Wyznania bulimiczki, czyli wywiad z Wilczo Głodną

2019-09-30 14:36

Bulimiczki to mistrzynie kamuflażu. Często o ich chorobie nie wie nikt, dramat rozgrywa się w wielkiej samotności. Osobom w szponach wilczego głodu Anna Gruszczyńska daje przykład i nadzieję, że można pokonać chorobę i wyjść z niej silniejszym. Przeczytaj wywiad z Wilczo Głodną i dowiedz się, jak sobie poradziła z bulimią.

Wyznania bulimiczki, czyli wywiad z Wilczo Głodną
Autor: Materiały prasowe

Spis treści

  1. Na bulimię nie chorują tylko nastolatki, jak się powszechnie uważa
  2. Bulimicy są wśród nas
  3. Na początku Ania miała poczucie winy, że zjadła np. za dużo ciasta lub chleba, potem już przychodziły typowe ataki wilczego głodu, nad którymi zupełnie nie mogła zapanować
  4. Ministerstwo Zdrowia cały czas uważa, że bulimia to rodzaj zaburzenia psychicznego
  5. Ania wyleczyła się sama już jako dorosła kobieta
  6. Przyznaje, że bardzo ważne było to, co stało się ponad cztery lata temu: zakochała się
  7. Przerzygałam mnóstwo pieniędzy
  8. Warto przeczytać:

Ania przez 15 lat dzień po dniu zmagała się z bulimią. Od kilku lat jej „wilk” śpi. Tym wszystkim, co przeżyła, w jaki sposób radzi sobie z chorobą, jakie stosuje triki, aby pokonać atak, dzieli się na swoim blogu www.wilczoglodna.pl, a także w książce „Wilczo Głodna – jak wyjść z kompulsywnego jedzenia i nie zwariować”. Napisała też książkę o zdrowych nawykach żywieniowych „The Fun Diet”. Codziennie dostaje nawet po 100 wiadomości od swoich czytelniczek o tym, jakie robią postępy w walce z chorobą, ale także czyta historie, w których odnajduje siebie sprzed lat, kiedy jej życie kręciło się wokół jedzenia i wymiotowania, ogromnego poczucia winy i pewności, że tak już będzie zawsze…

Na bulimię nie chorują tylko nastolatki, jak się powszechnie uważa

Bulimia może dotknąć wszystkich: młode matki, kobiety dojrzałe, mężczyzn w różnym wieku. Gdy Ania widzi, że bardzo szczupła dziewczyna je zawrotne ilości, a do tego pije piwo za piwem i nie jest pijana, wie, że to na 90% osoba w szponach nałogu. Nie wierzy w bajki o wyjątkowo dobrej przemianie materii. 31-latka uważa, że z bulimią jest jak z alkoholem: nigdy nie można powiedzieć, że jest się zdrowym, wystarczy chwila załamania i wraca się do zaklętego kręgu, który sprawia, że życie staje się trudne do zniesienia. – Od dwóch lat jestem „czystą” bulimiczką, czyli taką, która nie wymiotuje i je normalnie. Pamiętam, że już jako 13-latka wpadałam w kompleksy, widząc modelki na okładkach czasopism, czułam się taka nieatrakcyjna, nie mieściłam się w żadnych kanonach piękna. Choć nie byłam gruba, to tak siebie postrzegałam – wspomina Anna. – W tym czasie zauważyłam, że jedna z moich koleżanek z liceum znalazła sposób na szczupłą sylwetkę: mimo że się objadała, nie przybywało jej kilogramów. Spróbowałam wymiotować tak jak ona i już nie mogłam się od tego uwolnić, to było silniejsze ode mnie. Może to też w pewnej mierze sprawy genetyczne, bo w mojej rodzinie były i są osoby, które zajadały problemy.

Ważne

Bulimicy są wśród nas

Bulimia polega na okresowych napadach obżarstwa (nawet kilkanaście dziennie) i zupełnym braku kontroli nad ilością spożywanych pokarmów. Cierpiący na tę przypadłość nie mogą zapanować nad apetytem, pochłaniają duże porcje jedzenia, które następnie zwracają. Kiedy trwa to zbyt długo, może prowadzić do odwodnienia, awitaminozy, zaburzeń pracy serca, chorób dziąseł i zębów, osłabienia mięśni, nieprawidłowej pracy jelit i nerek. Niektóre bulimiczki stosują także leki moczopędne i przeczyszczające. Warto wiedzieć, że odsetek osób z tym zaburzeniem szacuje się na 2-6% populacji, co daje ok. 800 tys. chorych w Polsce!

Na początku Ania miała poczucie winy, że zjadła np. za dużo ciasta lub chleba, potem już przychodziły typowe ataki wilczego głodu, nad którymi zupełnie nie mogła zapanować

Przez siedem lat nic z tym nie robiła, właściwie była pogodzona, że tak będzie już zawsze. W najgorszym okresie wymiotowała nawet 10 razy dziennie. Potrafiła zjeść taki obiad czy kolację, który normalnemu człowiekowi starczyłby co najmniej na dwa dni. A potem jeszcze na deser serwowała sobie 2 kilo ciastek i pochłaniała je tak, jakby od dawna nic nie jadła. – Ale to nie życie, to męczarnia – przyznaje i wyjaśnia, że bulimik wie, że może zjeść 100 kremówek czy pączków, bo i tak je zwróci i nie będzie żadnych konsekwencji. – To takie złudne poczucie mocy i bezkarności. Po napadach głodu czułam do siebie wstręt i obrzydzenie. Miałam wrażenie, że jestem najokropniejszą osobą na świecie, bo nie potrafiłam tego kontrolować, kompletnie się pogubiłam.

Wiedziała, że jej najbliżsi są załamani, bo choć chcą jej pomóc, to nie potrafią. Ból w oczach ówczesnego chłopaka i bezsilność rodziców pamięta do dziś.

Ministerstwo Zdrowia cały czas uważa, że bulimia to rodzaj zaburzenia psychicznego

Jednak na świecie dawno już się nie myśli, że to choroba niszowa, którą należy leczyć farmakologicznie. Anna pracuje nad tym, by ustalić jakiś jeden dzień w roku Światowym Dniem Walki z Bulimią, zwłaszcza że Światowy Dzień Walki z Anoreksją już jest obchodzony 6 maja. Walczy też o to, by odseparować obie choroby od siebie: to tak jakby leczyć gruźlicę i bronchit w ten sam sposób tylko dlatego, że obie są chorobami płuc. – Planuję założenie fundacji, wówczas mogłabym występować jako podmiot prawny, a nie jako dziewczyna znikąd. Marzę o stworzeniu systemu pomocy, który obejmie wykwalifikowanych lekarzy. Tak jak mają alkoholicy – poradnie, do których można się zwrócić na każdym etapie tej choroby. Obecnie system opieki zdrowotnej jest przede wszystkim trudno dostępny i właściwie jest to loteria: albo trafi się na dobrego lekarza, albo nie. Do tego wielomiesięczne kolejki. Byłam na wielu terapiach, każdy z lekarzy dociekał, skąd się wzięła moja przypadłość, ale i tak nie wiedział, jak mi pomóc. Internista zapisał elektrolity, żeby uzupełnić braki w organizmie; ilu było psychologów, nawet nie zliczę. Największą traumą była wizyta u psychiatry. Lekarz zapytał, ile razy dziennie wymiotuję. Odpowiedziałam, że dziesięć. Pielęgniarki, które też przebywały w gabinecie, obdarzyły mnie spojrzeniem pełnym pogardy, tak jakbym była co najmniej jakimś przestępcą. Ostatecznie dostałam leki na obniżenie apetytu – to tak jakby alkoholikowi dać specyfiki na zmniejszenie pragnienia – i radę, że jeżeli będę miała jeszcze kiedyś ochotę zwymiotować, to powinnam wypić szklankę wody z cytryną. Taka „genialna” rada miała rozwiązać wszystkie problemy.

Ania wyleczyła się sama już jako dorosła kobieta

Dojście do tego zajęło jej pół życia. Zaczęła czytać książki psychologiczne, zwłaszcza o terapii poznawczo-behawioralnej, zainteresował ją sport i dietetyka. Poznała proste zależności: jak zjesz coś, co zawiera cukry proste, to skacze ci poziom cukru we krwi i masz napady wilczego głodu. To czysta biochemia. – Na blogu piszę o różnych metodach na oszukanie choroby. Chciałabym, żeby ktoś mi to powiedział, kiedy miałam 16 lat. Aby uświadomił mi, co zrobić, kiedy pojawia się atak. Te proste rady daję teraz innym, np. zdaj sobie sprawę z tego, co czujesz, uwierz, że to zaraz minie, nie musisz reagować na ten kompulsywny przymus jedzenia. Poczekaj. Weź kilka oddechów z przepony. To jest jak fala: ma swój szczyt, ale za chwilę opadnie – opowiada Anna i podaje kolejny przykład: jeśli czujesz, że zbliża się atak wilczego głodu, natychmiast wyjdź z domu. Cokolwiek by się działo, po prostu ubierz się i wyjdź, nie zabierając z sobą portfela. Jeśli weźmiesz z domu pieniądze, zwyczajnie najesz się już w sklepie. Ania podkreśla, że przede wszystkim potrzebna jest motywacja, gotowość na to, aby być przygotowanym zarówno na porażki, jak i na sukcesy w boksowaniu się z wrogiem. Wychodzenie z tej choroby to proces, nic nie dzieje się z dnia na dzień.

Przyznaje, że bardzo ważne było to, co stało się ponad cztery lata temu: zakochała się

I po kilku tygodniach znajomości wyjechała do Belgii, do ojczyzny ukochanego. W Polsce miała firmę, produkowała biżuterię. Tam rozpoczęła wszystko od nowa. – Zaczęłam od sprzątania, bo co robić, nie znając języka? Nie mogłam być nawet barmanką. Nie znałam tam nikogo poza moim Toonem, a i we wspólnym życiu wyszły rozmaite różnice kulturowe – wspomina. Jej mężczyzna mówił jej, żeby się niepoddawała, oczekiwał, że będzie konsekwentnie szła do przodu. Chociaż nie było łatwo, po pewnym czasie zobaczyła, że to przynosi rezultaty: teraz bez problemu porozumiewa się po angielsku czy niderlandzku. – Zmarnowałam sobie 14 lat życia, nie skończyłam niczego: studiów – ani jednych, ani drugich, nadwerężyłam zdrowie.

Przerzygałam mnóstwo pieniędzy

Można śmiało powiedzieć, że wegetowałam - bez poczucia celu, bez kompasu. Każdy krok wpychał mnie głębiej w błoto beznadziei i nie miałam pomysłu, jak z niego wyjść. Wszystko było takie jałowe i bez sensu. Za to wyjście z bulimii dało mi ogromnie dużo: siłę, odwagę, poczucie, że jestem w stanie komuś pomóc, poczucie misji. Lepszą jakość życia. Jem regularnie w równych odstępach czasowych. W ciężkich momentach, gdy boję się lub waham, wyobrażam sobie, co pomyślałaby Ania staruszka patrząca na ten dzień. Czy warto było się bać? Przecież życie jest tylko jedno.

Ania odnalazła swoją drugą połowę i jest szczęśliwa. Jednak żyje ze świadomością, że musi utrzymywać abstynencję, czyli — jak pisze na blogu: „jem trzy posiłki dziennie, o (raczej) stałych porach, nie podjadając nic pomiędzy, i unikam swoich zapalników”.

Co chcę pamiętać na starość? Czy dzisiejszy strach ma sens w obliczu śmierci? Wiem, że do końca życia będę się musiała pilnować. Zawsze zresztą mam z tyłu głowy słowo „uważaj”. Bulimię można uśpić, ale raczej trzeba się liczyć z tym, że ona jest i nie można o niej zapomnieć. Wybieram zdrowe dla mnie jedzenie, pamiętając, że muszę przykładać do tego szczególną wagę. Traktuję siebie jak przyjaciółkę – mówi z uśmiechem Wilczo Głodna i dodaje, że cieszy się z tego, że z własnej tragedii mogła zrobić coś dobrego: nie tylko pomagać innym, ale także docenić życie, być w zgodzie z samą sobą.

Warto przeczytać:

Anna Gruszczyńska jest autorką kilku książek. Najnowszą pozycją jest poradnik "To nie jest dieta" - książka o tym, jak ustrzec się zaburzeń odżywiania. Na pierwszy rzut oka wygląda ona jak kolejny poradnik dla nastolatek: jak schudnąć, jak nie przytyć i tak dalej. Tak naprawdę jednak opowiadam w niej o tym, jak zapanować nie tylko nad swoją wagą, ale przede wszystkim nad swoim życiem. Ten, kto mam nad nim kontrolę, kto zdołał wyrobić w sobie pozytywne nawyki, osiągnie wszystko, czego pragnie, uniknie wpakowania się w poważne kłopoty - także z jedzeniem.

To nie jest dieta
Autor: Materiały prasowe

miesięcznik "Zdrowie"