KRYSTYNA SIENKIEWICZ: śmiech to najlepsze pastylki
Krystyna Sienkiewicz od lat gra, maluje, pisze i bawi widzów. „Życie jest niezdrowe, lecz je śmiechem. W razie potrzeby skontaktuj się z Sienkiewiczem lub najbliższym farmaceutą”– radzi.
Spis treści
- Krystyna Sienkiewicz: dieta dla zdrowia
- Krystyna Sienkiewicz: ćwiczenia? Wolałabym je pokazać niż opisać!
- Ja się nie starzeję – nie mam czasu! Bo i kiedy? - mówi Krystyna Sienkiewicz. - Gram w dwóch spektaklach „Harold i Matylda” i „Zamknięty świat”. Jeżdżę po kraju z recitalem „Śmiechoterapia”. Promuję książkę „Cacko”, a zaraz siadam do pisania następnej! Gimnastykuję pamięć, ciało, psychikę – czuję się więc młodo. Twarz mam już zmurszałą i przeterminowaną, ale to wciąż MOJA twarz. Ona nie chce być podcięta i smutna. Bo ja zawsze byłam śmieszka, czyli... głupia. Mówi się: „poznać głupiego po śmiechu jego”. Co się stanie, gdy przestanę się śmiać? Ludzie mnie nie poznają! Sama, gdy spojrzę do lusterka, pomyślę i jeszcze brzydkim słowem powiem – „K..., kto ty jesteś?! Coś ty z siebie zrobiła, babo?! Na twarzy masz trumnę wymalowaną!”. Bo co? Śmiech jest dla młodych? Bzdury! Rozumiem dbałość o urodę – że się chodzi na różne zabiegi. Ja na swoje pyszczydło kładę tylko kremy Ziaja, gdyż jestem w nich rozkochana. A makijaż zmywam szorstką rękawicą, która pilinguje skórę.
Krystyna Sienkiewicz: dieta dla zdrowia
Ciało chce ode mnie nie byle jakiego jedzenia i picia, dzień zaczynam więc od leczenia kiszek. Zaparzam pokrzywę, bo ona odtoksycznia. Drugi mój ulubiony napój to siemię lniane. Dzięki ziółkom nie miewam nigdy zgag, mimo że często jadam w restauracjach. Wszyscy się dziwią, kiedy mówię kelnerowi: „zacznę od kawy, żebym widziała, co jem”, bo na wyjazdach czasem jestem zmęczona. Chora – nigdy. Ciało z lubością przyjmuje to, co dobrego mu daję, i dobrym się odpłaca. Posiłki kończę zawsze gorącą wodą, świetnie mi robi. Wysokoprocentowymi napojami się nie upijam, nad czym ubolewam. Tylko w wakacje robię się biesiadna (co nie znaczy, że chwieję się na nogach) i co wieczór łapię się za flaszczynę piwa strong. Po prostu grillowanie kojarzy mi się z piwkiem. Kiedy robi się zimno, wolę napić się dobrej, domowej nalewki. Po czerwone wino sięgałam w okresach, gdy chciałam schudnąć. Ale rzadko miałam problemy z wagą. Od lat ostatni posiłek jadam o 17. Inaczej się nie da! O 18 jestem już w garderobie w teatrze: prawie umalowana i ubrana. Od tego momentu jestem kimś innym...
Krystyna Sienkiewicz: ćwiczenia? Wolałabym je pokazać niż opisać!
Po przebudzeniu, podnoszę nogi do góry – a koty, które ze mną śpią, zeskakują z łóżka – i robię nożyce 10–20 razy. Potem wstaję: gibię się i kolebię. Staram się dbać o ramki ciała i zachować ładny jego rysunek. Kręcę kółka ramionami: po 10 razy w każdą stronę. Zginam się w pół, chwytając dłońmi kolana. Efekt? Bardzo dużo podróżuję, a mój kręgosłup o tym nie wie! Cyckom też robię gimnastykę: uderzam rytmicznie kciukiem o kciuk (albo otwartymi dłońmi). „Skarpeta” mi nie wisi – a to dlatego, że robię takie ćwiczenie: mówię głośno YYYYKS i kładę głowę na plecach, później OOOOO – i dociskam brodę do cycków. Zestaw X-O powtarzam co rano 20 razy. Twarz i tak mocniej mi zmurszeje, ale do „krojczego” nie pójdę! Mam bardzo marne oczy, działają, bo codziennie je gimnastykuję. Jak? Robię nimi iksy: tam patrzę – tu patrzę: na środek, w dół, do góry, na boczki. Co jeszcze? Trzymając się krzesła, wymachuję nożynami do tyłu, po 20 razy na każdą nogę. A najwięcej brykam na scenie! Kocham swój zawód, więc… ja się nie starzeję, ja się staram!
Krystyna Sienkiewicz
Absolwentka ASP, Gwiazda teatru STS. Znamy ją m.in. z filmów „Rzeczpospolita babska”, „Rodzina Leśniewskich” i „Smarkula”, sztuk Agnieszki Osieckiej (np. „Apetyt na czereśnie”) i Kabaretu Olgi Lipińskiej. Obecnie możemy ją podziwiać w Teatrze Komedia w Warszawie.