Doktorze, ile mi jeszcze zostało? Lekarz: Studia nie przygotowały nas do takiej rozmowy
Wielu polskich medyków nie umie rozmawiać o nieuleczalnej chorobie i śmierci. Na ten problem zwrócił uwagę lek. Krzysztof Kowalski. Sparaliżowani strachem o życie swoje lub bliskiej osoby, nawet nie zauważamy, że ta sytuacja jest także bardzo trudna dla lekarza. Warto zauważyć perspektywę drugiej strony.
![Doktorze, ile mi jeszcze zostało? Lekarz: Studia nie przygotowały nas do takiej rozmowy](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-2PSN-vTz8-nMeW_doktorze-ile-mi-jeszcze-zostalo-lekarz-studia-nie-przygotowaly-nas-do-takiej-rozmowy-664x442.jpg)
Lek. Krzysztof Kowalski jest rezydentem na psychiatrii, "badaczem psychoz", a na Instagramie prowadzi edukacyjny profil neuronaukowo.
Wiele tygodni temu wrócił wspomnieniami do stażu lekarskiego i własnych, trudnych doświadczeń w tym okresie. Ówczesny wpis dotyczący rozmów o zbliżającej się śmierci wciąż budzi pewne zainteresowanie. Pojawiają się nowe komentarze, często lekarzy. Wiele z nich nie napawa optymizmem.
"Panie doktorze, ile tak właściwie mi jeszcze zostało?"
Krzysztof Kowalski staż lekarski odbywał na chirurgii o "onkologicznym charakterze". Jak sam przyznaje, z punktu widzenia przyszłego psychiatry, ten oddział nie wydawał się szczególnie interesujący.
Szybko jednak młody lekarz przekonał się, że to tylko pozory.
- Okazało się że aspektów psychologiczno-psychiatrycznych można tam było wyłuskać wiele - wspomina teraz lekarz.
Na co dzień Krzysztof Kowalski przyjmował pacjentów na oddział, przeprowadzał podstawowe badanie fizykalne, EKG oraz uzupełniał dokumentację.
Szczególnym wyzwaniem okazała się pomoc jednemu z lekarzy przy badaniu klinicznym związanym z fototerapią paliatywną guzów trzustki. Ma ona na celu łagodzenie objawów choroby i zwiększenie komfortu życia, jednak finalnie nie umożliwia wyleczenia nowotworu.
- Początkowo nie wiedziałem, że pacjent którego przyjmuje zakwalifikowany jest do tego programu. Dość rutynowo, lecz sumiennie, wykonywałem swoje obowiązki, i właśnie wtedy pacjent pozostający w melancholijnym nastroju zapytał znienacka słabym głosem "Panie doktorze, ile tak właściwie mi jeszcze zostało?" - wspomina przyszły psychiatra.
"Wykonywanie zawodu z należytą jakością jest niemożliwe"
lekarz przyznaje, że wybrnął z tej sytuacji "najlepiej jak umiał", ale zarazem uświadomił sobie, że studia nie przygotowały przyszłych lekarzy do rozmowy o chorobach nieuleczalnych i śmierci.
-Zajęcia z psychologii były krótkie i traktowane po macoszemu, a siłą rzeczy nie ćwiczyliśmy tego w trakcie zajęć - dodaje Kowalski.
Z perspektywy przyszłego psychiatry lekarz przyznaje, że konieczność samodzielnego nadrabiania wiedzy psychologicznej uznaje za "dość problematyczną sprawę":
- Bez gruntownej wiedzy z fizjologii działania ludzkiej psychiki wykonywanie zawodu z należytą jakością jest wręcz niemożliwe. Może warto rozszerzyć ofertę fakultetów.
Rozmowy o umieraniu - szczerość ważniejsza od empatii?
W komentarzach pojawiają się głosy, że wielu rzeczy lekarz nie uczy się na studiach i dopiero doświadczenie pozwala mu sobie z nimi radzić, ostatecznie przekonać się o predyspozycjach zawodowych lub ich braku.
Nasuwa się jednak pytanie, czy w tak delikatnych kwestiach, jak informowanie o rokowaniach i zbliżającej się śmierci, to na pewno dobry pomysł. To swoiste eksperymentowanie na ludziach w bardzo trudnym momencie budzi jednak wewnętrzny sprzeciw.
Podobnie jak głosy, że w czasie takiej rozmowy "najważniejsza jest szczerość, a dopiero potem empatia". Na pewno? A może to jednak kwestia indywidualna?
Chyba w obliczu nieuniknionego wolałabym spotkać Krzysztofa Kowalskiego niż niektórych jego kolegów po fachu, którzy problemu nie widzą.