Terapia małżeńska: na czym polega i kiedy ma sens?
Terapia małżeńska może okazać się jedynym ratunkiem dla związku, gdy partnerzy nie potrafią sobie radzić z konfliktami i sporami, a żale, pretensje i skrywane urazy pogłębiają kryzys, prowadząc do rozstania. Kiedy terapia małżeńska ma jeszcze sens i czym różni się od mediacji?
Spis treści
- Terapia małżeńska uczy akceptacji i słuchania drugiej osoby
- Kiedy iść na terapię małżeńską?
- Terapia dla par czy indywidualna?
- Mediacja to nie terapia
- Najczęstsze powody kryzysów w małżeństwach
- Terapia małżeńska uczy komunikacji
Kiedy terapia małżeńska jest w stanie uratować, odbudować związek dwojga do niedawna kochających się ludzi? Na początku związku, gdy dzięki wzajemnej fascynacji patrzymy na siebie przez różowe okulary, z budowaniem relacji na ogół nie mamy żadnego problemu. Zadurzeni po uszy uważamy ukochaną osobę za wyjątkową. Jest najpiękniejsza i pod każdym względem najlepsza. Nawet jej wady wydają się nam urocze. Stale odkrywamy w sobie podobieństwa, pragniemy tego samego. Z czasem zaślepienie mija i zaczynamy pomału dostrzegać, że dzieli nas znacznie więcej, niż nam się wydawało. Na tym tle dochodzi do nieporozumień.
Terapia małżeńska uczy akceptacji i słuchania drugiej osoby
Kryzysy w życiu pary mogą pojawiać się z różnych powodów, jak: pogoń za karierą i związany z tym brak czasu, chęć przeforsowania swoich wartości i oczekiwań wobec partnera i związku, problemy związane z wychowaniem dzieci. Ale najczęściej są to trudności w komunikacji. Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać i siebie słuchać. Nie umieją jasno określić swoich potrzeb i roli w związku ani zaakceptować tego, że każdy z nas jest inny. Zamiast pozwolić sobie na realizowanie własnych celów i rozwój, oczywiście w granicach rozsądku, próbujemy na siłę zmienić partnera i dopasować go do siebie. Gubimy szacunek dla potrzeb i przyzwyczajeń drugiej osoby. Najczęściej pary przegapiają moment, kiedy ich relacje zaczynają się psuć. Kryzys wywołuje silne emocje – złość, smutek, poczucie niespełnienia, odtrącenia.
Małżonkowie, zamiast pogłębiać i utrwalać związek, zaczynają się od siebie oddalać albo ze sobą walczyć. Często wystarczy dobrze poprowadzona rozmowa, by okazało się, że naprawdę wiele ich łączy, tylko nie potrafią tego jasno wyrazić.
Kiedy iść na terapię małżeńską?
Gdy po kilku samodzielnych próbach nie udaje się zażegnać kryzysu, warto skorzystać z terapii. Spotkania ze specjalistą usprawnią wzajemną komunikację, pomogą lepiej zrozumieć siebie nawzajem, wyjaśnić postępowanie, reakcje, emocje, znaleźć kompromisy, które są podstawą trwałego związku.
Do niedawna częściej inicjatorkami wizyt u psychologa były kobiety. Dzisiaj połowa par przychodzi na terapię z inicjatywy mężczyzn, którzy – zdaniem specjalistów – coraz bardziej angażują się w naprawianie związku. Terapia małżeńska ma uchronić parę przed rozwodem. Czy to się uda, trudno powiedzieć na pierwszym spotkaniu. Ciężko ratować związek, gdy jedna osoba chce skorzystać z terapii, a druga nie. Ale zawsze warto spróbować, choćby miała to być jednorazowa wizyta, żeby potem nie żałować, że nie zrobiliśmy wszystkiego.
Gdy oboje małżonkowie chcą naprawić błędy, zwykle się udaje. Jeśli jedna strona mówi, że nie chce rozwodu, a druga się zastanawia, sprawa jest trudniejsza. Ale czasem pary, które na początku chciały się rozstać, po dwóch latach przychodzenia na terapię decydują się na dziecko. Odbudowywanie relacji może zająć dużo czasu. Ludzie przychodzą na terapię rok, zanim nauczą się ze sobą rozmawiać.
Terapia dla par czy indywidualna?
Po wstępnej rozmowie terapeuta zaleca terapię dla par, jeśli problem dotyczy dwojga, bo na przykład zaburzona jest komunikacja, albo – gdy na przykład stwierdzi problemy jednej z osób wyniesione z domu rodzinnego: zaburzone relacje lub przemoc w rodzinie – kieruje na terapię indywidualną. Podczas rozmowy konsultacyjnej psycholog dobiera metody terapeutyczne tak, by się nie wykluczały. Chodzi o to, by nie burzyć koncepcji pomocy. Terapia indywidualna sięga do głębokich pokładów emocjonalnych, terapia par może polegać tylko na rozmowie. Czasem podczas pracy z parami stosuje się terapię poznawczo-behawioralną. Partner ma trudności z okazywaniem uczuć, a partnerka oczekuje dotyku. Zaczyna on więc przytulać się do partnerki, mimo że nie jest to dla niego ważne. Po pewnym czasie może się jednak okazać, że zacznie doceniać bliskość fizyczną.
Mediacja to nie terapia
Często ludzie mylą te pojęcia, bo łatwiej im powiedzieć „idziemy na mediację” niż „idziemy na terapię”. Zadaniem terapii jest ratowanie związku, mediacja polega na dochodzeniu do porozumienia w konkretnych sprawach, np. dotyczących rozwodu (z orzekaniem o winie czy za porozumieniem stron, podział majątku, alimenty, opieka nad dzieckiem) bez udziału sądu. Mediator nie musi być terapeutą, nie pomaga rozwiązać problemu emocjonalnego, nie leczy, tylko ułatwia komunikację między partnerami w spornych kwestiach. Mediatorem może być każdy, kto skończył odpowiedni kurs. Jeśli jest nim psycholog, to dodatkowo może uruchomić pewne narzędzia, które pomogą w mediacji.
Na mediację idziemy wtedy, gdy chcemy się rozwieść, a nie gdy próbujemy ratować związek. Przy osobie trzeciej łatwiej nad sobą zapanować i wtedy łatwiej o kompromis. Gdy partnerzy zaczynają się oskarżać, mediator sprowadza ich do tematu, z którym przyszli. Przy wyborze rozwiązań bierze zawsze pod uwagę dobro dzieci.
Najczęstsze powody kryzysów w małżeństwach
Gdy coś się nie układa, zwykle obarczamy winą partnera. Widzimy jego wady, wiemy, co powinien zmienić, natomiast nie ma w nas pokory, nie dostrzegamy własnych problemów. Łatwiej przerzucić winę na kogoś, niż przyznać się, że może to my popełniamy błędy. Nigdy nie jest tak, że kryzys powoduje tylko jedna osoba, a druga jest bez winy.
Dlatego dopóki nie zauważymy naszego wkładu w destrukcję małżeństwa, dopóty nie uda się go naprawić. Czasami związki się rozpadają, gdy jedna strona potrzebuje nadopiekuńczości, której nie dostaje, albo gdy jest na drugiej uwieszona. Jeśli daje się za dużo, to też niedobrze. Partner nie potrafi się odwzajemnić, więc zaczyna się oddalać.
Jeżeli powodem kryzysu jest zdrada, trzeba zrozumieć, dlaczego do niej doszło. Czego partner musiał szukać poza małżeństwem? W procesie terapii zdradę postrzega się jako objaw tego, co się działo w związku. Osobie zdradzonej trudno przyznać, że ma w tym swój udział. Trzeba mieć wiele pokory, ale jeśli się to zrozumie, wtedy łatwiej wybaczyć.
Osobom, które żyją w trójkącie, terapeuta pomaga odpowiedzieć na pytanie, czy chcą w tym tkwić, który związek jest dla nich ważniejszy. Można wybaczyć zdradę, można wyciągnąć wnioski z każdego potknięcia, w zależności od tego, jak to postrzegamy. Trzeba pamiętać, że osoby, które zdradzają, też mają obciążenia psychiczne z tym związane i nie jest to dla nich takie łatwe.
Terapia małżeńska uczy komunikacji
U podstaw większości kryzysów leży zaburzona komunikacja. Nie słuchamy, narzucamy swoje racje, ale też nie jesteśmy asertywni, nie umiemy walczyć o swoje, tylko w środku skrywamy żale, a te wcześniej czy później prowadzą do destrukcji związku.
Często sposób komunikowania w domu rodzinnym przenosimy do swojej rodziny. Jeśli matka była apodyktyczna, przejmujemy taki wzorzec. Gdy komunikacja się poprawi, zwykle część innych problemów sama się rozwiązuje. Czasem terapeuta zadaje pracę domową: trzeba coś przemyśleć, opisać. Na przykład jak rozumiemy małżeństwo, jakie są nasze potrzeby. Okazuje się wtedy, że dla jednej osoby poczucie bezpieczeństwa to wysokie konto, dla innej – dom, ciepło, spokój.
Każdy patrzy na związek przez swoją definicję. Aby utrzymać dobre relacje, trzeba nauczyć się mówić otwarcie o swoich potrzebach, priorytetach, co dla każdego jest ważne, do czego nie przywiązuje wagi. Czasem para mówi o tym samym, ale innym językiem, innym razem mówią o zupełnie innych rzeczach, przekonani, że chodzi im o to samo. Trzeba to wszystko wyjaśnić.
miesięcznik "Zdrowie"Porady eksperta