Związek z osobą niepełnosprawną - poznaj historię miłości, która się (nie) zdarza!
Związek z osobą niepełnosprawną nie musi być torem przeszkód. Siedem lat temu życie Artura Wachowicza całkowicie się zmieniło. Uległ wypadkowi rowerowemu i od tego czasu jest sparaliżowany, nie ma czucia w rękach ani nogach. Ania, jego żona, fantastycznie go wspiera. Razem realizują swoje marzenia, dają nadzieję innym.
Spis treści
- Wózek elektryczny ze specjalnym sterowaniem na brodę
- Wypadek zmienił nasz związek
- Jak wygląda związek z osobą niepełnosprawnym? Zobacz online
- Podróżowanie? Dlaczego nie!
- Wyruszając w podróż, chcieli zrealizować swoje marzenia, ale też przy okazji przetestować system ułatwień funkcjonujących w różnych krajach Europy
Związek z osobą niepełnosprawną w przypadku Artura i Ani rozpoczął się 5 września 2010 r.: Artur jechał szybko rowerem, aby dostarczyć klucze koledze, który czekał na niego na dworcu. Niestety, nie dotarł na miejsce spotkania. Zabrakło zaledwie 200-300 metrów. Chciał ominąć schody i zjeżdżał z górki obok. Nie zauważył, że w pewnym momencie kończy się ona pionowym uskokiem. W ostatnim odruchu przed upadkiem zdążył nacisnąć na hamulec. Kiedy otworzył oczy, leżał na trawie.
– W pierwszej chwili próbowałem się jeszcze podnieść, wyjąć telefon komórkowy z kieszeni, ale nie byłem już w stanie – wspomina tamten dzień. Jeden z lekarzy powiedział, że uszkodzenie rdzenia kręgowego było takie, jakby uderzył w niego pociąg. Doszło do zmiażdżenia dwóch krążków międzykręgowych na odcinku szyjnym. Lekarze usunęli mu uszkodzony dysk i zrobili przeszczep fragmentu chrząstki z biodra. Najważniejsze jednak, że rdzeń nie został przerwany, co oznacza, że Artur wciąż ma szansę, że kiedyś znów będzie chodził, albo chociaż odzyska władzę w rękach i będzie mógł samodzielnie poruszać się na wózku.
Przez półtora roku nie potrafił się pogodzić z tym wszystkim, co się wydarzyło – że jego życie nie będzie już tak beztroskie jak do tej pory. Ba, będzie pełne wyzwań! – Kiedyś nie wyobrażałem sobie nawet sytuacji, które teraz są codziennością. Byłem samodzielny, a stałem się uzależniony od innych. Na szczęście nauczyłem się cieszyć ze zwykłych rzeczy: tym, że mogę sam się napić herbaty, przejechać kilka metrów na wózku. Wcześniej nawet to nie było możliwe – opowiada Artur i wspomina pobyty w szpitalach, załamanie, bunt, pytania, dlaczego to jemu zdarzył się wypadek. Nie ukrywa, że walczył także z depresją. Dzięki olbrzymiemu wsparciu ukochanej Ani, rodziny, znajomych – pokonał ją.
Wózek elektryczny ze specjalnym sterowaniem na brodę
Dzięki wózkowi pierwszy raz od wypadku mogłem się sam poruszać. Wtedy pojechałem na obóz do Piekoszowa, gdzie poznałem innych niepełnosprawnych. Tam przekonałem się, że ci ludzie mają swoje życie, pasje, marzenia, ambicje. Po tym wyjeździe zacząłem odżywać – wspomina 28-latek, który pracuje obecnie zdalnie z domu jako analityk internetowy. Artur może się uważać za wielkiego szczęściarza, mając przy sobie tak cudowną kobietę, jaką jest jego żona.
Poznali się w 2008 r. Rozstawali się i wracali do siebie. Po wypadku przez półtora miesiąca Ania nie miała z nim żadnego kontaktu. Nie chciał, aby widziała go podłączonego do kilkunastu urządzeń, z rurką tracheostomijną w tchawicy. Pierwsze spotkanie po wypadku pamiętają ze szczegółami. Artur zaproponował Ani rozstanie – zapewnił, że zrozumie. Nie chciał, aby została przy nim z litości. Ona nie chciała o tym słyszeć. Pragnęła być z nim na dobre i na złe. Ślub wzięli 6 sierpnia 2016 r., dokładnie osiem lat od pierwszego spotkania. Goście zadedykowali nowożeńcom piosenkę, której fragment brzmi: "Czy dasz radę kochać, mimo że ja nie umiem już sam bez ciebie wstać?".
Wypadek zmienił nasz związek
Tak naprawdę byłam bardzo smutną, mocno zakompleksioną osobą, miałam mało pewności siebie i często płakałam nocami, użalając się nad sobą. Nie byłam również szczęśliwa w związku z Arturem. Kochałam go, ale nasza relacja była mocno skomplikowana i bardziej męczyła niż cieszyła. Czegoś mi brakowało. Jednak nie potrafiłam ruszyć z miejsca. Przez to wszystko, co się wydarzyło, zrozumiałam, że życie jest niezwykle kruche, mamy je tylko jedno. Zbliżyłam się do Boga. Uwierzyłam, że jestem najlepszą wersją siebie, jaką można było stworzyć, że jestem kochana, mam dla kogo żyć.
Podczas ceremonii ślubnej Ania i Artur najpierw wypowiedzieli sakramentalne "tak", a potem pan młody z wielką miłością nałożył ukochanej obrączkę ustami, czym przypieczętował ich związek. Zebrani w kościele nagrodzili ich brawami.
Widząc depresję Artura, zrozumiałam, że mam w sobie ogromnie dużo siły. Inaczej spojrzałam na świat. Pokochałam życie, pokochałam ludzi – mówi Anna, która zrezygnowała z pracy, aby stać się prawną opiekunką męża. Sama go myje, ubiera i sadza na wózek. Choć przychodzą chwile, kiedy jest bardzo zmęczona, to jednak nie zamieniłaby swojego życia na żadne inne. – Po przeżyciu tych tragicznych chwil, kiedy dostaliśmy tę wyjątkową lekcję, szczęściem jest każdy kolejny dzień spędzony razem. Zmieniły się nie tylko nasze priorytety, ale i marzenia. Relacje z innymi ludźmi i świadome przeżywanie swojego życia z rodziną są dla mnie teraz najważniejsze – dodaje Artur.
Jak wygląda związek z osobą niepełnosprawnym? Zobacz online
Artur umieszcza na YouTube filmy ukazujące jego codzienność. Chce pokazać innym, na jakie trudności napotyka osoba niepełnosprawna poruszająca się na wózku. – Chodzi o zwykłe sprawy: wstanie z łóżka, zjedzenie śniadania, wybranie się do sklepu. U zdrowego człowieka odbywa się to błyskawicznie, nie ma z niczym problemu, u mnie wygląda to trochę inaczej – opowiada 28-latek. – Chcę pokazać, że mimo ograniczeń, jakie stwarza mi własne ciało, nadal mogę udać się na spacer, do kina, że moje życie to nie tylko cztery ściany. Cieszę się, że moje rodzinne miasto jest naprawdę dobrze przystosowane dla takich osób jak ja. Chcę dotrzeć do osób, które być może są w podobnej sytuacji, ale też do pełnosprawnych, którzy bardzo często nie zdają sobie sprawy, jak wiele może się zmienić, gdy przydarza się nieszczęśliwy wypadek – mówi nasz bohater.
Podróżowanie? Dlaczego nie!
Tym razem było inaczej. W ubiegłym roku, dzięki wsparciu finansowemu wielu osób, razem z dwójką przyjaciół wzięli udział w wyprawie Tetro Trip (tetraplegia – paraliż, jest rodzajem niepełnosprawności fizycznej, spowodowanej urazem rdzenia kręgowego odcinka szyjnego. Większość przyczyn takiego paraliżu to skoki do wody bądź wypadki samochodowe). Zwiedzili Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Włochy, Monako, Watykan, Słowenię, Słowację, Austrię, Czechy. Dotarli do wszystkich stolic tych państw. Zajęło im to 52 dni. Podróżowali specjalnie przystosowanym busem. Spali w pojeździe, ale też w hotelach.
Wyruszając w podróż, chcieli zrealizować swoje marzenia, ale też przy okazji przetestować system ułatwień funkcjonujących w różnych krajach Europy
Jako lidera bez wahania wskazują Madryt. Odwiedzili tam biuro projektów przystosowań dla osób niepełnosprawnych. Byli pod wrażeniem inicjatywy nazywanej zielonymi traktami. To projekt adaptacji starych, nieczynnych szlaków kolejowych do potrzeb niepełnosprawnych. Artur cieszy się, że mógł samodzielnie poruszać się po starym mieście w Walencji. Tam, podobnie jak u nas, żeby wejść do jakiejś knajpy albo sklepu, trzeba pokonać schodek czy dwa. Dla osoby poruszającej się na wózku elektrycznym to bariera nie do przejścia. W tym hiszpańskim mieście rozwiązano ten problem, przygotowując kilka przenośnych podjazdów. – Wystarczy wziąć taki podjazd i nie ma problemu z dostaniem się do środka – mówi Artur.
Polecany artykuł: