Miał spędzić wiele godzin na SOR-ze, teraz jest w stanie krytycznym. Będzie kontrola w szpitalu?
Ta sprawa musi być dogłębnie wyjaśniona. Domniemany horror, do którego miało dojść 17 kwietnia, może kosztować ludzkie życie. Rzecznik prasowy Wojskowego Instytutu Medycznego Mariusz Gierej zasłania się ochroną danych wrażliwych, dotyczących stanu zdrowia pacjenta, ale przepisy RODO nie powstały po to, by tuszować skandale.
Tomasz Szypuła, aktywista LGBT, były prezes Kampanii Przeciw Homofobii, jest w stanie krytycznym po udarze, którego doznał 17 kwietnia, w dniu swoich 44. urodzin.
Według relacji siostry mężczyzny, poszkodowany przez kilkanaście godzin nie dostał właściwej pomocy w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Po wielogodzinnym oczekiwaniu na pomoc został upchnięty na laryngologii, nim ostatecznie trafił na oddział intensywnej opieki medycznej. Nadal jest nieprzytomny.
Szpital zbywa media powołując się na obowiązujące w Polsce przepisy, ale trzeba wierzyć, że na tym się nie skończy. Sprawą zajmie się Rzecznik Praw Pacjenta. Należy się też spodziewać należytej reakcji ze strony Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia, instytucji uprawnionych do kontroli w takich sytuacjach.
Tragiczne urodziny Tomasza Szypuły
Z apelem o nagłośnienie sprawy w mediach, w imieniu bliskich Tomasza szypuły, zwróciła się w sobotę na Facebooku jego przyjaciółka. Opisała całą historię:
- To będzie bardzo smutny i ważny post. Tomek Szypuła, znany nam wszystkim aktywista i działacz społeczny, a prywatnie przecudowny przyjaciel, dostał w środę udaru. Tak się zdarza niestety. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przychodnia, do której wzięła go siostra, odesłała go do domu po poddaniu leków na zbicie ciśnienia, które jednak i tak nie spadało. Po przyjściu do domu, Tomek stracił przytomność.
Relacja, co do przebiegu kolejnych wydarzeń z tego dnia jest po prostu nie do uwierzenia:
- Karetka była w 5 minut, jednak w Wojskowym Instytucie Medycznym, Szpital przy ul. Szaserów, Siostra Tomka walczyła kilkanaście godzin na SOR-ze, żeby go przyjęli na oddział. Lekarz na SOR-ze przerażonej siostrze powiedział, że "każdy chciałby się dostać na oddział".
Według relacji przyjaciółki mężczyzny, lekarz miał zasugerować, żeby zabrać mężczyznę do domu, ale siostra się nie zgodziła. W końcu "przebłagała panią doktor na korytarzu, żeby przyjęła brata na oddział i był to oddział ... laryngologiczny. Minęło wiele godzin, zanim Tomek został objęty profesjonalną pomocą".
Informacje o obecnym stanie zdrowia mężczyzny nie są optymistyczne. Pozostaje nieprzytomny, pod opieką oddziału intensywnej terapii. Przyjaciółka prosi, by "modlić się o cud".
Szpital: "ochrona danych wrażliwych"
Media od kilku dni dobijają się do szpitala z prośbą o komentarz, wyjaśnienia. Bezskutecznie.
Onetowi rzecznik tłumaczył, że:
- Jedyną dopuszczalną możliwością przekazania informacji jest sytuacja, gdy wyrazi na to zgodę pacjent bądź osoba przez niego upoważniona. Proszę o rozważenie przez Państwa zaniechania dalszego rozpowszechniania tego typu treści.
W przesłanym portalowi Gazeta.pl oświadczeniu zaznaczył m.in., że:
- zgodnie z polskim prawem informacje o stanie zdrowia pacjenta są danymi szczególnie wrażliwymi, które podlegają ochronie. (...)
WIM-PIB świadczy usługi SOR, ściśle przestrzegając procedur, a pomoc jest udzielana każdemu, kto jej potrzebuje zgodnie z obowiązującymi przepisami i zaleceniami.
Trudno, żeby zgodę wyraził pacjent - to oczekiwanie wręcz cyniczne w zaistniałej sytuacji. Nikt nie oczekuje od szpitala, żeby pokazał dokumentację medyczną, ujawniał dane wrażliwe.
Informacje, które ukazały się do tej pory, zostały zamieszczone na wyraźne życzenie rodziny. I są ważne dla Polaków.
Udar - wszyscy jesteśmy zagrożeni!
Pacjent na SOR-ze w stanie zagrożenia życia może czekać godzinami na pomoc? To są obowiązujące procedury? Tzw. "pacjent czerwony", według dostępnych źródeł, ma być obsłużony w ciągu kilku minut. Pacjent z udarem nie spełnia kryteriów?
Standardem postępowania w WIM jest "leczenie" udaru na laryngologii?
Jeśli to wszystko nieprawda, dlaczego szpital po prostu temu nie zaprzeczy, jasno i zdecydowanie? Nie chodzi tylko o dobre imię placówki, ale poczucie bezpieczeństwa nas wszystkich. W tym celu nie trzeba udostępniać żadnych 'danych wrażliwych", a dowody powinny być niepodważalne - czas przyjazdu karetki do placówki, godzina przyjęcia na właściwy oddział, monitoring etc.
Byli pacjenci pilniejsi, w gorszym stanie? To też trzeba udowodnić.
Jak obłuda i hipokryzja brzmią teraz te wszystkie lekarskie apele, by nie zwlekać z wzywaniem pomocy, edukowanie o znaczeniu "złotej godziny" w udarze. Co z tego, skoro potem człowiek może utknąć w poczekalni, "zgodnie z obowiązującymi przepisami i zaleceniami"?
NFZ nadzoruje jakość świadczonych usług placówek, Ministerstwo Zdrowia - same szpitale, a Rzecznik Praw Pacjenta musi upomnieć się o Tomasza Szypułę i innych chorych, bo na tym polega jego praca.
RPP często podejmuje interwencje na podstawie doniesień medialnych i tym razem zadeklarował, że już to zrobił.
- Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec po zapoznaniu się z treścią wpisu w mediach społecznościowych, podjął decyzję o wszczęciu postępowania wyjaśniającego wobec Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Aktualnie oczekujemy na kopię dokumentacji medycznej pacjenta oraz stanowisko ww. podmiotu wobec długiego czasu oczekiwania na przyjęcia pacjenta do szpitala - przekazało we wtorek Gazecie.pl biuro RPP.
Spodziewamy się, że wszystkie wymienione instytucje nie będą tak lakoniczne, jak szpital i sprawa będzie wyjaśniona należycie.