To było „tylko ukłucie”. Wylądowałam na wózku na dwa miesiące
Wiele osób myśli, że w Polsce nie ma jadowitych węży. Niestety moje osobiste doświadczenie zdecydowanie temu przeczy. Trudna diagnostyka, długie leczenie i czas spędzony na wózku mogą być przestrogą dla każdego, kto wybiera się nie tylko do lasu.
W ubiegłym roku wczesnym latem spotkało mnie wyjątkowo nieprzyjemne zdarzenie. Idąc po piaszczystej ścieżce, poczułam nagłe ukłucie. Kilka minut później wygląd mojej stopy tak bardzo się zmienił, że postanowiłam pojechać na SOR.
Przeszywający ból i nietrafiona diagnoza
W czerwcowe południe pojechałam w pośpiechu na działkę. Nie jest to dziki teren, a dookoła znajdują się domy. Jest jednak las, tuż obok. Wracając do auta, szłam tą samą trasą co zwykle, po piaszczystej ścieżce. Nagle poczułam silne ukłucie. W pierwszej kolejności pomyślałam, że weszłam na jakiś ostry patyk. Odruchowo wstrząsnęłam nogą. Z palca prawej stopy zaczęła płynąć krew.
Początkowo zbagatelizowałam ból, ale już po 10 minutach moja stopa okropnie spuchła. Obrzęk narastał i pojawił się problem z chodzeniem. Ostatecznie udałam się na SOR, ale już z pomocą drugiej osoby. Na miejscu lekarz stwierdził, że doszło do ukąszenia przez owada, a opuchlizna to odczyn alergiczny. Niestety wkrótce okazało się, że nie miał racji.
“Nie mogę chodzić”
Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym lekarz obejrzał moją stopę i miejsce, z którego wypłynęła krew. Widoczny był jeden punkt, dlatego podejrzenie padło na meszkę, lub innego owada. Dostałam zastrzyki przeciwbólowe i antyhistaminowe.
Lekarz wysłał mnie do domu i zalecił obserwację. Niestety nie było poprawy. Z czasem ból był coraz silniejszy, a opuchlizna, zamiast się zmniejszać, rosła i sięgała już w okolice łydki. Zauważyłam wybroczyny, pojawia się też przeczulica na stopie i łydce, nie mogłam nawet dotknąć skóry.
Wieczorem silny ból i widok siniejącej stopy sprawiły, że ze strachu wezwałam pogotowie. Tym razem służby medyczne również uznały, że to tylko ukąszenie przez meszkę. Ratownik medyczny podał mi ketonal domięśniowo i to wszystko.
Spotkanie ze żmiją zygzakowatą
Noc była potworna, miałam mdłości, biegunkę i stan podgorączkowy, ale starałam się odpocząć w nadziei, że rano pewnie będzie już lepiej. Nic bardziej mylnego. Kiedy się obudziłam, noga była opuchnięta aż do kolana. Nie mogłam dotknąć stopy, ani prawej strony łydki. Nie dałam rady zejść z łóżka, a kiedy próbowałam opuścić nogę, poczułam rozrywający ból. Żeby dotrzeć do łazienki i skorzystać z toalety, czołgałam się na brzuchu.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę chodzić i nie dam rady dłużej czekać, aż wszystko minie, znowu pojechałam na SOR. Tym razem na konsultację zeszła pani chirurg. Widząc mój stan, od razu rozpoczęła diagnostykę w kierunku ukąszenia przez żmiję zygzakowatą.
Starannie przemyła miejsce ukłucia przytrzymując palec stopy tak, aby przez moment odpłynęła z niego krew. Wtedy zauważyła nie jedno, ale dwa miejsca wkłucia, czyli ślady po zębach jadowych. Jak sama przyznała, cechą charakterystyczną dla ukąszenia przez żmiję było pojawienie się wybroczyny i opuchlizny, głównie po stronie ukłucia, czyli po prawej stronie stopy i łydki.
W otoczeniu lekarzy i ratowników leżałam na kozetce. Anestezjolog podpiął mnie do kardiomonitora i wykonał próbę surowiczą. Kiedy minęło 30 minut, a z obserwacji wynikało, że wszystko jest w porządku, lekarz podał mi domięśniowo dawkę antytoksyny. Ratownicy medyczni zawieźli mnie na oddział chirurgiczny w celu dalszego leczenia.
Co dzieje się w organizmie po ukąszeniu przez żmiję?
Przeanalizowałam mój przypadek z doktorem Markiem Trzaskowskim z Medicover, lekarzem SOR, specjalistą w zakresie chirurgii ogólnej. Zapytałam, co tak naprawdę dzieje się w ciele człowieka ukąszonego przez żmiję.
- Ukąszenie żmii zygzakowatej i wstrzyknięcie jadu do tkanek powoduje nasiloną reakcję zapalną, zarówno w miejscu ukąszenia, jak i częściowo rozprzestrzeniającą się na region ciała typu stopa, ręka itd. - wyjaśnia chirurg.
- W składzie jadu znajdują się hialuronidazy, czyli enzymy powodujące łatwiejszą penetrację substancji zapalnych w tkankach. Wówczas (po przedostaniu się substancji do krwi), powstaje odczyn zapalny – narastający obrzęk, ból i zaczerwienienie. Jednym z elementów reakcji zapalnych jest również aktywacja kaskady czynników krzepnięcia, które powodują różnego rodzaju zaburzenia krzepnięcia krwi, jak skaza krwotoczna i zakrzepica - dodaje specjalista.
Dlaczego wylądowałam na wózku? Okazuje się, że czas rekonwalescencji to kwestia mocno indywidualna i wiele zależy od tego, czy ukąszenie było suche, czyli pozbawione jadu, czy też nie. Niestety ja nie miałam szczęścia i dostałam od żmii dawkę toksyny, dlatego stan zapalny był wyjątkowo ostry.
Człowiek w porównaniu ze żmiją jest dużo większym osobnikiem, to jasne, dlatego jad ulega neutralizacji i zazwyczaj nie zagraża naszemu życiu. Choć medycyna zna przypadki, kiedy ktoś przypłacił życiem spotkanie z jadowitym gadem w Polsce, to wskaźnik umieralności wynosi poniżej jednego procenta. Najbardziej narażeni na ciężki przebieg są seniorzy, osoby o obniżonej odporności oraz dzieci.
Antytoksyna, czyli czy podać surowicę po 24 godzinach
Wspominałam już, że lekarze podali mi surowicę, czyli antidotum na jad żmii. Jednak długo zastanawiali się, czy to zrobić. Chodzi o to, że surowica powinna być wstrzyknięta do 24 godzin od chwili ukąszenia. Szybka reakcja pozwala zneutralizować jad, dzięki czemu odczyn zapalny jest mniejszy i skraca się okres rekonwalescencji.
W moim przypadku teoretycznie było już za późno na podanie antytoksyny, dlatego chirurg przed podjęciem decyzji konsultował się z wieloma ośrodkami, by mieć pewność, że surowica mi nie zaszkodzi. Z perspektywy czasu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego późno podane antidotum mogłoby mi wyrządzić krzywdę. Zapytałam o to doktora Trzaskowskiego.
- Podanie antytoksyny w krótkim czasie od wystąpienia objawów wykazuje dużą korzyść, jednak po 24 godzinach jad w ciele człowieka ulega tak dużemu rozcieńczeniu, że ryzyko podawania białka obcogatunkowego przewyższa spodziewane korzyści dla pani jako pacjentki - wyjaśnia ekspert.
Lekarz dodaje, że w sytuacji kiedy organizm walczy z uogólnioną reakcją zapalną spowodowaną ukąszeniem, dodawanie kolejnego bodźca w formie surowicy - która nie może skoncentrować się na toksynie, ponieważ ta uległa rozrzedzeniu - sprawia, że fundujemy pacjentowi kolejny obciążający bodziec.
Dlatego podanie surowicy po upływie 24 godzin uznawane jest jako dodatkowe narażenie pacjenta na walkę z białkiem obcogatunkowym. Zdaniem specjalisty lepszym rozwiązaniem jest podawanie sterydów, odpowiednie nawodnienie i kontrola ciśnienia tętniczego krwi, monitorowanie stanu czynności nerek, czy włączenie tlenoterapii lub wlewu dożylnego dopaminy w celu podniesienia ciśnienia krwi w przypadku jego spadku.
- Lepiej obserwować pacjenta bez konieczności podawania mu surowicy, bo to jest dodatkowy czynnik, który może działać przeciw skutecznie, czyli efekt może być odmienny od spodziewanego - podsumowuje chirurg.
Leczenie po ukąszeniu żmii i prośba o wypis
Podczas pobytu na oddziale każdego dnia dostawałam spore dawki medykamentów, a wśród nich antybiotyki, zastrzyki w brzuch na rozrzedzenie krwi, środki antyhistaminowe, inhibitory pompy protonowej i silne leki przeciwbólowe.
Leżałam z nogą uniesioną do góry, a kiedy tylko próbowałam skorzystać z toalety, to przez pierwsze dni nadal czołgałam się na brzuchu, bo każde opuszczenie nogi kończyło się rozrywającym bólem. Na szczęście po pięciu dniach mój stan na tyle uległ poprawie, że mogłam usiąść na wózku. Ze względu na to, że leczenie antybiotykami dobiegło końca, a pozostałe leki mogłam przyjmować poza szpitalem, na moją prośbę wypisano mnie do domu.
Muszę przyznać, że ta informacja mnie ucieszyła, ponieważ czekała na mnie wyjątkowo ważna uroczystość rodzinna, a bliscy martwili się moim stanem zdrowia i nieobecnością. Niestety pacjent musi samodzielnie zadbać o to, by móc korzystać z wózka inwalidzkiego. Szpital nie daje możliwości wynajmu sprzętu, więc razem z bliskimi szukaliśmy go na własną rękę. Udało się. Bardzo ucieszył mnie fakt, że znowu mogę być choć trochę samodzielna, czy wyjść z domu, nawet jeśli moja sprawność przez jakiś czas będzie ograniczona.
Czas mijał, a ja nadal nie chodziłam i trzy razy dziennie sama robiłam sobie zastrzyki w brzuch, żeby uniknąć zakrzepu. Próbowałam stawiać stopę, ale nie byłam w stanie oprzeć na niej ciężaru ciała. Doktor Trzaskowski wyjaśnił mi, że tak wydłużony czas powrotu do zdrowia może zdarzyć się, gdyż jest to uzależnione od poziomu miejscowej reakcji zapalnej.
- Zawsze za stanem zapalnym idzie obrzęk tkanek, następnie przekrwienie i utrudnienie przepływu i ryzyko zakrzepicy miejscowej, czyli wykrzepiania krwi w tych żyłach, które są uciśnięte. Niejednokrotnie tak się dzieje, że w drobnych żyłach śródmięśniowych dochodzi do niewielkiej zakrzepicy, a powrót do stanu sprzed ukąszenia trwa różnie długo - tłumaczy specjalista.
- Ból, obrzęk pobudzenie receptorów w obrębie stopy czy łydki, niestety jest rzeczą normalną, w obrębie tkanek stopy jest mnóstwo receptorów i jakiekolwiek zaburzenie drobnych zakończeń nerwowych jest wychwytywane przez organizm, przez co otrzymujemy sygnał o nieprawidłowościach - dodaje.
Pamiętam, jak starałam się korzystać z kul, i szukając pomocy, postanowiłam na własną rękę skonsultować się z chirurgiem naczyniowym, aby sprawdził czy wszystko jest w porządku. Badanie USG Doppler, polegające na sprawdzeniu przepływu krwi w naczyniach, na szczęście nie wykazało żadnych niepokojących zmian. Lekarz jednak zalecił rehabilitację. Codziennie jeździłam na basen i próbowałam stąpać po dnie i obracać stopą w wodzie, żeby przywrócić jej dawną sprawność. W sumie od momentu ukąszenia, do odzyskania zdrowia minęło ponad trzy miesiące.
Dziś zachęcam wszystkich, aby dokładnie obejrzeli miejsce ukąszenia i sprawdzili, czy nie pojawiły się dwa równoległe ślady. To zdecydowanie skraca czas postawienia diagnozy. Żmija zygzakowata bardzo lubi wygrzewać się na słońcu i jest wyjątkowo zwinna. Dlatego, podczas grzybobrania, czy spaceru warto nie tylko patrzeć pod nogi, ale także nie sięgać dłonią w zarośla.