"Sześćdziesiątki" żyją na pełnych obrotach
Często jest tak, że odkładamy coś, co lubimy robić, na jakiś bliżej nieokreślony termin. W młodszym wieku tłumaczymy się mnóstwem zajęć w szkole, później są wymówki, że dzieci, praca... Sama codzienność. A gdzie czas na coś, co sprawi frajdę, doda życiu kolorów? Nasze bohaterki, choć nie są już nastolatkami, czują, że żyją na pełnych obrotach. Warto brać z nich przykład!
Spis treści
- Jagoda Pawełkiewicz: od ekonomii do podróżniczego bloga
- Maria Bąkowska: babcia z ADHD
- Anna Siekierko: pasja malowania
Na naukę nigdy nie jest za późno. Dotyczy to także pasji. Zdarza się – i to wcale nierzadko – że dopiero w wieku dojrzałym odkrywamy w sobie zamiłowanie np. do lepienia garnków, nauki hiszpańskiego czy jogi. Warto iść za tym głosem, bo gdy zdobywamy nowe umiejętności, dodajemy życiu skrzydeł, a codzienność staje się piękniejsza.
Jagoda Pawełkiewicz: od ekonomii do podróżniczego bloga
Pani Jagoda Pawełkiewicz, pomimo że los nie zawsze był dla niej łaskawy, sprawia wrażenie osoby, która potrafi cieszyć się każdą chwilą.
Przez całe swoje życie zawodowe zajmowała się ekonomią, mówi, że rachunki ma we krwi. Wiele lat temu oczarowała ją książka (i serial) „Korzenie”, wtedy zafascynowała ją Afryka. W ciężkich chwilach wracała do tej lektury, ta napawała ją optymizmem, lecz o dalekich podróżach pani Jagoda mogła tylko pomarzyć, bo nie było jej na nie stać.
Rok 1996 był niezwykle trudny w jej życiu: walka z nowotworem. Kiedy okazało się, że ją wygrała, wiedziała, że chce mieć jak najwięcej miłych wspomnień, bo to one są bezcenne. Po przejściu na emeryturę miała odłożone pieniądze na remont mieszkania, lecz córka poprosiła ją, aby zrobiła wreszcie coś tylko dla siebie. No, i zrobiła.
Poszła do biura podróży i zapytała o jakąś wycieczkę w promocyjnej cenie do kraju, w którym jest ciepło. Wybór padł na Kretę. Euforia mieszała się z obawami: czy poradzi sobie bez znajomości języka, czy przez tych kilka dni będzie miała się do kogo odezwać... Okazało się, że martwienie się na zapas nie było konieczne: czas przy świetnej pogodzie spędziła w doborowym towarzystwie!
Podróże, zwłaszcza do Tunezji, stały się największą pasją Jagody Pawełkiewicz. Wrażeniami i doświadczenia-mi z tych wypraw dzieli się na swoim blogu.
Pobyt na wyspie przeszedł jej najśmielsze oczekiwania i po powrocie starała się odkładać, by choć raz w roku ruszyć w świat. Udało się! – W Tunezji byłam już 9 razy – wspomina dziś pani Jagoda i z błyskiem w oku opowiada o kraju, w którym od pierwszego razu się zakochała, o miejscach, które widziała, o ludziach, których poznała, i o tym, że jest w niej sporo szaleństwa: niejedna dużo młodsza osoba miałaby stracha przed parasailingiem, ale nie ona!
Dała się przypiąć do liny i pofrunęła ze spadochronem za motorówką. Kiedy wylądowała na ziemi, napisała do córki: „Poleciałam, wróciłam, było bosko”. – Zainteresowanie Tunezją przeniosłam na mój blog: www.mlodaemerytka.blogspot.com, gdzie staram się przybliżać turystom wszystko, co jest związane z tym krajem:od opisów hoteli, wyżywienia, okolic do obyczajów włącznie – opowiada 67-latka.
Interesuje ją dosłownie wszystko. Jest wnikliwą obserwatorką naszej polskiej rzeczywistości i swoimi spostrzeżeniami dzieli się także na blogu, jest aktywna na różnych portalach społecznościowych. Uważa, że życie jest zbyt krótkie na to, by stać w oknie i przyglądać się, kto wchodzi, kto wychodzi z jej bloku. Dojrzałym osobom radzi, jak być ciągle młodym: – Odłóżcie w kąt papucie, wyjdźcie z uśmiechem do ludzi, co miesiąc postarajcie się odłożyć kilka procent emerytury, weźcie szczyptę optymizmu, garść dobrego humoru, lećcie w nieznane i przywieźcie walizkę wrażeń. Nam się też coś od życia należy! – podsumowuje i dodaje, że wiek nie jest przeszkodą w realizacji marzeń.
Maria Bąkowska: babcia z ADHD
Pani Maria Bąkowska zawodowo była związana z farmacją. Pięć lat temu przeszła na emeryturę.
Mówi o sobie, że "jest babcią z ADHD" – nie lubi bezczynności, ciepłe kapcie i śledzenie losów bohaterów seriali to nie dla niej. Życie często pisze ciekawe scenariusze, i tak właśnie było w jej przypadku. Od swojej krawcowej dowiedziała się, że istnieje coś takiego jak decoupage, czyli technika zdobnicza polegająca na przyklejaniu na drewno, metal, szkło, tkaninę, plastik czy ceramikę wzoru wyciętego z papieru.
Tak jej się to spodobało, że zaczęła uczęszczać na warsztaty i krok po kroku uczyła się, jak pięknie można udekorować np. doniczki, świeczniki, ramki do zdjęć czy pudełka. Kiedy jej cudeńka zaczęły zbierać pochwały, poczuła, że to jest to, co daje jej oddech od codzienności.
Maria Bąkowska po mistrzowsku opanowała sztukę decoupage – zwykłe przedmioty zamienia w prawdziwe dzieła sztuki.
– To dla mnie ogromna przyjemność, kiedy mogę kogoś obdarować własnoręcznie udekorowaną buteleczką czy ceramiką z motywem kwiatowym – mówi pani Maria. Nie liczy, ile już tak oryginalnych przedmiotów wyszło spod jej ręki. Tworzy pięknie zdobione bombki na choinkę, wielkanocne pisanki, wazony, oryginalne puzderka.
Decoupage to pasja, która daje jej odprężenie i satysfakcję, kiedy widzi efekt swojej pracy i zadowolenie obdarowanego. – To naprawdę prosta technika. Każdy, jeśli chce, może się jej nauczyć. Warto spróbować. Z banalnej rzeczy czasami można wyczarować prawdziwe dzieło sztuki – śmieje się pani Maria. Ale wcale nie zamierza poprzestać na decoupage. Nęci ją kolejne wyzwanie – chciałaby zmierzyć się ze sztuką kaligrafii...
Anna Siekierko: pasja malowania
Malować lubiła od zawsze, ale niedawno stało się to jej wielka pasją, bez której nie wyobraża już sobie życia. Dziś w domu na ścianach królują obrazy jej autorstwa – pejzaże, portrety... A wszystko, jak to często bywa, zaczęło się przez przypadek: w 2010 roku dostała od swojej siostry płótno i farby wraz z zachętą, by wróciła do malowania.
– Sięgnęłam pamięcią do dzieciństwa, które spędziłam na Podlasiu, w Drohiczynie. Z powodzeniem brałam wówczas udział w różnych konkursach rysunkowych i malarskich, myślałam nawet o szkole plastycznej, jednak zwyciężył sport – opowiada i wspomina, że kiedy po długiej przerwie namalowała pierwszy pejzaż, poczuła wielką radość, no i bardzo szybko „wkręciła się” na dobre. Najpierw w domu na piętrze zrobiła sobie pracownię, ale rodzina nie była z tego zadowolona, bo tak pochłaniało ją to malowanie, że całymi godzinami nie wychodziła ze swojej „dziupli”. Po pewnym czasie warsztat pracy urządziła w salonie.
– Co z tego, że dywan jest ubrudzony farbami, a ja wymazana przeróżnymi kolorami i nie pamiętam o tym, żeby przygotować obiad czy zrobić zakupy. Najważniejsze, że mam mnóstwo frajdy z malowania. Cieszę się, że moja rodzina jest tak wyrozumiała – mówi i dodaje, że nie należy do kobiet, które spędzają pół dnia w kuchni czy w białych rękawiczkach poszukują kurzu na szaf kach.
Annę Siekierko w równym stopniu inspiruje przyroda i piękne krajobrazy, co ludzie i ich twarze. Z pasją maluje pejzaże i portrety. Jej prace można obejrzeć na www.annasiekierko.pl.
– Uwielbiam spotkania z przeróżnymi osobami, od każdego można się czegoś nauczyć, spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. Łapię takie chwile jak motyle i jest mi z tym bardzo dobrze. Pani Anna bardzo lubi podróże, zarówno te dalekie, jak i te bliskie. Zainspirować potrafi ją kwiat bzu rosnący niedaleko domu, spadające jesienne liście, paryskie zaułki czy weneckie kanały. Z wielkim sentymentem wspomina trzytygodniowy wyjazd do Szkocji z grupą osób tak samo jak ona „zakręconych” pozytywnie. Gdyby to tylko było możliwe, chciałaby miesiąc spędzić w Luwrze, dokładnie go zwiedzić i nasycić się pięknem obrazów. Do jej ulubionych artystów należą: Leonardo da Vinci, Claude Monet, Diego Velázquez, Henryk Rodakowski. O ich pracach mogłaby opowiadać bez końca. Oczy jej błyszczą, kiedy analizuje „Ostatną wieczerzę” mistrza Leonarda, prace impresjonistów rozkłada na czynniki pierwsze, zachwyca się portretami pędzla Olgi Boznańskiej.
A ona... sama nie wie, ile już namalowała obrazów!
– Nie liczę ich – mówi – ale 300 na pewno. Niektóre powstają w ciągu trzech miesięcy, inne w pół roku, a jeszcze inne nieskończone czekają na swój czas. Lubię malować portrety ludzi, których znam. Muszę tutaj być trochę psychologiem, „wychwycić” najważniejsze cechy charakteru i przenieść je na płótno – wyjaśnia. – W pełni zgadzam się z tym, co powiedział Leonardo da Vinci: „dobry malarz musi namalować dwie rzeczy: człowieka i istotę jego duszy”. Dlatego gdy nie spodoba mi się jakiś szczegół, to po prostu zamalowuję obraz, który tworzyłam kilka tygodni.
W jej głowie cały czas pojawiają się nowe pomysły na obrazy. Żałuje, że doba jest tak krótka, bo przecież tyle jeszcze jest do namalowania, tyle do zobaczenia, tyle do odkrycia...
Pani Anna cieszy się, że pięć lat temu tak dobrze wykorzystała prezent od siostry. I że dzięki temu jej codzienność nabrała dodatkowych barw. – Życie ma nam tyle fantastycznych rzeczy do zaproponowania, że szkoda byłoby je przespać. Codziennie budzę się i jestem ciekawa, co się zdarzy, co mnie zachwyci, co zainspiruje. Może dlatego wszystko robię szybko, aby jak najmniej spraw przegapić. Aby za ileś lat nie żałować, że coś przeszło gdzieś obok mnie – mówi roześmiana pani Ania.