Urolog: "Chorzy postępują wbrew logice. Jeden z pacjentów chciał spróbować urynoterapii"
Nowotwór nerki we wczesnej fazie rozwoju nie daje żadnych objawów. Pacjenci, którzy nie odczuwają dolegliwości rzadko przychodzą do gabinetu urologa w ramach profilaktyki, choć to jedyny sposób, by w porę wykryć problem. O raku nerki z urologiem z Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku - doktorem Przemysławem Szostkiem rozmawia Marcelina Dzięciołowska.
Marcelina Dzięciołowska: Panie doktorze, jak rozpoznać, że coś jest nie tak? Kiedy należy iść do lekarza?
Dr Przemysław Szostek: Generalnie, objawy raka nerki praktycznie nie występują. To jest bardzo duży kłopot, z racji tego, że choroba ta rozwija się powoli. Guz nerki rośnie około jednego do maksymalnie dwóch centymetrów na rok. Jest to zależne od stopnia złośliwości. Natomiast w początkowej fazie - do około pięciu centymetrów średnicy takiego guza, on może w ogóle nie dawać objawów. Tylko badania, które człowiek będzie chciał wykonać są w stanie go wykryć.
Czyli na przykład USG?
Tak. Proszę zwrócić uwagę, że ogólne badanie moczu może nie wykazać żadnych zmian. Jeżeli nowotwór dotyczy części zewnętrznej nerki, a tak najczęściej jest, to nawet badanie ogólne moczu czy badanie krwi nie pokażą żadnych zmian, które mogą sugerować chorobę nowotworową. Takim badaniem przesiewowym, które jest dość łatwo dostępne i stosunkowo tanie jest badanie ultrasonograficzne. Jest to badanie podstawowe wykonywane w celu identyfikacji i kontroli, czy dana osoba nie jest chora na nowotwór nerki.
Czyli można powiedzieć, że jest to choroba bardzo podstępna?
Tak. Nawet po pięciu latach od zachorowania może nie dawać żadnych objawów.
Wobec tego, żeby reagować wcześnie, trzeba przede wszystkim się badać. Kiedy zatem należy udać się na pierwszą wizytę, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku?
Trzeba zacząć się kontrolować mniej więcej w wieku 35 - 45 lat wzwyż. Jeżeli ktoś przyjmuje, że jest młody do 45. roku życia to proszę uprzejmie, ale niektórzy pacjenci, zwłaszcza tacy, którzy mają obciążenia rodzinne, powinni zacząć badać się zdecydowanie wcześniej, czyli powiedzmy od 35. roku życia. Swoim pacjentom zalecam, aby każdego roku robili sobie i swojemu organizmowi prezent urodzinowy w postaci badań profilaktycznych. To zwiększa szansę na to, że pacjent będzie o tym pamiętał.
Skąd ten pomysł?
Często, gdy zapraszam pacjenta na przykład na wizytę kontrolną za pół roku, to on zjawia się po 2-3 latach, dlatego doradzam, aby w okolicach swoich urodzin wykonał komplet badań podstawowych, tzn. badań krwi i moczu oraz badanie USG.
To bardzo dobry sposób!
Zwłaszcza, że jeśli pacjent przyjmie taką praktykę, to każdego roku będzie pamiętał o tym, że znowu jest starszy, a od poprzednich badań minął rok. Ludzie o tym zapominają, bo zawsze znajdą się ważniejsze obowiązki, a kwestie zdrowotne odchodzą na dalszy plan.
To obciążenie rodzinne nie dotyczy jedynie nowotworów nerki, prawda?
Tutaj mamy bardzo specyficzne zespoły, w których pojawia się rak nerki. Wśród nowotworów urologicznych, rak nerki znajduje się na szarym końcu. Istnieją natomiast zespoły genetyczne, które predysponują do tego, żeby on się rozwinął. Te osoby o tym wiedzą dlatego, że lekarze specjaliści prowadzący pewnego rodzaju zespoły genetyczne informują szeroko swoich pacjentów o możliwych objawach i uczulają, na co powinni uważać.
Którzy pacjenci są narażeni najbardziej?
Najbardziej narażeni są pacjenci z rakiem prostaty. To jest choroba, która może występować rodzinnie, natomiast nowotwór nerki występuje jednostkowo. Pacjenci, w rodzinach których występował rak nerki są sami w sobie świadomi i częściej się kontrolują.
Poza podłożem genetycznym, jakie inne czynniki predysponują do rozwoju raka nerki? Palenie papierosów, niedbały tryb życia?
Nie tylko. Zacznijmy od tego, że rozróżniamy dwa rodzaje nowotworu nerki. Pierwszy to rak nerki, o którym wcześniej rozmawialiśmy. Drugi dotyczy górnych dróg moczowych i do niego zaliczamy raka przejściowokomórkowego, w odróżnieniu od raka nerkowokomórkowego, o którym do tej pory rozmawialiśmy. W przypadku raka przejściowokomórkowego mamy do czynienia z większymi objawami, które powinny zwrócić uwagę.
Polecany artykuł:
Jakie to objawy Panie doktorze?
Może wystąpić krwiomocz, który trudno przeoczyć. Oczywiście, kobieta przyjdzie szybciej do lekarza niż mężczyzna, bo mężczyźni mają tendencję do bagatelizowania symptomów. Rak przejściowokomórkowy może występować na tle genetycznym, ale także środowiskowym.
Czyli ogromne znaczenie ma tu środowisko w jakim pracujemy, żyjemy?
Tak, chory jest narażony na czynniki zewnętrzne, głównie chemiczne, np. opary paliw, farba, smoła, smog i tak dalej… Bardzo często narażeni są kominiarze, którzy mają bezpośredni kontakt z kancerogennymi, toksycznymi pyłami. Pracownicy stacji benzynowych, mieszalni farb, petrochemii są narażeni głównie na raka dróg moczowych w postaci raka przejściowokomórkowego.
Kolejnym czynnikiem narażającym pacjenta, choć nie potwierdzonym badaniami może być picie niewystarczającej ilości płynów w ciągu doby. Według obserwacji, nowotwory górnych dróg moczowych w postaci raka przejściowokomórkowego układają się w okolicy ujść moczowodów u osób, które mniej piją. To są główne czynniki, które mogą powodować nowotwory górnych dróg moczowych. Proszę pamiętać, że objaw krwiomoczu jest charakterystyczny dla nowotworu przejściowokomórkowego, a nie raka nerkowokomórkowego. To jest bardzo niebezpieczny nowotwór, potrafi bardzo szybko się rozprzestrzeniać i dawać przerzuty.
W jakim wieku najczęściej pacjenci zgłaszają się do Pana gabinetu z tymi typami raka? Czy to są nowotwory, które da się jeszcze leczyć z intencją wyleczenia?
W przypadku raka nerkowokomórkowego, ten zakres wieku jest najczęściej od 40. roku życia. Oczywiście zdarzały się przypadki, że chorowali także młodsi pacjenci, ale po 40. roku życia należy zwracać już na to uwagę. Pacjenci młodsi mają bardziej agresywne nowotwory, ci starsi natomiast z reguły mniej agresywne i złośliwe nowotwory, które rosną zdecydowanie wolniej. Natomiast w przypadku raka przejściowokomórkowego, jeśli chory jest palaczem, jeśli ma na co dzień do czynienia z chemikaliami, to te nowotwory mogą wystąpić wcześniej. Najmłodszy chory, który miał raka przejściowokomórkowego miał 17 lat, mieszkał w domu opalanym węglem. Ten nowotwór po leczeniu miejscowym na szczęście nie nawrócił. Te nowotwory są o wiele bardziej groźne w kontekście zagrożenia życia.
Jak jest z rokowaniami? Domyślam się, że wszystko zależy od stanu zdrowia pacjenta i stopnia zaawansowania choroby?
Im wcześniej wykryty nowotwór, tym więcej możliwości. Jeśli pacjent ma krwiomocz, to zazwyczaj udaje się do lekarza. W przypadkach, gdy guz rozrasta się bardzo powoli i nie daje żadnych objawów, to mamy do czynienia z bardzo zaawansowaną chorobą i rokowania znacznie spadają.
Jakie są dostępne metody leczenia dla tych dwóch rodzajów raka nerki?
W przypadku raka nerkowokomórkowego przede wszystkim w grę wchodzi operacja. To jest nowotwór, który rzeczywiście boi się noża. Metod jest wiele, jedna z nich do całkowita nefrektomia, czyli usunięcie guza wraz z nerką. Kolejną metodą jest operacja nerkooszczędzająca, która jest równoważna z metodą nefrektomii.
W przypadku nowotworów przejściowokomórkowych mamy więcej możliwości chemicznego leczenia, np. chemioterapia neoadjuwantowa. Można wówczas usunąć fragment narządu, można także endoskopowo wykonać usunięcie guza. Ten rodzaj nowotworu jest bardziej wrażliwy na chemioterapię, od dawna mamy opracowany także system leczenia. W przypadku raka nerkowokomórkowego, który występuje po zewnętrznej części nerki, chemioterapia jest tematem stosunkowo nowym i jest dostępna od 10-15 lat. Obecnie jesteśmy nieco w tyle w tej kwestii, ale te dystanse stopniowo się skracają. Ta chemioterapia jest dość kosztowna i trudno dostępna, daje ona jednak możliwość skutecznego leczenia wieloogniskowych przerzutów, co jeszcze w 2005 roku było niemożliwe w naszym kraju.
A co z radioterapią?
Radioterapia w przypadku leczenia raka nerkowokomórkowego praktycznie nie ma zastosowania, jest on niewrażliwy na ten rodzaj leczenia. Możliwe jest natomiast leczenie raka przejściowokomórkowego, ale w przypadku, gdy wywodzi się on z nabłonka wyściełającego nerkę od wewnątrz.
Tych możliwości jest dość sporo.
Tak, jednak w głowach polskich pacjentów pokutuje taka myśl, że jak mam raka, to jestem spisany na straty, napiszę testament i tak dalej. To nie jest prawda. Oczywiście, w wielu przypadkach my tylko przedłużamy życie - usuwamy główną masę guza, organizm nie jest już zatruty toksynami z rozpadu mas guza, dzięki czemu pacjent może nabrać oddechu, ale oczywiście mamy świadomość, że on niestety nie przeżyje. To jest jednak związane z tym, że chory za późno się zgłasza.
Większość świeżo wykrytych przypadków o niedużym zaawansowaniu miejscowym jest wyleczalna - to jest bardzo ważna informacja, dlatego tak istotna jest ta profilaktyka.
Nawiązując do tego testamentu, o którym Pan wcześniej wspomniał - proszę powiedzieć, jakie reakcje na diagnozę obserwuje środowisko medyczne? Czy to prawda, że mężczyźni nie chcą o tym rozmawiać?
Tak, pacjent jest samcem alfa i zakłada, że nigdy nie zachoruje. W przypadku wykrycia nowotworu wielu mężczyzn w ten sposób reaguje. Natomiast ok. 30-40 proc. mężczyzn utrzymuje tę postawę samca alfa i postanawia, że będzie walczył z chorobą i się nie podda. I to jest słuszny wybór.
Nastawienie pacjenta ma przecież znaczenia dla procesu leczenia i zdrowienia.
Tak, jeśli mężczyzna będzie współpracował, to organizm będzie funkcjonował lepiej. Ten “napęd” jest bardzo ważny. W momencie, kiedy człowiek się poddaje psychicznie, to na pewno będzie źle.
Człowiek, który dowiaduje się, że jest chory może robić rzeczy nieprzewidywalne, wbrew logice. Dziś miałem do czynienia z pacjentem, który postanowił spróbować urynoterapii, która nie ma racji bytu i jest nieuzasadniona. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy!
Urynoterapii… czyli?
Piciu własnego moczu. W celach leczniczych. Bywa różnie, pomysły od chińskiej medycyny po setki tysięcy złotych wydanych w Tybecie, które nie pomagają, a ludzie roztrwaniają majątek.
To chyba nie jest odosobniony przypadek, słyszałam wiele podobnych historii.
Zaprzestanie terapii medycznej to zbrodnia przeciwko sobie. Każdy ma jednak prawo wyboru. Miałem jednak pacjenta, który umierał z powodu raka pęcherza moczowego. On świadomie wybrał tę drogę, nie chciał być operowany. Nie szukał pomocy w medycynie alternatywnej, po prostu czekał na śmierć. To był mężczyzna schorowany i psychicznie obciążony, wybrał taką drogę “eliminacji” siebie, miał dosyć, nie chciał popełnić samobójstwa, pogodził się z tym. Podobnie jak w przypadku profesora Religi, który będąc już po chemioterapii pierwszego rzutu, odmówił chemioterapii drugiego rzutu, bo wiedział, że mu to nie pomaga i tylko będzie się męczył. To bardzo rozsądne. Trzeba być jednak świadomym i nie mieć wątpliwości co do tego, jaką drogę się wybiera. Tu też jest ogromna rola lekarza, aby wskazówki były jasne i czytelne dla takiego chorego.
Czy w Pana odczuciu, kampanie społeczne i poszerzanie świadomości pacjentów w zakresie tematyki nowotworów i profilaktyki przynoszą rezultat?
Zdecydowanie tak, mężczyźni w końcu zaczęli czytać na ten temat. Czytają to także ich małżonki. Duża rola kobiet jest w tym, że przypominają, a niekiedy zmuszają partnerów do tego, aby zadbali o profilaktykę. Wielu mężczyzn przychodzi dobrowolnie na badania profilaktyczne właśnie dlatego, że gdzieś usłyszeli lub przeczytali, że należy się badać.
W ciągu ostatnich 10 lat obserwujemy ogromny wzrost pacjentów zgłaszających się na w ramach profilaktyki. Dlatego te kampanie powinny istnieć i być szeroko promowane.
Dziękuję za rozmowę.
Czytaj też:
- "Rak? W moim wieku?" - Niektórzy mężczyźni powinni zbadać prostatę już po 30-tce
- Urolog apeluje do mężczyzn: "Nie jesteście niezniszczalni"
Porady eksperta