Jak rozmawiać o śmierci i dlaczego to takie trudne? "Wolimy nie dotykać tych spraw"
Dzień Zaduszny poświęcony jest wszystkim osobom, które odeszły. Często spotykamy się w rodzinnym gronie, wspominamy, śmiejemy się, czy przeżywamy trudne chwile, bo tak niedawno odeszła bliska osoba. Jednak czy potrafimy rozmawiać o śmierci? Czy w ogóle to robimy? A jeżeli nie, to jak nauczyć się nie pomijać tego tematu oraz jak pomóc dziecku, które straciło ukochaną osobę? Pytamy socjolożki i psychoterapeutki Magdaleny Kuśmierz.
Śmierć. Wiemy, że nadejdzie, ale odsuwamy od siebie tę myśl. W końcu w wymiarze biologicznym każdy człowiek dąży do przetrwania. Magdalena Kuśmierz socjolożka i psychoterapeutka w nurcie poznawczo-behawioralnym w trakcie czteroletniego szkolenia, współpracująca z Fundacją Nagle Sami wskazuje, dlaczego nie potrafimy otwarcie mówić o śmierci i co możemy robić, aby to zmienić.
Nie potrafimy rozmawiać o śmierci. Z czego wynika ten brak umiejętności? Ze strachu? A może jest coś więcej?
Wynika generalnie z lęku, a naturalną strategią w lęku jest unikanie, czyli po prostu nierobienie tego, czego się obawiamy. I mamy błędne koło: Jeśli czegoś unikamy, to automatycznie tracimy możliwość skonfrontowania się z sytuacją i z samym lękiem i nauczenia się nowych umiejętności. Nie możemy też sprawdzić, czy faktycznie jest się czego bać.
Nie tylko śmierć jest trudnym tematem prawda?
Są takie rzeczy, o których się nie mówi, bo, są mniej estetyczne, świadczą o przemijaniu, czy starzeniu się. Mówienie o nich może być nieprzyjemne, bo wiąże się z jakimś rodzajem lęku i smutku. Dlatego ostatecznie wolimy nie dotykać tych spraw. Nie rozmawiamy o chorobach, starości czy choćby menopauzie, choć wszystko to jest naturalną częścią życia. Gdybyśmy rozmawiali, moglibyśmy się na nie lepiej przygotować. Lęk i brak umiejętności napędzają się wzajemnie.
Czy my możemy coś z tym zrobić? Czy możemy to jakoś oswoić, nauczyć się, że jednak jest to jeden z etapów naszego życia i uwolnić go od lęku?
Myślę, że zawsze będziemy się tego obawiać, bo śmierć to jest utrata. Jeśli tracimy kogoś nam bliskiego, odczuwamy bardzo dużo różnych trudnych emocji, które są adekwatne do relacji, jaka łączyła nas z osobą, której już nie ma. Pacjenci często mówią, że ból jest nie do wytrzymania, że ten smutek jest ogromny. Czasem pytam o to, czy chcieliby pozbyć się tego smutku, wiedząc, że jest właśnie oznaką tego, jak ważną osobą był dla nich człowiek, który zmarł.
I jaką odpowiedź pani słyszy?
Dochodzą do wniosku, że oznaczałoby to, że żeby uniknąć przeżywania tych wszystkich emocji, musieliby wyrzec się tej relacji, jaka łączyła ich z nieżyjącym już bliskim.
A zatem warto zadawać sobie samemu takie pytanie, czy osobom w żałobie…
To jest takie pytanie, które trochę uzmysławia funkcję smutku. Zaczynamy lepiej rozumieć emocje i że są one o tym, jak ważna była dla nas ta osoba, o tym, co straciliśmy. Każda emocja, nie tylko smutek, pełni też funkcję informacyjną dla nas samych.
To pomaga świadomie przeżywać stratę?
Tak, uświadamiamy sobie, co się wydarzyło i że straciliśmy kogoś ważnego. Emocje mają też funkcję motywacyjną. W pewien sposób automatycznie motywują nas do określonych zachowań. Przykładem jest, np. pewien rodzaj wycofywania się, zmniejszenia aktywności w obliczu smutku. Cel jest prosty, potrzebujemy przemyśleć tę stratę, zyskać czas potrzebny na dostosowanie się do rzeczywistości jaka nastała.
Często pojawiają się pytania: Jak dalej żyć?
Musimy pamiętać, że śmierć drugiej osoby niesie ze sobą także wtórne straty. W końcu czasem kiedy odchodzi mąż, to wraz z nim wszystkie umiejętności i sprawy, jakimi się zajmował. Tu pojawia się ta konieczność przemodelowania, ułożenia na nowo codzienności, by sprostać zadaniom, które dawniej wykonywała inna bliska osoba.
Rozmowa może być kluczem do przeżywania żałoby bez dodatkowego obciążenia?
Żałoba jest czasem na porachowanie tej straty i zaadaptowanie się do nowej sytuacji. Oczywiście nie jesteśmy w stanie przygotować się na czyjeś odejście, ono zawsze przychodzi nie w porę, zawsze zaskakuje. Jednak poruszenie pewnych tematów zawczasu może pomóc w późniejszym poradzeniu sobie. Gdybyśmy właściwie umieli skorzystać z informacji, które przynosi lęk związany z myślą o śmierci naszej lub bliskiej nam osoby, moglibyśmy wiele rzeczy omówić, przygotować. A tak – unikamy tego.
Ale co z emocjami?
Emocje związane ze śmiercią i umieraniem są więc nieprzyjemne, ale też potrzebne. Poza tym, bez nich wszystko to byłoby nieludzkie w jakimś sensie.
Rozumiem. Natomiast tu mówimy o sytuacji, kiedy ta strata już nastała i to jest nieodwracalne. Zastanawiam się jednak nad tym od tej drugiej strony. Zakładając, że żyjemy i wiemy, że jest ta nieuchronność śmierci, to czy są jakieś narzędzia, które nam pomagają się z tym oswoić i z bliskimi porozmawiać na ten temat? To, że nie będziemy o niej rozmawiać, nie znaczy, że ona nie przyjdzie, tak?
Tak, to przejaw magicznego myślenia: jakbyśmy wierzyli, że jeśli nie będę o tym myśleć i mówić, to to nie nastąpi. A poruszanie tematu śmierci wywoła nieprzyjemne emocje, więc chcemy oszczędzić tego i sobie samym i innym. Ta trudność występuje w wielu wariantach.
To znaczy?
Obawy przed poruszaniem tematu pojawiają się kontekście rozmowy o własnej śmierci, rozmowy o śmierci z bliską nam osobą, która jest u progu śmierci, rozmowy o swojej stracie, kiedy się jej dozna i rozmawianiem z kimś, kto tej straty doznał.
Zatem różne oblicza lęku dotyczącego straty lub samej jej wizji
Tak, poza tym musimy pamiętać, że czy to w skali społecznej, czy tej bardziej indywidualnej w ogóle nie mamy tego dyskursu o śmierci, o żałobie. Śmierć jest jakoś zepchnięta na margines życia, a przecież jest po prostu jego częścią i każdy z nas się z nią spotka. Zarówno ze śmiercią swoich bliskich, jak i w końcu doświadczy własnej. Unikanie rozmów na jej temat sprawia, że w różnych sytuacjach nie potrafimy o tym mówić.
Czy w pracy z pacjentami/klientami widzi pani ten brak umiejętności odnalezienia się w nowej rzeczywistości? Ten problem z mówieniem o śmierci?
Osoby, które ja spotykałam w momentach kryzysowych, czyli kiedy one kogoś straciły, często wskazują, że nie dopuszczały do siebie, że coś takiego może się wydarzyć im samym. Nie myślały o tym. A to pokazuje, że sama myśl na temat śmierci bliskiej osoby jest odsuwana na daleki plan.
Aż tu nagle znajdują się w zupełnie innym świecie
Pojawia się to poczucie, że jesteśmy w obcej rzeczywistości i tak naprawdę nic nie wiemy o tej żałobie. Zalewa nas fala emocji, kompletnie nam nieznanych. Nagle nie wiemy, z czym my się tak właściwie mierzymy, nie mamy pojęcia, co nadejdzie, czy jak się teraz zachować, co robić. Pamiętam, że podczas rozmowy z jedną z osób, z którą miałam możliwość pracować, padło z jej strony pytanie: „Dlaczego tego nas nie uczą w szkole?” Nic dziwnego, w końcu nie ma edukacji na temat emocji, zajęć w tym zakresie, o żałobie i czego po niej można się spodziewać.
Jak sobie poradzić, choćby jak zatroszczyć się o to, co czujemy, myślimy i co zrobić kiedy minie ten pierwszy szok? Jak się zaopiekować sobą, lub bliskim…
Byłoby super, gdyby w szkołach organizowano zajęcia, podczas których młodzi ludzie mogliby uczyć się nazywania i przeżywania emocji, mogliby też otrzymywać psychoedukację na temat przechodzenia przez okres żałoby.
A poza edukacją stricte szkolną? Co można zrobić, żeby lepiej radzić sobie z tematem śmierci, z jej przeżywaniem?
W wymiarze instytucjonalnym należy także nagłaśniać, jakie formy wsparcia istnieją i są w zasięgu. Musimy nauczyć się tego, że w żałobie też można szukać profesjonalnego towarzyszenia. Osobiście jestem ogromną zwolenniczką grup wsparcia. Na takich spotkaniach zyskujemy nie tylko dużo wiedzy o tym, czym jest żałoba, ale też poznajemy historie innych ludzi, którzy również doświadczają straty. To ma funkcję normalizującą. Dowiadujemy się, jak wygląda życie innych po stracie i kiedy sami jesteśmy już na tym etapie, łatwiej zrozumieć i uznać nowe emocje, czy okoliczności, znaleźć sposoby radzenia sobie. Ale przede wszystkim w grupie wsparcia można znaleźć osoby, które chcą rozmawiać o śmierci i żałobie. Bo, choć to może zaskakiwać, osoby, które doświadczają straty, nie chcą unikać rozmowy o tym. Potrzebują jej, żeby wyrazić to, co czują, a poprzez to lepiej sobie ze swoim bólem radzić. Rozmowa, dobra i szczera rozmowa, o śmierci ma więc funkcję leczącą.
No tak, my dorośli to jedna kwestia, ale jak wyjaśnić dziecku, że babci, czy dziadka już nie ma i nie będzie?
Zawsze w sposób dostosowany do wieku dziecka, natomiast bardzo jestem za tym, żeby pozostawać w prawdzie. Oczywiście w zgodzie ze swoimi przekonaniami, na temat tego, co dzieje się z nami po śmierci. To, co wiemy na pewno, to że to jest koniec tego fizycznego życia. I należy dzieciom tłumaczyć, co to oznacza: że roślina, zwierzę czy osoba, już nie chodzi, nie oddycha, nie je. Jeśli nie boimy się poruszać z dziećmi tematu umierania już od samego początku, to w przebiegu ich życia jest wiele okazji do doświadczenia zjawiska przemijania i śmierci: obserwowanie cyklów przyrody, opadających liści, nieżywych owadów, śmierci domowych zwierzątek. W ten sposób oswajamy dziecko z tym tematem, a potem nam samym łatwiej będzie podjąć ten temat, kiedy nadejdzie trudny moment.
A pozostałe informacje dostosować do wiary i przekonań?
Np. niektórzy, odwołując się do wyznawanej wiary, mają przekonanie, że istnieje jakaś kontynuacja. I to też jest jak najbardziej w porządku. Natomiast możemy również przekazać dziecku, że ta osoba jest dalej w duchowej przestrzeni, nawet bez odwołania się do religii. Można powiedzieć, że babcia, czy dziadek jest w naszej pamięci i w tym, czego nas nauczyli, w miłości, jaką ich darzyliśmy kiedy z nami byli.
A czego unikać w rozmowie z dziećmi?
Lubię zwracać uwagę na to, że trzeba być ostrożnym z mówieniem o zaśnięciu tej osoby, czy żeby mówić o tym, że ta osoba gdzieś jest i patrzy na nas z góry. Trzeba pamiętać, że u dzieci może to wywołać dużo niepokoju wynikającego z poczucia bycia jakoś obserwowanym.
Coś w rodzaju myśli, że niby ja go nie widzę, a on ma na mnie oko?
Dokładnie, to może być straszne dla dziecka. Natomiast jednym z ważnych zadań w żałobie jest stworzenie tej relacji duchowej, niefizycznej, więzi z osobą zmarłą. A rozmawianie o tej osobie, wspominanie stwarza do tego okazje. Przy okazji pokazuje, że możemy rozmawiać o śmierci, że my jako dorośli nie boimy się rozmawiać, że jest na to przyzwolenie, że to nie jest temat tabu.
Dzieci mogą się bać z nami rozmawiać o śmierci?
Oczywiście, zwłaszcza jeśli to my uciekamy od tego tematu, mówiąc, że lepiej nie rozmawiać o „takich smutnych rzeczach”. Już wtedy uczą się, że mówienie o śmierci i o trudnych emocjach jest jakoś zagrażające. To może jednak skutkować tym, że i one nie będą ujawniać nam swoich „smutków”.
A co z etapem pożegnania, czy dzieci powinno zabierać się na pogrzeb, czy niekoniecznie, a jeśli tak to czy jest jakaś granica wieku?
Myślę, że to jest dość indywidualne i zależy od różnych aspektów. Jeśli jest to pogrzeb kogoś mniej związanego z dzieckiem, wtedy zabranie go na pogrzeb staje się okazją do oswajania z tematem śmierci. Jeśli jest to pogrzeb kogoś bardzo bliskiego: rodzica czy dziadka, odpowiedź, czy zabierać dziecko ze sobą zależy od tego, w jakim stopniu opiekun, może zająć się dzieckiem w trakcie tej ceremonii, albo zapewnić mu taką opiekę przez inną dorosłą osobę.
Na czym powinniśmy się skupić, kiedy obok nas na pogrzebie jest dziecko?
Trzeba być czujnym, zwracać uwagę na przeżycia dziecka, odpowiadać na jego pytania. Pamiętajmy, że opiekun jest dla dziecka kluczowy, koi jego lęk. W końcu ktoś znika, nie ma go. Jeśli dziecko jest już świadome tego, że kiedyś samo umrze, że jego życie też ma kres, to napawa lękiem. Dlatego na pewno trzeba przemyśleć, czy mamy tyle uważności i zasobów, żeby być obok mojego dziecka i być tą opoką.
A może zrezygnować z zabierania dzieci na pogrzeb?
Nie musimy zabierać dziecka na pogrzeb. Po pierwsze, może ono uczestniczyć np. w pierwszej części, a później zaopiekowane wrócić do domu z kimś, z kim będzie mogło porozmawiać, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Po drugie, najważniejszy jest ten element domknięcia relacji, pożegnania.
Jak to zrobić?
Można niezależnie od ceremonii, pójść na cmentarz, złożyć kwiaty, zanieść jakiś list, w którym dziecko się pożegna, w którym napisze coś do babci, czy dziadka. Taki list można napisać wspólnie, czasem wystarczy narysować serce i zostawić pod zniczem. Jeśli dziecko nie umie pisać, możemy zapytać, czy chciałoby się jakoś pożegnać, czy my mamy napisać jakieś słowa. A potem wspólnie pójść na cmentarz i pozwolić dziecku zostawić tę kartkę. Chodzi o symbolikę.
Dlaczego to takie ważne?
To jest takie pierwsze zadanie w żałobie. Kiedy myślimy o niej jako nie o czymś, co na nas spada i nie mamy nad tym żadnej kontroli, tylko takie podejście, w którym my możemy dość aktywnie podchodzić do całego procesu żałoby. Jednym słowem mamy do wykonania pewne zdania, a pierwszym z nich jest uznanie rzeczywistości śmierci. Żeby doświadczyć tego, że to życie ziemskie, to cielesne się zakończyło, często potrzebny jest właśnie ten rytuał.
Właśnie. W trakcie pogrzebu też mogą pojawić się różne pytania. Dziecko widzi, że babcia, czy dziadek jest w trumnie, więc co dalej, gdzie teraz będzie ukochana osoba, co się z nią stanie?
Tu wracamy do kwestii przekonań, bo warto, żebyśmy mówili dziecku to, w co sami wierzymy. Dlatego możemy wytłumaczyć, że życie każdego człowieka kiedyś się kończy. Jego obecność na ziemi czasem trwa dłużej, czasem krócej. Ciało złożone jest w tym miejscu, ale zakładając, że jesteśmy osobami wierzącymi, uważamy, że każdy posiada duszę i to jest ta kontynuacja.
A jeśli jesteśmy niewierzący? Jak przeprowadzić taką rozmowę?
Wtedy możemy wskazać, że chociaż ciało umarło, to ta ukochana osoba jest w naszej pamięci. Jest także w nas poprzez to, co nam dała. Np. dziadek nauczył nas jazdy na rowerze, babcia śpiewała z nami piosenki itd. Dopóki o nich pamiętamy i myślimy z miłością, to będąc w sercu i w myślach zostaną na zawsze, nawet jeśli fizycznie nie ma już ich z nami. Kluczowe dla każdego w żałobie jest stworzenie tej nowej więzi, symbolicznej relacji z osobą, która odeszła. Nie uda nam się to, jeżeli będziemy o tym milczeć. Tutaj znów ważna jest rozmowa.
A co jeśli mamy do czynienia z osobą w stanie terminalnym. Jak rozmawiać o śmierci z kimś, kto z powodu ciężkiej choroby niebawem odejdzie?
Gdybym miała wskazać uniwersalne rozwiązanie to na pewno, choć na bardzo ogólnym poziomie, to żeby po prostu poruszać temat śmierci tak jak każdy inny. A może zwłaszcza, bo on jest jakoś w centrum świata umierającej osoby. Ten człowiek, wie, że to się stanie. Dlatego, ważne, żeby ona mogła powiedzieć o tym, jak się czuje, ale też czego potrzebuje. Możliwe, że jest coś, co chciałaby jeszcze przeżyć, zobaczyć, załatwić.
A my unikamy tematu…
Dla przykładu ja nie pożegnałam się ze swoją mamą właśnie dlatego, że czułam ewidentny lęk przed podjęciem tego tematu. Później bardzo tego żałowałam. Ona próbowała rozpocząć rozmowę, chciała uporządkować jakieś rzeczy, a ja zmieniałam temat, mówiłam, że mamy na to czas, że teraz powinna myśleć, jak wyzdrowieć.
Mama dawała sygnały, że jest gotowa na rozmowę
Tak, a ja myślałam, że nie przyjmę tego sygnału, że to jest jakiś przejaw rezygnacji i nie będziemy o tym rozmawiać. Jednocześnie wiem, że to ja się bałam skonfrontować z tym, że ona może umrzeć, to było dla mnie za trudne.
Mówiła pani, że żałowała tej postawy
Zostałam wtedy z takim poczuciem niedomknięcia, poczucia, że nie dałam jej możliwości dokończenia tej naszej rozmowy, czy w ogóle porozmawiania. I później było to dla mnie bardzo trudne. Natomiast z moim tatą, który jest już osobą w podeszłym wieku, nie popełniam tego błędu.
Rozmawiacie o śmierci?
Owszem, rozmawiam z nim, pytam, czy są jeszcze jakieś rzeczy, które chciałby zrobić przed śmiercią. Pytam, czy może chce, żebym coś ugotowała, czy chce coś zobaczyć, o czymś porozmawiać? Mówię o tym bardzo bezpośrednio.
A jak tata reaguje?
On w ogóle z tym nie ma problemu, a co więcej faktycznie parę ważnych rzeczy się wydarzyło dzięki temu. Myślę, że to właśnie też otwiera tę drugą stronę, która nawet sama przed sobą boi się przyznać do tej nieuchronności. A czasem problemem jest to, z czym ten koniec się wiąże. Może boi się, że coś zostanie niedokończone, niedopowiedziane, nieuporządkowane. Możliwość zrobienia tego łagodzi lęk.
Mam takie poczucie, że pani podejście bardzo łagodzi tacie myślenie o tym, co kiedyś nadejdzie
Kiedy podejmuję ten temat, pokazuję ojcu, że i on może o tym rozmawiać swobodnie. A mówienie o śmierci jest ekspozycją na śmierć. Mówienie o żałobie jest ekspozycją na tę żałobę, więc jest też swego rodzaju terapią lęku przed śmiercią poprzez oswajanie się.
Jednym słowem im więcej mówimy o śmierci, tym mniej się jej boimy?
Rozmawiając o śmierci czynimy temat bardziej obecnym, naturalnym, zwykłym. A takich rzeczy boimy się przecież mniej. Owszem, śmierć zawsze będzie łączyć się z trudnymi, nieprzyjemnymi emocjami, ale rozmawiając o nich, możemy doznać ulgi.
Dziękuję bardzo za rozmowę
Również dziękuję