EMILIAN KAMIŃSKI: Panowie, bądźmy wojownikami!
Emilian Kamiński żartuje, że jego doba trwa... 40 godzin! Nie uważa się jednak za pracoholika. – Jestem po prostu pracowity – mówi Emilian Kamiński. Jest też uparty i silny. Skazany na sukces.
Spis treści
- Co sprawia, że wciąż mi się wydaje, że jestem młody i pełen energii? - zastanawia się Emilian Kamiński. - Odpowiedź może być tylko jedna: praca! Uwielbiam trudne wyzwania. Największym, jakie do tej pory udało mi się zrealizować, jest oczywiście moja ukochana Kamienica. Nikt do końca nie wierzył, że uda mi się stworzyć teatr. Ja nawet ani na moment nie zwątpiłem. Ciężko dla niej pracowałem. I wciąż pracuję, bo przecież nie dostaję od państwa żadnych dotacji. Do domu wracam przed północą, albo i nie, bo często zostaję na noc w Kamienicy. Pracuję po 14 godzin, czasem więcej, ale nie czuję się specjalnie zmęczony. Przeciwnie – to, co robię, nakręca mnie i dodaje sił!
Emilian Kamiński: sport to ja mam na co dzień
Życie spędzam na scenie, na planie zdjęciowym - zawsze w ruchu. Nie chcę marnować sił na jakieś ćwiczenia na siłowni, których na dodatek nie lubię. Jednak staram się raz do roku poszusować na nartach. Że sport wyzwala adrenalinę? Tak! Ale ja mam jej pełno w teatrze! Po co mam biegać w kółko po skwerku, jak mogę biegać po teatrze? A tu muszę zajrzeć w każdy kąt, wszystkiego dopilnować. To czysta ekonomika: „nie marnuj sił tam, gdzie nie trzeba”. To jest dla mnie niezwykle ważne! W filozofii azjatyckiej, którą swego czasu się interesowałem, też jest to podobnie opisane. "Chcesz mieć siłę do walki? To trzymaj energię! Nie trać jej na byle co!" Staram się więc ją dozować. Teraz, gdy o tym opowiadam, daję z siebie tyle energii, na ile pozwala mi mój organizm. Nie wrzeszczę i nie śmieję się na cały głos, bo i po co? Tak silne emocje wolę zostawić sobie na wieczór: wyładuję je, kiedy wyjdę na scenę. Gdybym rano przebiegł parę kilometrów, opadłbym z sił. Wróciłbym do teatru i... co z pracą?
Emilian Kamiński: Co robię, by utrzymać wagę?
Mniej jem, po prostu. Odmawiam sobie tej przyjemności i staram się być konsekwentny. Mam swoją granicę – 85 kg. Jestem bykowaty, więc nie mogę ważyć mniej. Poza tym od fizycznej roboty rosną mięśnie, a one ważą. Ale jak przekraczam 85 kg, naciskam hamulec. Chociaż był czas, że dobiłem już do 90 kg! Bo lubi się jeść. Ciasto, szczególnie to „mokre”. Czekoladę z orzechami jadłbym cały dzień. Naprawdę mógłbym jeść za trzech. I w dzieciństwie tak właśnie jadłem. Mama gotowała co dzień dwa obiady, bo jeden był dla trzech osób: dla niej, ojca i Doroty, mojej siostry, a drugi, tyle samo!, dla mnie. Ja nie jadłem, ja żarłem potworne ilości! Takie miałem zapotrzebowanie. I nie byłem gruby właśnie dlatego, że byłem aktywny, nie usiedziałem w miejscu. Myślę, że mężczyzna nie powinien mieć brzucha. Bo jeśli go „zapuści”, nie ma siły do walki. Przestaje być wojownikiem i przegrywa na wojnie. Dlatego gdy tylko widzę, że zbiera mi się ozdobna fałda, to z nią walczę. Nie jest to łatwe, zwłaszcza wieczorem chce się jeść. Bo największą energię aktor ma od 19 do 21, i wtedy najwięcej jej zużywa. A po dużym wysiłku organizm mówi: „A teraz dawaj mi tu coś dobrego!”. Tylko że jak sobie na to pozwolę, gdy najem się i pójdę spać, nadwyżki kalorii już nie spalę – i wyhoduję sobie bandzioszek! A za jakiś czas będę wyglądał jak… no właśnie: jak? A ja wolałbym być wojownikiem w mojej Kamienicy.
Emilian Kamiński
Aktor, którego polubiliśmy dzięki rolom w filmach "Szaleństwa panny Ewy", "U pana Boga za piecem" i w serialach "Doręczyciel" czy "M jak miłość". Jest też reżyserem teatralnym i filmowym oraz założycielem fundacji "Atut". Wybudował i prowadzi własny Teatr Kamienica.