Polki nie dbają o serce. Prof. Mamcarz: Geny nie mogą być alibi, ważna jest "genetyka talerza"
To nie geny, lecz nadciśnienie, otyłość, wysoki cholesterol odpowiadają za to, że my, kobiety, chorujemy na serce równie często, jak mężczyźni - chociaż wcale tak być nie musi, bo do pewnego momentu życia chronią nas hormony. Później również możemy być zdrowe. Wszystko w naszych rękach - przekonuje kardiolog, prof. dr hab. n. med. Artur Mamcarz.
Zaniedbujemy badania profilaktyczne, sporadycznie mierzymy ciśnienie i zdecydowanie zbyt rzadko odwiedzamy lekarzy. Z badania "Profilaktyka zdrowia kobiet" wynika, że w ciągu ostatniego roku aż co czwarta z nas nie wykonała żadnych badań związanych z układem krążenia.
Ponad połowa uważa zaś, że za chore serce odpowiadają czynniki genetyczne. - To nieprawda - wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Artur Mamcarz, kardiolog, kierownik III Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Panie Profesorze, która płeć w Polsce ma mocniejsze serca?
Żadna, ryzyko sercowo-naczyniowe jest podobne i u kobiet, i u mężczyzn. Kobiety chorują na serce nie tyle rzadziej, niż mężczyźni, co później. Mamy tu przesunięcie o około dekadę, co wynika z faktu, że do pewnego momentu panie są chronione przez aktywność hormonalną.
Estrogeny są dla naczyń tętniczych bardzo dobrym lekiem. Jeśli mamy właściwą aktywność hormonalną i kobiety nie szkodzą sobie - a zaraz powiem, czym mogą, by te statystyki wyrównywać i doganiać mężczyzn wcześniej - to ich ryzyko sercowo-naczyniowe jest podobne, ale dziesięć lat później. Sześćdziesięcioletnie serce kobiety jest mniej więcej takie jak pięćdziesięcioletnie serce mężczyzny, jeśli jest zdrowa lub ma jakieś drobne nieprawidłowości.
Natomiast jeśli kobiety palą, to wszystko od razu się zmienia, bo palaczki szybko doganiają mężczyzn w ryzyku sercowo-naczyniowym i w powikłaniach miażdżycy. Podobnie jeśli mają nadwagę lub otyłość wynikającą ze złego stylu życia, Otyłość jest chorobą, która ma różne tło, ale jej główną przyczyną jest brak równowagi między wydatkowaniem a przyjmowaniem energii, a więc niewłaściwa dieta, brak ruchu. Otyłe kobiety mają zaburzenia lipidowe, nadciśnienie, wczesny powikłany proces miażdżycowy.
A jakie choroby serca są najczęstsze u Polek?
W zasadzie i u Polek, i u Polaków są one takie same. Z punktu widzenia problemów sercowo-naczyniowych najczęstsze są czynniki ryzyka takie jak nadciśnienie tętnicze, zaburzenia gospodarki lipidowej, czyli podwyższone stężenie cholesterolu, zwłaszcza tej jego części działającej promiażdżycowo, a także nadwaga, otyłość, cukrzyca, palenie tytoniu, siedzący tryb życia - tych czynników jest bardzo dużo.
Doprowadzają one do rozwoju miażdżycy, a blaszki miażdżycowe stopniowo zwężają światło tętnic kluczowych dla dobrego zaopatrzenia w tlen i substancje odżywcze wszystkich narządów - serca, mózgu, nerek. Procesy miażdżycowe z punktu widzenia kluczowych powikłań najbardziej dotykają serce.
Zwężone tętnice wieńcowe to przyczyna choroby wieńcowej i zawału mięśnia sercowego lub udaru mózgu, który ma też inne przyczyny, czy może ranking tych przyczyn jest nieco inaczej ustawiony. Dla serca ważniejsze są te bezpośrednio związane z układem lipidowym, a więc hipercholesterolemia, dla mózgu z kolei bardziej nadciśnienie tętnicze. Ale oba te narządy są kluczowe dla życia, czasu jego trwania i jego jakości - a proces miażdżycowy, doprowadzając do ich uszkodzenia, obniża je.
Młode kobiety pełnią różne role zawodowe, a w domu muszą być świetnymi matkami. Czy to obciąża serce?
W twierdzeniu, że jak ktoś za dużo pracuje, to naraża serce, jest sporo mitu. Aktywność jest bardzo zdrowa. Im większa aktywność, im więcej pracy, tym dłuższe życie. Ale ważna jest higiena tej pracy. Idealnie jest, jeśli ktoś intensywnie pracuje, ale kocha swoją pracę, a poza nią potrafi znaleźć rozrywki, zostawić na boku napięcie i emocje. Im więcej dobrej pracy, satysfakcji z jej wykonywania, umiejętności odpoczywania po pracy, tym lepiej.
Aktywność i zawodowa, i pozazawodowa, a także ruch to determinanty długiego czasu trwania życia i wysokiej jego jakości. Ryzykowne jest natomiast niekontrolowane przepracowanie. A jeszcze gorsza dla serca jest bezradność wynikająca z braku pracy i braku relacji, braku satysfakcji zawodowej. Czynnikiem ryzyka jest też brak ruchu.
Zatem jaki wpływ na serce ma codzienny stres - pośpiech, zmęczenie, zdenerwowanie?
Pośpiech, zdenerwowanie, emocje, ale też brak umiejętności radzenia sobie, nieadekwatne obciążenia w stosunku do wykształcenia czy możliwości generują stres. Stres sam w sobie nie jest kluczowym czynnikiem ryzyka chorób serca - ale nieumiejętność radzenia sobie z tym stresem już tak.
Gdyby pani zapytała swoje koleżanki czy kolegów, czy mają poczucie życia w stresie, napięciu, w terminach to każdy pewnie odpowie, że tak. Ludzie bardzo rzadko odpowiadają, że sobie świetnie z tym radzą, że nie ma w ogóle stresu. Ja takich nie znam. Nieumiejętność radzenia sobie ze stresem jest czynnikiem ryzyka, zwłaszcza jeśli człowiek brnie w emocjonalną przepaść, generuje zaburzone relacje, kłótnie, napięcia, złe emocje w pracy. Ale sama ekspresja emocji, stresu, obciążeń zawodowych nie determinuje tego ryzyka.
Życie w stresie dla wielu chorych jest rodzajem alibi - mówią: żyję w stresie, więc choruję na serce. Drugim takim alibi są uwarunkowania genetyczne. Zawsze wtedy pytam, jak takie uwarunkowania genetyczne zbadać. Oczywiście, są dowody na genetyczne dziedziczenie chorób serca, ale znacznie większe znaczenie ma styl życia podpatrzony u rodziców, genetyka talerza czy stołu.
Złe przyzwyczajenia wyniesione z domu bardzo determinują choroby serca. Jeśli matka, ojciec, dziadek chorowali na serce, jeśli ktoś z rodziny wcześnie umarł na zawał, to warto sprawdzić, jak ten ktoś wyglądał. Geny odgrywają pewną rolę, ale nie kluczową. Znacznie większym czynnikiem ryzyka jest wysokie ciśnienie, wysoki cholesterol, brak ruchu, palenie, otyłość, cukrzyca typu 2.
Czyli można powiedzieć, że kobieta, której matka chorowała na serce teoretycznie jest bardziej narażona na problemy z sercem, ale w praktyce bardzo dużo zależy od niej samej?
W dużym stopniu tak właśnie jest. Jeśli matka ważyła 20 kilo za dużo, paliła papierosy i miała cukrzycę - bo to ryzyko oczywiście jest determinowane u matki właśnie tymi czynnikami - to tym bardziej taka kobieta powinna być szczupła i niepaląca. Jeśli w domu palił ojciec, matka, był zawał, udar, to kobieta, która jest teraz dorosła, a wcześniej to widziała, i zachowuje się podobnie jak rodzice, ma większe ryzyko z powodu takich zachowań, a nie z powodu genów, które spaczyły jej ryzyko sercowo-naczyniowe.
Geny nie mogą być alibi. Otyłe osoby często mówią, że mają insulinooporność, i na pewno zachorują na cukrzycę. A insulinooporność, trzeba to mocno podkreślić, nie jest chorobą. Jest w jakimś sensie obronnym mechanizmem organizmu, którego celem jest to, by ilość przyjmowanych kalorii nie doprowadziła do monstrualnej wagi.
W insulinooporności chowają się receptory dla insuliny, by nadmiernej ilości kalorii i tłuszczu nie wchłonąć do komórki, która może się rozdąć do ogromnych rozmiarów. I tak się już rozdęła i na pewnym etapie organizm biologicznie usiłuje sobie z tym radzić, chowając receptory do komórek, żeby nie weszło tam więcej tłuszczu.
Kobiety mówią: mam insulinooporność, dlatego jestem otyła. Nie - jestem otyła i to spowodowało wystąpienie insulinooporności, zużycie się tych zapasów insuliny i w konsekwencji cukrzycę, bo trzustka jest bardzo sprawna i ma duże rezerwy, ale wyprodukuje określone ilości insuliny i w pewnym momencie sobie nie poradzi.
Żeby zapobiec otyłości czy schudnąć trzeba się ruszać. Ale wiele kobiet spędza większość dnia za biurkiem, a jeśli już są aktywne, to w weekendy. Czy taki okazjonalny wysiłek fizyczny nie zaszkodzi sercu?
Okazjonalny wysiłek, jeśli jest zbyt intensywny, to oczywiście może zaszkodzić, ale raczej nie sercu, lecz stawom lub mięśniom, a to skutecznie może zniechęcić do jakiejkolwiek aktywności. Zdrowszy jest umiarkowany, ale codzienny lub częsty wysiłek. Nawet nie mając za wiele czasu można się częściej ruszać - wystarczy wybierać sklepy położone dalej od domu, chodzić tam na piechotę, wysiadać przystanek wcześniej, jeśli ktoś jeździ komunikacją miejską.
Nie korzystajmy ze schodów ruchomych czy wind. Klinika, w której pracuję, jest na szóstym piętrze i przez pięć lat jeszcze nie zdarzyło mi się wsiąść do windy. Oczywiście lepszy weekendowy wysiłek, niż żaden. Każdy ruch jest zdrowy, ale najlepszy jest umiarkowany, przez większość dni w tygodniu.
Czy to prawda, że kobiece serce choruje inaczej, niż męskie, a zawał lub choroby serca mogą dawać inne objawy?
Klasyczny przebieg zawału serca u kobiet zdarza się nieco rzadziej, ale nie aż tak znowu rzadko, by uznać to za regułę. Jeśli ktoś ma zawał, niezależnie od tego czy jest to kobieta, czy mężczyzna, to najczęściej jego objawem jest przede wszystkim ciężki ból, opisywany jako ucisk, gniecenie, pieczenie, rozrywanie, dławienie w klatce piersiowej, za mostkiem w środku, promieniujące do ramion, do żuchwy, szczęki, pleców, połączone z niepokojem, emocjami, potami, uczuciem kołatania serca.
Takiemu bólowi towarzyszy często trudny do zniesienia niepokój. Nietypowe dolegliwości przy zawale częściej dotyczą osób, które mają inne problemy zdrowotne, na przykład cukrzycę, która powoduje neuropatię czyli uszkodzenie włókien czuciowych, które inaczej przewodzą ból. Czasem zawał serca występuje bez bólu, a jego objawem jest duszność, omdlenie, zawroty głowy, osłabienie, utrata przytomności.
Objawy mniej typowe u kobiet zdarzają się nieco częściej również z powodu gry hormonalnej, pewnej emocjonalności, ale w większości przypadków układ objawów jest podobny.
Kiedy można podejrzewać u siebie problemy z sercem, co powinno zaniepokoić?
Niepokoić powinien przede wszystkim ból wieńcowy, który wygląda podobnie jak ten przy zawale serca, tylko jest mniej nasilony, krócej trwa, ustępuje po zaprzestaniu wysiłku lub po odpoczynku. Uwagę powinny zwrócić zresztą jakiekolwiek bóle klatki piersiowej w okolicy serca, uczucie kołatania serca, omdlenia, ale też zawroty głowy, które mogą świadczyć nawet o wadzie serca.
Dziś u starszych osób najczęstszą wadą jest zwężenie zastawki aortalnej, wynika to z faktu, że wydłużyliśmy czas trwania życia i ta zastawka się zmienia. Takiej wadzie czasem towarzyszy kołatanie serca, zaburzenia rytmu i właśnie zawroty głowy, objawy te wynikają z gorszego przepływu przez tętnice unaczyniające mózg, które doprowadzają krew do głowy.
A kiedy kobieta może spodziewać się, że będzie miała problemy z sercem?
Kiedy ma nadwagę, jest otyła, nie rusza się, pali papierosy, ma nadciśnienie, które jest nieleczone lub źle leczone, ma podwyższony cholesterol, ma na talerzu za dużo tłuszczów zwierzęcych, za mało roślinnych i za mało warzyw, w tym roślin strączkowych. Kiedy je za dużo soli, ma jakikolwiek aktywny proces zapalny, nie chodzi na kontrolne wizyty u stomatologa i ma choroby przyzębia, ma źle leczoną łuszczycę lub nie zwraca na to uwagi. I wtedy ryzyko, że w czwartej, piątej, szóstej dekadzie życia pojawią się u niej powikłania sercowe, jest większe.
Jestem aktywna zawodowo, czy powinnam dbać o serce inaczej, niż koleżanka, która poświęciła się domowi i dzieciom?
Nie, absolutnie nie, zasady są takie same. Kobiety czasem myślą, że ktoś aktywny zawodowo, mający rodzinę, ma większe obciążenia pracą i gorszy nastrój, niż osoba, która prowadzi dom i opiekuje się dziećmi. Tymczasem czynnikiem ryzyka chorób serca jest również brak pracy, bezrobocie, samotność, brak relacji z ludźmi.
Różne są sposoby na radzenie sobie z samotnością czy stresem, część osób radzi sobie obfitymi, słodkimi posiłkami, które są związane z większym ryzykiem miażdżycy, inni piją alkohol, jeszcze inni palą. Wielu osobom dolega dziś bezsenność, a niedobór snu, czego dowiodły liczne badania, zwiększa w sposób znaczący ryzyko zawału serca i innych chorób serca - nadmiar zresztą także. Trzeba znaleźć złoty środek.
Czy serce można wspierać suplementami? I czy w ogóle warto?
Jeśli są powody dla terapii farmakologicznej, to trzeba pójść do lekarza i przestrzegać jego zaleceń. Jeśli nie ma takiej konieczności, to można zapytać lekarza, czy istnieją suplementy, które warto brać, bo mogą zmodyfikować ryzyko. W kardiologii istnieje kilka takich suplementów, ale suplementacja musi być odpowiedzialna. W trakcie pandemii zarejestrowano lub aplikowano o rejestrację w Polsce 17 tysięcy suplementów diety. A o odpowiedzialnej suplementacji możemy mówić w obrębie dziesięciu rodzajów suplementów.
Z założenia suplementacja jest uzupełnieniem niedoboru lub działaniem, które modyfikowałoby niedobór lub nadmiar składników. Ale najpierw trzeba udokumentować, że suplement działa. Te, które działają, nie potrzebują reklam, są rekomendowane przez środowisko lekarzy lub farmaceutów, którzy mają wiedzę na ten temat. Są na rynku leki, które obniżają ciśnienie i muszą być stosowane, podobnie obniżają stężenie cholesterolu, i to rekomendują lekarze.
Są też suplementy w tym obszarze, które również działają, dodają cegiełkę, kawałek układanki w puzzle, stanowią brakujące ogniwo i mogą przynosić korzyści albo być etapem przejściowym - poza modyfikacją stylu życia - takim pomostem między behawioralnym systemem modyfikacji czyli aktywnością, zmianą diety, lepszą jakością snu, niepaleniem. Wtedy dokładamy suplementy bo jeszcze na tym etapie nie ma wskazań do terapii.
Myślę, że o konieczność przyjmowania jakiegokolwiek suplementu korzystnego dla serca trzeba zapytać swojego lekarza lub farmaceutę. Warto je przyjmować wtedy, gdy jego skuteczność dokumentują badania i kiedy są ku temu wskazania.
Jak ostatnie lata pandemii wpłynęły na nasze serca? Czy liczba chorób serca spadła czy wzrosła?
W trakcie pandemii wzrosła liczba chorób serca, bo wzrosło ich ryzyko - mieszkaniec Unii Europejskiej przytył w tym czasie średnio sześć kilo. To generuje zwiększone ryzyko nadciśnienia, problemów lipidowych i procesów zapalnych. Sama otyłość jest chorobą, która zmienia rokowania sercowo-naczyniowe. W pandemii zwiększyła się również liczba palaczek i palaczy - wcześniej mieliśmy trend spadkowy - a także liczba osób pijących alkohol, także w małych ilościach.
Proszę sobie wyobrazić, że w tym czasie dziennie w Polsce sprzedawano trzy miliony "małpek" - taka liczba przemawia do wyobraźni. No i ruszaliśmy się mniej, co wynikało i z braku możliwości, i z braku refleksji, bo przecież można ruszać się w domu. Nie zwiększyła się sprzedaż rowerów stacjonarnych, tylko alkoholu, papierosów i suplementów. To wszystko przełożyło się na prawie 70 tys. nadmiarowych zgonów w 2020 roku i 108 tysięcy takich zgonów rok później.
Blisko 180 tys. osób zmarło z powodu pandemii i braków systemowych w ochronie zdrowia. W Europie wygraliśmy tę konkurencję, jesteśmy na pierwszym miejscu wśród zgonów nadmiarowych, nie wynikających z zachorowania na COVID-19. Przewidywano, że w ciągu 2020 r i 2021 umrze określona liczba osób, dodano do tego zgony z powodu COVID-19 i jeszcze nadmiaru było łącznie prawie 180 tysięcy - to głównie zgon z przyczyn neurologicznych, kardiologicznych, metabolicznych, onkolodzy dopiero czekają na ofiary pandemii.
To są dane GUS. Ci, którzy nie mieli w tym czasie diagnostyki, teraz przychodzą do nas z zaawansowanymi chorobami. Otrzymają oczywiście ofertę terapeutyczną, ale ona będzie mniej skuteczna i znacznie kosztowniejsza.
Czy kobiety, które chorowały na COVID-19, powinny poddać się badaniom w kierunku chorób sercowo-naczyniowych?
Nie, jeśli nie mają objawów, to nie ma potrzeby. Istnieje oczywiście Long Covid i wiemy, że COVID-19 pustoszy serca, ale nie ma rekomendacji, by systemowo badać wszystkie kobiety, które chorowały, jest to zresztą nierealne finansowo. Jeśli ktoś nie ma objawów to nie ma powodu by robić EKG, echo serca, nie ma powodu do konsultacji kardiologicznej, bo system tego nie wytrzyma. Ale jeśli kobieta ciężko chorowała, ma kołatanie serca, ma poczucie, ze coś się zmieniło, to wtedy na pewno takie badania są konieczne.
Czy zakończenie naszej rozmowy będzie optymistyczne? A więc - czy Pana zdaniem Polki dbają o swoje serca?
Chciałbym wierzyć, że dbają, ale chyba jestem w tym temacie jednak zbytnim optymistą. Mam dowody na to, że mimo deklaracji że bardzo się starają dbać, to jednak większości raczej to nie wychodzi. W sensie populacyjnym, bo oczywiście jest grupa osób, która stara się żyć zdrowo i regularnie robi badania. Niestety, szybko powiększa się grupa kobiet, które o serce nie dbają.
Myślę, że obecnie komunikację trzeba kierować już do nastolatek, by wiedziały, jak żyć, by długo zachować zdrowie. Warto też tłumaczyć młodym matkom, że ich córki i synowie są w grupie, która tyje najszybciej w Europie. Tu znów przodujemy, Polska również ma palmę pierwszeństwa w ilości otyłych dzieci.
Czas płynie szybciej, niż byśmy chcieli, te dzieci za chwilę dorosną i już w 25, 35 roku życia będą miały ogromne problemy metaboliczne, zdrowotne. Gdyby to ode mnie zależało, cały podatek cukrowy - który miał dobry zamysł i dobry kontekst - przeznaczyłbym na edukację w szkołach - dzieci i nauczycieli, a także zwiększenie aktywności fizycznej i pracę nad modelem żywieniowym.