Ojciec stuprocentowy
W ciągu dwóch tygodni sprawdzisz, czy jesteś ojcem swego dziecka. Wystarczy 1500 złotych i trochę śliny. Próbki do badań pobierzesz sobie sam w domu. Wynik może odmienić twoje życie.
Badanie na ojcostwo
to dla każdego mężczyzny sprawa honoru. W poczekalni Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie siedzą trzy zdenerwowane kobiety. Każda trzyma na kolanach dziecko. Najmłodsze płacze wniebogłosy. - Do przeprowadzenia badania potrzebny jest ojciec. Dlatego te kobiety czekają tu od rana. Ojcowie często nie przyjeżdżają - wyjaśnia dr Rafał Płoski z Akademii Medycznej, który od lat robi na polecenie polskich sądów badania na ojcostwo. - Osobiste przybycie panów jest obowiązkowe. Nie wystarczą próbki DNA nadesłane pocztą. Legitymujemy kandydata na tatę, pobieramy jego krew w naszym laboratorium. Wykonamy 100-procentowo pewne badanie. To sprawa zbyt poważna, aby ryzykować. Pomyłka przecież może drogo kosztować: złamaniem życia dziecku - wyjaśnia lekarz.
Wychowują nie swoje dzieci
Jak sprawdzić, czy jest się ojcem? To proste - badając DNA. Potrzebna jest np. ślina lub krew dziecka oraz domniemanego ojca. Materiał od matki ułatwia badanie. Potem próbki są poddawane obróbce komputerowej. Na ekranie monitora bardzo dokładnie widać wykresy kodu genetycznego rodziców i dziecka. Jeżeli fragmenty wykresów pokrywają się, można stwierdzić, że mężczyzna jest ojcem dziecka. Gdy wystąpią cztery różnice, lub więcej, uznaje się, że mężczyzna nie jest ojcem dziecka. Trzy różnice nie wykluczają go jeszcze z grona potencjalnych tatusiów. Trzeba wtedy nawet wielokrotnie powtarzać badania, aż do uzyskania stuprocentowej pewności. W próbkach, w Polsce, pobieranych dla potrzeb sądów rzadko pojawia się tyle różnic między wykresami kodów genetycznych. Szybciej uzyskuje się potwierdzenie lub wykluczenie ojcostwa. Na Zachodzie prawdopodobnie co dziesiąty obywatel Europy wychowuje nie swoje dziecko. W każdym z krajów zachodnich wykonuje się około 30 tysięcy testów rocznie. W Polsce zaledwie 3 tysiące. Liczba chętnych stale rośnie. Niestety, prywatne laboratoria są nastawione przede wszystkim na zysk. Często nie inwestują w nowoczesny sprzęt, a zebrane próbki wysyłają do zbadania w innych laboratoriach. Podczas ich przesyłania może dojść do pomylenia materiałów porównawczych. Zdarzają się także celowe podmiany - np. wysyłano ślinę lub włosy brata albo znajomego. Prywatne laboratoria tego nie sprawdzają, nie biorą też odpowiedzialności za wyniki badań. Dyskrecja i szybkość obracają się wtedy przeciwko klientom, dla których ustalenie ojcostwa to niemal sprawa życia i śmierci.
Tajemnica przed żoną
Jeszcze kilkanaście lat temu na wykonanie badania ojcostwa potrzebne było zlecenie sądu. Dziś można przeprowadzić test nawet bez wiedzy matki dziecka. Robert S. z Morąga nakrył żonę na zdradzie. 30-letnia Alicja przyznała się do kilkumiesięcznego romansu z jego przyjacielem. A niedawno państwu S. urodził się synek Kamil. - Zdradzała mnie. Skąd mam mieć pewność, że nie robiła tego wcześniej i że to moje dziecko? Ta sprawa długo nie dawała mi spokoju. Nie wierzyłem w zapewnienia Ali. Postanowiłem sam dowiedzieć się prawdy - zwierza się 35-latek. Nie miał jednak odwagi poprosić żony o zgodę na badanie. Okazało się, że wystarczy kupić w aptece zestaw do pobierania próbek, pobrać patyczkiem wymaz z wnętrza policzka synka i razem ze swoją śliną wysłać pod adresem jednej z firm. Już po trzech tygodniach Robert dostał odpowiedź. - Okazało się, że Kamil może być moim synem, nie dawano mi jednak stuprocentowej pewności! Rozzłościło mnie to: zapłaciłem 1700 złotych, a moje wątpliwości się pogłębiły. Z Alicją kłóciłem się coraz częściej, głównie o drobiazgi. Nie mogłem jej powiedzieć, że podłożem mojej złości była niejasna sytuacja mego ojcostwa. Przecież badania wykonałem w tajemnicy. W końcu wygarnąłem jej, że się puszczała i że zrobiłem badanie, z którego wynika, że nie wiadomo, kto jest ojcem naszego dziecka - opowiada. Ala płakała, zarzekała się, próbowała nawet popełnić samobójstwo. W końcu zgodziła się na ponowne badanie. Trafili do laboratorium jednej z AM w kraju. Czekali w kolejce prawie 6 tygodni. Badanie było skomplikowane i trzeba było je wiele razy pogłębiać. Ale opłaciło się: wykazało 100-procentowe prawdopodobieństwo ojcostwa Roberta. Robert i Alicja pogodzili się. - Ulżyło mi. Nigdy nie będę ufał żonie tak jak przed zdradą, ale jestem pewien, że Kamil jest moim synem. Odzyskałem spokój ducha - wyjaśnia 35-latek. - Zdecydowanie lepiej jest od razu udać się do renomowanego laboratorium z partnerką, a nie po kryjomu robić testy - wyjaśnia dr Płoski. - Jeśli takie wątpliwości się pojawiają, trzeba je rozwiać natychmiast. Na nic się zda opór kobiety, bo ta sprawa wcześniej czy później wróci. Mężczyzna i tak przeprowadzi badanie. Ustalenie ojcostwa jest dla niego sprawą także ambicjonalną.
Czasem lepiej nie wiedzieć...
Badanie budzi silne emocje. Kobietom zależy na potwierdzeniu, że mężczyzna podawany do sądu o alimenty jest ojcem ich dzieci. A mężczyznom zależy na czymś zupełnie odwrotnym: wykluczeniu ich udziału w sprawie, czyli wykluczeniu ojcostwa. Jeden z klientów Zakładu nie pozwalał pobrać sobie krwi, dopóki nie sprawdził, czy ktoś nie schował się pod kozetką, by później podmienić fiolki... Inny trzy razy przynosił koronkowe majki swojej partnerki do zbadania, czy zaschnięta na nich sperma należy do niego. - Każdy mężczyzna ma prawo do wątpliwości - twierdzi dr Płoski. - Zdarza się, że badania powtarzamy nawet kilka razy. Prywatne firmy robią tylko jedno, bez pogłębienia. A za każde dodatkowe trzeba płacić - dodaje. Trzy lata temu Jadwiga N. podała o alimenty do sądu w Piasecznie dwóch panów. Badanie wykazało, że... żaden z nich nie jest ojcem. Innym razem dwaj bracia próbowali oszukać laboratorium. Brat zgłosił się za brata - po to, żeby uniknąć płacenia alimentów na córkę. - Sprawy rozstrzygnięcia ojcostwa w rodzinie (dwaj bracia, siostra-brat, związki kazirodcze) są najtrudniejsze do oznaczenia - mówi lekarz. Zdarza się, że mężczyźni nie chcą, by wynik badania był powodem do odebrania im praw rodzicielskich, jeśli okaże się, że nie są biologicznymi ojcami dziecka. - Czasem lepiej nie znać prawdy. Szczególnie, gdy dziecko ma już kilka lat. Rozbicie rodziny w takim momencie może się zakończyć dramatem. Jeśli już ustalać ojcostwo, to zawsze najlepiej robić to jak najwcześniej - podkreśla stanowczo dr Płoski. Kiedyś zgłosiło się dwóch mężczyzn. Młodszy: 25-letni wysoki blondyn i starszy: około 50-tki, niski i śniady. Ojciec i syn. Zupełnie do siebie niepodobni. Łączyła ich jedynie Izabela - matka blondyna i żona śniadego. Dokładnie 26 lat temu wyjechała do Szwecji i wróciła stamtąd w ciąży... Obaj mężczyźni postanowili sprawę wyjaśnić dopiero po wielu latach. Badanie wykluczyło 50-latka jako ojca, ale nie zmieniło to uczuć obu panów. Padli sobie w objęcia. Przyrzekli, że ich relacje się nie zmienią. - Mam nadzieję, że nic się nie zmieni - dodaje dr Rafał Płoski. - W wielu sytuacjach taka wiadomość przewraca życie do góry nogami. Choć powszechnie wiadomo, że na to, kto jest dobrym ojcem, składa się wychowanie i związek emocjonalny, a nie tylko geny.
Pprzepisy w Polsce
- Oboje rodzice muszą wyrazić zgodę na wykonanie testu na ustalenie ojcostwa (art. 97 par. 2 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego).
- Test w tajemnicy przed partnerką jest nielegalny! Osoby dokonujące takich badań mogą być pociągnięte do odpowiedzialności karnej.
Badania w akademiach medycznych
Akademie medyczne w całym kraju wykonują badania głównie na zlecenie sądu. Można też zgłosić się prywatnie, choć nie anonimowo. Oboje rodzice muszą się zgłosić z dowodem osobistym i stawić na pobieranie krwi. Badana jest tylko krew lub ślina. Na wynik czeka się do półtora miesiąca. Wynik testu może być dowodem w sądzie. AM bierze za to odpowiedzialność. Na milion badanych mężczyzn jeden może być uznany za ojca, choć biologicznie nim nie jest.
Koszt usługi: 900-1500 zł.
W prywatnych klinikach
W Polsce działa 8 firm prywatnych. Próbki do badań pobiera się samemu według instrukcji załączonej do zestawu do testu i wysyła pocztą. Wynik także jest odsyłany pocztą, z zachowaniem dyskrecji. Zgoda matki na badanie nie jest konieczna. Bada się krew, ślinę, włosy, a nawet przeżutą gumę czy niedopałek papierosa. Wynik otrzymamy w ciągu 2 tygodni. Prywatne firmy nie biorą odpowiedzialności za wynik, nie jest on podstawą do dochodzenia roszczeń alimentacyjnych w sądzie. Zestaw do testu można zamówić telefonicznie, przez internet lub kupić w aptece. Na tysiąc badanych mężczyzn jeden może być uznany za ojca, choć biologicznie nim nie jest.
Koszt usługi: 1500-3000 zł.
Jak to jest na Zachodzie?
Natasza Socha z Niemiec: W niemieckich laboratoriach przeprowadza się rocznie od 20 do 40 tys. testów na ustalenie ojcostwa. Co dziesiąty Niemiec nie jest biologicznym ojcem dziecka, które uważa za swoje. Najwięcej zestawów sprzedaje się w Dniu Ojca i kupują je mężczyźni namówieni do tego przez np. swoje matki. Teściowe podważają wierność swoich synowych i żądają ustalenia prawdy, gdy np. dziecko nie jest podobne do ojca lub jego matkę można podejrzewać o zdradę.W USA firmy prześcigają się w ofercie tego typu. Wolny rynek powoduje dużą konkurencję i wysoką jakość usług. Każdy może wykonać test. Prawo nie wymaga zgody matki dziecka. Także w Holandii przepisy prawne dają każdemu z rodziców władzę do stanowienia o swoim dziecku. Angielskie firmy natomiast wymagają zgody obojga rodziców, by wykonać testy na ustalenie ojcostwa.
Domowy test na ustalenie ojcostwa
W zestawie znajdują się trzy pakieciki ze specjalnymi patyczkami (wymazówkami) do pobierania śliny, sterylne rękawiczki oraz karty wiążące (zabezpieczające) DNA.
- Pobieramy próbki śliny od dziecka (nawet niemowlęcia) i od ojca: wewnętrzną część policzka pocieramy patyczkiem z zestawu.
- Końcówki patyczków zawijamy w specjalną karteczkę i pakujemy do koperty.
- Oprócz próbek śliny wkładamy także włosy lub używaną gumę do żucia - wszystko zabezpieczamy kartami z zestawu, by utrwalić DNA.
- Wypełniamy formularz zamówienia i dołączamy do przesyłki dowód wpłaty.
- Wszystko razem wkładamy do koperty i przesyłamy do laboratorium.
miesięcznik "Zdrowie"