki i nie wiadomo, jakie środowisko. Wówczas rezygnuję. I tak już kilka lat. Jestem sfrustrowana również w nocy, kiedy moje dziecko krzyczy, a ja chcę spać. Krzyczę na nią, chociaż wiem, że nie powinnam. Odnoszę się do niej tak, że na drugi dzień jest mi z tego powodu bardzo przykro i mam jeszcze większego doła. Mój mąż mnie uspokaja, prosi, żebym tego nie robiła, bo to nic nie da, ale ja nie potrafię i czasem nawet sobie myślę, że przez takie zachowanie kiedyś i on będzie miał mnie po dziurki w nosie. Nie ma się czemu dziwić. Sama siebie nienawidzę za takie zachowania, ale w nerwach i złości nie potrafię się opanować. Najgorsze jest to, że mój mąż prosi mnie, żebym pod jego nieobecność (pracuje wyjazdowo) brała małą i spała u rodziców, bo boi się, że jej coś zrobię. Wtedy czuję się naprawdę źle, bo wiem, że moje emocje są ogromne, wyżywam się na niej słownie, ale wiem też, że nie jestem zdolna do zrobienia jej krzywdy. To się po prostu wie i czuje. Tak wygląda moje życie. Jestem nieporadna, nie potrafię sobie znaleźć nic, co mogłoby cieszyć i napędzać. Kocham moje dziecko, dlatego opóźniam powrót do pracy po urlopie macierzyńskim, tak długo jak się tylko da, tym samym blokując sobie wyjście do innych ludzi. Nie wiem, na co się zdecydować. Zostać z nią w domu? Iść do pracy? Nie wiem. Chcę być z córką, ale czuję, że muszę coś zmienić… a najgorsze jest to, że mój typ frustracji i może nawet osobowości mi na to nie pozwoli. Zawsze myślałam, że w moim życiu musi stać się coś złego, żebym w końcu zrozumiała, jak wiele posiadam, i stało się. Mam guza ślinianki. Na szczęście jest łagodny - do wycięcia i po sprawie, ale na jakiś czas cała ta sytuacja mocno mną wstrząsnęła i poczułam, że moje życie przewartościowało się. Owszem, do czasu do póki się z tym oswoiłam, dostałam termin do szpitala i znów wszystko wróciło do normy. Ja nie potrafię inaczej żyć i być wdzięczna za to, co mam. Chcę się zmienić, chcę zmienić moje życie na bardziej satysfakcjonujące albo zmienić osobowość na bardziej optymistyczną, cieszącą się z siebie i swojej rodziny… ale nie wiem jak.
Mam 21 lat i siostrę młodszą o lat 14. Nie mieszkam już z nią i rodzicami, gdyż studiuję w innej miejscowości, jednak co jakiś czas ich odwiedzam. Mimo to moja siostra dzwoni do mnie codziennie, czasem zaczynając rozmowę słowami 'tata kazał mi zadzwonić', w domu jestem traktowana raczej jak 10-latka i jestem wręcz zmuszana do zabawy z siostrą i spędzania z nią czasu. Oczywiście kocham ją i i wiem, że wspólne chwile są ważne, jednak nie w aż takim wymiarze. Niejednokrotnie próbowałam poruszać z rodzicami ten problem, starając się wytłumaczyć im, że mam swoje życie i dopóki moja siostra nie podrośnie, to nie ma opcji, żebym miała z nią taki bliski kontakt. Że potrzebuję swobody, mam swoje problemy itp., jednak zawsze kończy się to kłótnią, bądź tym, że się na mnie obrażają. Ich obrona to 'rodzina jest najważniejsza i za jakiś czas tylko ona ci zostanie'. Nie wiem już, co robić, ta sytuacja jest dla mnie bardzo uciążliwa i nie wyobrażam sobie, że gdy za kilka lat założę swoją rodzinę, to dalej będzie tak wyglądało.