Wszędzie widzisz toksyczne zachowania? „Z ewentualnej diagnozy tworzymy epitet”

2025-01-09 12:47

Toksyczna koleżanka, narcystyczny partner, demoniczny szef. Czy rzeczywiście otaczają nas tłumnie osoby z zaburzeniami osobowości? A może „przyciągamy” określone typy, upatrując narcystyczne zachowania w krewnych i znajomych? A może... nadużywamy tych określeń, próbując siebie stawiać w lepszym świetle? Jak to jest z tymi narcyzami i toksykami wokół nas? Opowiada psycholożka, Urszula Struzikowska-Marynicz.

Wszędzie widzisz toksyczne zachowania? „Z ewentualnej diagnozy tworzymy epitet”
Autor: GettyImages / archiwum prywatne Wszędzie widzisz toksyczne zachowania? „Z ewentualnej diagnozy tworzymy epitet”

Czy otaczają nas narcyzi i toksycy?

  • Toksyczna koleżanka
  • Partner-narcyz
  • Matka-narcyza
  • Narcystyczne zachowania-jak je rozpoznać?
  • Typowe cechy toksyków
  • Tak się ubiera narcyz
  • Tak rozpoznasz toksyka
  • X zwrotów typowych dla toksycznych osób
  • Tak poznasz toksyczną przyjaźń

To tylko kilka z zyskujących popularność w sieci haseł, tytuły artykułów, postów w social mediach. Artykuły o toksykach i narcyzach wyrastają jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Nie brakuje książek i publikacji, blogów i funpage'y, forów i grup, gdzie relacjonowane są doświadczenia, opisywane sytuacje, zachowania, akcje i reakcje... no właśnie, czyje?

Niezależnie od tego, jaki problem jest omawiany, jakie zachowanie budzi niepokój - odpowiedzi, że "to toksyk", "to narcyz" pojawiają się nagminnie. I teraz pojawia się pytanie: czy nie „szafujemy” za bardzo i za często tą „toksycznością”? Czy nie jest tak, że nadmiernie we wszystkim dopatrujemy się toksycznych lub narcystycznych cech i zachowań?

Poradnik Zdrowie: Wypalenie zawodowe

Czy nadużywamy określenia "narcyz"? 

Urszula Struzikowska- Marynicz, psycholożka, komentuje: - Rzeczywiście, to prawda, w ostatnim czasie dość modne stały się domorosłe „diagnozy” o innych. Wkroczyliśmy w okres, w którym człowiek gubi się w nadmiarze bodźców i różnego rodzaju informacji, z trudnością oddzielając sztukę i naukę, jaką jest psychologia, psychiatria czy psychoterapia od psychowashingu, psychozabaw i psychopapy.

- Prawdę powiedziawszy, sama jestem zapraszana przez media do wypowiedzi na podobne tematy, do udzielania odpowiedzi na pytania stawiane w sposób sugestywny, tendencyjny, czasem oskarżycielski – podkreśla specjalistka. - Zazwyczaj zwracam na to uwagę i próbuję z tego wybrnąć, gdyż nie podoba mi się to, że obrzucamy innych diagnozami.

Jak zauważyła psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz, współcześnie wiele osób próbuje „diagnozować” inne osoby, stawiając siebie w pozycji „specjalisty”, a osoby z otoczenia – w pozycji „pacjenta”. - Tych „diagnoz” dokonują często partnerzy, rodzice, dzieci, przyjaciele wobec siebie nawzajem, nauczyciele i uczniowie, ludzie mijający się na ulicy- podkreśla specjalistka.

Jak przyznała Urszula Struzikowska-Marynicz, „diagnozowanie” i „pacjentowanie” innych zauważyła w swojej praktyce:

W gabinecie nierzadko słyszę „Sprowadza mnie do pani to, że żyję z narcyzem”, „Mój mąż to narcyz”, „Moja żona jest toksyczna”, „Trafiam stale na toksyczne relacje”, „Otaczają mnie narcyzi i psychopaci”, „On/ona na pewno ma borderline”, „Przychodzę do pani, bo moi rodzice są toksykami”, „moja partnerka zwariowała!” itp.

6 negatywnych nawyków psychicznych, które utrudniają życie

Ile narcyzów jest w Polsce? I czy rzeczywiście coraz więcej?

Z czego wynika skłonność do samodzielnego diagnozowania problemów (u innych oczywiście, chociaż leczenie u „doktora Google'a” też wielu osobom nie jest obce). Psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz zwraca więc uwagę, że istotne jest tu spojrzenie z innej perspektywy na tak „zdiagnozowanego pacjenta”.

Warto się zastanowić, jaki cel przyświeca takim sytuacjom: - Czego my w diagnozowaniu i etykietowaniu innych ludzi tak naprawdę potrzebujemy? Co załatwiamy tak naprawdę sami ze sobą, poprzez wskazywanie palcem na drugiego człowieka? - pyta retorycznie psycholożka.

- W dobie tak dużego dostępu do wielu informacji na różnym poziomie ich rzetelności i wiarogodności, mamy pokusę dokonywania samozwańczych diagnoz naszych bliskich – zauważa specjalistka. - Wystarczy, że mąż przeczyta o gaslightigu i myśli: „moja żona to gaslighterka” albo żona przeczyta kryteria narcystycznego zaburzenia osobowości i gotowe: „mój mąż to narcyz”. Żeby dowiedzieć się, co nas boli, jakie trudności obserwujemy u drugiego człowieka, jak on może się czuć, nie rozmawiamy z tą osobą. Zaglądamy w Google i gotowe: „Test na narcyza”, „10 oznak, że twój szef to narcyz”, „5 cech toksycznych partnerów”, „Tak poznasz toksyka”.

W życiu jest normalne i naturalne, że jedne osoby lubimy bardziej, inne mniej. Z jednymi się tylko znamy na „dzień dobry”, z innymi zamienimy parę słów, z kolejnymi chętnie pogawędzimy nawet na osobiste tematy. Nawet w rodzinie: z jednym bratem można mieć bliższą więź, a z drugim się nie dogadywać.

To oczywiste, bo każda osoba ma własną osobowość, charakter, system wartości, sposób bycia, priorytety, oczekiwania wobec innych i siebie. A jednak, z jakichś względów, klasyfikujemy ludzi wyłącznie pod kątem negatywnym: rzadziej znajdziemy porady spod znaku „tak rozpoznasz swojego super ziomka”, „tak zachowuje się życzliwa osoba”, „tak ubiera się miły człowiek”. Zamiast tego „dowiemy się” co i jak robi narcyz, toksyk, psychofag.

Poradnik Zdrowie Google News
Autor:

-Narcyzm, psychopatia, borderline czy bycie toksykiem to coś, co nas „kręci”, podobnie fascynuje jak szeroko pojęte „zło”. W obronie zła nikt nie stanie, dlatego z podobną łatwością oceniamy trudności i demonizujemy osoby o cechach narcystycznych.

- Jeden z tiktokerów wypowiada się o osobach z cechami narcystycznymi per „narcyzi”, „toksycy”, a nawet- co mnie osobiście uderza -„ludzie bez duszy”. Wskazujemy prawie palcem na wrogość „narcyzów” i „toksyków”, jednocześnie sami wypowiadając się o nich z wrogością, agresywnym cynizmem, pogardą, posługując się dehumanizującymi etykietami, oddzielamy ich w naszej głowie od siebie, dokonując w niej czarno- białego podziału na „dobrych” nas i „złych” innych – komentuje psycholożka, Urszula Struzikowska – Marynicz.

Dlaczego ciągle spotykam narcyza

Skąd taka skłonność, żeby szukać „tych złych” w naszym otoczeniu? Dlaczego nie możemy po prostu przyjąć do wiadomości, że nie z każdą osobą nam po drodze, nie każdy związek się uda, nie każda przyjaźń przetrwa próbę czasu? Zamiast tego woli doszukiwać się toksyn i narcyzmu w naszym otoczeniu.

- Jest w nas pewna tendencja do poszukiwania w człowieku patologii – potwierdza Urszula Struzikowska – Marynicz. - Nie tego, co można zrozumieć, obdarzyć serdecznością, wyrozumiałością, zainteresowaniem zmianą, pracą nad jej dokonaniem, czegoś, co wynika z ludzkiej natury, czyli również ludzkich, naturalnych potrzeb, tendencji, słabości, wad, ograniczeń.

- By sami czuć się bezpiecznie, paradoksalnie poszukujemy sygnałów o potencjalnym zagrożeniu, jakie mielibyśmy ominąć, którego mielibyśmy uniknąć, któremu zapobiec. Stąd nie patrzymy często na zasoby, szanse, możliwości, na to, co naturalne w tak samo w nas, jak i w innych ludziach, ale na to, co nas dzieli, odróżnia od siebie i co mogłoby potencjalnie nam zagrażać.

Na tym nie koniec, jeśli chodzi o negatywne postrzeganie innych: - Mamy tendencję do oceniania i nazywania z pewną wrogością i lękiem cech, zachowań, potrzeb czy po prostu innych ludzi albo zjawisk „patologicznymi”, „toksycznymi” - wyjaśnia psycholożka. Dlaczego tak się dzieje?

- Dlatego, że ich nie znamy, nie rozumiemy, nie czujemy na nie wpływu. Czasami wystarczy nam do tych ocen i łatek sam fakt, że po prostu ktoś lub coś różni się od nas i od tego, co nasze, co nam znane i uznane przez nas za bezpieczne, jedyne, prawdziwe, słuszne.

Dlaczego narcyz szuka kontaktu? Może ty szukasz narcyza?

Lubimy więc szufladkować, zamykać osoby w określonych ramach, stereotypach. „Każdy mężczyzna to...”, „każda kobieta to...”, „typowy facet to...”, „samotne matki to...” itd. Na pewno każda osoba, czytająca ten artykuł, ma od razu jakieś skojarzenie, którymi mogłaby dokończyć te zwroty. I zwykle trzyma się tych skojarzeń, nie weryfikując ich, nie poszerzając swojej wiedzy czy światopoglądu. Chociaż gdyby o to zapytać, większość osób zapewni, że chce poszerzać swoją wiedzę i robi to, jak może.

- Kierujemy się potrzebą poznania otaczającego nas świata, siebie, innych ludzi, ich zrozumienia, wyjaśnienia tego, co dzieje się wokół nas, z czym mamy do czynienia. Naszej potrzebie poznania towarzyszy jednocześnie inna potrzeba, myślenia ekonomicznego, czyli na szybko, z odpowiedzią, na skróty, z uzyskaniem wiedzy przy minimalnym zaangażowaniu poznawczym, bez myślenia krytycznego, refleksji i autorefleksji, zadawania pytań – tłumaczy Urszula Struzikowska – Marynicz. I to właśnie przyczyna, dla której łatwo nam przychodzi etykietowanie i pseudodiagnozowanie innych osób.

- Poprzez myślenie „na skróty” dokonujemy wiele etykiet, uogólnień, ocen, które z czasem ulegają zautomatyzowaniu i wbudowaniu ich w nasz zasób wiedzy ogólnej, w którym stereotypowe myślenie i mity uznajemy za wiedzę i dowody na bycie jakimś światem, człowiekiem, zjawiskiem.

Etykietowanie jest wygodne, ponieważ nie angażuje naszego myślenia krytycznego, dzięki któremu perspektywa, zgodnie z którą w danym momencie patrzymy na świat, mogłaby być szersza, bogatsza o dostrzegane różnice, podobieństwa, zależności, współzależności, a jedynie bazujemy na uproszczonym myśleniu o człowieku nierealnym, niesprawdzonym, czarno- białym, ważnym- nieważnym, mądrym- głupim, dobrym- złym.

Etykiety to coś, co daje nam poczucie bezpieczeństwa, „lepszości”, wyższości. Psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz wyjaśnia:

- Potrzebujemy etykiet i wskazywania palcem słabości i wad czy winy innych ludzi, ponieważ daje nam to również poczucie, że jesteśmy od nich lepsi, zdrowsi, że skoro oni są tymi winnymi, to my zajmujemy pozycję skrzywdzonych, czyli tych, których cechuje moralna wyższość, przewaga nad „złymi”, „krzywdzącymi”, „godnymi potępienia”, „sprawcami”, „potworami”, „toksykami”, „ludźmi bez duszy”.

To właśnie przestrzeń, w której powinno się znaleźć miejsce na autorefleksję: - Każdy powinien siebie spytać, po co mi myślenie o matce, partnerce, córce, sąsiadce, wykładowczyni, szefowej, że to wariatka, toksyczka, narcyza? Z etykietą i wskazaniem cudzej winy, potęgujemy swoje poczucie bezradności i krzywdy, usprawiedliwiamy niebranie przez nas samych odpowiedzialności za siebie, za swoje wybory, podejmowane decyzje, za nie dokonywanie zmian, które mogłyby pozwolić nam stawić czoła trudnościom, zrezygnować z relacji, postawić granice swojemu cierpieniu i osobie, której zachowanie się z nim wiąże - wyjaśnia psycholożka.

Diagnozujemy innych, z diagnozy tworzymy epitet

Jeszcze nie tak dawno chętnie używano (i niektóre osoby nadal używają) określeń związanych ze zdrowiem psychicznym jako pejoratywnych: „wariatka”, „histeryczka”, „psychicznie chora”... Teraz gdy choroby psychiczne (powoli) przestają być tematem tabu, pojawiają się określenia z przestrzeni zaburzeń osobowości czy zaburzeń zachowania.

- Z ewentualnej diagnozy tworzymy epitet, w przypadku osoby z narcystycznym zaburzeniem osobowości stworzyliśmy „narcyza”, a osoby z cechami borderline „bordera” czy „borderzycę”. Co ciekawsze, nierzadko osoby, które oceniają innych mianem „toksyków” i „narcyzów” dokonują swoistej projekcji, same mając te cechy, niechciane i przeprojektowane na partnera relacyjnego - komentuje specjalistka.

Demonizujemy osoby, których się boimy

- Wiele osób nazywając partnera czy szefa „narcyzem” zapomina, że nie posiada podstaw i kwalifikacji do stawiania diagnoz – podkreśla psychożka zwracając uwagę na jeszcze jeden, bardzo ważny aspekt:

Demonizmujemy osoby, których się obawiamy - z różnego powodu. Nie zawsze dlatego, że one w rzeczywistości zagrażają, są niebezpieczne, czy skrzywdziły nas, ale dlatego, na przykład, że samych siebie postrzegamy jako słabych, bezradnych.

Takie samopoczucie znajduje potem odbicie w relacjach, w sposobie funkcjonowania na płaszczyźnie zawodowej i społecznej. 

- Zarzucamy przykładowo partnerowi wyższościowość, nie zauważając, że być może niekoniecznie problemem w relacji jest jego wyższość. Może problem leży po stronie naszego poczucia niższości? Zgodnie z tym, osoby, których nie podziwiamy, których z jakiegoś powodu się boimy, przy których porównując się sami czujemy się gorzej, miałyby nas poniżać, upokarzać, traktować z wyższością. Z obawy przed zostaniem w relacji odrzuconym, pochłoniętym, wykorzystanym, dostrzegamy w partnerach nierzadko własne lęki - wyjaśnia Urszula Struzikowska-Marynicz.

Pamiętajmy, że doszukując się symptomów narcyzmu, toksyczności czy innych zaburzeń, sami możemy stawać się sprawcami przemocy, manipulacji, złego traktowania „zdiagnozowanej” przez nas osoby:

- Jedną z form gaslightingu może być właśnie nadmierne, przesadne podważanie stanu zdrowia psychicznego i kondycji psychicznej drugiej osoby – zauważa psycholożka.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Gaslighting to przemoc, której nie widać. „Wtórnie wiktymizujemy osoby jej doświadczające”

- Oceniamy drugą osobę z własnego poczucia wyższości, nierzadko pogardzamy, etykietujemy, szufladkujemy i sprowadzamy jej nieakceptowane przez nas, a może nawet krzywdzące nas cechy do stale tych samych określeń, jakie współcześnie w mowie potocznej mają już wydźwięk negatywnego epitetu.

Wreszcie, warto spojrzeć na doszukiwanie się wszędzie narcyzów i toksyków jak na sposób – choć wadliwy – uporządkowania swojego otoczenia, poprzez rzekomo odpowiednią nomenklaturę. I warto przeanalizować ten sposób postrzegania i nazywania świata, bo zaburza on perspektywę i odbiór rzeczywistości i osób. 

- Myślę, że trochę przesadzamy z dostrzeganiem w drugiej osobie przede wszystkim znamion patologii, w generalizowaniu i sprowadzaniu kogoś do postaci trucizny. Kiedy poznajemy coś nowego, coś, co wydawałoby się być wyjaśnieniem i sposobem na niepokój, zaczynamy stosować to pojęcie nadmiarowo, bezkrytycznie. Patrząc przez to szkiełko na cały świat, nieświadomie dostosowujemy jego obraz do sposobu, w który potrafimy czy chcemy patrzeć, postrzegać, interpretować. Nie jest to obiektywne. Pamiętajmy także, że nasz język więcej niż o innych mówi o nas samych - podkreśla psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz.

mgr Urszula Struzikowska-Marynicz
psycholog Urszula Struzikowska-Marynicz

Urszula Struzikowska-Marynicz - Psycholog i socjolog z wykształcenia oraz pasji, z doświadczeniem w poradnictwie psychologicznym i pracy w obszarze pomocy społecznej i interwencji kryzysowej, prowadzeniu zajęć psychoedukacyjnych dla rodzin dotkniętych przemocą i pacjentów szpitala. Współpracuje z Ośrodkami Pomocy Społecznej, Podmiotami Edukacyjnymi i mediami oraz badaczami. Przez 7 lat była Prezeską w Młodzieżowym Klubie Sportowym TRIUMF Alwernia, konstruując projekty dotyczące m.in. profilaktyki uzależnień i patologii społecznych. Autorka książki Odzyskaj kontrolę nad swoim życiem. Gaslightning i inne formy przemocy psychicznej. Prowadzi stronę struzikowskamarynicz.pl