Jezuici, kardiowzmacnicz i "cudowne leki" na serce. "To jest podłe i okrutne"

2023-09-08 14:16

Wykorzystują wizerunek zakonu jezuitów i ludzką naiwność. Za kurację, która ma nas pozbawić na stałe dolegliwości, chcą kilkaset złotych. Skład, pochodzenie i mechanizm działania "leków" na serce, nadciśnienie i miażdżycę, realnie nieznane. Cena zresztą też, bo w miarę zakupów rośnie.

Jezuici, kardiowzmacnicz i cudowne leki na serce. To jest podłe i okrutne
Autor: GettyImages

Sprawę nowego oszustwa "na jezuitów" ujawnili dziennikarze Polsat News. Zaalarmowani przez starszą panią, której sąsiadka chciała dokonać podejrzanego zakupu, sami zamówili dostępny specyfik w sieci. Miał być polecany przez specjalistę kardiologii. Dziennikarskie śledztwo wykazało, że o preparacie nie wiedzą nic lekarze, jezuici, którzy ponoć mają go propagować, ale też Główny Inspektorat Sanitarny. Klienci łykają więc jakieś niezbadane nie wiadomo co. Niestety, to polska norma.

Viagra oraz leki przeciwbólowe i nasenne sprzedawane w Internecie

Suplementy niezbadane - raport NIK nie pozostawił wątpliwości

Właściwie należy się dziwić nieuczciwemu sprzedawcy "leków na serce", że handluje nimi bez rejestracji. Gdyby je zarejestrował, mógłby w praktyce wciskać ludziom bezkarnie byle co.

By handlować w Polsce bezkarnie pseudomedykamentami, które mogą być szkodliwe dla zdrowia, wystarczy taką chęć zgłosić odpowiednim służbom. Sprzedawca cały czas zarabia, sanepid sprawdza bezpieczeństwo nawet przez kilkanaście lat, a koszty ponosi głównie nieświadomy konsument.

W latach 2017-2020 do Głównego Inspektora wpłynęło niemal 63 tys. powiadomień o wprowadzeniu lub zamiarze wprowadzenia na rynek suplementów diety. W tym czasie przyjmowaniem zgłoszeń, ich weryfikacją i prowadzeniem postępowań wyjaśniających, zajmowało się najwyżej siedmiu pracowników GIS. Więc - rejestrujesz i robisz, co chcesz. ostatni raport NIK na ten temat jest wstrząsający i mówi o możliwym powszechnym zagrożeniu dla ludzi.

Zioła z Australii? Zakonnicy nic o tym nie wiedzą

Wróćmy jednak do specyfików na serce, miażdżycę i nadciśnienie tętnicze, które ponoć nieźle się sprzedają za sprawą rekomendacji jezuitów. Zakon nic o nim nie wie, niczego nie poleca, nie zna też osób, które podają się za zakonników odpowiedzianych za sprowadzanie leków z Australii.

- Wykorzystywanie ludzi w taki sposób jest podłe i okrutne – ocenia jezuita o. Paweł Witon, pytany przez dziennikarzy o podejrzane ziółka. Oczywiście zakon nie ma z nimi nic wspólnego.

Dziennikarze ustalili również, że wskazywany na stronie "specjalista kardiologii" nie jest kardiologiem, nie figuruje w żadnej bazie lekarzy. Jest wprawdzie dentysta o takich personaliach, ale to chyba nie on.

Co wynikło z wytknięcia tych nieprawidłowości producentowi nie wiadomo czego? Zmieniono personalia "ekspertów", tym razem na obco brzmiące, trudniejsze do zweryfikowania nazwiska, a proceder kwitnie.

Główny Inspektorat Sanitarny, teoretycznie odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo przy takich zakupach, podpowiada, co można zrobić:"Istnieje możliwość dokonania zgłoszenia takiego procederu do GIS lub właściwej miejscowo powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej, która podejmie stosowne działania."

Ostro i adekwatnie? Warto przy tym wiedzieć, ze takie postępowanie w GIS może się ciągnąć nawet 14 lat, a w tym czasie preparat wciąż jest sprzedawany.

Warto też pamiętać, że osoby (zwłaszcza starsze), gdy już wpadną w łapy takich oszustów-manipulatorów, zwykle nie poprzestają na jednorazowym wyłudzeniu. dziennikarze, którzy kupili "całą kurację", wkrótce dowiedzieli się jednak po pewnym czasie, że efektu nie będzie, jeśli nie dokupią jeszcze "kardiowzmacniacza".

Suplementy z sieci - dlaczego to robimy

Podobnych historii jak ta jest naprawdę sporo. Bardzo rzadko kończą się groźnymi konsekwencjami dla sprzedających nawet wtedy, gdy ich leki zagrożą czyjemuś zdrowiu i życiu. Zatem tak długo, jak będą klienci, będzie dochodziło do oszustw.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wciąż decydujemy się na takie zakupy. Nie da się wszystkiego wytłumaczyć desperacją poważnie chorych ludzi czy długimi kolejkami do lekarza.

Na zakupy niejednokrotnie decydują się osoby, które nie są chore, a jedynie pragną jeszcze dodatkowo zdrowie podreperować. Sieciowe wynalazki nieraz są tak drogie, że taniej byłoby odwiedzić specjalistę prywatnie.

To kwestia braku zaufania do nauki, zamiłowanie do prostych rozwiązań i zapewne coś jeszcze. Niestety, może skończyć się tragicznie.