MAŁGORZATA BRAUNEK: jak dbam o duszę i ciało
Małgorzata Braunek nigdy nie ukrywała wieku, nie walczyła skalpelem z upływem czasu. 30 lat temu odkryła bowiem zen – terapię dla ciała i ducha.
Spis treści
- Fajnie jest mieć zdrowe ciało, choć... nie da się go utrzymać w takim stanie na zawsze - mówiła Małgorzata Braunek w wywiadzie udzielonym kilka lat przed śmiercią miesięcznikowi Zdrowie. - Ale trzeba o nie dbać, bo po coś jest nam dane... Dlatego choć jestem leniwa, rano staram się wykonać kilka skłonów, czasem dodam do tego zestawu parę ruchów tai-chi.
Przymierzam się też powoli do jogi. Baaardzo powoli. Muszę robić to, co sprawia mi przyjemność. Bardzo lubię jeździć na rowerze, więc kiedy tylko mogę, to na niego wsiadam. Uwielbiam też pływać, ale z wielu powodów nie mogę regularnie chodzić na basen. Spróbuję jednak znaleźć na to czas, bo wodę po prostu kocham. Pływanie jest dla mnie rodzajem medytacji – zanurzając się w wodzie, momentalnie wyciszam umysł.
Małgorzata Braunek: mam lepszy kontakt ze światem
- Od prawie 30 lat praktykuję zen. W ciągu dnia medytuję ok. 40 minut, zaś 2 razy w tygodniu organizuję sobie seanse, które trwają po 3 godziny. Czasami przyłącza się do mnie mój 7-letni wnuk. Potrafi 15–20 minut siedzieć całkowicie bez ruchu. Jak mu wytłumaczyłam, co ma robić? Bardzo prosto – chodzi o to, żeby być totalnie bezmyślnym i spokojnym. Kiedyś go spytałam: „Kiedy tak siedzisz, to myślisz o czymś?”, a on na to: „No pewnie, że nie myślę, a o czym mam myśleć?”. Umysł dziecka! A ja do tego dochodziłam latami (śmiech).
Medytacja naprawdę pozwala na lepszy kontakt ze światem. Gdy zostałam buddystką, szybko odczułam zmianę na korzyść. Podeszłam do pracy z dużo większym spokojem. Wcześniej przeżywałam strasznie swoje porażki. Uświadomiłam sobie jednak, że świat się na nich nie kończy ani nie zaczyna. Mogę zagrać źle, albo – wręcz przeciwnie – fantastycznie. Świadomość tego dała mi ogromny luz. Zen pozwolił mi również pogodzić się z wiekiem, procesem starzenia. Buddystki akceptują bowiem fakt, że życie jest takie, jakie jest, i przyjmują je z pokorą. Każdy problem odbija się nam na twarzy. A co dopiero, gdy żyjemy w ciągłym stresie! On nas gubi. Bo stres musi mieć przecież ujście, pojawia się więc jedna zmarszczka, druga, trzecia... A jeżeli jestem pogodzona z samą sobą i tym, co mnie otacza, moja twarz jest bardziej rozluźniona, pogodna, a więc i młodsza. Dlatego żartuję czasem: to, że koniec końców dobrze wyglądam, jest tylko... ubocznym skutkiem medytacji.
Jak jeszcze dbam o ciało i formę? Staram się zdrowo odżywiać. I cieszę się, że ludzie zaczynają teraz zwracać większą uwagę na to, co jedzą. Że już nie muszą jeść mięsa 7 razy w tygodniu. Kiedy zdecydowałam się zostać wegetarianką (z powodów ideologicznych), ludzie pukali się w głowę i powtarzali mi: „Przecież i tak nie uratujesz świata, jak nie będziesz jadła mięsa”. Ale czy to powód, żeby przestać się starać? Najlepiej oddaje to piękna opowieść: płonął las, więc wszystkie zwierzęta i ptaki z niego uciekły. Ale jeden ptaszek poleciał nad morze, nabrał do dzióbka kropelkę wody i wrócił do lasu. Latał tak w nieskończoność, bo bardzo chciał uratować ten las. Cóż, mam świadomość, że ze mną jest tak samo (śmiech).
Małgorzata Braunek
» Niezapomniana Oleńka z „Potopu”» W latach 80. rzuciła aktorstwo. Wróciła na ekran rolą w filmie „Tulipany”. Grała w serialu „Dom nad rozlewiskiem”. » Wspierała ruch na rzecz praw człowieka w Chinach oraz akcje w obronie zwierząt.» Była zwierzchnikiem Stowarzyszenia Buddyjskiego „Kandzeon”.