Autohemoterapia – zastrzyk z własnej krwi
Autohemoterapia polega na pobraniu krwi od chorego i wstrzyknięciu mu jej w mięsień. Zabieg ten, jak zapewniają naturopaci, leczy infekcje, alergie, a nawet depresję. Nie jest jednak polecany przez przedstawicieli medycyny akademickiej. Jakie mają zarzuty wobec autohemoterapii?
Spis treści
- Jak działa autohemoterapia?
- W jakich schorzeniach pomaga autohemoterapia
- A co na to lekarze konwencjonalni?
Autohemoterapia to tak zwane leczenie bodźcowe. Organizm jest stymulowany do walki z chorobą przez określony bodziec, w tym przypadku krew.
W autohemoterapii wykorzystywana jest krew pacjenta, ale tylko jako tzw. haczyk. Sama w sobie nie jest lekiem, ale powoduje, że organizm nabiera sił, by walczyć z prawdziwym zagrożeniem.
Metoda ta jest bardzo popularna w medycynie niekonwencjonalnej i przynosi dobre rezultaty. Polega na wstrzyknięciu głęboko w mięsień pośladkowy pacjenta jego własnej krwi, chwilę wcześniej pobranej. Pobiera się krew żylną w niewielkiej ilości: 2-5 ml. Do iniekcji może być wykorzystana tylko czysta krew, ale niektórzy lekarze, dla wzmocnienia efektu terapeutycznego, mieszają ją jeszcze z wodą utlenioną, roztworem chlorku sodu (sól fizjologiczna), a także z lekami homeopatycznymi.
Jak działa autohemoterapia?
Leczenie własną krwią to metoda stara jak świat. Znał ją i wykorzystywał już ponoć sam Hipokrates. O bańkach na przeziębienie słyszał chyba każdy. Na kilka lat zapomniane, dziś wracają do łask i wcale nie stawiają ich tylko ostatnie babcie. Chińskie gumowe bańki próżniowe ma w domu każda kobieta, która chce iść z duchem czasu! Może sobie nimi zrobić antycellulitowy masaż, albo podleczyć w czasie choroby całą rodzinę.
A co mają wspólnego bańki z zastrzykami z krwi? Otóż, obie metody leczenia wywołują w organizmie ten sam efekt. Bańka powoduje powstanie krwiaka, krew wprowadzona w mięsień staje się również swojego rodzaju krwiakiem. A organizm, w pierwszej chwili, postrzega nagromadzenie krwi w nieodpowiednim miejscu jako coś obcego, z czym trzeba walczyć. Jest w zasadzie oszukany, ale machina rusza – rozbudza się układ immunologiczny, zaczynają się wytwarzać przeciwciała, odporność wzrasta.
Jednym słowem organizm mobilizuje się do walki, staje się silniejszy. Rozprawiając się z krwiakiem, szybko orientuje się, że to nie jest niebezpieczny intruz, rozpoznaje krew jako własną, czyli niegroźną, i przekierowuje swoje siły do walki z infekcjami i innymi problemami organizmu.
W jakich schorzeniach pomaga autohemoterapia
Ponieważ autohemoterapia ma na celu ogólne wzmocnienie mechanizmów obronnych organizmu, przynosi dobre efekty w wielu dolegliwościach. Leczy m.in.:
- infekcje układu oddechowego, takie jak przeziębienie, grypa, zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc, ból gardła i zapalenie gardła, zapalenie migdałków i zapalenie krtani
- choroby uszu
- alergie
- choroby układu pokarmowego, jak zapalenie żołądka, zapalenie trzustki, choroby wątroby, pęcherzyka żółciowego, jelit, zaparcia
- choroby układu moczowo-płciowego, m.in. zaburzenie miesiączkowania, stany zapalne przydatków, zapalenie błony śluzowej macicy, zapalenie nerek, zapalenie pęcherza moczowego
- dolegliwości związane z menopauzą
- inne przewlekłe bóle
- złe samopoczucie, a nawet stany depresyjne, nerwice, nerwobóle
- bóle głowy, migreny
- brak apetytu
- zaburzenia snu
A co na to lekarze konwencjonalni?
Niestety, autohemoterapia nie ma naukowo potwierdzonej skuteczności (tzn. nikt tego nie badał). Oficjalne stanowisko lekarzy w tej kwestii jest takie, że pobranie w warunkach ambulatoryjnych materiału do wstrzyknięć nie gwarantuje jałowości, nie ma żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Autohemoterapia nie jest także, oczywiście, refundowana przez NFZ. Stosowana jest w medycynie niekonwencjonalnej na własną odpowiedzialność terapeutów. Dlatego przed podjęciem decyzji o zastosowaniu u siebie tej metody należy znaleźć godnego zaufania lekarza, który dysponuje odpowiednim, profesjonalnym i atestowanym sprzętem.
Podobny do autohemoterapii mechanizm działa się w przypadku siniaków. Chińczycy stosują nawet szczypanie jako specjalny leczniczy masaż. Co prawda bolesny, ale bardzo skuteczny. Pewien lekarz, berliński chirurg, profesor August Bier, jeszcze na początku XX w. zauważył, że złamania kości goją się szybciej, jeśli w ich pobliżu znajdują się też siniaki. I jeśli w wyniku złamania u jakiegoś pacjenta naturalnie nie wytworzył się krwiak, wstrzykiwał mu on w okolicę tego miejsca jego własną krew.