TSH masz w normie, a lekarz twierdzi, że jest problem? Wciąż zamieszanie z diagnozowaniem tarczycy
TSH to niezwykle ważny wskaźnik zdrowia tarczycy. Chociaż od co najmniej kilkunastu lat wiadomo, że jego normy nie są identyczne dla całej populacji, wciąż ich zakres budzi wątpliwości. Bywa, że chociaż wynik z laboratorium sugeruje, że z tarczycą jest wszystko w porządku, lekarz zaleca pogłębienie diagnostyki, a nawet od razu leczenie. Dlaczego?
Choroby tarczycy to problem powszechny, jej rola w funkcjonowaniu całego organizmu jest ogromna, a diagnozowanie tego gruczołu wcale nie jest tak proste, jak się czasem sądzi.
Poziom TSH, czyli białka wydzielanego przez przysadkę i kontrolującego wydzielanie hormonów tarczycy, to cenny wskaźnik funkcjonowania narządu. Jest bezcennym, przesiewowym miernikiem zdrowia tarczycy i pozwala wykryć nieprawidłowości także przy problemach bezobjawowych.
Jeśli jednak wynik TSH jest prawidłowy, a objawy sugerują, że z tarczycą może być coś nie tak, lekarze nieraz zlecają jeszcze badania obrazowe, kontrolę samych hormonów tarczycy czy przeciwciał przeciwtarczycowych.
Można mieć problem z tarczycą i prawidłowe TSH. Nie jest też wskazane, by ocenić wyłącznie na podstawie norm podanych na wyniku, że poziom białka jest faktycznie zadowalający. To rola lekarza.
TSH - norma za szeroka?
Powszechnie przyjęta norma TSH (0,4 - 4,2 mIU/L) jest dość szeroka, co wynika z faktu, że w populacji mamy osobniczo zróżnicowaną regulację wydzielania TSH przez przysadkę w odpowiedzi na T3 i T4. Od lat część klinicystów apelowała, by obniżyć górną granicę normy dla TSH i faktycznie, obecnie wartości referencyjne są inne, ale nie dla wszystkich.
W przypadku kobiet w wieku rozrodczym, a zwłaszcza u ciężarnych, już wynik ponad 2,5 jest niepokojący i wymaga leczenia.
Z drugiej strony - u osób starszych zwolniony metabolizm i wysokie TSH nie musi oznaczać problemów, a wręcz przeciwnie - znane są populacje (choćby w Japonii), gdzie osoby długowieczne mają TSH nawet ok. 6 mIU/L i świetnie się czują. Doświadczeni lekarze niekoniecznie u osób starszych od razu wchodzą z leczeniem hormonalnym, gdy TSH jest powyżej powszechnej normy.
Badanie TSH niepotrzebne?
Skoro TSH nie jest badaniem wiążącym, a mamy tyle innych narzędzi, może w ogóle nie jest potrzebne? Tu specjaliści są raczej zgodni.
Na całym świecie kontrola stężenia TSH wciąż uznawana jest za bardzo pomocne narzędzie do wstępnego rozpoznawania chorób tarczycy. Umożliwia wykrycie 90% problemów.
Jako badanie przesiewowe pozwala stwierdzić choćby subkliniczną niedoczynność tarczycy. Chociaż schorzenie nie daje jeszcze żadnych objawów, ma ogromne znaczenie dla młodych kobiet, bo może wpływać negatywnie na przebieg ich ciąży i rozwój dziecka.
Polecany artykuł:
TSH - norma tylko na papierze
Dlaczego sporo osób odbiera wynik z laboratorium, sprawdza, że mieści się w normie, a potem u lekarza słyszy, że trzeba brać leki, bo jednak jest problem z tarczycą?
Norma referencyjna nie jest identyczna w każdym laboratorium i właściwa powinna być podana wraz z wynikiem, na wydruku.
Problem jednak polega na tym, że to wciąż nie eliminuje takich sytuacji. Norma laboratoryjna nie uwzględnia odrębności wiekowych. Nie podaje się osobno widełek normy dla kobiet w ciąży.
To może wprowadzić w błąd nie tylko pacjentkę, ale też mniej doświadczonego czy zorientowanego w endokrynologii lekarza pierwszego kontaktu lub ginekologa.
Młode kobiety, chcąc upewnić się, że z ich tarczycą jest wszystko w porządku, powinny zawsze konsultować się z endokrynologiem.