Dr Łukasz Kmieciak: mój cel to uwolnić pacjenta od bólu
Dr Łukasz Kmieciak mówi, że kto kocha swoją profesję, nigdy nie chodzi do pracy. Specjalizuje się w leczeniu bólu. W praktyce łączy wiedzę, którą niesie współczesna nauka, z tradycyjną medycyną chińską.
Spis treści
Jeśli medycyna tradycyjna jest bezsilna wobec dolegliwości chorego, trzeba wykorzystać inne techniki – mówi dr Kmieciak, neurolog. – Przewlekły ból jest w naszym życiu niechcianym pasażerem, który się do nas dosiadł. Dokucza nam, wyrywa z rąk kierownicę, przez co podróż przestaje być przyjemna i bezpieczna.
Wiemy, że nie pozbędziemy się go, ale możemy go przesadzić do ostatniego rzędu, gdzie będzie mniej przeszkadzał. Przy tym ból nie jest zjawiskiem jednorodnym. On ewoluuje. Dobrym przykładem na opisanie eskalacji bólu jest wydeptywanie ścieżki w trawie przez psa biegającego wzdłuż ogrodzenia.
Jak raz przebiegnie, nic się nie stanie, ale jak biega bez przerwy, to zniszczy trawę i wydepcze ścieżkę. Nawet jeśli przegonimy psa, to ścieżki przez długi czas pozostaną. Tak samo jest z bólem. Jeśli nie zapanujemy nad bólem ostrym, to nawet jeśli usuniemy jego przyczynę, to jeszcze przez długi czas te ścieżki, które pozostaną w rdzeniu kręgowym, będą generowały ból, którego w zasadzie nie powinniśmy odczuwać.
Ostatnia deska ratunku
Wielu pacjentów przychodzi do doktora Kmieciaka, bo ból odebrał im już wszystko: zdrowie, radość życia, a często też nadzieję na to, że kiedyś przestanie boleć. Stąd już bardzo blisko do bezsenności i depresji. – Najczęściej zgłaszają się do mnie pacjenci z bólami głowy i kręgosłupa. Szczególną grupę stanowią seniorzy, którzy zmagają się z bólem wynikającym ze zmian zwyrodnieniowych i przeciążeniowych. Tej grupie naprawdę trudno pomóc, bo kręgosłupa nie da się wymienić. Ale zawsze szukam najlepszego rozwiązania. Gdy polecam leki, muszę wiedzieć, czy starszy człowiek mieszka sam, czy ma opiekę, bo niektóre tabletki wywołują zawroty głowy. Czasem stosuję akupunkturę. Ona nie usuwa całkowicie bólu, ale – tak mówią pacjenci – łagodzi go na tyle, że zapominają o nim, są sprawniejsi, lepiej funkcjonują.
Droga na Daleki Wschód
Po piątym roku studiów dr Łukasz Kmieciak wyjechał na wakacyjne praktyki na Tajwan, gdzie pracował w oddziale chirurgicznym bardzo nowoczesnego szpitala klinicznego. To tam zobaczył, że u wielu pacjentów po operacjach chirurgicznych czy ortopedycznych stosuje się akupunkturę. – Kiedy przedstawiono mi statystyki, byłem zaskoczony – wspomina. – Stosując zabiegi akupunktury, zużywano o wielemniej leków przeciwbólowych, a więc było także mniej powikłań polekowych. Lekarze z Tajwanu pokazali mi, jak to się robi. Nie nauczyłem się wszystkiego, bo to wcale nie takie proste, ale do Polski wróciłem z pierwszymi modelami, książkami i pierwszymi igłami do akupunktury.
Wiedział jednak, że jeśli chce się zająć akupunkturą, to musi nauczyć się chińskiego i jechać na studia do Chin. Zaczął brać lekcje u nauczycielki Chinki. Złożył też wniosek o stypendium w Chinach. Odpowiedź była odmowna. – Pojechałem zapytać, dlaczego – wspomina. – Urzędnik z rozbrajającą szczerością oznajmił: "Bo takiego wniosku od studenta medycyny jeszcze u nas nie było". Koniec końców skapitulował i przyznał mi je na pół roku. Po tym czasie musiałem zdać egzamin, a że poszło mi bardzo dobrze, dostałem zgodę na kolejne pół roku. Nadal uczyłem się języka, ale też chodziłem do szpitala, gdzie pozwalano mi najpierw przyglądać się zabiegom akupunktury, a później także nakłuwać niektórych chorych. Czas płynął. Dr Łukasz Kmieciak ukończył Akademię Medyczną, rozpoczął studia doktoranckie i udało mu się zakwalifikować na roczne studia podyplomowe na Uniwersytecie Tradycyjnej Medycyny Chińskiej w Tianjin.
Łączę metody i światy
– U 90 procent pacjentów zgłaszających się do mnie z bólem stosuję zabiegi akupunktury i to wystarcza – opowiada. – Ale nie u każdego jest ona skuteczna. Robię akupunkturę, ale – dla lepszych efektów – zawsze mogę do niej dołożyć blokadę. Jeśli przychodzi do mnie pacjent cierpiący na bóle głowy, staram się spojrzeć na ten ból okiem medycyny chińskiej, gdzie ból głowy ma przyczyny nie w samej głowie, ale głębiej, zwykle są to zaburzenia pracy wątroby i żołądka – doktor Kmieciak wyjaśnia, że według Chińczyków w wątrobie dochodzi do zastojów qi (energia będąca tarczą ochronną), a jest to spowodowane złymi emocjami i stresem. – Jeśli ból głowy jest bardzo silny, stosuję blokadę, ale leczenie kontynuuję akupunkturą. Akupunktura działa neuromodulująco na przewodzenie bólu, czyli zmienia przewodzenie bodźców z nerwów do rdzenia i do mózgu. Dlatego można ją stosować w leczeniu schorzeń, którym towarzyszy przewlekły ból.
– Ale to nie znaczy, że należy rezygnować z leków przeciwbólowych – mówi. – Jeśli leki są nieskuteczne, konieczne jest badanie neurologiczne, czasem badanie obrazowe, które pokaże, z czym mamy do czynienia. Zalecam pacjentom ruch, leczenie ciepłem lub zimnem w zależności od czasu trwania urazu. Ciepło przyspiesza metabolizm tkanek, szybciej się one regenerują. W niektórych przypadkach stosuję blokady, a następnie kriolezję (zamrożenie), która polega na wyłączeniu nerwu przewodzącego ból. Po takim zabiegu pacjent jest wolny od bólu przez kilka miesięcy. Nerw nie zostaje trwale uszkodzony, a jedynie wyłączony na jakiś czas. Gdy ból powróci, bo tak się zdarza, zabieg można powtórzyć.
Religia nie zabrania
– Czasem przychodzą pacjenci, którzy nie chcą korzystać z akupunktury, bo twierdzą, że to się kłóci z ich wiarą katolicką, ale żaden z nich nie umiał wytłumaczyć, dlaczego. Próbowałem zgłębić ten temat, pytałem pacjentów, którzy są kapłanami czy zakonnikami, ale twierdzili, że nie ma powodu, aby nie korzystać z tej metody leczenia. Akupunkturę należy traktować jako jeden z elementów procesu leczenia. Na pewno nie jest ona panaceum. Kiedy ktoś doznaje rozległego urazu w wypadku, traci przytomność – akupunktura mu nie pomoże. Trzeba zastosować metody medycyny zachodniej, które są najlepsze w takich sytuacjach. Akupunkturę można stosować obok chirurgii, farmakologii, fizjoterapii czy rehabilitacji. Tak powinno się ją traktować. Zawsze należy dobierać takie metody leczenia, które przyniosą pacjentowi najwięcej korzyści.
Dwa spojrzenia
W medycynie zachodniej nieco inaczej patrzy się na choroby niż w medycynie chińskiej. W medycynie chińskiej choroba wynika z naszych zaniedbań. Tu twierdzi się, że każdy powinien dbać o siebie, a jeśli nie dba – pojawia się choroba. Owszem, są bakterie, wirusy, które nas atakują, zakażone pokarmy itd. Chińczycy uważają jednak, że silny organizm poradzi sobie nawet z silnymi toksynami czy atakiem wirusów. Dlatego w kulturze tego narodu niezwykle ważna jest codzienna gimnastyka, właściwe odżywianie się, profilaktyczne kontrole u lekarza. W medycynie zachodniej często uważa się, że choroba wynika z zaniedbań lekarza. Nie uznajemy, a może tylko nie wiemy, że tryb życia, to, co jemy, ile śpimy, ile pracujemy, ma wpływ na kondycję naszego organizmu, który słabnie z przepracowania i zaczyna chorować.
– Chińczycy stawiają na profilaktykę – wyjaśnia dr Kmieciak. – Natomiast u nas mało czasu i uwagi się temu poświęca, a szkoda, bo przecież jesteśmy kowalami własnego losu. Często wymawiamy się genetycznymi obciążeniami. Owszem, one istnieją, ale to nie zawsze wystarcza do rozwoju choroby lub złego funkcjonowania organizmu. Muszą zaistnieć inne czynniki, które wpłyną na rozwój choroby. Zwykle jest to stres, zatrucia toksynami, lekami, nieodpowiednie jedzenie. A przecież tu możemy wybierać.
Dr Łukasz Kmieciak specjalista neurolog, zajmujący się leczeniem bólu, jedyny w Polsce lekarz, należący do Amerykańskiego Towarzystwa Interwencyjnego Leczenia Bólów Głowy.
- W dzieciństwie chciałem być...
Lekarzem, jak moja mama. Każdego dnia późno wracała z pracy, ale widziałem radość, jaką dawało jej pomaganie ludziom.
- Moje trzy ulubione książki to...
Pierwsze książki, które czytałem z największą pasją, to książki Ericha von Daenikena, który twierdził, że kiedyś pomagała nam obca cywilizacja. Kolejna to „Apoftegmaty Ojców Pustyni”– refleksje o istnieniu. Trzecią moją ulubioną jest „Bogaty ojciec, biedny ojciec” Roberta Kiyosaki, która uczy, jak obecnie radzić sobie z ekonomią.
- Moimi mentorami w czasie studiów i podczas pierwszych lat pracy byli...
Największy wpływ na mnie mieli: prof. Jan Czernicki, promotor mojego doktoratu; dr Aleksander Niewodniczy, pierwszy kierownik specjalizacji; prof. Piotr Woźniak, przewodnik po świecie akupunktury. W Chinach moim mentorem i autorytetem był mój przyjaciel, nieżyjący już prof. Liu Gong Wang.
- Najważniejsze dla lekarza jest...
Rozwijanie się, zamiłowanie do tego, co się robi. Pasjonaci dążą do doskonalenia zawodowego.
- Dobry lekarz powinien...
Słuchać pacjenta. Jest też takie chińskie przysłowie: Dobry lekarz pomaga 9 pacjentom na 10, bardzo dobry pomaga 6 chorym na 10. Dlaczego? Bo pierwszy leczy tylko tych, którym na pewno potrafi pomóc – wtedy sukcesy są częstsze. Drugi stara się pomóc każdemu, nawet temu w beznadziejnej sytuacji.
- Po pracy najchętniej...
Najlepiej regeneruję się w czasie wyjazdów survivalowych z synami Ernestem i Norbertem. Mamy grupę ojców z dziećmi i wspólnie spędzamy weekendy w trudnych warunkach, np. zimą w lesie w samodzielnie zbudowanym schronieniu.
- W życiu staram się być...
Optymistą. Patrzeć z nadzieją w przyszłość, dziękować za to, co mam, czekać na to, co los przyniesie. I działać według zasady: co cię nie zabije, to cię wzmocni.
- W pracy nie toleruję...
Marudzenia, pesymizmu, doszukiwania się złych intencji. Trzeba realnie patrzeć na życie, ale marudzenie i plotki są niepotrzebne.
- Gdyby nie został lekarzem, byłbym...
Pilotem. Do tej pory nie udało mi się ukończyć kursu pilotażu, ale może jeszcze dam radę.