Zmarła 72 lata temu, jej komórki wciąż żyją. "Będziesz nieśmiertelna"
Chociaż Henrietta Lacks umarła w 1951 roku, jej komórki poza organizmem wciąż żyją i się namnażają. Do tej pory wykorzystano je w niemal 80 tysiącach badań naukowych. Pokonanie polio, opanowanie epidemii HIV, stworzenie nowoczesnych preparatów leczących opryszczkę, białaczkę, grypę, hemofilię i chorobę Parkinsona, a nawet rezygnacja z testowania kosmetyków na zwierzętach - wszystko to było możliwe dzięki "nieśmiertelnej" linii komórkowej HeLa. Piękna historia? Wcale nie.
Chyba nic nie zapowiadało, że Henrietta Lacks zostanie okrzyknięta "matką nowoczesnej medycyny". Życie tej czarnoskórej kobiety to pasmo nieszczęść i cierpienia. Miała zaledwie 4 lata, gdy straciła matkę. Sama urodziła pierwsze dziecko, gdy skończyła 14 lat. Jako 30-latka zachorowała na raka szyjki macicy i wkrótce potem zmarła. Przez lekarzy i firmy farmaceutyczne została cynicznie wykorzystana po śmierci do wielu eksperymentów. Dopiero w tym roku, w 103 urodziny Henrietty, jej potomkowie i przedstawiciele firmy biotechnologicznej "Thermo Fisher Scientific" zawarli ugodę dotyczącą bezprawnego wykorzystania jej materiału biologicznego. Marna to pociecha dla zmarłej "nieśmiertelnej" i jej pięciorga osieroconych dzieci.
Niezniszczalny guz macicy
Na to, co spotkało w latach 50. ubiegłego wieku młodą kobietę i jej bliskich, nie możemy patrzeć po prostu przez pryzmat norm obowiązujących obecnie, w trzeciej dekadzie XXI wieku.
Niestety, to nic dziwnego, że w szpitalu Johna Hopkinsa w Baltimore (stan Maryland) w 1951 roku pobrano tkanki pacjentki bez jej zgody. Wówczas to była powszechna praktyka. Nie może też zaskakiwać fakt, że kobieta nie mogła wybrać dowolnej placówki medycznej, w której mogłaby się leczyć, bo w promieniu wielu kilometrów tylko w jednej przyjmowano wówczas Afroamerykanów.
Sposób, w jaki leczono Henriettę, także był ówczesną normą. Nieskuteczna terapia radioterapeutyczna trzydziestolatki przypominała bardziej tortury niż leczenie, wiązała się z bólem i poparzeniami. Lekarze robili jednak, co mogli, by ratować tę kobietę. Byli bezradni, bo guz jej macicy był wyjątkowo złośliwy, niemal niezniszczalny. I to on zapewnił Henrietcie specyficzną nieśmiertelność.
Nie zmienia to jednak faktu, że co najmniej kilka razy medycy, a potem także dziennikarze i naukowcy, dopuścili się nadużyć niedopuszczalnych nawet w tamtych mrocznych w USA czasach. Wprawdzie przyczynili się dzięki temu do ocalenia milionów istnień na świecie i wiele wskazuje na to, że przynajmniej niektórzy działali w dobrej wierze, ale stało się też zło. Mówi się o nim dzięki determinacji pewnej nastolatki, która postanowiła przywrócić godność nieśmiertelnej Henrietcie.
Smutne życie Loretty
Historia Henrietty Lacks zaczęła się 1 sierpnia 1920 roku w Roanoke w Wirginii. Przyszła na świat jako Loretta Pleasant - imię zmieniła potem w niejasnych okolicznościach, nazwisko "Lacks" nosił jej przyszły mąż David.
Loretta była jednym z dziesięciorga dzieci Elizy i Johna. Po śmierci mamy trafiła pod opiekę dziadka. Jej tata nie dał rady zająć się tak licznym potomstwem po śmierci żony, więc oddał dzieci pod opiekę różnym krewnym.
Prosta czarnoskóra dziewczyna z pewnością doświadczyła biedy i niedługo cieszyła się dzieciństwem. Miała zaledwie 14 lat, gdy urodziła pierwsze dziecko. Jego ojcem był kuzyn Henrietty, który również wychowywał się w domu dziadka.
W 1941 roku para pobrała się. Mieli już wówczas dwoje dzieci. W kolejnych latach doczekali się jeszcze trojga. Uchodzili za raczej zgodne małżeństwo. Razem prowadzili gospodarstwo w niewielkiej miejscowości Turner Station (stan Wirginia), uprawiali tytoń, jakoś sobie radzili.
Gdy ich najmłodszy synek miał zaledwie 4,5 miesiąca, okazało się, że Henrietta jest chora. Trafiła do szpitala w Baltimore. Tam przeszła operację usunięcia macicy, o czym nie poinformowano od razu pacjentki. Dowiedziała się o tym przypadkowo.
Kiedy Henrietta leżała pogrążona w narkozie, dyżurny chirurg dr Lawrence Wharton Jr. pobrał kawałki tkanki z szyjki macicy: jeden z guza, drugi ze zdrowej tkanki obok. Próbki trafiły do laboratorium George’a Geya, szefa badaczy zajmujących się hodowlą tkankową w Szpitalu Johnsa Hopkinsa.
Cud, szok, niemożliwe
W lutym 1951 roku, kilka miesięcy przed śmiercią Henrietty, wspomniany dr Gey odkrył, że komórki pobrane od pani Lacks nie obumarły po kilku dniach poza jej organizmem, jak to się zwykle działo z innymi preparatami. Wciąż dzieliły się i rosły.
Spełniało się właśnie niedoścignione marzenie uczonych z laboratoriów całego świata. By prowadzić nowoczesne badania na materiale ludzkim, uczeni potrzebowali komórek zdolnych do życia poza ciałem właściciela. Ich szybka destrukcja nie pozwalała na sensowne wnioski.
W przypadku komórek Henrietty, wystarczyło wyizolować choćby jedną z nich, umieścić na dowolnej pożywce, a ta już zaczynała się mnożyć. Realne stało się stworzenie pierwszej na świecie prawdziwej ludzkiej linii komórkowej. Nieśmiertelnej.
Podekscytowany lekarz postanowił podzielić się tym faktem z kolegami po fachu i mediom. Pierwszego wywiadu udzielił w kwietniu. Linię komórkową nazwał HeLa - od pierwszych liter imienia i nazwiska pacjentki, a próbki komórek wysłał do wielu laboratoriów.
Preparaty Gey rozesłał zwykłą pocztą. Wierzył, że komórki przetrwają nawet w takich warunkach. Miał rację. Zostały potem wykorzystane w wielu programach badawczych.
Nie cud, a telomeraza
Nieśmiertelne komórki HeLa dzielą się nieprzerwanie, dlatego stały się obiektem badań nie tylko nad cyklem komórkowym, ale też zagadką nieśmiertelności.
Niewielki odsetek nowotworów człowieka, mniej niż 10 proc., ma frakcję komórek, które mogą namnażać się w nieskończoność. Zwykle jednak musi być spełniony szereg warunków, by nie uległy zniszczeniu. Komórki Henrietty są wyjątkowo niewymagające i nauka nie wie tak do końca, na czym polega ten fenomen.
Prawidłowe komórki starzeją się, ponieważ z każdym podziałem skracają się ich telomery, specjalne struktury na końcach chromosomów. Enzymem, który chroni telomery, jest telomeraza. Okazuje się, że komórki HeLa mają wysoce aktywną telomerazę i to także przyczynia się do ich nieśmiertelności.
Bez jej zgody
Doktor George Gey, który tak intensywnie zajął się komórkami Henrietty, prawdopodobnie nigdy nie rozmawiał z pacjentką osobiście. Zajmował się głównie jej komórkami w preparatach i dokumentacją.
Ani ten lekarz, ani żaden inny, nie wystąpił o zgodę na pobranie materiału biologicznego. Nie zapytał, czy może rozsyłać komórki kobiety. Tak przynajmniej twierdzi Rebecca Skloot, autorka światowego bestsellera "Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks", który przyczynił się do popularyzacji historii HeLa:
- Każdy z kim rozmawiałam i kto mógł mieć o tym pojęcie, utrzymywał, że George i Henrietta nigdy się nie spotkali.
Chociaż był jeden wyjątek. Laure Aurelian, mikrobiolożka współpracująca z Gey'em, sprzedała światu łzawą historię:
- Nigdy tego nie zapomnę. George powiedział mi, że pochylił się nad łóżkiem Henrietty i rzekł: Twoje komórki uczynią cię nieśmiertelną. Zapewnił Henriettę, że jej komórki pomogą ocalić życie niezliczonych ludzi, a ona się uśmiechnęła. Odparła, iż cieszy się z tego, że jej cierpienie na coś się komuś przyda.
Tej wersji nikt nie potwierdził. Nie dały jej wiary sądy. Na niewiele się to zdało, bo nie zatrzymano handlu komórkami kobiety czy kolejnych badań. Z punktu nas wszystkich to wspaniała wiadomość. Wg rodziny to jednak był wyzysk i nie do końca etyczne postępowanie.
Wiele wskazuje na to, że dr Gey nie wykorzystał komórek Henrietty dla pieniędzy. Udostępnił je w szczytnym celu i dla dobra ludzkości. Nie zmienia to jednak faktu, że komórki Henrietty zarobiły miliony. Firmy, które zaczęły nimi handlować, miały ogromne zyski. Komórki HeLa przyczyniły się do przełomowych odkryć w medycynie i zysków nie tylko przemysłu farmaceutycznego. W tym czasie dzieci Henrietty nie było stać na ubezpieczenie zdrowotne i nic nie wiedziały o komórkach mamy w laboratoriach.
HeLa w kosmosie
Wkrótce po śmierci Henrietty 4 października 1951 roku jej mąż został wezwany do szpitala Johna Hopkinsa. Davidowi podsunięto papier, wg które zgadzał się na wykorzystanie materiału genetycznego żony. Ten jednak go nie podpisał.
W latach 70. całą bliską rodzinę pani Lacks wezwano na badania. Krewnym oficjalnie pobrano krew, by wykluczyć ewentualne choroby sprzyjające nowotworom. W rzeczywistości najpewniej chodziło o pogłębione badania nad fenomenem Henrietty. Nikt nie poprosił o zgodę na takie badania. Kolejny raz.
Kilka lat później rodzina dowiedziała się o komórkach HeLa i ich fenomenie. Zaniepokoiła się, że dane o potomkach Henrietty nie są należycie chronione. Nie godziła się na udostępnianie bez kontroli informacji na ich temat.
Wszystko to było nie do zatrzymania. Uczeni do tego czasu wyhodowali już tony komórek HeLa - do dziś około 50 mln ton. W latach 60. XX wieku Rosjanie, a potem Amerykanie, wysłali je nawet w kosmos.
Prawo pozwalało na to, co zrobiono rodzinie Lacksów. Dziś to byłoby nie do pomyślenia? Niestety, nawet w XXI wieku doszło do kolejnych wątpliwych etycznie praktyk.
W roku 2013, blisko 62 lata po śmierci Henrietty, opublikowano jej w pełni zsekwencjonowany genom. A to przecież wrażliwe dane.
Henrietta i Rebecca
Rodzinie Lacksów zależalo nie tylko na zadośćuczynieniu finansowym. Chcieli należytego upamiętnienia, nadzoru nad badaniami i kontroli wykorzystania wiedzy o ich krewnej i nich samych.
Głęboko religijni chrześcijanie skłaniający się ku kaznodziejstwu, uzdrawianiu wiarą i sporadycznie wudu, wierzyli, że duch Henrietty żyje w jej komórkach. To całą sprawę z nieśmiertelnością i badaniami czyniło dla nich jeszcze trudniejszą.
Swoich praw próbowali dochodzić przez dziesiątki lat. Bez skutku. Wszystko zmieniło się za sprawą dziennikarki naukowej Rebekki Skloot.
Kobieta po raz pierwszy usłyszała o komórkach HeLa w 1988 r. na zajęciach z biologii w dwuletnim college’u zawodowym. Miała wtedy 16 lat, a historia wydała jej się fascynująca. Niestety, nikt nic nie wiedział o samej Henrietcie, jej rodzinie i jej losach.
Minęło mnóstwo czasu, nim Rebecca dotarła do Lacksów, zdobyła ich zaufanie, a wreszcie powstała jej książka o Henrietcie. Ukazała się w marcu 2011 roku i niemal natychmiast okrzyknięta bestsellerem "The New York Times". Prestiżowy "The Lancet' pisał nie tylko o fenomenie tej lektury, ale przede wszystkim, że "trudno wyobrazić sobie lepszy sposób na ukazanie destrukcyjnego wpływu nieetycznych praktyk w badaniach medycznych".
Po książce był film z Oprah Winfrey w roli córki Henrietty. Rebecca powołała do życia fundację wspierającą ofiary wykorzystane podobnie jak Henrietta. Niestety, do wielu nie udaje się dotrzeć, bo chociaż służą nauce, pozostają anonimowe.
Pamięć o Henrietcie
Panią Lacks pochowano na tym samym cmentarzu hrabstwa Halifax w Wirginii, co wcześniej jej matkę. Niewykluczone, że w tym samym grobie, chociaż do dziś nie ma pewności, gdzie dokładnie znajdują się szczątki kobiety. Ponieważ nie zrobiono nagrobka, po pewnym czasie nikt już nie był pewien, który grób należy do Henrietty.
Pamięć o Henrietcie Lacks jest jednak wciąż żywa.Co roku w lutym w Turner Station, w miejscowości, w której Henrietta wraz z mężem uprawiała tytoń, obchodzony jest Henrietta Lacks Day.
Niemal co roku odbywają się uroczyste konferencje, wykłady, powstają rzeźby, obrazy, specjalne nagrody ku czci "nieśmiertelnej". Budynek przeznaczony do prowadzenia badań naukowych na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa nosi jej imię.
W 2021 roku, w 70. rocznicę śmierci Henrietty, jej syn Lawrence odebrał z rąk dyrektora generalnego Światowej Organizacji Zdrowia, dr. Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, specjalną nagrodę za wkład w światową naukę i medycynę.
W 2022 roku WHO uznała rodzinę Lacksów Ambasadorami Dobrej Woli w celu eliminacji raka szyjki macicy na świecie.
Finansowe bezpieczeństwo rodzinie od dawna zapewniała Rebecca Skloot. Zawarta w tym roku ugoda z firmą specjalizującą się w handlu komórkami Hela z pewnością pozwala im na godne życie.
Nie można było tak od razu?