Rak trzustki brzmi jak wyrok, ale pan Mariusz walczy. Sam nie da rady
44-letni Mariusz Jeż do lekarza zgłosił się szybko, ale na diagnozę i leczenie czekał zbyt długo. Teraz może liczyć tylko na nierefundowaną terapię. "Jestem mężczyzną w średnim wieku. Takim jak ja pieniądze na leczenie zebrać jest najtrudniej... A przecież też chcę żyć!"
Pan Mariusz nie ma dzieci. Wraz z żoną planował adopcję. Teraz to już nierealne. 44-latek umiera i czuje, że nie zrealizuje wielu innych marzeń, ale przecież nadzieja umiera ostatnia.
Mężczyzna liczył na leczenie w Niemczech. Zbiórka publiczna nie pomogła, nie zebrał potrzebnych pieniędzy. Teraz została już terapia ostatniej szansy, ale trzeba za nią zapłacić.
- Lekarze powiedzieli, że to obecnie najlepsza dla mnie opcja i lek trzeba wdrożyć jak najszybciej, ale niestety muszę sam za niego zapłacić. Koszt rocznej terapii to około 150 tys. zł. Znów państwo polskie mnie zawiodło. Najpierw czekałem pół roku na rozpoczęcie leczenia, a teraz nie zapłacą mi za lek, bo za dużo ich już kosztuję... - relacjonuje pan Mariusz i prosi o ratunek. Ostatni raz.
Rak trzustki - nie pomogło wczesne zgłoszenie się do lekarza
Z rakiem trzustki świat wciąż sobie nie radzi. Trwają intensywne prace, co chwila pojawiają się nowe terapie i znane są przypadki wieloletniej przeżywalności, ale dotyczy to niewielkiej grupy chorych.
Niełatwo trafić do programu badawczego, a skuteczność klasycznego leczenia zależy przede wszystkim od etapu rozpoznania.
Najczęściej guzy trzustki są rozpoznawane w bardzo zaawansowanym stadium, bo pacjenci lekceważą pierwsze objawy, nie odczytują ich właściwie, zbyt późno trafiają do lekarza.
Historia Mariusza Jeża jest nieco inna. Smutna.
Mariusz Jeż na ostateczną diagnozę czekał miesiącami
- Do pierwszego lekarza zgłosiłem się bardzo szybko, w lipcu 2023, a 22 sierpnia leżałem już na oddziale, gdzie przeszedłem szereg badań - wspomina pan Mariusz.
Okazało się, że jego guz trzustki ma tylko centymetr, można więc było być dobrej myśli. Niestety, pomimo wysokich markerów nowotworowych, nie pobrano biopsji podczas ultrasonografii endoskopowej (EUS).
Zamiast tego, pacjentowi zalecono czekać 3 tygodnie na powtórne badanie.
- Kiedy nadszedł dzień kolejnego badania, okazało się, że aparat się zepsuł i trzeba czekać w domu na telefon. Czekałem, ale nie dzwonił... - relacjonuje pan Mariusz i opowiada, co działo się dalej:
- Tygodniami jeździłem z podejrzeniem jednego z najgorszych nowotworów na świecie po różnych ośrodkach, ale wszędzie mówiono mi, że trzeba czekać. Pierwszy raz w życiu popłakałem się z bezsilności, stojąc na szpitalnym korytarzu.
Do płaczącego człowieka podszedł starszy lekarz i obiecał pomoc.
W trakcie badania okazało się, że zmiana w trzustce znacznie urosła. Zrobiono biopsję. Po powrocie do domu pojawiła się u chorego żółtaczka i wysoka gorączka. Wrócił do szpitala karetką, a tam rozpoznano ostre zapalenie trzustki.
- Gdy leżałem na oddziale, pomimo zwijania się z bólu i wysokiej gorączki pytałem lekarzy, czy mogą już wyciąć guza. Uspokajali mnie, mówili, że guz nie zagraża mojemu życiu. Trzeba czekać na wyniki biopsji, a teraz najważniejsze jest wyleczenie zapalenia.
18 października okazało się na podstawie biopsji, że pan Mariusz ma gruczolakoraka trzustki. Według mężczyzny, lekarze zapowiedzieli mu, że jeśli wyniki badania się powtórzą, to guz zostanie całkowicie usunięty.
Pan Mariusz i spóźnione leczenie
- Znów musiałem czekać kolejne tygodnie na tomografię i wizyty. 14 listopada odbyło się konsylium, które zadecydowało o leczeniu chemioterapią. Gdy w końcu 21.11.23 r, dotarłem do lekarza onkologa, to co usłyszałem, zwaliło mnie z nóg. Zapytał, dlaczego trafiłem do niego tak późno, bo nowotwór jest już zaawansowany, pojawił się przerzut na wątrobie i do operacji na razie nie dojdzie - czytamy w relacji chorego.
Onkolog miał powiedzieć, że gdyby Mariusz Jeż miał od razu operację latem, do tej pory mógłby wrócić do zdrowia.
Tak się nie stało. Bez zebrania potrzebnych środków pan Mariusz umrze. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia na profilu siepomaga.pl, gdzie trwa zbiórka pieniędzy. Pan Mariusz znika w oczach.
- Ale ja wciąż żyję i wciąż mam szansę! Dlatego teraz już nie proszę, teraz błagam, pomóżcie mi! - apeluje 44-latek.
Listen on Spreaker.