Niepozorna roślina ma zwalczać 98 proc. komórek rakowych. "Lek będzie tani"
W uzdrawiającą moc Artemisia annua ludzkość wierzy od pokoleń. Zwolennicy tzw. medycyny alternatywnej zalecają stosowanie tej byliny głównie przeciw pasożytom i malarii oraz na problemy układu pokarmowego. Od czasu do czasu biorą ją pod lupę także naukowcy, upatrując w niej nie tylko potencjalny lek przeciwnowotworowy. Rzeczywiście zawarta w roślinie artemizynina jest silnie działającą substancją aktywną. Jest jednak pewien problem.
Artemisia annua, czyli po prostu bylica jednoroczna (nazywana też niepoprawnie piołunem jednorocznym), występuje powszechnie na całym świecie. Jest rośliną niewymagającą, więc jako potencjalny składnik leku wydaje się rozwiązaniem niemal doskonałym. Problem jednak w tym, że naprawdę trudno powiedzieć, skąd wzięły się medialne doniesienia o jakimś przełomie w badaniach nad bylicą w kontekście raka, odkryciach na miarę rewolucji w onkologii i zapowiedzi, że wkrótce powstanie na jego bazie "tani lek". Co jakiś czas takie zainteresowanie rośliną spokrewnioną z piołunem wieloletnim powraca w sieci, zapewne ku uciesze handlarzy ziołami.
Bylica jednoroczna i Nagroda Nobla
O piołunie i różnych jego odmianach zrobiło się głośno, kiedy w 2015 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii otrzymała Chinka Tu Youyou za "odkrycia dotyczące nowych metod leczenia malarii". To, co ludzkość wiedziała od wieków, uczona dowiodła empirycznie i niepodważalnie. Odkryła artemizynę w Artemisia annua i jej wyjątkową moc.
Wkrótce potem posypały się badania nad bylicą i jej roślinnymi krewniaczkami na całym świecie. Latami badali go choćby Niemcy, Brytyjczycy, Amerykanie. Minęło sporo czasu i nie zanosi się na razie na sensację. Faktycznie, stwierdzono pewne zaskakujące właściwości piołunu i bylicy jednorocznej, ale nie ma mowy o żadnym leku.
Piołun i działanie przeciwnowotworowe
Wiele roślin, choćby przypraw, działa przeciwnowotworowo. Najczęściej nie mówimy jednak o zwalczaniu konkretnych chorób, a jedynie elemencie profilaktyki, pomocnym w sytuacji prowadzenia zdrowego stylu życia, stosowania odpowiedniej diety, kontrolowaniu masy ciała, aktywności fizycznej itd.
O roślinach antyrakowych czasem mówi medycyna niekonwencjonalna, najczęściej jednak w żaden sposób te twierdzenia nie są poparte wiedzą naukową. Nic nie wskazuje, bo dziesiątkach analiz, by ktoś miał w najbliższym czasie wyleczyć raka piołunem czy jakimś jego składnikiem. Zresztą zawarty w piołunie tujon jest naurotoksyną.
Badacze z Waszyngtonu i martwe komórki rakowe
Badanie nad Artemisia annua, zresztą sprzed paru lat, które ostatnio szczególnie rozpala medialną wyobraźnię, zostało przeprowadzone na Uniwersytecie Waszyngtońskim. Specjaliści w dziedzinie onkologii i bioinżynierii zdołali w ciągu zaledwie 16 godzin za pomocą rośliny zniszczyć aż 98 proc. komórek nowotworowych.
Należy podkreślić, że te skuteczne eksperymenty były przeprowadzane w warunkach laboratoryjnych - komórki obumierały w obecności rośliny. Czy to już faktyczna zapowiedź sukcesu? Przykładowo - wirus HIV ginie polany wybielaczem, wiadomo to od kilkudziesięciu lat, a jednak nikt na tej podstawie nie zaleca picia chloru.
O "przełomie w onkologii" słyszymy zdecydowanie za często. Były już dziesiątki leków, które działały w laboratorium, pomagały myszom, a nawet były dopuszczane do badań klinicznych i okazały się w efekcie nieskuteczne.
Z drugiej strony - wiele nowotworów to dziś już nie wyrok, leki biologiczne zrewolucjonizowały nasze postrzeganie raka. Kiedy jednak w kontekście bylicy pada hasło - jeden lek na niemal wszystkie typy nowotworów - warto zachować wyjątkową czujność i poczekać na wyniki badań klinicznych, nie deklaracje.
Rak to nie jest jedna choroba. Nie ma więc powodu, żeby rozwiązaniem problemów onkologicznych miała być jedna substancja. Przyszłość onkologii to terapie celowane i zindywidualizowane podejście do pacjenta.
Czytaj także:"Rak na uleczalnym etapie nie daje żadnych objawów". Urolog-rockman przekonuje: wstyd się nie badać