Ewolucja miłości - jak powstaje dojrzały związek?
Czujesz, że miłość do twojej drugiej połówki nie jest już taka jak dawniej? Może się o to martwisz? Zmartwienie często wynika z niewiedzy, bo uczucie do partnera ewoluuje, dojrzewa... Poznaj etapy tworzenia się dojrzałego związku.
Spis treści
- Etap 1: motyle w brzuchu
- Etap 2: ogień słabnie, ale nie gaśnie
- Etap 3: rodzi się poczucie bliskości
- Etap 4: szczęście we dwoje
- Etap 5: miłość dojrzała
- Nie wszystkim się udaje
Romantyczny obraz miłości będącej związkiem dwóch połówek, które odnalazły się w świecie i stanowią jedność, jest bardzo odrealniony. Zawdzięczamy go w dużej mierze Platonowi, twórcy nurtu idealistycznego w filozofii. Niestety, współczesna wiedza o psychice człowieka mocno go podkopuje. W rzeczywistości bowiem miłość dwojga ludzi bardzo się zmienia, ewoluuje, i ta „prawdziwa miłość” ma wiele twarzy… Badania pokazują, że najczęściej owych twarzy jest pięć.
Etap 1: motyle w brzuchu
Jak się zaczyna miłość? Może pojawić się nagle, do kogoś, kogo widzimy pierwszy raz w życiu. Bywa i tak, że kogoś długo znamy i nagle czujemy, ze coś się zmieniło, że już to nie jest jedynie znajomość, ale właśnie miłość. Skąd to wiemy? „To było jak magnes. Nasza pierwsza randka. Totalne upojenie, świat błyszczał. Rozmowy bez czasu i moment, kiedy chwyciliśmy się za dłonie. Motyle w brzuchu, ssanie w żołądku, brak apetytu, do tego niepokój, lekko spocone dłonie…” Oto namiętność. To od niej najczęściej zaczyna się miłość. Często też ludzie są zaskoczeni tym, co się z nimi dzieje. Obserwują samych siebie, czują kołatanie serca i inne zmiany w ciele, spostrzegają, że ciągle myślą o drugiej osobie, że pragną przy niej być, że nagle ten ktoś stał się dla nich ważny i wtedy odkrywają: „zakochałam się…”.
Czytaj też: Miłość platoniczna - na czym polega? Rodzaje miłości platonicznej
Etap 2: ogień słabnie, ale nie gaśnie
Namiętność dominuje na początku miłości i szybko osiąga bardzo wysokie natężenie. Zmusza do szukania kontaktu z drugą osobą, choćby miał to być kontakt tylko wyobrażony – poprzez fantazjowanie, przypominanie sobie czy marzenie o kimś. Pojawia się pragnienie bliskości fizycznej, długiego patrzenia sobie w oczy itp. A te wszystkie zachowania jeszcze bardziej nasilają namiętność. Oczywiste jest jednak, że namiętność nie może rosnąć w nieskończoność. To jak z ogniem – im jest silniejszy, tym szybciej się wypala. I para ludzi stosunkowo szybko tego doświadcza, przeważnie po dwóch latach trwania związku.
W dodatku ten proces jest prawie zupełnie niepodatny na środki zapobiegawcze – namiętność na początku jest bardzo silna, a potem opada. Niewiele można świadomie zrobić, ażeby temu przeszkodzić. Ludzie, którzy utożsamiają „prawdziwą miłość” z namiętnością, przechodzą silny kryzys, odkrywając, że ich namiętność słabnie, że „już nie jest tak jak dawniej”.
Często jest to powodem rozpadu związku i szukania nowego partnera, z którym znowu można doświadczyć silnej namiętności. Taki błędny cykl może się powtarzać wielokrotnie.
Etap 3: rodzi się poczucie bliskości
Jeśli jednak wszystko idzie dobrze, to do namiętności dołącza powoli drugi, najważniejszy filar głębokiego związku – intymność. Ludzie poznają się, zaczynają się sobie zwierzać, dzielą się swoimi głębokimi, prywatnymi przeżyciami, dzięki czemu poznają się coraz lepiej. Już nie tylko się wzajemnie pożądają, ale coraz bardziej lubią. A gdy drugą osobę się rozumie, czuje się przy niej dobrze, zwierza się jej, szuka jej wsparcia, ale też pragnie wesprzeć, to trudności życiowe wydaja się mniejsze. Wtedy ludzie odkrywają, że pasują do siebie, że łączy ich już coś więcej niż pożądanie – są i kochankami, i przyjaciółmi.
„Nasz związek jest pełen ciepła i serdeczności, możemy na siebie liczyć, czuję, że mój partner rozumie mnie najlepiej. Przy nim mogę być naprawdę sobą. Rozumiemy się nawet bez słów...”
Etap 4: szczęście we dwoje
Badania pokazują, że to intymność (a nie np. namiętność) przynosi ludziom najwięcej szczęścia. W dodatku, co optymistyczne, intymność zależy po części od naszych świadomych wysiłków – czy decydujemy się na otwieranie się, zwierzanie, pokazywanie swojej prawdziwej twarzy i czy chcemy słuchać, rozumieć i szanować partnera. Jeśli obie strony dążą do tego, szanują różnice, jakie pomiędzy nimi są, i umieją reagować na otwartość partnera, to związek wchodzi we wspaniałą, szczęściodajną fazę, która z reguły trwa dłużej niż faza pierwsza. I wtedy rozpoczyna się też kolejna przemiana: pojawia się zaangażowanie – partnerzy coraz więcej inwestują w związek (czasu, pieniędzy, postanowień, decyzji itp.). Luźny związek zamienia się powoli w związek trwały. Objawem coraz większego zaangażowania jest wzięcie ślubu, przyjście na świat wspólnego dziecka, kupienie wspólnie mieszkania, wspólny kredyt, tworzenie kompromisów, również poświęcenie alternatywnych możliwości dla swojego związku, wybaczanie partnerowi, dostosowywanie się do niego itp.
Zaangażowanie stanowi coś w rodzaju balastu w jachcie, który płynie przez ocean. Balast co prawda jest ciężarem, a jego dźwiganie wymaga wysiłku, ale też – gdy pojawiają się burze i przechyły – sprawia, że łódź może wrócić do pionu i płynąć dalej, omijając rafy.
Etap 5: miłość dojrzała
Związek, w którym jest i namiętność, i przyjaźń, i zaangażowanie, psychologowie nazywają miłością pełną. Niestety nic nie stoi w miejscu, a zmienność jest chyba najbardziej niezmienną cechą życia, toteż i ten etap miłości powoli przemienia się w coś nowego.
Ponieważ nieuchronnie (ze względu na przyczyny biologiczne, ale i psychologiczne) spada namiętność (czeka to wszystkie pary, nawet homoseksualne), pozostają zaangażowanie i przyjaźń. Etap, w którym partnerów wiąże przede wszystkim przyjaźń i zaangażowanie, a coraz mniej jest namiętności, nazywa się miłością przyjacielską. To najdłużej trwająca faza miłości, nadal dająca szczęście. Właściwie może ona trwać do śmierci, pod warunkiem jednak, że partnerzy o to zadbają: ciągle interesują się sobą, pomagają, szanują, ale też kłócą się i nie unikają konfliktów (potrzebna jest jednak umiejętność rozwiązywania ich).
W pierwszych fazach miłości nie trzeba właściwie nic robić, aby związek trwał i przynosił szczęście. Wszystko dzieje się samo. Teraz, w miarę upływu czasu, o miłość trzeba zadbać. Jak? Tu zaskoczenie – nie poprzez zmienianie partnera czy wpływanie na niego, ale raczej poprzez takie zmienianie siebie, aby można było z nami wytrzymać, oraz dawanie drugiej osobie przyjemności i łamanie rutyny małżeńskiej. Jak to mówią terapeuci: albo się rozwijamy, albo się zwijamy. Gdy para tworzy nowe wartości (lub nowe wartości przynosi życie – dzieci, firmę, nowe fascynacje, hobby, wnuki itp.), to związek trwa, rozwija się, a zadowolenie utrzymuje się na wysokim poziomie. Bez tego pojawia się ostatnia faza: kres miłości.
Nie wszystkim się udaje
Kiedy zanika zarówno namiętność (na to nie ma lekarstwa), jak i bliskość (na to jest wiele lekarstw), pozostaje tylko zaangażowanie i na nim opiera się wspólne trwanie razem. Tak, właśnie „trwanie”, ponieważ w takim związku już nie ma ani satysfakcji, ani fascynacji, ani zadowolenia.
Kiedy pozostaje już jedynie zaangażowanie, obowiązek i poczucie, że „musimy” być razem, to przykrości zaczynają przeważać nad korzyściami ze wspólnego życia.
Przeprowadzone badania pokazują (o zgrozo!), że większość par z dziesięcioletnim stażem to związki puste, czyli takie, w których partnerzy oceniają bilans wspólnego życia ujemnie – związek z partnerem przynosi im więcej przykrości niż przyjemności. Takiego nieszczęścia można jednak uniknąć. A nawet jest to dość łatwe: trzeba robić dla partnera więcej dobrych rzeczy niż złych, słuchać go, otwierać się i zwierzać, umieć cieszyć się szczęściem drugiej osoby, łamać rutynę. Jeśli to zaniedbamy, miłość gaśnie, tak jak gaśnie ognisko, do którego nikt nie dorzuca już polan. I wtedy związek rozpada się: czasem z hukiem, a czasem cicho umiera.
Ludzie, którzy pasują do siebie tak jak dwie połówki rozkrojonego jabłka, to pomysł Platona – ma już dwa i pół tysiąca lat i ciągle przemawia do ludzkiej wyobraźni. Oto jakim sposobem Platon zaraził swoją wizją miłości cały zachodni świat. Androgynoni (mitologiczne istoty „podwójne”, złożone z części męskiej i żeńskiej lub z dwóch członów tej samej płci) mieli 4 ręce, 4 nogi i 2 głowy. Przekonani o swej sile, zaatakowali bogów. Rozzłoszczony Zeus za karę porozcinał ich na pół. Od tej pory rozrzucone po świecie połówki tęsknią za sobą i szukają się, żeby się zjednoczyć.
Cytat z „Uczty” Platona: „A jeśli człowiek przypadkiem znajdzie swą drugą połowę, wtedy nagle dziwny na nich czar jakiś pada, dziwnie jedno drugiemu zaczyna być miłe, bliskie, kochane, tak że nawet na krótki czas nie chcą się rozdzielać od siebie, i niektórzy życie całe pędzą tak przy sobie, a nie umieliby nawet powiedzieć, czego jedno chce od drugiego. Bo chyba nikt nie przypuści, żeby to tylko rozkosze wspólne sprawiały, że im tak dziwnie dobrze być razem. Więc powiedziałby ktoś: Chcą tak się złączyć w jedno, możliwie najściślej, żeby się ani w dzień, ani w nocy nie rozłączać. Miłość jest na imię temu popędowi i dążeniu do uzupełnienia siebie, do całości”.
Po części Platonowi zawdzięczamy nasze iluzje na temat miłości: to, że „gdzieś tam” jest osoba idealnie do nas pasująca, a miłość „wybucha” sama, gdy tylko tę osobę się spotka, ta miłość pojawia się nagle, trochę jak olśnienie, od razu w całej swej krasie i pełni, a potem (jeśli jest „prawdziwa”) trwa wiecznie… Wiara w taką idealistyczną miłość bywa szkodliwa, bo przestajemy o nią zabiegać.