"Niehumanitarne". Codzienność polskich pacjentek w szpitalach uwłacza godności
Ta historia wydarzyła się w czołowym polskim szpitalu w Warszawie, ale równie dobrze mogła spotkać pacjentkę niemal wszędzie. To krajowa norma, coś tak naturalnego, że nawet się nad tym na co dzień nie zastanawiamy. Tymczasem nasza czytelniczka, pani Judyta, przypomniała nam dobitnie, że w tej sytuacji nie ma niczego normalnego. To jest chore!
PRZYWYKLIŚMY. Chyba nikogo nie dziwi, że w toalecie szpitalnej nie ma papieru toaletowego, pusto w pojemniku na mydło i płyn dezynfekcyjny, że placówki lecznictwa zamkniętego nie zapewniają chorym sztućców czy kubków na wodę.
Oczywiście, są chlubne wyjątki (czyli da się!), gdzie wszystko to po prostu jest, a pacjent czy jego opiekun nie doświadcza upokorzenia, bo okazał się "nieprzygotowany", także do sytuacji nagłej - do szpitala można przecież trafić prosto z ulicy.
Systemowo jednak to nie działa. Cieszymy się, że w ogóle ktoś nas chce leczyć "za darmo" i zapominamy, że podstawowe środki higieniczne mają wpływ na zdrowie i bezpieczeństwo pacjentów, a ich samopoczucie również nie jest bez znaczenia.
Podpaska - towar deficytowy
- W minionym tygodniu przebywałam na oddziale położniczo-ginekologicznym szpitalu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego Żwirki i Wigury 62 A. Tuż po przyjęciu na oddział dowiedziałam się, że szpital nie zapewnia pacjentkom podstawowych środków higienicznych, czyli podpasek, które podczas leczenia na takim oddziale są niezbędne - pisze do nas pani Judyta* i relacjonuje, jak zareagował personel na jej pytanie o podpaski.
Ku mojemu zdumieniu, zostałam poinstruowana przez (czujące się równie niezręcznie w tej sytuacji, co ja) położne, iż mogę zakupić podpaski w szpitalnym sklepiku oddalonym od oddziału o ok. 2 minuty spaceru. Zdezorientowana i osłabiona udałam się do sklepu, gdzie kupiłam 10 sztuk podpasek w cenie 20 zł
- twierdzi pacjentka i nie kryje oburzenia całą sytuacją.
Brak podpasek - problem ekonomiczny i zdrowotny
Nie ma się co dziwić. Krwawienie z dróg rodnych, niezależnie od okoliczności i przyczyny, gdy nie mamy odpowiednich środków higienicznych, zawsze jest sytuacją niekomfortową.
Wysyłanie po nie pacjentek z oddziału ginekologicznego jest po prostu oburzające, a możliwe, że w ogóle niezgodne z prawem. Zapytamy o to nie tylko sam szpital (treść listu została przekazana rzeczniczce placówki), ale różne instytucje odpowiedzialne za zdrowie i bezpieczeństwo Polaków.
Pani Judyta w swoim liście przyznaje, że zastanawiała się, co miałaby zrobić pacjentka, która jest sama, zbyt słaba, żeby udać się na zakupy lub zwyczajnie nie ma przy sobie pieniędzy.
Okazuje się, że w takiej sytuacji z pomocą przychodzi personel szpitala. "Okazało się, niektóre z położnych same - z własnych środków - finansują zakup artykułów higienicznych" - twierdzi autorka listu.
To również jest co najmniej niezdrowe.
Według mnie taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Nie dość, że powoduje niezręczną sytuację zarówno dla pacjentek, jak i pracowników. Takie zachowanie, wobec ubezpieczonych pacjentek przebywających w europejskiej placówce szpitalnej jest po prostu niehumanitarne
- podsumowuje pani Judyta.
Podpaski, pieluchy, piżamy, kubki, papier toaletowy - czym jest podstawowy standard leczenia
Według polskiego prawa szpital ma obowiązek zapewnić pacjentowi wszystko, co jest niezbędne w przebiegu leczenia. Stąd w placówkach szpitalnych jesteśmy żywieni (a przynajmniej powinniśmy być) zgodnie z zapotrzebowaniem organizmu, dostajemy płyny, mamy mieć możliwość umycia rąk etc.
Interpretacja tego, co jest faktycznie pacjentowi niezbędne, jest w Polsce dość swobodna i odmienna, nie brakuje dowolnych interpretacji i nadinterpretacji. Okazuje się jednak, że według wielu specjalistów, a nawet instytucji kontrolnych, sytuacja w WUM jest niewłaściwa i niewykluczone są w najbliższym czasie kontrole w tej sprawie (do tematu wrócimy, jak poznamy oficjalnie szczegóły).
Kilka lat temu sporo kontrowersji budziła akcja, która miała na celu swobodny dostęp do środków higienicznych w placówkach edukacyjnych. Wiele osób twierdziło, że w Polsce to wydumany problem. Okazuje się jednak, że różowe pojemniki z podpaskami pojawiły się w wielu szkołach, na niektórych uczelniach czy w zakładach pracy i zostały tam do dziś.
Polskie szpitale są daleko w tyle, nie tylko z podpaskami. Potrzebna jest zmiana mentalnościowa, kulturowa lub po prostu jednoznaczne, egzekwowane przepisy.
Znamy osobiście sytuację, gdy niepełnosprawne dziecko zostało zabrane z przedszkola w związku z atakiem padaczkowym, a matkę karetka zabrała po drodze do szpitala - bez ubranek, pieluch, wody etc.
Na miejscu okazało się, że niepełnosprawny kilkulatek z autyzmem musi zostać w placówce. na izbie przyjęć mamę zapewniono, że dostanie dla dziecka wszystko, co potrzeba, a i o nią zatroszczy się personel, skoro nie będzie mogła odejść od łóżka dziecka.
W praktyce to "wszystko" dla dziecka okazało się parą różowych damskich spodni, jedną za małą koszulką, 2 sztukami pieluch jednorazowych: jednej dla osoby dorosłej, drugiej dla noworodka.
Mamie zaproponowano korzystanie z kuchenki oddziałowej. Zastała tam wrzątek w czajniku i żadnych naczyń kuchennych. Mogła się albo napić tego wrzątku prosto z czajnika, albo kranówy z własnych dłoni.
Szczęśliwie, pomogli życzliwi sąsiedzi: spakowali mamę i dziecko (mieli zapasowe klucze do mieszkania), wszystko dostarczyli do placówki w krótkim czasie.
Wciąż wszystko opiera się u nas na tej życzliwości i nieżyczliwości. Zgodnie z prawem chyba, bo przecież można leczyć padaczkę nawet z brudnym tyłkiem.
O to wszystko zapytamy jednak decydentów, także o to, czy i kiedy zamierzają to zmienić. Do tematu wrócimy nieraz, chyba że problem zniknie.