Jak nie tracić życia? [Porada eksperta]
Prawie półtora roku temu rozstałam się ze swoim mężem, kilka miesięcy po urodzeniu naszego synka. Nie spodziwałam się tego, trudno było mi w to uwierzyć. Uwierzyłam, ale nadal jest trudno. Odszedł po 10 latach wspólnego życia (z młodszą, ledwo poznaną kobietą) w bardzo trudnym dla nas momencie, nie licząc się ze stanem moim i dziecka, mimo, że dotąd mogłam powiedzieć, że był najbliższą mi osobą na świecie (i ja dla niego też, choć ciężko mi w to teraz wierzyć). Dziecko było zaplanowane i wyczekane, a my wydawałoby się, dość dojrzali. Nie miałam powodu czuć się niekochana, świadczyły o tym także słowa. Rozmawiamy ze sobą, utrzymuję z nim dość poprawny kontakt głównie ze względu na synka, odwiedza małego dość często. Mam poczucie, że wciąż "coś wisi w powietrzu", że to jeszcze nie koniec tej historii. Wydaje mi się, że on wciąż się miota, a ja potrzebuję zakończyć ten etap swojego życia. Próbowałam rozmawiać, zrozumieć co się stało, ale on nie jest w stanie mi tego wyjaśnić. Potrzebowałam tego, aby zobaczyć w nim tego człowieka, którego kochałam i z którym się rozstałam zachowując ten etap życia jako szczęśliwy. Czuję się oszukana, bo widzę niedojrzałego człowieka, który jest kimś innym, niż wydawał mi się będąc ze mną. Mam poczucie, że to trwa już zbyt długo, że sama dla siebie muszę ten etap zakończyć. Jak to zrobić? Jak postępować, aby traktować go tylko jak ojca naszego synka? Jak układać wspólne relacje, aby to było jak najmniej bolesne, jak nie wplątywać przykrych wspomnień, podejrzeń? Jak przestać tracić życie?
Witaj! Przeżyłaś bardzo silne rozczarowanie i zostałaś zawiedziona przez najbliższą osobę. To bardzo silne i ciężkie przeżycie. Jesteś silną kobietą i widzę, że dobrze sobie radzisz. Niestety tak to czasem bywa, że niektórzy wydają sie mieć jakąś mniejsza wytrzymałość na trudy dnia codziennego. Byłego męża przerosła sytuacja pojawienia się na świecie dziecka, pomimo tego, że było ono zaplanowane i oczekiwane. Szkoda. Szkoda dla ciebie, dla dziecka i dla niego także. Nie dał sobie szansy na rozwój, na dorośnięcie, na piękne, choć trudne doświadczenie bycia ojcem wychowującym syna. To wielkie wyzwanie - a on nie dał rady. Myślę, że trudno mu będzie to w sobie zaakceptować. Być może dlatego, te jego rozterki i niepogodzenie się ze sobą. Pewnie coś go gryzie i może miałby ochotę coś naprawić, ale ty już chyba tego nie chcesz... Masz prawo. Nie tracisz życia, po prostu je przeżywasz. Takie ono teraz właśnie jest. Pełne rozchwianych emocji, pełne smutku i trudu. To jest właśnie twoje obecne życie. Taki jego etap. Ten etap minie i zacznie się inny. Wyglądasz na rozsądną i mocną kobietę i dlatego będziesz przechodziła te etapy tylko nie popędzaj się. To czasem trwa. Dłużej niż byśmy chcieli. jeśli jednak będziesz się z tym za bardzo męczyła - skorzystaj z pomocy specjalisty. Pomoże ci poradzić sobie z emocjami i postawieniem nowych celów w życiu. Trzymaj się.
Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza.
Inne porady tego eksperta