"Na czystej głowie wesz się nie utrzyma". Wszy i mity o nich
Towarzyszą ludzkości od tysiącleci i wciąż nie możemy ostatecznie uporać się z tymi pasożytami. Może dlatego, że nie wiemy o nich wszystkiego i wierzymy w mity, które pozwalają im się szerzyć, że aż miło? Sprawa wydaje się być nieco bardziej skomplikowana, a wesz sprytna jest.
W szkołach, przedszkolach, na koloniach - co roku to samo, wszy się panoszą i nie ma na nie mocnych. Jednym z głównych powodów jest fakt, że wciąż są tematem wstydliwym, a ich posiadacze narażają się na ostracyzm.
Kto nigdy nie miał wszy i ma pewność, że ich nie złapie, niech pierwszy rzuci kamieniem. Warto jednak zapamiętać, że wszy i higiena wcale nie muszą być na bakier, a to, że dziecko je złapało, świadczy co najwyżej o tym, że ma dobre relacje rówieśnicze. Naprawdę!
1. Mity o wszach: "Wesz nie utrzyma się na czystej głowie"
Ten owad nie żywi się brudem, tylko krwią, więc nie potrzebuje łoju, łupieżu czy innych skarbów źle pielęgnowanej głowy. Żeby przyczepić się do włosa, ma swoje sposoby i nie są to tylko specjalnie przystosowane odnóża.
Jaja przykleja substancją mocną niczym cement. Nie zmyjesz gnid ani wodą, ani zwykłym szamponem, a nawet specjalistyczne preparaty przeciw wszawicy z gnidami radzą sobie słabo, dlatego trzeba je konsekwentnie wyczesywać.
Dopóki wszy nie odkryjesz i nie zaczniesz z nimi systematycznie walczyć, nie znikną, niezależnie od tego, jak często myjesz głowę. Owszem, może uda się w trakcie mycia mechanicznie usunąć trochę dorosłych osobników, ale wszawica zostanie.
Polecany artykuł:
2. Mity o wszach: "skaczą z głowy na głowę"
Wszy nie skaczą i nie fruwają. Sprawnie i szybko poruszają się ruchem pełzającym po włosach. Rozprzestrzeniają się głównie między ludźmi, którzy mają ze sobą bezpośredni kontakt - włos przy włosie. Sporadycznie dochodzi do zarażenia się za pośrednictwem przedmiotów takich jak czapka czy grzebień, ale tylko wtedy, gdy niedawno używała ich osoba zarażoną wszawicą.
Wszy nie żyją poza naszymi głowami. Bez żywiciela nie wytrzymają dłużej niż doba, dwie.
Jeśli twoje dziecko złapało wszy, zapewne ma dobre relacje z przyjaciółmi i w ogóle z ludźmi: przytula się, dotyka głowami, psoci na placu zabaw, uprawia sporty kontaktowe.
Zobacz, jak wyglądają wszy i gnidy we włosach
3. Mity o wszach: "wolą długie włosy"
Równie dobrze można by dodać, że wolą blondynki i preferują płeć żeńską. To nie tak.
Jednym z powodów, dla których ludzkość nie może od wieków wygrać z wszami, jest fakt, ze wcale nie tak łatwo zobaczyć je na głowie. Najczęściej odkrywamy problem dopiero wtedy, gdy we włosach rządzi już 2-3 pokolenie pasożytów.
Wszy ludzkie, jako gatunek, wciąż nie wyginęły nie tylko dlatego, że dość szybko uodparniają się na kolejne preparaty, które przeciw nim stosujemy.
Przede wszystkim są przystosowane tak, byśmy jak najdłużej nie zobaczyli ich na głowie - dzięki barwie i umiejętności chowania, choćby za uszami. W długich włosach gra w chowanego może trwać dłużej i tyle.
4. Mity o wszach: zawsze powodują silne swędzenie głowy
Gdyby tak było, profilaktyczne sprawdzanie głów nie byłoby konieczne, bo kontrolować wystarczyłoby tylko tych, którzy się drapią.
Niestety, dopiero swędzenie głowy skłania niektórych do skontrolowania włosów. Tymczasem wczesne stadia wszawicy wcale go nie wywołują.
U niektórych osób świąd nie występuje wcale, a wtedy wszy swobodnie się panoszą. Są też tacy, którzy po pierwszych ugryzieniach mają tak silny odczyn zapalny, że zaraz intensywnie szukają przyczyny. Bywa, że prędzej wezmą pod uwagę alergię na nowy szampon niż wszy.
5. Mity o wszach: to problem dzieci
Jeśli twoje dziecko ma wszy, te nie pogardzą także twoją dorosłą głową. Owszem, wszawica szerzy się głównie wśród osób między 2 a 12 rokiem życia, ale to nie oznacza żadnych wyszukanych preferencji, tylko więcej okazji do zarażenia.
Nikt się wszawicą nie chwali i nie ma co się temu dziwić, bo to dość nieprzyjemny kłopot. Jeśli jednak rodzice nadal będą z nich robić tajemnicę, ukrywać 'wstydliwy" problem swoich pociech przed szkołą czy przedszkolem, krwiopijcy będą mieć się dobrze.
Błędne koło wszawicy na tym polega: najpierw jedno dziecko zaraża drugie, te kolejne i tak dalej. Potem rodzice dyskretnie zwalczają problem u tego, u którego udało się go zauważyć. Potem robią tak następni, więc to "wyleczone" znowu łapie problem od kolegi, którego wszy zaczęły podgryzać później...
Nie zawstydzajmy, nie ukrywajmy, dziecko nie jest winne, że ma wszy. Wszyscy mamy jednak problem, gdy solidarnie z nimi nie walczymy.