Jak zmienić siebie i swoje życie? [Porada eksperta]
Długo zajęło mi zdefiniowanie tego, co we mnie siedzi, mną rządzi i dyryguje moim życiem. Jestem sfrustrowana sobą. Swoim życiem i tym, że nic mi w nim nie wychodzi tak, jakbym chciała. Tak to nazywam „ tak, jakbym tego chciała”, tylko że ja nie wiem, jakbym chciała. Zawsze zastanawiam się, jak by to było być na coś konkretnego zorientowanym. Moi znajomi rozwijają się każdy w swojej dziedzinie. Kiedy się spotykamy, zawsze słyszę, kto próbuje swoich sił w swojej dziedzinie, i mam wrażenie, że każdy w swoim życiu stawia na siebie, swój rozwój i swoje zadowolenie. Dopiero na drugim miejscu jest zadowolenie z czasu wolnego i z życia towarzyskiego. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ja na wieść o wspólnym spotkaniu, wyjściu gdzieś czy jakimkolwiek spędzeniu czasu w grupie osób, które lubię, potrafię się zaangażować zawsze tak, żeby doszło do skutku. Ja nie mam skrupułów, żeby odwołać coś „zawodowego”, znaleźć opiekę do dziecka za wszelką cenę, tylko po to, żeby wyjść, bo póki co to jest to na czym mi życiowo zależy. Przykre, wiem. Moje życie podporządkowane jest spotkaniem towarzyskim, bo nie mam innego celu. Mam pracę, męża, córeczkę, nie wiedzie mi się źle finansowo, a jednak ciągle jestem czymś zmęczona, coś mnie trapi i na coś narzekam. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Nie mam motoru napędowego w postaci ambicji zawodowych, nie pnę się w górę z niczym, bo na niczym zawodowo mi nie zależy na tyle, żebym mogła się temu poświęcić. Mam pracę, której nie lubię. Tym bardziej cieszę się, że ciągnę jeszcze urlop macierzyński, tak długo jak się da. Jeśli miałabym powiedzieć, co najbardziej lubię w mojej pracy, to odpowiedziałabym, że pić kawę i rozmawiać z ludźmi, z którymi pracuję. Bo na załogę akurat nie mogę narzekać. Wielokrotnie zaglądam do ofert pracy, wpisując hasła, które wydają się interesujące dla mnie zawodowo, ale nigdy nie brnę dalej. Nie rozsyłam CV, nie próbuję, bo zbyt szybko się poddaję. W głowie mam to, że mam stabilną pracę, chociaż mało satysfakcjonującą, po co to zmieniać, skoro mam dziecko i w każdej chwili, kiedy będę potrzebowała się zwolnić, wziąć urlop, zawsze mogę to zrobić. Nowa praca - nowe obowiązki i nie wiadomo, jakie środowisko. Wówczas rezygnuję. I tak już kilka lat. Jestem sfrustrowana również w nocy, kiedy moje dziecko krzyczy, a ja chcę spać. Krzyczę na nią, chociaż wiem, że nie powinnam. Odnoszę się do niej tak, że na drugi dzień jest mi z tego powodu bardzo przykro i mam jeszcze większego doła. Mój mąż mnie uspokaja, prosi, żebym tego nie robiła, bo to nic nie da, ale ja nie potrafię i czasem nawet sobie myślę, że przez takie zachowanie kiedyś i on będzie miał mnie po dziurki w nosie. Nie ma się czemu dziwić. Sama siebie nienawidzę za takie zachowania, ale w nerwach i złości nie potrafię się opanować. Najgorsze jest to, że mój mąż prosi mnie, żebym pod jego nieobecność (pracuje wyjazdowo) brała małą i spała u rodziców, bo boi się, że jej coś zrobię. Wtedy czuję się naprawdę źle, bo wiem, że moje emocje są ogromne, wyżywam się na niej słownie, ale wiem też, że nie jestem zdolna do zrobienia jej krzywdy. To się po prostu wie i czuje. Tak wygląda moje życie. Jestem nieporadna, nie potrafię sobie znaleźć nic, co mogłoby cieszyć i napędzać. Kocham moje dziecko, dlatego opóźniam powrót do pracy po urlopie macierzyńskim, tak długo jak się tylko da, tym samym blokując sobie wyjście do innych ludzi. Nie wiem, na co się zdecydować. Zostać z nią w domu? Iść do pracy? Nie wiem. Chcę być z córką, ale czuję, że muszę coś zmienić… a najgorsze jest to, że mój typ frustracji i może nawet osobowości mi na to nie pozwoli. Zawsze myślałam, że w moim życiu musi stać się coś złego, żebym w końcu zrozumiała, jak wiele posiadam, i stało się. Mam guza ślinianki. Na szczęście jest łagodny - do wycięcia i po sprawie, ale na jakiś czas cała ta sytuacja mocno mną wstrząsnęła i poczułam, że moje życie przewartościowało się. Owszem, do czasu do póki się z tym oswoiłam, dostałam termin do szpitala i znów wszystko wróciło do normy. Ja nie potrafię inaczej żyć i być wdzięczna za to, co mam. Chcę się zmienić, chcę zmienić moje życie na bardziej satysfakcjonujące albo zmienić osobowość na bardziej optymistyczną, cieszącą się z siebie i swojej rodziny… ale nie wiem jak.
Dziękuję za list. Korespondencyjna porada musi sprowadzić się do tego, że konieczna jest konsultacja psychologiczna. Piszesz o życiowych postawach i preferencjach swoich rodziców, ale nic o tym, jakimi byli dla Ciebie rodzicami, czy - w praktyce - wspierali Cię i akceptowali, czy też tylko wymagali i krytykowali (oczywiście, w największym uproszczeniu). Na rozwój osobowości wpływa wiele zmiennych i w procesie terapii musisz je po kolei rozpoznać, nazwać i zrozumieć ich związek ze swoim poczuciem własnej wartości i samopoczuciem. Czeka Cię długa droga, ale ciekawa i dająca perspektywę zmiany. Znajdź w internecie stronę Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i zakładkę "rekomendowani psychoterapeuci", wyszukaj kogoś najbliżej Twojego miejsca zamieszkania i zacznij proces zmian. Powodzenia!
Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza.
Inne porady tego eksperta