Być jak mama, być jak tata w SOS Wioskach Dziecięcych
Świat wokół dzieci w SOS Wioskach Dziecięcych musi być przewidywalny i najbardziej zbliżony do powszechnego wzorca. Dlatego im więcej pełnych rodzin zastępczych, tym lepiej – mówi Magdalena Bartnik.
Rozmowa z Magdaleną Bartnik, psycholog, koordynatorem ds. rodzin w Stowarzyszeniu SOS Wioski Dziecięce
Dlaczego zdecydowaliście się zmienić kierunek poszukiwań nowych rodziców zastępczych. Kiedyś wystarczał samotny rodzic. Teraz mówicie o ojcu i matce, nie macie nic przeciwko całym rodzinom wraz z dziećmi...
Poszukiwania nowych dróg dotarcia do chętnych na rodziców w naszych wioskach wynikają po części z ogólnego kryzysu w opiece zastępczej. To, że jest deficyt rodziców zastępczych, sprowadza się nie tylko do dyskusji o za niskim finansowym i psychologiczno-terapeutycznym wsparciu dla nich. Ale wynika także z tego, że rodzice chcą zajmować się dziećmi w systemie zmianowym. Nie chcą dla nich rezygnować z kariery.
Kierujemy swoją ofertę do pełnych rodzin także dlatego, że poza jedną rodziną zastępczą, która wychowuje dzieci w Karlinie, mamy dziś same samotne mamy. I chcemy te proporcje choć trochę zmienić. Widzimy jak rozchwytywani przez dzieci są tak zwani wujkowie, czyli asystenci rodzin w naszych wioskach. Stworzyliśmy nawet pewien model dla wioskowej rodziny, by chętnym panom było łatwiej się zdecydować (a dzieci miały odpowiedni, także męski wzorzec). Jeżeli trafia do nas małżeństwo – wtedy nalegamy, by ojciec nie rezygnował z kariery. Po pierwsze, po to, żeby sytuacja była zdrowa dla ambitnego mężczyzny. Jednak także dlatego, by dzieci widziały, że ktoś na dom zarabia, a pieniądze nie spadają z nieba.
Z samotnymi kandydatami na ojców zastępczych też kilkakrotnie rozmawiałam. Przerażały ich jednak wszystkie obowiązki i to, że muszą przejść cały proces rekrutacji, identyczny jak przyszła wioskowa mama.
Proces rekrutacji jest pewnie długi, a wymagania wobec rodziców zastępczych - duże?
Od momentu zgłoszenia się do nas do podjęcia pracy w SOS Wiosce Dziecięcej mija co najmniej rok. Niemniej proszę pamiętać, że jest ona placówką opiekuńczo-wychowawczą, więc musimy dbać o profesjonalizm osób, pracujących tu z dzieciakami. Tym bardziej, że z racji zasady, że nie rozdzielamy braci i sióstr specjalizujemy się w wychowywaniu licznego rodzeństwa – rodziny mają sześć, a nawet osiem osób. To są zwykle dzieci ze szczególnie traumatycznymi przeżyciami, związanymi nie tylko z alkoholizmem rodziców, stosowaniem przemocy, molestowaniem seksualnym lub ogromnym zaniedbaniem emocjonalnym, materialnym i psychicznym ale także z wcześniejszą rozłąką i podziałem między inne rodziny zastępcze, które nie podołały zadaniu. Niektóre dzieci doświadczyły też paroletniego rozdzielenia w placówkach opiekuńczych.
Nim zdecydujemy, czy przyszli opiekunowie się nadają przyjrzymy się zatem osobowościom potencjalnych rodziców zastępczych – czy są stabilni emocjonalnie, mają poukładane życie, czy potrafią rozwiązywać kryzysy, czy nie zrobią jeszcze większego zamieszania w życiu dzieci. Postawimy na tych z zacięciem pedagogicznym – które nomen omen – staramy się wspierać. Na początku organizując 300-godzinne warsztaty psychologiczne i pedagogiczne. Potem zachęcamy rodziców – a przynajmniej jednego z nich – do uzupełnienia wiedzy na studiach pedagogicznych, jeśli takich nie skończył.
A co o dzieciach powinni wiedzieć rodzice, którzy chcą im pomóc?
Powinni wiedzieć, że czeka ich ciężka praca. Trafiają do nas dzieci, które – dla przykładu – śpią z rodzeństwem w jednym łóżku, bo same się boją. Gdy dostają kolację najadają się i chowają jedzenie po kieszeniach, bo myślą, że jutro nie dostaną. Miewają kłopoty z nauką. Mają zaniżoną samoocenę. Każda niepewna sytuacja powoduje, że się wycofują. Inne z kolei są agresywne. Ale są też dzieciaki, które mimo ciężkich doświadczeń są radosne i spokojne. Tak jak w każdej rodzinie jest między nimi rywalizacja o uwagę i czas rodzica. Są też dzieci, które po prostu mają duże zaległości w byciu dzieckiem. Na przykład najstarsza z rodzeństwa siostra, która nigdy nie miała okazji być małą dziewczynką, bo opiekowała się swoimi młodszymi braćmi.
Poza tym rodzice decydujący się na pracę u nas muszą też zdać sobie sprawę, że bardzo duży nacisk kładziemy na współpracę z rodziną biologiczną i na realny kontakt z nią. Dlatego też wolimy dzieci z rejonów bliższych Wioskom Dziecięcym – by po prostu rodzice biologiczni mieli jak nas odwiedzać. Co nie oznacza oczywiście, że nie chcemy by dzieci zostawały w wioskach jak najdłużej, bo trzeba jak najszybciej zwrócić je rodzinom biologicznym. Wręcz przeciwnie – zwykle zostają pod opieką stowarzyszenia, nim będą zdolni wieść samodzielne, dorosłe życie. Jednym z celów ich pobytu Wioskach Dziecięcych jest odbudowanie więzi na linii dziecko - dorosły (w tym wypadku rodzic zastępczy).
Kontakty z rodzicami biologicznymi są naprawdę tak trudne dla rodziców zastępczych?
Zastępczym rodzicom trudno nie oczekiwać wdzięczności od dzieci, dla których tak wiele robią. Ale bywa, że dzieci tęsknią i najlepiej pamiętają swoich krewnych i zdarza się, że tej wdzięczności rodzicom zastępczym – koniec końców – nie okażą. A już na pewno nie tak, jak to się widzi w amerykańskich filmach. Nasi wychowankowie po osiągnięciu pełnoletniości często są w stanie zrobić wszystko, żeby wrócić do swojej rodziny biologicznej. Rodzic zastępczy może pomóc dziecku, aby mimo trudnej przeszłości miało szanse inaczej, niż biologiczni rodzice, przejść przez życie. Nie zawsze to się jednak udaje i o tym również trzeba pamiętać.
Tam, gdzie kontakt z rodzicem jest toksyczny lub niebezpieczny, trzeba oczywiście go regulować. Ale nawet wtedy należy pracować nad tym, żeby dziecko pamiętało o matce i ojcu, miało ich w sercu. Więź biologiczna jest w praktyce nie do rozerwania – i rodzice zastępczy muszą o tym wiedzieć.
Do sprawy jednak trzeba podchodzić spokojnie. Rodzice w naszych wioskach mają realne wsparcie psychologiczno-terapeutyczne, pomagamy im by się nie wypalili. Mogą radzić się bardziej doświadczonych pedagogów, którzy opiszą im proces właśnie zachodzący u ich dziecka. Dlaczego płacze, histeryzuje, było wesołe, a teraz jest smutne. Oferujemy naszym pracownikom pomoc poprzez udział w licznych szkoleniach i systematycznej superwizji. Od dwóch lat organizujemy również pomoc nowym rodzinom poprzez wsparcie „pomocnej niani”.
Używa pani słowa praca, opisując obowiązki rodziców zastępczych w wioskach. Poznałem kilku. Oni kochają - a na pewno traktują - dzieci, które wychowują, jak swoje. Robią to z pasją, z miłości. Może to jednak są artyści, a nie rzemieślnicy?
Oczywiście nasi rodzice zastępczy to odważne osoby, które - kierując się potrzebą serca - zechciały zmienić i uczynić swoje życie bardziej wartościowym, sensownym. Zresztą tak sami to tłumaczą, że chcieli poświęcić się dla kogoś. To często byli pracownicy świetlic socjoterapeutycznych, nauczyciele, którzy chcą mieć większy wpływ na to co się dzieje z wychowywanymi przez nich dziećmi.
Bycie rodzicem w naszej SOS Wiosce Dziecięcej to jednak de facto praca dla profesjonalisty. Opiekunowie są u nas zatrudnieni, otrzymują za wychowanie dzieci pensję, pomoc logistyczną i materialną. Jest ona zdecydowanie większa niż ta, którą rodzinom zastępczym spoza wiosek przyznaje państwo.
Reasumując jednak - tak, ma pan rację - to ludzie, którzy wykonują swoją pracę z pasją i ogromnym oddaniem. Mają otwarte serce na dziecko, które potrzebuje pomocy ale również otwarty umysł aby wiedzieć jak mądrze pomóc.