W kręgu UZALEŻNIEŃ - od czego można się uzależnić i jak walczyć z chorobą
Uzależnienie zaczyna się niewinnie: kieliszek koniaku na sen, godzinka przy komputerze. Potem „to” niepostrzeżenie wrasta w życie i człowiek wpada w pułapkę nałogu, z której już nie wyjdzie sam. O tym, czym jest uzależnienie i jak można je leczyć z Lubomirą Szawdyn rozmawia Anna Krasuska.
Czy ktoś, kto wypija dwa piwa dziennie, jest już uzależniony?
Jeżeli rzeczywiście robi to codziennie, to ma szansę szybko się uzależnić. Dotychczas nie oznaczono toksycznej dawki alkoholu. Uzależnienie najlepiej rozpoznaje się po zespole odstawienia.
No właśnie, co to jest zespół odstawienia?
Jego konsekwencje mogą być dramatyczne. Organizm po odstawieniu reaguje bólami, zaburzeniami krążenia, problemami ze strony układu pokarmowego, bezsennością i depresją. Mogą wystąpić halucynacje, urojenia, myśli samobójcze. Dlatego pacjenci z zespołem odstawienia często trafiają do szpitala.
Choroba woli
Według norm Światowej Organizacji Zdrowia uzależnioną od substancji chemicznej lub czynności zmieniającej świadomość jest osoba, która ma przymus (stałą lub okresową nieodpartą chęć) zażywania tej substancji lub wykonywania danej czynności i u której związane z tym przymusem są problemy zdrowotne (somatyczne i psychiczne) rodzinne i społeczne.
Leczenie
Nie ma uniwersalnej metody leczenia uzależnień. Terapii jest wiele, a powodzenie leczenia zależy przede wszystkim od tego, czy człowiek chce naprawić swoje życie. Nawet najbardziej nowatorska metoda nie pomoże temu, kto nie zrozumie, że jest uzależniony. Jeśli nie przyzna się on do problemu, to leczenie będzie pozorne. Terapia ma przywrócić człowiekowi harmonię, bo trzeźwe życie to życie w harmonii ze sobą i ze światem, a do tego niezbędna jest szczerość.
Niezależnie od ilości przyjmowanego środka?
To stereotyp, z którym trzeba się rozprawić. Ludziom się wydaje, że alkoholizm zależy od lat picia i ilości wypijanego alkoholu. Tymczasem można pić mało, ale regularnie i się uzależnić. Pewna starsza pani miała zwyczaj wypijać kieliszek koniaku na noc. Z biegiem lat kieliszek był coraz większy, więc jej córka zaczęła się niepokoić. Mama zapewniała ją, że w każdej chwili może odstawić alkohol. Kiedy to zrobiła, wystąpił ciężki zespół odstawienia z zaburzeniami krążenia, silnym lękiem i majaczeniem.
Jeśli jednak jej to wcześniej nie przeszkadzało… Może nie trzeba ludzi „naprawiać” na siłę?
Jak to nie przeszkadzało?! Piła coraz więcej i całe szczęście, że jej córka zauważyła to w porę. Możemy oczywiście świadomie wybrać „leczenie” alkoholem, ale w takiej sytuacji powinniśmy także przewidzieć tego skutki.
Gdzie leży granica? Kiedy zaczyna się uzależnienie?
Wszyscy pytają o granicę! Granica jest wtedy, kiedy „to” nam zaczyna szkodzić, a my tego nie widzimy!
Ale w takim razie zawsze musi być ktoś, kto nam uświadomi, że jesteśmy uzależnieni
Niekoniecznie. Czasem sygnały płyną z naszego wnętrza. Czujemy ból, z którym chcemy coś zrobić, i zaczynamy szukać pomocy.
Albo pijemy…
Tak… żeby życie nie bolało. To się nazywa „kostka krzywdy”. Niektórzy nie rozpoznają sygnałów cierpienia – zwłaszcza te osoby, które były krzywdzone w dzieciństwie. A wewnętrzna martyrologia prowadzi nas bardzo często na manowce.
Czy to prawda, że uzależnić możemy się od wszystkiego? Dlaczego tak jest?
Niestety, to prawda, a przyczyny tkwią w transformacji życia na ziemi. Uzależniamy się od gier hazardowych, od komputera, seksu, jedzenia, zakupów, ryzykownych sportów, od kompulsywnych czynności, a nawet od obsesyjnych myśli. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że tacy ludzie włączeni w program leczenia alkoholizmu zdrowieją szybciej niż wtedy, gdy proponuje się im inne terapie. Nie ma czegoś takiego jak czysty alkoholizm czy czysty nikotynizm. Jeśli człowiek próbuje sobie poradzić sam z problemem, to zwykle zamienia jedno uzależnienie na inne. Przestaje pić i staje się np. hazardzistą, lekomanem, zakupoholikiem czy kimś tam jeszcze. Ktoś, kto ma taką predyspozycję, uzależnia się od wszystkiego, co jest na rynku. A rynek jest bezczelny i bez skrupułów wykorzystuje nasze słabości. Ludzie lecą za modą, robią, co media każą i nieuchronnie popadają w rytuały. To jest takie niewolnictwo przy okazji, bo rytuały uzależniają.
Nawet zwykła, codzienna gimnastyka?
Jeżeli usztywniamy się tak, że nie możemy bez niej funkcjonować, że nie potrafimy sobie wybaczyć jednego dnia bez ćwiczeń, to tak – gimnastyka też może uzależnić, podobnie jak przymus sprzątania. Należy przyjrzeć się temu, co dzieje się z czasem. Jeśli na daną czynność poświęcamy go coraz więcej i w końcu tracimy poczucie czasu, to powinny się zapalić ostrzegawcze światełka. Sztywność emocjonalna jest jedną z cech uzależnienia. Jeżeli nie jesteśmy spontaniczni, nie potrafimy przyznać się do błędów, usztywniamy swoją strukturę doby w sposób ceremonialno-obrzędowy i trzymamy się tego równo… Jeśli nasza dusza jest stłamszona i nie ma przestrzeni do samorealizacji, to pojawiają się różne „izmy”. Przecież łatwiej jest żyć według schematów.
Skoro tak, to po co w ogóle leczyć uzależnienia?
Ze względu na konsekwencje. Przyjmowanie środków chemicznych prowadzi do śmierci. Ale skutki uzależnienia są katastrofalne z wielu powodów. Dla samego pacjenta z powodów zdrowotnych i psychicznych. Dla rodzin jest to po prostu dramat piekielny, w którym zdarza się wszystko: znęcanie się fizyczne i psychiczne, molestowanie, kłamstwa, kradzieże, latanie z siekierą… Skutki społeczne są takie, że uzależnieni są często ludźmi, którzy nic nie produkują – poza kłopotami. W dodatku wciągają w to wszystko swoje otoczenie, wykorzystują ludzi, zmuszają ich do kłamstwa. Bo żebyśmy mogli przetrwać, pijąc czy grając, ktoś musi nam w tym pomagać! Dlatego uzależnieni mają zawsze swoich aliantów, którzy likwidują szkody i zacierają ślady. W rodzinie osoba uzależniona jest jak gumowy słoń. Kiedy zaczyna się ciąg, to tego słonia jakby ktoś nadmuchał. Wypełnia wszystkie przestrzenie domu, a rodzina porusza się przy listwach podłogowych. Potem powietrze z niego schodzi i leży taki kapeć. Rodzina się nad nim pochyla, wszyscy go czyszczą, reanimują…
Jak może pomóc rodzina?
Stosując konsekwentnie tak zwaną twardą miłość. Przestać pomagać w piciu, nie sprzątać, nie udawać, że nic się nie stało. Ważne jest, żeby cała rodzina poddała się terapii lub choćby edukacji! Wtedy szansa na wyzdrowienie takiego człowieka zwiększa się dwukrotnie.
Samemu nie można sobie z uzależnieniem poradzić? A co z naszą wolą?
Przymus na tym polega, że nie zależy od woli. Samemu nie można z tego wyjść. Trzeba się zwrócić do specjalisty. Paradoksalnie zdrowienie rozpoczyna się właśnie od zauważenia własnej bezsilności i przyznania się do niej. Jeśli przestaję walczyć i ogłaszam bezsilność, to nagle wokół mnie robi się przestrzeń – miejsce na autorefleksję. Dlatego ogłoszenie bezsilności to pierwszy krok w grupach terapeutycznych, grupach AA i innych działających na podobnych zasadach.
Na czym polega terapia uzależnienia? Stosuje się jedną metodę czy wiele?
Terapia jest jedna, tylko ubiera się ją w różne sukienki. Najpierw jest proces poznawczy – przyglądanie się sobie, robienie bilansu strat i zysków. Potem zaczyna się proces behawioralny, czyli uczenie się nowego życia bez tych wszystkich podpórek. Rytuały związane z uzależnieniem tak wrastają w naszą dobę, że zdrowienie wymaga zmiany myślenia, zrobienia porządku z całym życiem. Trzeba się nauczyć nowych odruchów – narodzić się na nowo, jak mówią moi pacjenci. Pierwszą rzeczą jest jednak szczerość wobec siebie, przyznanie się do problemu i zmierzenie się z nim.
Można się obyć bez terapii grupowej?
Konieczna jest konfrontacja z rozmaitością ludzkich przeżyć. Przekonanie, że można gdzieś w zaciszu domowym wyleczyć się z uzależnienia, to kolejny mit. Dlatego trzeba też uważać na rozmaitych guru, którzy nam to obiecują. Osoby wychodzące z uzależnienia mogą bardzo pomóc. Warto ich posłuchać, na przykład na mityngu AA. Czasem jednak ludzie trzeźwiejący odkrywają, że mają misję i popadają w kolejne uzależnienie, jakim jest przymus bycia guru. Tymczasem cała zabawa polega na tym, żeby osoby prowadzące terapię – a mogą to być też trzeźwiejący alkoholicy – miały za sobą kurs pokory. Terapeuta nie może zarządzać cudzym życiem i dawać na to życie instrukcji. Jeśli bowiem człowiek uzależniony zaufa swojemu guru, a instrukcja się nie sprawdzi – to taki ktoś zwykle ginie.
miesięcznik "Zdrowie"Porady eksperta