Zmęczenie, brak chęci do życia. Czy to anhedonia? [Porada eksperta]
Nie wiem, od czego zacząć, pierwszy raz sam się zgłaszam o pomoc, bo zawsze się wstydziłem o nią prosić, nawet jak miałem większe problemy. Jestem po dwóch próbach samobójczych. W obydwu przypadkach próba samobójcza była taka sama, trucie się lekami na padaczkę, na którą choruję od dziecka, mam również stwierdzone nadciśnienie tętnicze i zaburzenia osobowości o złożonej etiologii F07 (zaburzenia stwierdzone w wieku 20 lat). Również od dziecka bylem wychowywany przez matkę, bo ojciec ją zdradził, uderzył w brzuch podczas ciąży, stąd jestem wcześniakiem. Matka się starała zastąpić i mnie, i mojej siostrze naszych ojców (bo mamy innych). Matka całe życie starała się mnie kontrolować, według niej "dla mojego dobra". Mam 28 lat, do niedawna mieszkałem z matką, która ostatecznie przesadziła z kontrolą, zaglądając na moje konto FB, gdzie z narzeczoną opisywaliśmy problem mojej matki, to doprowadziło do mojej wyprowadzki o 120 km od niej. Cały czas matka ma do mnie żal, że moje wypłaty są od niedawna na moim koncie bankowym, że mam swoje konto i wyrządziłem jej taką krzywdę, mimo że ja czułem większą krzywdę poprzez poniżenie. Jako główny najemca mieszkania (tzn. moja matka) starała się ograniczyć mi dostęp do pokoju, gdzie miałem swoje dokumenty lekarskie czy korzystania z AGD, a to tylko dlatego, że uważa cały czas, że jej się należą alimenty, które dostaję, i większość pieniędzy, które zarabiam. Matka jest po dwóch udarach, ma niedokrwistość złośliwą i krwiaka mózgu, niedocukrzenie. Nie wiem, na ile mogę tłumaczyć to jej chorobami, a ile problemami ze sobą. Podejrzewam, że całe moje życie w konfrontacji z moją matką, gdzie prawdopodobnie jestem niechcianym jej dzieckiem, ma wpływ na mnie obecnie. Obecnie mieszkam z narzeczoną na stancji i nie czuję się szczęśliwy, powróciłem do leczenia padaczki, które sam przerwałem parę lat temu. Czuję się zmęczony psychicznie, jestem przybity, ostatnio mam myśli, jakby było być samemu, nic nie czuć albo umrzeć, nic nie czując oprócz ukojenia. Moją pasją jest muzyka, chodziłem do szkoły muzycznej, ale nigdy nie było mnie stać na własną gitarę. Teraz w związku wydaję jeszcze więcej pieniędzy na swoje leki, życie i wspomagając narzeczoną, która choruje na SM i ma stany depresyjne. Ostatnio czuję się okropnie, moje życie traci sens, tracę czucie jakiejkolwiek radości, nie ruszam się z łóżka, ostatnio nie odczuwam głodu, jedyny mój ruch to do pracy. Ograniczyłem kontakt z moją rodziną, także dochodzi, że ograniczam kontakt z rodziną narzeczonej, która mnie ciepło przyjęła. Dwa dni temu narzeczona nakryła mnie, że przeglądałem zdjęcia nagich kobiet, a kiedyś obiecałem, że to przestanę robić i pójdę na terapię dla dobra związku. Od tamtej pory, tych dwóch dni, czuję się bardzo źle, zawiodłem się na sobie, że złamałem parę obietnic dość istotnych, boję się żyć, boję się każdej kolejnej godziny, ciszy, ale też boję się umierać. Jestem w martwym punkcie, a nie potrafię chodzić na psychoterapię, bo na moje nieszczęście trafiam na młode kobiety, zaczynam się wtedy bardziej wstydzić swoich problemów, a następnie znowu zostaję z tym sam. Miałem leczenie psychiatryczne, na które nie uczęszczam, bo się wstydzę. Boję się, że któregoś dnia będę w takim stanie, że coś sobie zrobię. Boję się życia, ale też boję się umierać. Nie radzę sobie z problemami i potrzebuję pomocy, pomocy, kiedy jestem anonimowy, bo wtedy czuję się bardziej bezpieczny. Co mogę zrobić, by mieć lepsze życie, czuć się lepiej, mieć chęci do życia i cieszyć się choć z małych rzeczy? Czy to już jest anhedonia?
Piszesz o bardzo poważnym problemie, sam wiesz. Konieczna jest pomoc psychologiczna - psychologiczna i psychiatryczna, bo w grę wchodzi też leczenie farmakologiczne. Sprawdź, w której poradni zdrowia psychicznego przyjmuje psycholog mężczyzna i zapisz się jak najprędzej. Z drugiej strony, warto spróbować przełamać wstyd i podjąć terapię u psycholog kobiety, jeżeli nie trafisz na mężczyznę. Udaj się też do psychiatry, bo być może trzeba już zacząć leczenie antydepresyjne. Gratuluję siły woli na rozstanie z matką - to na pewno dobry ruch. Kontynuuj to konstruktywne działanie szybkim podjęciem leczenia.
Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza.
Inne porady tego eksperta