Dramatyczna liczba zgonów na COVID-19. Ekspert: to przykre, ale nie zaskakujące
We środę 22 grudnia resort zdrowia poinformował o 775 zgonach z powodu COVID-19. To póki co rekord czwartej fali pandemii. Płacimy cenę za podejście do tej choroby - skomentował prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Zdaniem prof. Jarosława Drobnika wzrost liczby zgonów wśród osób chorujących na COVID-19 nie jest zaskakujący. "To jest przykre, ale nie jest zaskakujące, że wzrosła liczba zgonów chorych na COVID-19. Płacimy cenę za podejście do tej choroby. Wciąż nie mamy sensownego systemu testowania. A osoby, które mają jakieś nietypowe dla COVID-19 objawy chorobowe, opóźniają wykonanie testu lub kontakt z lekarzem. Traktują to jak zwykle przeziębienie, albo rozumują, że jeśli to nawet COVID, to przecież nic ze mną się nie dzieje" - powiedział ekspert.
W jego ocenie właśnie z powodu takiej postawy COVID-19 doprowadza u pacjentów do wirusowego zapalenia i zajęcia sporej części płuc, co - szczególnie w przypadku osób, które mają też inne choroby - jest już stanem bardzo niebezpiecznym.
"Na tę większą śmiertelność ma również wpływ ogólny stan zdrowia populacji w Polsce. Jesteśmy mało aktywni, dolega nam nadwaga, nieleczona cukrzyca. Zdarza się, że niektórzy pacjenci chorzy na COVID-19 dopiero po badaniu, wykonaniu testu dowiadują się, że mają cukrzycę" - powiedział prof. Drobnik.
Prof. Drobnik podkreślił, że młodsza część populacji, która obecnie jest najbardziej aktywna, w dużej części jest niezaszczepiona, co także ma wpływ na negatywne skutki pandemii.
"Zignorowaliśmy szczepienia, czyli nie ma w naszej populacji tej pierwszej ochrony immunologicznej. Taka jest prawda, że osoby zaszczepione, nawet gdyby doszło u nich do zakażenia, to jednak mają szansę na łagodniejszy przebieg choroby. Bez groźby powikłań zatorowo-zakrzepowych. Niezaszczepionym te powikłania zagrażają i mogą doprowadzić do zgonu" - przestrzegł.