Miał udar w wieku 32 lat: "Dwa dni później zdecydowałem, że wychodzę, bo muszę iść do pracy"
Bartek miał 32 lata, gdy przeżył udar mózgu. Był silnym, zdrowym mężczyzną, który realizował się w ogromnej korporacji bankowej. Choć każdego dnia radził sobie z ogromnym stresem i potwornym bólem głowy, to był przekonany, że problemy zdrowotne jego nie dotyczą - do momentu, aż nadszedł “ten” dzień.
Marcelina Dzięciołowska: Jak wyglądało twoje życie przed udarem? Czym się wtedy zajmowałeś?
- Przez wiele lat pracowałem w dużej korporacji, gdzie byłem szefem zespołu, który odpowiadał za tzw. produkty podstawowe, czyli takie, bez których klient nie istnieje. To był dość wymagający obszar - dla biznesu i banku dość kluczowy.
Był to dla mnie okres dość stresujący, bo w firmie zaczęły zachodzić pewne zmiany. Pierwszą z nich była zmiana struktur organizacyjnych, gdzie z dwóch bliźniaczych struktur zrobiono jedną, czyli zastosowano tzw. efekt synergii i stanowiska zdublowane zostały połączone w jedno. Automatycznie - połowa pracowników musiała odejść.
Ty zostałeś w firmie?
- Ja byłem w tej korzystnej sytuacji, że objąłem te dwa obszary. Były także roszady na stanowiskach kierowniczych. Mój szef, z którym bardzo dobrze mi się współpracowało odszedł, a ja zająłem jego miejsce. Moim zadaniem było raportowanie do “dużego szefa”, który był bardzo trudnym człowiekiem. Był osobą niezwykle inteligentną, ale miał trudny interfejs, był kosmitą, odbierał na zupełnie innych częstotliwościach i trudno było z nim nawiązać jakikolwiek kontakt. W tej firmie tylko kilka osób znało klucz do jego umysłu, mi się nie udało go znaleźć.
Zostałeś postawiony w nowej roli.
- Tak, to był duży zakres obowiązków, ale także dostałem zespół ludzi, którzy nie byli do końca szczęśliwi z powodu sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy. To wszystko było stresogenne i się w środku kumulowało.
Co według ciebie było przyczyną udaru?
- Myślę, że to było to, że w sytuacji silnego i permanentnego stresu funkcjonowałem dobre półtora roku, może dwa lata. Pani doktor w szpitalu powiedziała mi, że jeśli organizm przez cały czas leci na dopalaczu, to wszystkie słabe punkty są w uśpieniu i jakoś to działa. Natomiast gdy nadchodzi chwila relaksu, to te słabe punkty się odzywają. Dodała też, że według danych statystycznych, wszystkie udary, zawały i wszystkie nagłe sytuacje najczęściej wydarzają się w weekend albo w pierwszym tygodniu urlopu.
Polecany artykuł:
Organizm doznaje szoku!
- Tak, wtedy organizm odpuszcza i wszystko, co było “dopalane” adrenaliną dają o sobie znać. Tak było prawdopodobnie w moim przypadku. Byłem też wtedy świeżo upieczonym ojcem - Antek miał niecały rok. W związku z tym do tego dołączyły wszystkie atrakcje związane z małym dzieckiem - pierwsze choroby, pierwsze wizyty w szpitalu i inne historie. To wszystko się skumulowało i odezwało się. Nie da się czegoś robić bez efektu - organizm prędzej czy później zakomunikuje, że dana sytuacja nie może trwać wiecznie. I tak się chyba stało w moim przypadku.
Tłumaczono mi, że udar to bomba zegarowa, która siedzi w tobie, a ty o tym nie wiesz. Pani ordynator ze szpitala im. Kopernika w Łodzi powiedziała, że zakrzep, który się wytworzył u mnie, prawdopodobnie pływał w moim organizmie już dobrych kilka miesięcy.
Polecany artykuł:
Czy wcześniej były jakieś sygnały ze strony organizmu - psychiczne lub fizyczne, które mogłyby świadczyć o tym, że dzieje się coś niedobrego?
- To bardzo dobre pytanie. Teraz z perspektywy czasu wiem, że te sygnały alarmowe były, ale ja wtedy tego nie dostrzegałem i nie wiązałem ich z niczym konkretnym.
Na przykład?
- Na przykład systematyczne bóle głowy - pojawiały się ni stąd, ni zowąd. Początkowo raz w tygodniu, później zdarzało się to 2-3 razy w tygodniu, a później głowa nie przestawała już w ogóle boleć. Czasami wchodząc na czwarte piętro czułem, jak mi w głowie pulsuje ciśnienie.
Człowiek myśli, że jest młody, zalatany, może zmęczony i jego nie dotyczą problemy zdrowotne. Zawsze są ważniejsze sprawy, więc nic się z tym nie robi.
Czy walczyłeś z bólem głowy?
- Gdy bóle bardzo mi dokuczały, to brałem leki przeciwbólowe - ibuprom, apap i inne. Często jednak było tak, że odpuszczałem tabletki - odpoczywałem, bawiłem się z Antkiem, relaksowałem się i faktycznie to też czasem pomagało.
Nie dało ci to do myślenia?
- Często jak człowiek jest zabiegany, to zaczyna ignorować różne objawy, myśli sobie, że przecież mam tylko 32 lata, więc nic mi się nie stanie. Teraz wiem, że to był błąd, bo myślałem, że jestem nieśmiertelny.
Polecany artykuł:
Poszedłeś do lekarza, czy zostałeś przy tabletkach?
- W zasadzie nie zastanawiałem się nawet nad tym. Praca była bardzo wymagająca, do tego obowiązki domowe i różne historie z tym związane - to wszystko było na tyle absorbujące, że ignorowałem te bóle.
- Nie brałem w ogóle pod uwagę tego, że powinienem zwrócić na to uwagę. Tym bardziej, że myślałem sobie, że przecież każdego czasem boli głowa, każdy poniekąd żyje w stresie i właśnie tak wygląda życie. Nie zastanawiałem się nad tym, czy żyję w toksycznym świecie, który mnie zabija. Przynajmniej ból głowy, który był właściwie jedynym objawem nie skłonił mnie do myślenia o tym w ten sposób. Świadomość, że jesteś młody, bo masz tylko 32 lata sama cię oszukuje, usypia czujność.
Nadszedł w końcu ten dzień.
- Tak, to był dość zwyczajny dzień. Przyjechali do nas ze Śląska moi rodzice w związku z urodzinami Antka. Po obiedzie, gdy goście wrócili do domu, postanowiliśmy uciąć sobie drzemkę. Pamiętam, że wtedy bardzo bolała mnie głowa. Położyliśmy się na kanapie, Antek też padł i zasnęliśmy wszyscy. Po tym, jak się obudziliśmy, ja miałem wrażenie, że nie obudziłem się do końca.
Co to znaczy?
- To takie uczucie, jakby ktoś w środku nocy obudził cię nagle, albo gdy zrywasz się z głębokiego snu z powodu jakiegoś hałasu. Nie do końca wiedziałem co się dzieje, choć nie spałem. Byłem jakby wyrwany z tego snu, czułem się jak w zawieszeniu. Zazwyczaj ten stan po wybudzeniu mija jak już oprzytomniejesz, a u mnie tak zostało. Mało tego, zacząłem mówić wtedy po rosyjsku.
Skąd wziął się język rosyjski? Znasz w ogóle ten język?
- Tak, mówiłem biegle po rosyjsku, ale to było dawno, w 2004 roku, gdy mieszkałem w Moskwie. Później przez prawie 10 lat nie używałem tego języka, więc wtórny analfabetyzm tam się mocno zakorzenił. Zacząłem mówić po rosyjsku do Marty, do Antka i Marta na początku myślała, że się wygłupiam - ona nie lubi, kiedy mówię po rosyjsku. Prosiła, żebym przestał się wygłupiać, ale ja nie umiałem. Później było mi coraz ciężej cokolwiek powiedzieć. To trochę jak w stanie upojenia - wiesz, co chcesz powiedzieć i przekazać, ale coś tam w środku nie współpracuje. Zaczęło się mamrotanie, czyli wystąpiła tzw. afazja.
To jest symptom, który dość jasno wskazuje na udar. Kiedy Marta zorientowała się, że nie żartujesz?
- Chyba w momencie, kiedy chciałem założyć Antkowi skarpety, co mi totalnie nie szło. Było to wręcz niemożliwe, żeby człowiek nie był w stanie założyć dziecku skarpet. Do tego ten rosyjski, do tego moja (chyba) poważna mina i wtedy Marta zorientowała się, że coś jest nie tak. Ja cały czas nie do końca reagowałem na bodźce, nie do końca wiedziałem co się dzieje dookoła, jak po zejściu z karuzeli.
Co było dalej?
- Błąkałem się po domu, głowa cały czas jeszcze mnie bolała i chyba właśnie wtedy Marta zadzwoniła po pogotowie. Zdążyłem jeszcze zwymiotować zanim przyjechali. Pamiętam, że jakieś osoby chodziły po mieszkaniu, zabrano mnie do karetki. Kiedy się zorientowałem, że jestem w karetce poprosiłem, żeby ratownicy włączyli koguty. Jechałem po raz pierwszy karetką, więc chciałem, żeby były one włączone!
Włączyli?
- Włączyli! Pamiętam też niebieskie światełka, które krążyły wokół karetki. Chyba wtedy w tej karetce zgasłem, wyłączyło mi zasilanie, fonię, wizję.
Co zobaczyłeś po przebudzeniu?
- To było jedno z wielu przebudzeń, bo ta świadomość pojawiała się i znikała. Leżałem na jakimś łóżku na intensywnej terapii czy SORze - nie pamiętam dokładnie. To była jakaś sala przejściowa, wyglądało to okropnie. Byłem nagi, było strasznie zimno, coś było do mnie przyczepione.
Co wtedy sobie pomyślałeś?
- Że to chyba koniec przygody na tym padole. Zacząłem się zastanawiać, co tu zrobić, żeby było cieplej. Znowu mnie odcięło.
Następny obrazek, który pamiętam to korytarz, włączone na maksa światło, aparatura medyczna i moje zakrwawione dłonie. Obok stał mój przyjaciel Wiktor, ja go szarpałem za ubranie i pamiętam, że na niego zwymiotowałem.
Skąd te zakrwawione dłonie?
- Wiktor mi później opowiadał, że wyrywałem kroplówki, bo chciałem wyjść. Rzucałem się na łóżku, miałem nagły przypływ świadomości, więc wyrywałem to wszystko.
Jak twój przyjaciel zareagował na twoje zachowanie?
- Chwycił mnie za czoło i przyłożył mi głowę do poduszki. Znowu mnie odcięło.
Następny moment, który pamiętam to było odzyskanie pełnej świadomości. Był poniedziałek, 8:00 rano kiedy się ocknąłem i zdecydowałem, że wychodzę, bo muszę iść do pracy.
Jak to?
- Stwierdziłem, że już wystarczy tego leżakowania, trzeba iść do pracy. Zacząłem się jednak zastanawiać, jak to ogarnąć, bo nie do końca wiedziałem jak stamtąd wyjść i co zrobić. W końcu poprosiłem Martę, żeby dała znać szefowi, że jestem w szpitalu i nie pojawię się w pracy.
Jak zareagował szef?
- Zmartwił się, powiedział, że nie muszę się spieszyć.
Co było dalej?
- Na porannym obchodzie przyszła do mnie pani ordynator, wyjątkowa kobieta. Pomyślałem sobie wtedy: “Ludzie, jak tu fajnie!”. Ona mi opowiedziała co się stało, że miałem udar bez wylewu, czyli krew się nie rozlała do mózgu.
Od udaru człowiek ma mniej więcej dwie godziny do śmierci. Jeśli uda się w tym czasie wykonać trombolizę, to można człowieka uratować, w zależności od tego jak duży jest ten zator. Po trombolizie mogą wystąpić powikłania, ale nie muszą.
Na czym ona polega?
- Wpuszczają w krew coś, co ją rozrzedza. Tromboliza uwolniła krew, zator puścił i zacząłem normalnie funkcjonować. Zrobiono mi szereg badań różnego typu: EKG, tomografię, rezonans magnetyczny, USG, zbadano przepływy. Szukano przyczyny i sprawdzano, czy wystąpiły skutki uboczne.
W trakcie udaru komórki mózgu ulegają niedotlenieniu i obumierają. Ryzyko jest zatem duże.
- Przez to, że w głowie tworzy się zator, dana część mózgu jest niedokrwiona. Im dłużej ten stan się utrzymuje, tym większe są skutki uboczne. W zależności od tego, gdzie się on umiejscowi, konsekwencje mogą być różne - można stracić słuch, wzrok, mieć kłopoty z równowagą, doznać paraliżu i tak dalej.
Co wykazały badania?
- Ja podobno miałem zator w tylnym płacie, który nie miał kluczowego znaczenia dla funkcji życiowych. Badania nie wskazywały na wystąpienie skutków ubocznych. Wszystkie zmysły były w porządku, nie było żadnych komplikacji.
Co było dalej?
- Pani ordynator postawiła sobie za cel dojście do przyczyny tego zajścia. To była dla niej zagadka. Jej teoria była taka, że to sytuacja życiowa, permanentny stres doprowadził do tego, że to wydarzyło się samoistnie. Męczyła mnie, żebym rzucił papierosy, nawet raz mnie nakryła na paleniu pod szpitalem. Zlecono dodatkowe badania, w szczególności badania serca. Dostałem też skierowanie do neurologa.
Wychodząc ze szpitala zapytałem: “Pani doktor, jak żyć? Co dalej? Taka przygoda nie zdarza się co dzień. Fajnie tu było”.
Co odpowiedziała?
- Żeby żyć normalnie, ale znaleźć rzeczy, zajęcia, które mnie cieszą. Przyznała też, że praca owszem, jest fajna i daje satysfakcję, ale trzeba sobie znaleźć sposób na rozładowywanie napięcia, czyli zajmować się czymś, co się lubi. Nie musi być to aktywność fizyczna, ale coś co daje radość. Zalecała też duże dawki sportu, przede wszystkim po to, aby przegonić organizm, żeby krew szybko buzowała w organizmie, żeby osiągnąć wysoki puls, żeby się zmęczyć.
Oprócz tego zaleciła, żeby przyjmować Acard, który rozrzedza krew. Od tamtego czasu przyjmuję ten lek codziennie. Po wyjściu ze szpitala nieustannie biegałem po lekarzach, ale przyczyny nie znaleziono. Usłyszałem też, że udar może wrócić. Dodam, że w ciągu dwóch lat od trombolizy nie można jej powtórzyć.
Dlaczego?
- Bo to na tyle inwazyjny zabieg.
Więc gdyby faktycznie znowu powtórzył się udar, to nie byłoby dla ciebie ratunku?
- Nie. Wtedy już kaplica.
Co z innymi pacjentami po udarze, których spotkałeś na oddziale?
- Pacjenci, z którymi leżałem na oddziale byli dwukrotnie starsi ode mnie. Podczas 9-dniowego pobytu codziennie ktoś umierał. Z mojej sali do krainy wiecznych łowów odeszło trzech pacjentów.
Leżał ze mną mężczyzna, który był szefem kuchni w cukierni, gdzie robił torty. Codziennie opowiadał o tym, jak się robi ciasto półfrancuskie. Drugi przez trzy dni leżał nieprzytomny, miał może 90 lat. Pewnego dnia obudził się i chciał pożyczyć od drugiego kolegi 10 zł, a inny powiedział, żeby mu nie pożyczał, bo on do jutra nie dożyje. Ten sam pacjent zdążył wyznać jeszcze miłość pielęgniarce, po czym umarł.
Polecany artykuł:
Przynajmniej zdążył wyznać komuś miłość.
- Niektóre te wydarzenia były dość traumatyczne… Trzymałem się dzięki temu, że czułem się już dobrze. Nie czułem się chory, miałem żal do siebie, że zajmuję łóżko komuś, kto może bardziej go potrzebuje, ale pani ordynator się uparła, że muszą mnie monitorować.
Pomimo powagi całej sytuacji, masz do tego dystans i opowiadasz mi o wszystkim z uśmiechem.
- Nigdy nie robiłem z tego tragedii. To się po prostu wydarzyło, wyciągnąłem z tego naukę, zacząłem bardziej dbać o siebie. Zacząłem skupiać swoją uwagę bardziej na rodzinie niż na pracy, odpuściłem sobie. Dotarło do mnie, że życie jest tylko jedno i bardzo szybko można je stracić.
Czy znalazłeś w życiu to, o czym mówiła pani doktor - tę rzecz, która daje ci radość?
- Wziąłem się za sport. Marta zawsze była aktywna sportowo, więc próbowałem ją naśladować i angażować się w biegi, Runmageddon - robiliśmy to razem. Kupiłem rower i zacząłem jeździć po nocach, później pojawiły się łyżwy, rolki, więc wróciłem do aktywności, której nie miałem aż tak dużo wcześniej, bo praca była najważniejsza. Dzięki Marcie udało się wkręcić w tę aktywność sportową.
Zacząłeś spełniać marzenia?
- Tak, trochę później zacząłem realizować swoje marzenia związane z motoryzacją. Stare samochody, przesiadywanie w garażu, psucie i naprawianie - to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. To także taki zawór bezpieczeństwa w stresie.
Czy po udarze pozostały jakieś ślady?
- Niestety. Teraz, kiedy boli mnie głowa, to pojawia się strach. Chodzą wtedy po głowie myśli, że może znowu nadchodzi powtórka z rozrywki, może znowu się to wydarzy. To jest ta świadomość, że się to może powtórzyć. Staram się, żeby mnie to nie paraliżowało, żeby lęk nie zdominował mojego życia, jednak on się pojawia. Czasem, gdy kładę się do łóżka i boli mnie głowa, boję się, że rano się nie obudzę, albo że nikt nie wezwie karetki. Szczególnie teraz, kiedy mieszkam sam, więc żeby ktoś mnie znalazł, musiałby przyjechać do mnie z Polski, ewentualnie ktoś z pracy, jeśli nie pojawiłbym się w niej przez kilka dni.
Co robisz, gdy pojawia się lęk?
- Przede wszystkim obserwuję swój organizm, staram się odgadnąć, co chce mi przekazać. Jeśli zaczyna mnie bardzo boleć głowa, to zastanawiam się z czego to wynika. Teraz wiem, że główną przyczyną bólu głowy jest niewyspanie. Kiedy jadę z Łodzi do Frankfurtu to jest 10 godzin jazdy samochodem non stop. Nie ma więc siły, żeby człowiek po takiej trasie nie miał “kaca”. Organizm musi swoje odreagować, więc głowa będzie następnego dnia bolała. Wtedy wiem, że musi boleć, bo zarwałem nockę i spędziłem ją za kierownicą.
Jak nie muszę, to nie biegam po lekarzach, nie jestem typem hipochondryka, musi być bardzo źle, żebym do niego poszedł.
Czy lekarze mieli jakieś rady na twoje bóle głowy?
- Lekarz powiedział mi ważną rzecz - żeby nie czekać, aż głowa sama przestanie boleć, tylko od razu wziąć tabletkę, najlepiej coś, co rozrzedza krew. I oczywiście picie wody. Odwodnienie zagęszcza krew. Do tego od czasu do czasu aktywność fizyczna, o której wcześniej mówiłem.
Polecany artykuł:
Alkohol nie jest niewskazany w takiej sytuacji?
- Pytałem! Lekarz powiedział, że lepiej odstawić papierosy niż alkohol. Nie jestem fanem alkoholu, ale można wypić 2-3 piwa i iść potańczyć - podwójna korzyść, bo krew popłynie szybciej, a taniec to przecież też rodzaj aktywności fizycznej.
Chciałbyś coś jeszcze dodać?
- Nie wiem, jak się kończy w takim przypadku, ale wypadałoby chyba wyciągnąć jakiś morał, więc będą to rady byłego udarowca. Pierwsza z nich, to słuchanie swojego organizmu i zastanowienie się nad tym, co może być przyczyną danej dolegliwości.
Kolejna rzecz - nie należy myśleć, że człowiek jest niezniszczalny. Przede wszystkim należy normalnie żyć, nie obawiać się, że nastąpi to ponownie. Można się przecież potknąć na schodach, uderzyć głową w parkiet i też będzie koniec.
To prawda, każdego dnia w wypadkach samochodowych także giną ludzie.
- Tak jest. Trzeba żyć mądrze i nie dać się zwariować naszemu światu. W Polsce przez 20 lat pracowałem w dużych korporacjach. Teraz pracuję w jeszcze większej - niemieckiej korporacji. Komfort pracy mocno wpływa na komfort życia. Z perspektywy dwóch ostatnich lat, odkąd mieszkam w Niemczech po prostu współczuję ludziom, którzy muszą pracować w polskich korporacjach.
Z czego to wynika?
- W polskich korporacjach panuje jeszcze anglosaski model pracy, polegający przede wszystkim na wyścigu szczurów i to na wysokim poziomie. W Niemczech tego nie ma. Jest ogromny szacunek do work-life-balance. W Niemczech nikt z pracowników nie daje sobie wejść na głowę, nie będzie udawał, że zrobi więcej niż jest w stanie. Nie ma też takiego ciśnienia, jakie jest w Polsce. W Polsce non stop pracowałem na takim “żółtym lub czerwonym alarmie” - wszystko było spóźnione, w niedoczasie, pracy było więcej niż byliśmy w stanie udźwignąć.
A jak jest teraz?
- Teraz mam czas na wszystko, nie gonię, ludzie są wiarygodni i rzetelni, co daje ogromny komfort pracy. Jestem zadowolony z tego, w jakim miejscu się znalazłem, stres odpuścił. Zaprzyjaźniłem się z myślą, że mogę mieć kolejny udar, ale mam świadomość tego, że mój tryb życia i sposób myślenia będzie miał duży wpływ na to, czy to się wydarzy.
Zawodowo jestem w takim miejscu, że już nie jestem w permanentnym stresie. To jest właśnie ta higiena życia. Jeśli ktoś po przeczytaniu tej rozmowy poczuje, że znajduje się w podobnej sytuacji, to niech się zastanowi, co może zmienić, bo długo to nie potrwa. Organizm zawsze się upomni o swoje, a bomba z opóźnionym zapłonem wybuchnie.
Każdy powinien wiedzieć przede wszystkim jak rozpoznać pierwszy objawy udaru i co należy zrobić. Istotna jest szybka reakcja. W moim przypadku Marta szybko zareagowała, dzięki czemu nie nastąpiły żadne dysfunkcje intelektualne. Uratowała mnie przed śmiercią bądź trwałym upośledzeniem.
Co chciałbyś przekazać czytelnikom?
- Chciałbym przekazać każdemu z osobna, żeby zastanowił się nad tym, czy potrafi odpoczywać. Nie każdy posiada tę umiejętność. Znam osoby, które są w pracy non stop. Trzeba nauczyć się spędzać czas wolny, urlop. Nie chodzi nawet o to, by wyjeżdżać na wczasy i leżeć na plaży. Można odpoczywać w ogrodzie pielęgnując marchewkę. Jeśli tylko ta czynność pomaga odwrócić myśli od życia zawodowego czy problemów osobistych, to także jest to relaks. Dla mnie taką formą odpoczynku jest czas spędzony w garażu przy moich starych autach.
To prawie jak medytacja!
- Tak, ale to nie jest proste. Trzeba się tego nauczyć.