Oddział Udarowy. Na czym polega specyfika pracy na oddziale dla udarowców?
Funkcjonowanie Oddziału dla udarowców różni się od innych. Pracownicy muszą cechować się wrodzoną cierpliwością i wyrozumiałością, gdyż opiekują się pacjentami z rozległym paraliżem. Jak funkcjonuje Oddział Udarowy i jak przebiega leczenie chorych z udarem mózgu?
Z daleka słychać zbliżającą się karetkę. Kiedy erka wjeżdża na teren Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, sygnał milknie. W izbie przyjęć lekarz zawezwany przez pielęgniarkę wbiega do holu. To zwykły dzień. Przywieziono kolejnego pacjenta z udarem mózgu.
Pacjenta przywiezionego przez karetkę bada neurolog. Pan Stanisław z trudem wypowiada pojedyncze słowa. Nie może podnieść ręki. Nie reaguje na dotyk lekarza, jakby nic nie czuł. Lekarz błyskawicznie podejmuje decyzję: tomografia komputerowa głowy i krew na badania. Pielegniarka podwija rękaw koszuli i pobiera kilka próbek. Krew zaraz trafi do laboratorium, bo badania muszą być wykonane bardzo szybko, na cito. Wynik tomografii potwierdza przypuszczenia lekarza. To niedokrwienny udar mózgu. Mówiąc inaczej – skrzeplina zaczopowała tętnice i do części mózgu nie dopływa krew. Czas nagli, wiec chory zostaje przewieziony na oddział udarowy w II Klinice Neurologicznej.
Funkcjonowanie Oddziału Udarowego
Każdy nowy dzień w klinice rozpoczyna się od odprawy, w czasie której omawiane są historie zachorowania wszystkich pacjentów, postępy w leczeniu, ewentualne niepowodzenia. Podczas tych spotkań ustala się także indywidualnie dla każdego pacjenta zakres ćwiczeń rehabilitacyjnych. Każdy pacjent traktowany jest ze szczególną uwagą, bo to właśnie tu waży się przyszłość chorych. Na ostrym oddziale pracuje na stałe 10 lekarzy. Na całym oddziale neurologii są 24 pielęgniarki, z czego połowa zajmuje się pacjentami z udarem mózgu. To niezwykle zgrany zespół. Nie muszą sobie mówić, co powinno być zrobione, wszystko dzieje się niemal automatycznie, ale zawsze z uwzględnieniem indywidualnych potrzeb chorego. Trudno przecenić rolę pielęgniarek. Tu niemal każdego trzeba dźwignąć, przełożyć z boku na bok, zmieniać pampersy, zadbać o higienę, nakarmić, podać w odpowiedni sposób leki, gdy chory ma kłopoty z połykaniem. Robota ciężka i niewdzięczna. Zdarza się, że chorego nie udaje się uratować. Wtedy wszystkich ogarnia smutek. Ale przychodzi też radość, gdy chory z rozległym udarem zaczyna chodzić, mówić. Po korytarzu chodzi mężczyzna w średnim wieku. Jedna ręka bezwładnie zwisa wzdłuż ciała. Towarzysząca mu żona upomina, aby się wyprostował. – Dobrze – mówi z trudem. Żona zadaje proste pytanie: – Czy jesteś głodny? Chwila milczenia, pełna koncentracja i wreszcie pada trudna do zrozumienia odpowiedź: – Nie jestem głodny. Słowa brzmią sztucznie, jakby wydobywały się z najdalszych zakamarków mózgu. To skutek udaru, ale jest nadzieja, że rehabilitacja pozwoli zmniejszyć niesprawność. – Większe spustoszenie w mózgu czyni udar krwotoczny. Tak mówią statystyki medyczne – wyjaśnia dr hab. Adam Kobayashi. – Niestety, udary krwotoczne częściej prowadzą do śmierci pacjenta. Ale też rzadziej się zdarzają. To tylko 10-15 proc. wszystkich udarów. Wielkim problemem w przypadku udaru krwotocznego jest to, że wciąż nie ma skutecznej metody leczenia. Farmakologicznie i operacyjnie niewiele można dla chorego zrobić. Pod koniec dnia stan zdrowia pana Stanisława zdecydowanie się poprawił. Pielęgniarka niemal siłą musiała zatrzymać go w łóżku, zanim lekarz prowadzący nie zdecyduje, czy chory może wstać. Jest coraz lepiej, bo w nagrodę za pozostanie w łóżku pacjent poprosił o herbatę.
Leczenie chorych z udarem mózgu
W przeciwieństwie do bieganiny i pośpiechu, jaki towarzyszy pracy w izbie przyjęć, tu jest spokojniej. Lekarze i pielęgniarki ze skupieniem pochylają się nad kolejnymi pacjentami. Mówią niemal szeptem, aby nie przeszkadzać innym chorym. Oddział dysponuje 40 łóżkami, z czego blisko połowa jest przeznaczona dla chorych z udarem mózgu. Nie ma tu oddzielnych pokoi. Jest ogromna sala podzielona zasłonami na małe boksy. Scena jak z filmu. Pod ścianami aparatura monitorująca życiowe parametry chorych. Na ekranach monitorów zapis pracy serca. Rurki, niki. Miarowe tykanie, miarowe pulsowanie, wszystko we własnym rytmie. Co jakiś czas pielęgniarka lub lekarz sprawdzają, czy nic złego się nie dzieje. Są wyciszeni, poruszają się bez zbędnej nerwowości. Na sali panuje delikatny półmrok, który sprzyja odzyskiwaniu sił. Pod opieką lekarzy i pielegniarek są pacjenci z udarami niedokrwiennymi, krwotocznymi oraz z krwotokami podpajeczynówkowymi, które też zalicza sie do udarów. Tu także trafia pan Stanisław, którego niedawno przywiozło pogotowie. – Chorym z udarem niedokrwiennym podajemy leki trombolityczne, których zadaniem jest rozpuszczenie skrzepu blokującego przepływ krwi do mózgu – wyjaśnia dr hab. Adam Kobayashi, neurolog. – Takie leczenie trzeba zastosować nie później niż 4,5 godziny od wystąpienia udaru. Gdy ten czas minie, należy szukać innego rozwiązania. Oczywiście nie wszyscy chorzy odnoszą z tego leczenia sto procent korzyści, ale bez niego szanse na zachowanie jak najlepszej sprawności są zdecydowanie mniejsze. Do oddziału udarowego w II Klinice Neurologicznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii każdego roku trafia ok. 300 osób z udarem. W kraju na udar zapada w ciagu roku 60-70 tys. osób. To mniej wiecej tyle, co w innych krajach Europy. Różnica między Polską a innymi krajami polega na tym, że u nas nadal zbyt wiele osób ginie na skutek udarów. Na szczęście jednak w ostatnich latach sytuacja zmienia się na lepsze. Z powodu udaru umiera coraz mniej osób. Wpływa na to poprawa standardów leczenia i większa świadomość samych pacjentów. Coraz więcej z nich wie, że udar należy leczyć w szpitalu i trzeba dotrzeć tam jak najszybciej. Polska jest pokryta siecią oddziałów udarowych i w zasadzie każdy pacjent powinien trafić pod specjalistyczną opiekę. Ale z tym bywa różnie. Nadal zdarza się, że chory leży na internie, gdzie nie stosuje się u niego specjalistycznego leczenia.
Rehabilitacja - długotrwały proces leczenia udaru mózgu
Mijają kolejne minuty. Pan Stanisław otrzymał już w kroplówce leki trombolityczne. W ciągu najbliższej godziny rozstrzygną się jego losy. Jeżeli lek rozpuści skrzep i nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, następnego dnia rozpocznie się rehabilitacja, aby w jak największym stopniu zapobiec trwałym niedowładom, zaburzeniom mowy i niesprawności. – Gdybyśmy przegapili czas, w którym można podać leki trombolityczne, w mózgu pacjenta doszłoby do nieodwracalnych zmian martwiczych – mówi dr Kobayashi. – Wtedy podanie takich leków mogłoby zaszkodzić choremu, np. spowodować ukrwotocznienie, czyli rozlanie się krwi w mózgu. Ale nie oznacza to oczywiście, że tacy chorzy pozostają bez pomocy. Choremu można podać odpowiednią dawkę aspiryny, która ma udowodnioną skuteczność w leczeniu udarów, chociaż nie tak spektakularna jak leki trombolityczne. Innym rozwiązaniem jest mechaniczne usunięcie skrzepu. Wówczas przez tętnicę udową (znajduje się ona w pachwinie), podobnie jak przy wykonywaniu koronarografii, wprowadza się specjalny cewnik i prowadząc go w kierunku mózgu, dochodzi do miejsca, gdzie znajduje się zator. Następnie specjalnymi narzędziami chwyta się skrzep i wyjmuje go na zewnątrz. Niestety, takie zabiegi robimy na koszt szpitala, ponieważ NFZ ich nie refunduje. Trudno jednak nie wykorzystać istniejących możliwości, skoro mogą one uratować pacjenta.
miesięcznik "Zdrowie"
Porady eksperta