Babcia zmarła, mama choruje, ja już nie lekceważę. Jestem skazana na „słodkie życie”?

2025-02-22 22:41

Cukrzyca to temat nośny. Wydaje się, że Polacy już jej nie lekceważą, publikacje o niej są "potencjalnie klikalne". Jak to jednak praktycznie przekłada się na życie Polaków, ile zasad i rad diabetologów bierzemy sobie do serca? W mojej rodzinie cukrzyca jest od pokoleń. Przez lata wiedza o niej była jednak co najmniej wypaczona.

Babcia zmarła, mama choruje, ja już nie lekceważę. Jestem skazana na „słodkie życie”? (Zdjęcie ilustracyjne)
Autor: GettyImages

Pochodzę z prostej rodziny robotniczej. Takiej, w której szanowało się niekwestionowane autorytety: księdza, ale też doktorów. Liczne dzieci były szczepione, generalnie rozumiano, że tłuste jedzenie szkodzi, a nadciśnienie jest niebezpieczne.

Jak respektowano zalecenia lekarskie, to już zupełnie inna bajka. Kobiety nie paliły, chociaż nie miały odwagi przeciwstawić się paleniu mężczyzn i nie widziały niczego złego w tym, że ci robią to w pokoju, przy dzieciach.

Jeśli senior miał ciśnienie skurczowe powyżej 150 mmHg nikt się tym nie przejmował. W mojej rodzinie, gdy byłam dzieckiem, twierdzono, że norma to "sto + lata", czyli dla 20-latka to 120, ale już dla seniora, który miał więcej niż 60 lat, górne ciśnienie 160 mmHg jest w porządku. Ponoć ta "wiedza" miała pochodzić od lekarzy, chociaż już jako dorosła osoba nigdzie nie natrafiłam nawet na ślad takich wytycznych czy problemu z taki przekłamaniem poza moją rodziną.

Z cukrzycą, naszą wierną rodzinną towarzyszką, było jeszcze gorzej.

Poradnik Zdrowie: Żyję z Cukrzycą

Babcia Józefina i cukrzyca

Babcię Józefinę pamiętam słabo, nie mam wielu dobrych wspomnień z nią związanych, chociaż kiedy umarła, miałam już kilkanaście lat.

Od kiedy sięgam pamięcią, babcia była chora, a przez tę chorobę "zgorzkniała", jak tłumaczyły mi mama i ciotki. Babcia prawie nigdy nie bawiła się z wnukami. Nie wychodziła z domu, bo była osobą niedowidzącą, narzekała na "chore kolana", ciągle coś ją bolało.

Czy wszystkie te problemy były skutkiem cukrzycy? Trudno powiedzieć. Podobno miała też jaskrę lub zaćmę (rodzina nie umie się ostatecznie zdecydować, co to było).

Babcia uwielbiała się leczyć i diagnozować. Niemal przy każdym spotkaniu szczegółowo relacjonowała przebieg kolejnej konsultacji lekarskiej i biadoliła, że znowu "musi brać nowy lek, a renty nie wystarcza".

Brała tych leków chyba z kilkanaście. Łykała w każdym razie na trzy raty całkiem sporą garść i popijała herbatą z cukrem.

Co z tą cukrzycą?

Ta herbata była niewątpliwie jej znakiem rozpoznawczym. Babcia piła ją niemal bez przerwy. Przygotowywała ją w litrowym słoiku, "z fusami", słodziła 6 łyżkami stołowymi cukru. Gdy była w gorszym stanie i już sama bała się korzystać z kuchni, bliscy przygotowywali babci napój według tego przepisu. Każda próba ograniczenia ilości cukru kończyła się awanturą. Babcia "po smaku" rozpoznawała niedosłodzenie - nie wiem jak, serio. Spróbowałam tego ulepku raz i zbiera mi się na wymioty na samo wspomnienie.

Zapytałam ją kiedyś jak się ma ta herbata do jej cukrzycy. Popatrzyła na mnie z wyższością i stwierdziła:

 Dziecko, ty pojęcia o niczym nie masz. Przecież cukrzyca nie robi się z cukierków. To tylko taka nazwa. Nie ma związku.

Babcia kochała mięso, generalnie lubiła zjeść. Nie stosowała żadnej diety. Chyba nigdy nie widziałam, żeby jadła surówki czy świeże owoce. Smażone, tłuste, dużo - to był jej kulinarny świat.

Nigdy nie stosowała insuliny. Jak tłumaczyła babcia, w cukrzycy typu 2 insuliny nie stosuje się. Skąd babcia wzięła te bzdury? Według jej zapewnień, tak mówiła lekarka. Józefina przyjmowała więc "jakieś tabletki", a cukry miała coraz wyższe.

Ostatni raz trafiła do szpitala z poziomem glukozy powyżej 800 mg/dl, w stanie śpiączki. Kiedy cukier spadł poniżej 500 mg/dl, lekarze mieli nadzieję, że babcia się wybudzi. Nie wybudziła. Zmarła na cukrzycę mając 67 lat.

Cukrzyca i ciocia Jola

Po śmierci babci w rodzinie wcale nie obawiano się cukrzycy bardziej niż wcześniej. Panowało powszechne, uspokajające przekonanie, że w przeciwieństwie do cukrzycy typu 1, cukrzyca typu 2 nie jest uwarunkowana genetycznie. Do dziś sporo ludzi zresztą tak sądzi.

Prawda jest taka, że wciąż nie poznaliśmy do końca mechanizmu rozwoju cukrzycy: ani insulinozależnej (typu 1), ani insulinoniezależnej (typu 2). Cukrzyca typu 2 występuje rodzinnie i z całą pewnością ma większy związek z genami niż cukrzyca typu 1. Oczywiście, wśród innych czynników, które jej sprzyjają, jest niewłaściwa dieta, nadwaga i otyłość, brak ruchu... 

Ciocia Jola, jak babcia, już w młodości była "puszysta", a potem po prostu otyła. Cukrzycę "leczyła" tak długo, jak długo lekarz przepisywał jej tabletki. Kiedy stwierdził, że czas przejść na insulinę w zastrzykach, ciocia się zbuntowała i odmówiła współpracy, mówiąc, że nie będzie się kłuć.

Dieta? Jak u babci, z pominięciem herbaty, ale jak najbardziej pełna tłuszczu i prostych cukrów. 

Ciocia, gdy umierała, była już bardzo schorowaną osobą. Nie zabiła jej bezpośrednio cukrzyca, ale na pewno przyczyniła się do wyniszczenia organizmu.

Ciocia Jola zmarła mając 69 lat.

Zobacz: 4 choroby oczu, które powoduje cukrzyca

Cukrzyca i moja mama

Moja mama ma 84 lata. Jest najstarsza z siedmiorga rodzeństwa. Właściwie była: pochowała już dwóch młodszych braci (zabił ich COVID-19) i dwie młodsze siostry. Przyczyny klasyczne: u cioci Joli choroby krążenia +cukrzyca, ciocię Lidkę pokonał rak.

Mama, jak babcia i ciocia Jola, ma cukrzycę. Od wielu, wielu lat. Aktualnie toczy nierówną walkę z nowotworem, ale akurat cukry ma w normie, kontrolowane i opanowane. Można.

Mama w młodości była bardzo szczupłą osobą, mówili na nią: "Kreseczka". Leczenie sterydami, czwarta ciąża, nieleczona nadczynność tarczycy, zrobiły swoje: pod koniec XX wieku z Kreseczki zrobiła się Piłeczka, a wraz z otyłością zaczęły mnożyć się problemy zdrowotne, w tym cukrzyca.

Mama schudła dopiero po ustabilizowaniu choroby tarczycy, trochę "samoistnie". Chociaż lekceważy własny wkład w zmianę, tłumacząc, że "już po prostu nie chciało jej się tyle jeść", że "słodycze już tak nie smakują", dobrze wiemy, że nic nie dzieje się samo.

Mama chudła konsekwentnie kilkanaście kilogramów rocznie, aż wreszcie osiągnęła prawidłową wagę.

Wraz z utratą wagi i zmianą stylu życia, "magicznie" uspokoiły się jej problemy krążeniowe z przeciążonym kręgosłupem i wreszcie z cukrzycą. Na pewno pomógł koniec pracy na nocne zmiany, co prowadziło do zaburzeń snu, odżywiania, wreszcie problemów z sercem i nieprawidłowej glikemii.

Mama już zdecydowanie oszukała rodzinne statystyki. Ma 84 lata, a w tej rodzinie to oznacza już długowieczność.

Poradnik Zdrowie Google News
Autor:

Cukrzyca i ja

Nie dostałam dobrych genów. Po mamie skłonność do chorób układu krążenia i cukrzycy, po tacie do wczesnego nowotworzenia. Tata zmarł mając 53 lata na raka płuc. Zważywszy na jego wiek zachorowania i zgonu, a także moje problemy (walczę od dekady z guzem neuroendokrynnym), zapewne ojciec sprezentował mi chorobę.

Jak to mówią, jak ktoś ma pecha, nie poradzi. Ja jednak mówię: geny to nie wszystko. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, ale w tych okolicznościach dokładać sobie nieleczoną lub źle leczoną cukrzycę, byłoby szaleństwem. A jednak niewiele brakowało...

Chociaż znam rodzinną historię zdrowotną, chociaż całkiem nieźle orientuję się w tematyce zdrowotnej, w praktyce okazało się, że wcale na żadną cukrzycę nie byłam przygotowana.

"Wiedzieć" i "przyjąć do wiadomości" to jednak nie to samo. Po prostu nie brałam pod uwagę, ze mogłabym zachorować. W moim pokoleniu, jak do tej pory, nie choruje nikt. Nie jemy już jak rodzice i dziadkowie, nie mamy nawet nadwagi.

Zachorowałam w trzeciej ciąży. Pierwsze wyższe cukry zbagatelizowałam, zresztą lekarka również. Wydawało się, że to niewielkie przekroczenia, do opanowania dietą.

Dla pewności ginekolożka wysłała mnie jednak do diabetologa specjalizującego się w opiece nad ciężarnymi. Kazał zmierzyć cukier kilka razy w ciągu doby, także w nocy i nad ranem. Byłam zła. "Nie czułam" żadnej cukrzycy. Wyrywanie ze snu na pomiary i "niepotrzebne" kłucie traktowałam jak jakąś karę.

Cukry okazały się bardzo wysokie. Sytuację udało się opanować dopiero insuliną. Było więc tego kłucia naprawdę sporo: i kontrola glikemii, i leczenie zastrzykami.

Wiem, że cukrzyca ciężarnych, chociaż często po porodzie ustępuje (u mnie ustąpiła), to jednak niejednokrotnie zapowiedź cukrzycy w przyszłości. Na razie nie mój problem. Od czasu do czasu mierzę cukier. Kontroluję hemoglobinę glikowaną. Nic się nie dzieje. I oby tak dalej.

Jak najpełniejszą wiedzę o cukrzycy staram się również przekazać dzieciom. Nikt nie jest całkiem bezpieczny. Nikt.

Czy grozi Ci cukrzyca?
Pytanie 1 z 15
Czy ktoś z twojej najbliższej rodziny (matka, ojciec, siostra, brat) ma cukrzycę?

Cukrzyca - po co to wszystko?

Jaki cel mają te opowieści, z korzeniami jeszcze rodem z PRL-u? Moim zdaniem pokazują wyraźnie, jak ogromne znaczenie ma edukacja zdrowotna, ale taka nowoczesna, angażująca pacjenta i sprawdzająca, czy aby na pewno zrozumiał dobrze to, co lekarz chciał mu przekazać.

Jak podkreśla dr hab. Dominik Olejniczak, ekspert w zakresie edukacji zdrowotnej i zdrowia publicznego: każdy z nas sam odpowiada za swoje zdrowie i nic nie pomogą nawet najlepsze leki, jeśli nie zmienimy tego, co dzieje się już za drzwiami szpitala czy gabinetu lekarskiego, gdy chory wraca do domu.

Relacje między pacjentami muszą być jednak partnerskie, oparte na wzajemnej uczciwej wymianie informacji. Chory ma prawo czegoś nie rozumieć lub rozumieć opacznie. Lekarz powinien jednak upewnić się, że jego przekaz dociera do adresata. W mojej rodzinie nie było zwolenników spiskowych teorii, podważających klasyczną medycynę, a jednak dominowały jakieś półprawdy i mądrości wzięte z sufitu. Kosztowały ludzkie życie.

Tak, wiedza to bezcenna broń. Dopiero nią dysponując, mamy szansę zrobić z niej właściwy użytek.

A ty co wiesz o chorobach swoich dziadków? Rozmawiasz o tym z dziećmi? Sprawdzasz czasem poziom glukozy we krwi?Im więcej osób musi odpowiedzieć przecząco, tym swobodniej cukrzyca i inne groźne choroby nam się w Polsce panoszą.