Depresja u mężczyzn to wciąż tabu? ,,Kobiety mają przyzwolenie społeczne"
O depresji mówi się wiele, ale czy te komunikaty przebijają się do społeczeństwa? Jakie podejście do choroby reprezentujemy jako naród? Czy nadal jest nam tak trudno prosić o pomoc? Na te i inne pytania odpowiada psychiatra dr hab. n. med Agata Szulc.
Pani doktor, depresja jest już chorobą cywilizacyjną czy jeszcze nie?
Zdecydowanie jest to choroba cywilizacyjna. Nawet policzono, że jest pierwszym powodem do uzyskiwania zwolnień z pracy w Polsce. Jest to jedyna z najczęstszych chorób, która prowadzi do niewydolności w pracy. Nie zaburzenia serca czy inne infekcje tylko właśnie depresja.
Z Pani obserwacji, jak na przestrzeni lat zmieniło się podejście do depresji? Do tej pory spotykam się z komentarzami „daj spokój, uśmiechnij się”, „idź na siłownię”. Czy społeczeństwo dalej tak podchodzi do sprawy?
Na szczęście coraz mniej. Depresja jest już jedną z najbardziej oswojonych chorób psychicznych. My nie lubimy używać słów „choroba psychiczna”, bo się źle kojarzą. Depresja jest bardziej „oswojona”. Jest wiele różnych kampanii informacyjnych, jest wiele ciekawych działań np.: Twarze depresji.
Wiele znanych osób mówi otwarcie o depresji, o swoich problemach, o tym co przeżywało. Faktycznie, jeszcze czasem pacjenci przychodzą i mówią: „Rodzina mi mówiła jedź na urlop. Pojechałam na urlop, a choroba pojechała razem ze mną” - to słowa pacjentki. To nie jest przejściowe zmęczenie czy przejściowa chandra. Teraz dużo się mówi, jesień, słaba pogoda i chandra. Chandra to jest przejściowy stan, krótkotrwały, który łatwo ulega bodźcom rozweselającym - napiję się ciepłej herbaty, poczytam książkę, odpocznę i akurat mi przejdzie. Depresja na herbatę, wzięcie się w garść, czy pójście na siłownię nie reaguje.
Jeżeli przychodzi pacjent i jest skierowany na terapię to w pierwszej kolejności powinien się skupić na lekach czy na rozmowie z psychologiem?
To bardzo indywidualna kwestia. Niektórzy pacjenci, i to bardzo teraz widać, przychodzą i mówią, że chcą szybko wrócić do zdrowia, bo nie dają rady w pracy. Z lekami też szybko nie ma, bo jeśli stosuje się leki przeciwdepresyjne to one zaczynają działać po ok. 2 do nawet 6 tygodni ciągłego przyjmowania. To też nie jest szybko. Często z drugiej strony widać jak na dłoni, że ta depresja jest związana z różnymi problemami życiowymi, z konfliktami interpersonalnymi. Wtedy często mówimy pacjentowi, że terapia byłaby wskazana jako równoległe leczenie. Czasami w lżejszych postaciach depresji wystarczy tylko psychoterapia.
Jak przychodzą do pani pacjenci, to od razu wiedzą, że to jest depresja, czy np.: mówią, że źle się czują. Co najczęściej pani od nich słyszy?
Najczęściej pierwszym powiedzeniem jest „ja już sobie nie radzę”, „jest mi ciężko”, „płaczę, nie mogę się skupić”. Czasami są to objawy somatyczne i pacjent ma za sobą diagnostykę i ma przygotowane wyniki, które na nic nie wskazały, bo nie chodzi o problemy fizyczne. Czasami depresja objawia się bólami głowy, bólami w klatce piersiowej, problemami z sercem, co pacjenci interpretują, jako coś zagrażającego zdrowiu. Potem się okazuje, że nic nie stwierdzono. Bardzo często towarzyszą tej chorobie problemy z funkcjami poznawczymi. Trudności w koncentracji, w nauce, pracy - to często są pierwsze objawy.
Jak to jest z tymi twarzami depresji? Czy depresja jest chronicznym smutkiem, czy przychodzi pacjent, który na pierwszy rzut oka wygląda na uśmiechniętego, wszystko jest w porządku, a mówi, że od kilku tygodni nie może się skoncentrować.
Najczęściej jest to smutek, bo depresje kojarzymy ze smutkiem albo jak my to nazywamy - obniżonym nastrojem. Obniżenie nastroju, które jest konieczne do rozpoznania depresji musi trwać przez większość dnia przez co najmniej dwa tygodnie. My się tych dwóch tygodni trzymamy, ale często jest tak, że jest to miesiąc, dwa i więcej. Oprócz tego ważnym objawem jest anhedonia, czyli niemożność odczuwania przyjemności. Pacjenci może nie czują się przygnębieni, ale właściwie nic ich nie cieszy. Często słyszę od osób z depresją, że to, co kiedyś sprawiało im przyjemność dziś w ogóle ich nie zajmuje. U niektórych może wystąpić drażliwość. Oznacza to, że pacjenci, w towarzystwie osób wśród których dawniej dobrze się czuli - dziś odczuwają irytację. Nam się wydaje, że drażliwość - zwłaszcza u mężczyzn - to nie depresja. Pojawiają się takie objawy jak drażliwość, nerwowość, czasami agresja, ale słowna i impulsywność, która się łączy z lękiem. Niekoniecznie depresja to obniżony nastrój.
Ostatnio przeczytałam takie zdanie „Pierwsze objawy depresji pojawiają się już w dzieciństwie”. To prawda czy fałsz?
Jest taka grupa osób, które mówią, że takie problemy zaczynają się w dzieciństwie, ale wtedy to się łączy z traumą. Z jakimiś problemami w dzieciństwie, czyli przemocą fizyczną, psychiczną lub seksualną. Może tak być, ale nie jest to jakąś regułą. Wiek, kiedy pierwsze objawy się pojawiają to ok. 30 lat. Depresja z czasem może się nasilać. Typową cechą depresji jest to, że kobiety częściej chorują i różne są na ten temat teorie. Głównie wymienia się czynniki społeczne, biologiczne i fizjologiczne. Faktycznie, my - kobiety, przeżywamy w ciągu życia różne stany hormonalne. Depresja może się zaczynać w ciąży bądź po porodzie. Okres menopauzalny jest też ryzykownym momentem, gdzie depresja w trakcie menopauzy występuje u ok. 30% kobiet, więc to całkiem sporo. Częstość depresji ocenia się od 5-15% w społeczeństwie. Ponadto kobiety częściej mają przyzwolenie społeczne na to, żeby być trochę smutną i emocjonalną. To mężczyzna ma się trzymać, musi być twardy, do lekarza oczywiście nie chodzi, a do psychiatry to już w ogóle. Niestety mężczyźni, często swoją depresję topią w alkoholu, co jest dużym problemem.
Kolejna rzecz, którą przeczytałam ostatnio - rzeczywiście kobiety częściej chorują na depresję, ale to mężczyźni częściej popełniają samobójstwo. Skąd się bierze takie zjawisko?
To prawda. Kobiety nawet częściej podejmują próby samobójcze, ale efekt tego jest zdecydowanie mniejszy niż u mężczyzn. U mężczyzn podstawowym czynnikiem ryzyka samobójstwa - oprócz płci męskiej - jest uzależnienie od alkoholu i od środków psychoaktywnych. Teraz te uzależnienia się mieszają i nie ma tak, że ktoś tylko pije alkohol, a ktoś pali marihuanę. Nie. Kobiety jednak, mimo że procent kobiet uzależnionych od alkoholu i innych substancji rośnie, zdecydowanie rzadziej wpadają w nałóg. Uzależnienie jest dużym czynnikiem ryzyka samobójstwa, oczywiście jest też dużo czynników biologicznych.
To może omówmy jeden taki czynnik biologiczny.
Jeśli mówimy o biologii to hormony typu testosteron nie są mocno “agresjogenne”, ale w połączeniu z np.: alkoholem, zwiększają skłonność do impulsywności. Bardzo ważną cechą w samobójstwie jest impulsywność. Tak wykazują badania. Większość samobójstw jest impulsywna, “coś mnie pcha w tym momencie i nie jestem w stanie się powstrzymać”. Takie osoby natychmiast sięgają po tabletki, leki i to też się wiąże z tym, że mężczyźni są generalnie bardziej impulsywni.
Dzieci i nastolatki w depresji. Kiedy jest to po prostu bunt, a kiedy prawdziwe zagrożenie? Jak rodzic może sobie z tym poradzić? Jak może to rozpoznać?
Problemy dzieci i młodzieży bardzo często są związane z rodziną - w zasadzie prawie zawsze. Niekoniecznie z jakąś patologią, ale z jakimś systemem rodzinnym, który nie funkcjonuje poprawnie. Psychoterapia jest pierwszym leczeniem dla dzieci i młodzieży, czasami są potrzebne leki. Jak to odróżnić? To bardzo dobre pytanie. Nigdy nie należy lekceważyć żadnych objawów. Zawsze należy brać na poważnie smutne nastroje. O ile to możliwe, najlepiej konsultować się z psychologiem na początek i traktować na poważnie myśli samobójcze. Czasami próba samobójcza pojawia się i wydaje się, że na pokaz, ale to nieprawda. Każdą próbę samobójczą należy traktować poważnie. Niestety zbyt wiele widziałam takich przypadków, że ktoś teoretycznie miał zostać uratowany, a nie został. Tyle się o tym teraz mówi, że wydaje się, że rodzice też powinni na to zwracać uwagę.
Depresja znana jest od starożytności, więc chyba nigdy nie pozbędziemy się tego problemu. Co my, jako społeczeństwo możemy zrobić, żeby depresja się nie rozwijała?
Idealnie byłoby, gdyby całe nasze społeczeństwo dbało o zdrowie w ogóle nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Edukacja, aby wyłapywać wczesne objawy choroby, żeby ich nie lekceważyć i nie wstydzić się pójść do psychiatry. Pacjenci często mają pojęcie, że psychiatra jest straszny, siedzi i czeka, żeby kogoś w kaftan zawiązać, zamknąć w szpitalu i zostawić. Staramy się pomóc jak wszyscy lekarze. O depresji jest dużo akcji i mam wrażenie, że one się trochę przebiły do społeczeństwa, że trochę zwraca się na to uwagę, że rzadko się mówi „weź się w garść”, „nie wydziwiaj”, tylko „może lepiej byś poszedł do lekarza, ja z tobą pójdę jeśli się boisz”. Samotność jest czynnikiem, który zwiększa ryzyko depresji i samobójstwa. Wiadomo, że częściej wdowcy niż wdowy popełniają samobójstwo i chorują na depresję. My też nie zauważamy u osób starszych skłonności czy myśli samobójczych, bo nam się wydaje, że jak starsza osoba nie chce jeść, to nie ma apetytu - bo nie mają, ale u podłoża może się pojawić myśli „może ja bym się tak zagłodziła na śmierć” - co też się zdarza. Świetne jest także działanie osób, które mają odwagę powiedzieć „ja choruję/chorowałam i wyszłam z tego. Mogę wam opowiedzieć, jak było”. Nie wszyscy mają taką odwagę i to też należy uszanować.
Czy to jest tak, że wszyscy możemy zachorować na depresję, czy są jakieś biologiczne uwarunkowania?
Jest to niewątpliwie genetyka. Skłonność do zaburzeń depresyjnych ma podłoże genetyczne. To nie jest tak, że depresję się dziedziczy prosto. Jest to bardziej skomplikowane. Historia depresji w rodzinie zwiększa ryzyko zachorowania. Jak we wszystkich chorobach jest tzw. “grupa ryzyka”. Aby choroba się uaktywniła potrzebny jest stres, czyli kortyzol. Jeśli mamy wrodzoną odporność psychiczną, bo coś takiego istnieje, to stres nie wytrąci nas z równowagi. Jeśli osoba jest podatna to wystarczy stres, aby uruchomiła się depresja.