Niewydolność serca. O powodzeniu leczenia często decyduje jeden czynnik
Niewydolność serca to gigantyczny problem zdrowotny nie tylko w Polsce. Medycyna dysponuje coraz lepszymi narzędziami, by wspierać pacjentów, ale nieraz jeden element okazuje się kluczowy dla powodzenia terapii, długości i jakości życia chorych. Wciąż bywa bagatelizowany nawet przez część medyków.
Każda godzina zabiera 17 Polaków z niewydolnością serca. Niemal 150 tysięcy chorych w naszym kraju ma ciężką postać tej choroby, ponad milion jest w lepszym stanie, ale w każdej chwili może dołączyć do chorych najgorzej rokujących.
Rokowania w niewydolności serca są gorsze niż w przypadku większości nowotworów. Chociaż systematycznie słyszymy o nowych metodach leczenia dostępnych dla Polaków, eksperci nie mają wątpliwości: nawet najlepsze kardiowertery-defibrylatory, badania genetyczne czy powszechne stosowanie nowatorskich flozyn nie pomoże bez zmiany tego, co dzieje się już za drzwiami szpitala czy gabinetu kardiologa, gdy chory wraca do domu. Często dzieje się źle.
Niewydolność serca - trzeba wziąć odpowiedzialność za własne zdrowie
O tym, że serce jest zbyt słabe, by pompować odpowiednią ilość krwi i umożliwić sprawny przebieg nawet podstawowych procesów fizjologicznych w organizmie, wielu pacjentów wciąż dowiaduje się w dramatycznych okolicznościach.
W szpitalu, często po epizodzie kardiologicznym, który bezpośrednio zagrażał życiu, chory słyszy, że serce nie wróci już w pełni do formy, a rokowania co do przyszłości nie są dobre, gorsze nawet niż w przypadku wielu problemów onkologicznych. Niełatwo przyjąć to do wiadomości.
Przyszłość pacjenta z niewydolnością serca zależy przede wszystkim od niego. Jeśli nie będzie umiał, a przede wszystkim chciał, przyjąć tego do wiadomości, żaden lekarz czy cudowny lek nie pomogą. Niby truizm, ale na wagę życia: za nasze zdrowie odpowiadamy przede wszystkim my sami. Gdy zamykają się drzwi za pacjentem, lekarz w pewnym sensie traci nad nim kontrolę, bo to nie on musi przestrzegać zaleceń
- tłumaczy dr hab. n. med. i n. o zdr. Dominik Olejniczak, specjalista zdrowia publicznego, promocji zdrowia i edukacji zdrowotnej z Zakładu Zdrowia Publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ekspert przyznaje, że wielu pacjentom niełatwo przestawić się na takie myślenie. Pacjenci nauczyli się nie pytać lekarza o nic, bo to wręcz nie wypada (choć tu zauważalna jest pozytywna zmiana), a lekarze - często z braku czasu - przekazywać zalecenia bez głębszej analizy, co pacjent faktycznie z nich zrozumiał.
Czas jednak przestawić się na model, gdy w gabinetach lekarskich zacznie obowiązywać partnerstwo. Są dowody naukowe, że właśnie on przynosi optymalne efekty terapeutyczne.
Polecany artykuł:
Niewydolność serca - nie studiuj dra Google'a
Oczywiście nie o to chodzi, żeby teraz lekarze zaczęli traktować chorych jak kolegów po fachu i zasypywać ich skomplikowaną terminologią oraz pytać o strategię terapeutyczną. Partnerstwo nie ma też na celu zachęcania pacjentów do szukania informacji o chorobie i metodach leczenia poza źródłami wskazanymi przez lekarza i przygotowanymi dla pacjenta.
Znaczenie mają proste rzeczy, które pomogą pacjentowi w trosce o zdrowie, a lekarzowi w przygotowaniu najlepszej strategii terapeutycznej. Przykładowo: leczenie niewydolności serca wiąże się z koniecznością przyjmowania leków np. w postaci tabletek. Wielu chorych, choćby osoby starsze, często ma problem z ich połykaniem. Wiadomo, że nie będą przestrzegać reżimu terapeutycznego, gdy tabletka nie chce przejść przez gardło. Jeśli sami tego nie zgłoszą - skąd lekarz ma o tym wiedzieć?
- wyjaśnia dr Olejniczak i apeluje, by pacjenci zgłaszali swoje problemy, a wówczas te często da się je rozwiązać
Dany lek może występować w różnych postaciach, których zastosowanie nie sprawia pacjentowi trudności. Niezwykle istotne jest też np. odnotowywanie niepokojących objawów i zgłaszanie ich lekarzowi, czy prowadzenie dzienniczka pomiaru ciśnienia oraz zabranie go ze sobą na wizytę.
To wszystko jest właśnie dobrze rozumianym partnerstwem, wyjaśnia ekspert.
Niewydolność serca - konieczna praca zespołowa
Na sukces terapeutyczny musi zapracować zgrany zespół: odpowiedzialność za własne zdrowie spoczywa w głównej mierze na pacjencie, ale powinien czuć, że wspiera go w tym cały zespół i najlepiej, żeby nie był to dopiero zespół reanimacyjny.
Ważne jest, by pacjenci byli wcześnie diagnozowani, a wręcz uprzedzani, że niewydolność serca może być ich problemem.
Przykładowo, dziś wiemy już, że wczesne postaci niewydolności układu krążenia mogą być uwarunkowane genetycznie, więc pod specjalnym nadzorem muszą znaleźć się całe rodziny. Ogromna w tym rola lekarzy pierwszego kontaktu, rodzinnych, którzy o swoich pacjentach wiedzą często najwięcej. W Polsce wdrażane są programy skoordynowanej opieki kardiologicznej, uruchamiane systemy szkoleń lekarzy POZ.
Wiemy też, że niewydolność serca to często problem pacjentów z cukrzycą i chorobami nerek. Nowoczesne leki, pierwotnie tylko przeciwcukrzycowe, flozyny, okazały się bezcenne w profilaktyce, a nawet w leczeniu, nerek i serca. Nie zadziałają jednak należycie, jeśli pacjenci nie będą regularnie zgłaszać się na badania do lekarzy POZ, a ci kierować ich na badania i wreszcie nowocześnie leczyć.
Oczywiście, na to wszystko potrzebne są pieniądze, kolejki do specjalistów wciąż są za długie, programy trudno dostępne itd. Czas jednak uświadomić sobie, że często do programów lekowych czy rehabilitacyjnych nie ma chętnych, a pacjenci wcale nie rwą się do leczenia, które na przykład wymaga od nich zaangażowania, zmiany stylu życia etc.
Niewydolność serca - bez rodziny nie ma leczenia
Problemy komunikacyjne na linii pacjent lekarz wynikają z prozaicznych rzeczy. Zdarza się, że pacjent niedosłyszy, nie do końca rozumie lekarza lub nie jest w stanie zapamiętać zaleceń czy umówić się samodzielnie na dodatkowe badania lub wizyty lekarskie.
Wsparcie rodziny w takiej sytuacji jest bezcenne. Pacjent ma prawnie zagwarantowane, że na każdą wizytę może przyjść z osobą towarzyszącą, a ona w jego imieniu załatwić wiele spraw.
Najważniejsze, żeby chory chciał się leczyć. Bywa, że zdruzgotany diagnozą nie znajduje motywacji do zmiany stylu życia, przestrzegania diety, odpowiedniej do stanu zdrowia aktywności fizycznej.
Zazwyczaj na tym polu zdziałać może więcej ulubiony wnuczek czy troskliwa córka niż najlepszy lekarz. Nie chodzi o to, by seniorów straszyć śmiercią, ale warto im przypominać, jak bardzo są nam potrzebni, że mają dla kogo żyć.
Niewydolność serca - wsparcie dla chorego i bliskich
Pomoc w zakupach, by było z czego przygotować zdrowe posiłki, wspólne obiady czy spacery - to wszystko ma znaczenie. Podobnie jak pojemnik na leki, który ułatwia ich systematyczne zażywanie.
Trzeba mieć świadomość, że osoby starsze, niejednokrotnie zamknięte w sobie i wycofane, nie utrudniają sobie i otoczeniu życia "na złość". Nie umieją mówić o uczuciach, lękach i potrzebach.
W skrajnych przypadkach nie obejdzie się bez specjalistycznej pomocy. Powoli rozumieją to pacjenci i bliscy osób zmagających się z chorobami nowotworowymi. Psychoonkologia to doceniana dziedzina, pozwalająca przetrwać trudne chwile w chorobie.
O psychotraumatologii słyszało zdecydowanie mniej osób, a tymczasem coraz częściej nowoczesne placówki kardiologiczne korzystają ze wsparcia ekspertów w tej dziedzinie.
Z ich pomocy mogą skorzystać sami chorzy, jak i ich bliscy. Muszą tylko chcieć.
W całym procesie leczenia coraz większą rolę pełnią też pielęgniarki. Tysiące z nich szkolą się w zakresie skuteczniejszej pomocy pacjentom z niewydolnością serca. Można liczyć na ich wsparcie w praktycznych kwestiach związanych z leczeniem czy obsługą sprzętu rehabilitacyjnego, a przede wszystkim na empatyczne podejście do chorego i otoczenia.
By jednak móc skorzystać z tych wszystkich narzędzi, trzeba chcieć żyć i zrozumieć, że efekty nie przyjdą same. Leczenie wiąże się z zaangażowaniem i pracą nad sobą.