PRZESZCZEP NERKI - opowieść Grzegorza
Nerki Grzegorza nagle przestały pracować. Jedynym ratunkiem był przeszczep nerki. Ciocia i wujek podjęli decyzję – będą dawcami. Lecz mimo doskonałej zgodności tkankowej nie było pewne, czy dojdzie do transplantacji. Na przeszkodzie stanęły przepisy prawa.
Był 13 czerwca 2006 roku. Grzegorz Siekierzyński-Dudek trafił do warszawskiego szpitala przy ulicy Banacha z rozpoznaniem skrajnej niewydolności nerek. Aby ratować mu życie, lekarze poddali go 2,5-godzinnej dializie. Kilka tygodni wcześniej zgłosił się do lekarza, bo miał wrażenie, że jego serce zbyt szybko bije. Dostał skierowanie na podstawowe badania. Lekarka obejrzała wyniki i stwierdziła w organizmie jakiś stan zapalny, ale skupiła się na pracy serca. Zaproponowała, aby Grzegorz zgłosił się do poradni przyszpitalnej, która dysponuje aparatami do całodobowego mierzenia ciśnienia krwi, a przy okazji skonsultował również wyniki krwi i moczu.– Holtera mi nie założyli, bo nie mieli, ale wyniki obejrzeli – wspomina Grzegorz. – Lekarz zlecił dodatkowe badania krwi i prześwietlenie klatki piersiowej. Czekałem na korytarzu i miałem do siebie pretensje, że chyba jestem przewrażliwiony na punkcie zdrowia, że tracę czas, że zawracam innym głowę. W końcu ustalono, że sprawcą zaburzeń rytmu serca jest bardzo wysoki poziom potasu we krwi. Ale nie to martwiło lekarza. Okazało się, że moje nerki nie pracują.Od tego dnia życie Grzegorza zostało podporządkowane dializom. Robiono je 3 razy w tygodniu.To był straszny czas. Irytowało mnie czekanie na karetkę, na wolną maszynę do dializy, późne powroty do domu – wspomina. – Ale prawdę mówiąc, nie wierzyłem, że jestem poważnie chory. Lekarze wspominali o przeszczepie nerki, lecz przed sobą udawałem, że to dotyczy kogoś innego.
Chociaż pobranie nerki wiąże się z ryzykiem zgonu dawcy (zdarza się to raz na 1600 pobrań), badania prowadzone w świecie potwierdzają, że po nefrektomii, czyli pobraniu nerki, życie dawców nie zmienia się nawet po kilkudziesięciu latach. Być może wynika to z faktu, że dawcy są poddawani regularnym kontrolom lekarskim.
Przeszczep nerki - wujek decyduje o oddaniu nerki
Choroba Grzegorza wstrząsnęła rodziną. Nie było dyskusji i rozważań, jak zdobyć nerkę. Niezależnie od siebie dawcami zdecydowali się być ciocia, Katarzyna Cichońska, i wujek Grzegorza, Wojciech Cichoński. – W tym samym dniu, gdy Grzegorz trafił do szpitala, urodził mi się wnuczek – mówi Wojciech Cichoński. – To był szczególny dla mnie dzień. Radość przeplatała się z rozpaczą, bo nie było wiadomo, co jest Grzesiowi. Samo korzystanie z dializ niczego nie wyjaśniało, ale ze szpitala docierały niepokojące wiadomości. Grzegorz od dziecka miał problemy z układem moczowym, jednak nigdy nie były tak poważne. Być może niewydolność nerek rozwijała się w utajeniu? Nie potrafię powiedzieć, kiedy zdecydowałem, że chcę oddać siostrzeńcowi nerkę. Razem z siostrą zgłosiliśmy się do szpitala przy Banacha. Długo rozmawialiśmy z lekarką, ale żadne z nas nie wycofywało się z podjętej decyzji. Pierwsza na badania trafiła siostra. Po kilku dniach przyszła moja kolej. Pobyt na oddziale pozwolił mi bliżej przyjrzeć się losom ludzi, którzy żyją dzięki dializom. Ich bezradność, powikłania, z którymi się zmagali, utwierdziły mnie w przekonaniu, że przeszczep to dla Grzesia najlepsze rozwiązanie. Nie myślałem, że ratuję mu życie. Chciałem tylko, żeby nie cierpiał, żeby mógł decydować o swoim losie. Przypadek sprawił, że pani Katarzyna musiała wycofać się z dalszych badań. Wujek Grzegorza został sam na placu boju. Rozpoczęto specjalistyczne badania. Okazało się, że jest dawcą idealnym.– Badania wykazały, że między Grzesiem a mną zgodność tkankowa jest większa, niż wynikałoby ze stopnia pokrewieństwa – wspomina pan Wojciech.
O przeszczepie nerki przypomina tylko blizna
Pojawiły się jednak wątpliwości prawne. Lekarze zastanawiali się, czy nie należy wdrożyć procedur, w których to sąd zdecyduje o wykonaniu przeszczepu. – Poproszono mnie do szpitala – opowiada pan Wojciech. – Lekarz wyjaśnił mi sytuację. Komplikacją był fakt, że pokrewieństwo nie jest w linii prostej. Długo pytano mnie o motywy, czy wiem, co robię, czy nie mam obaw. W końcu zdecydowano, że przeszczep się odbędzie. A czy się bałem? Nie zastanawiałem się nad tym. O wielu rzeczach przecież nie wiedziałem. Nasz przeszczep odbył się przed głośną w mediach transplantacją, gdzie dawcą był pan Przemysław Saleta. A dopiero wtedy zaczęto więcej mówić o przeszczepach. Oczywiście, że miałem różne obawy, sam sobie zadawałem wiele pytań, ale sam albo z pomocą lekarzy znajdowałem na nie odpowiedzi. Dziś odpowiedzialnie mogę powiedzieć, że nie ma się czego bać. Jeżeli można w ten sposób uratować kogoś bliskiego, nie ma się nad czym zastanawiać.
Oddanie siostrzeńcowi nerki nie zmieniło życia pana Wojciecha. W wolnych chwilach jeździ na rowerze, wędruje po górach i z lornetką poluje na ptaki. Żyje normalnie. Pracuje zawodowo i społecznie. – Jedno mnie tylko drażni – dodaje z przekąsem. – Teraz muszę dużo pić. Wody, oczywiście – podkreśla z uśmiechem. – Każdego dnia muszę wypić co najmniej 2 litry wody, a w cieplejsze dni nawet 4. To pozwala zachować sprawność mojej nerki na poziomie 80 proc. dwóch nerek zdrowego człowieka. W życiu pana Wojciecha jest coraz więcej dni, że nie myśli o tym, co się wydarzyło. O operacji przypomina tylko blizna. Grzegorz i jego wujek nie widują się zbyt często. To pozwala im nabrać dystansu do tego, co się wydarzyło. – Myślę, że nieco trudniej jest osobom, które na co dzień są ze sobą – wyjaśnia pan Wojciech. – Zresztą tu chyba wiele zależy też od psychicznego nastawienia do samego przeszczepu. Ja nie uważam, że dokonałem czegoś wielkiego. Ale oddanie nerki Grzesiowi i możliwość obserwowania, jak on teraz funkcjonuje, upewniła mnie, że warto z całych sił popierać ideę transplantacji. Proszę spojrzeć, nawet na co dzień noszę opaski, które mówią: Nie zabieram organów do nieba, przeszczep – jestem na tak. Ludzie często pytają mnie, co to znaczy. Wtedy mogę im powiedzieć o przeszczepach. A kiedy dowiadują się, że sam oddałem nerkę, robią wielkie oczy. „Jak to?” – pytają. „I pan tak normalnie żyje?”.
Przeszczepy nerek: jest jeszcze wiele do zrobienia
Chęć propagowania transplantologii i własne doświadczenia skłoniły Wojciecha Cichońskiego do założenia Fundacji Po:Dzielni, której celem jest opieka i pomoc dla osób, które są dawcami narządów.– Fundacja powstała, ponieważ uważam, iż część zapisów ustawy transplantacyjnej nie przystaje do rzeczywistości. Na świecie istnieje możliwość honorowego oddania nerki. W Polsce, gdzie tak mało jest przeszczepów od żywych dawców, nie dopuszcza się takich rozwiązań. U nas dawcą może być tylko krewny w linii prostej: ojciec, matka, brat. Poza tym opieka medyczna nad żywym dawcą mocno kuleje. Mówię to na podstawie własnych doświadczeń. Kiedyś potrzebowałem pomocy medycznej, a ponieważ wiem, że dawców, podobnie jak honorowych krwiodawców, nie obowiązuje kolejka – chciałem z tego przywileju skorzystać. Zapytałem w rejestracji, jak mogę to zrobić. Usłyszałem słowa, których chyba nigdy nie zapomnę: „A jaki ma pan dowód, że jest dawcą?”. Jakbym dostał w twarz. Miałem rozpiąć koszulę, ale pomyślałem: usłyszę, że to pamiątka z zabawy w remizie strażackiej. No cóż, żywi dawcy narządów nie mają legitymacji potwierdzających ich uprawnienia, a więc jest kolejna sprawa do załatwienia. Nie powinno to być problemem, bo przecież tych osób jest w Polsce ok. 300. Fundacja pragnie też opiekować się rodzinami, które wyraziły zgodę, by pobrać narządy do przeszczepów od ich zmarłych bliskich.– Uważam tych ludzi za niezwykle dzielnych – mówi Wojciech Cichoński. – Według mnie w chwili, gdy umiera ktoś bliski, często młody, o wiele trudniej podjąć decyzję o oddaniu jego organów do transplantacji, niż postąpić tak jak ja.
Nowe życie i weselne dzwony
Po przeszczepie Grzegorz spędził w szpitalu 2 tygodnie. Z pomocą rehabilitanta na nowo uczył się chodzić, aby nie odczuwać bólu przy poruszaniu się. Szybko wracał do formy. Lekarze podkreślali, że to zasługa błyskawicznie wykonanego przeszczepu. Grzegorz był dializowany tylko 5 miesięcy, a więc choroba nie zdążyła jeszcze poczynić w organizmie spustoszenia.– Jestem szczęśliwy, że mam nową nerkę – wyznaje szczerze Grzegorz. – Początkowo chciałem, żeby to ciocia była moim dawcą – w dzieciństwie spędzałem z nią dużo czasu. Ale ucieszyłem się, gdy stało się jasne, że będzie to wujek. Zawsze będę miał do niego szczególnie serdeczny stosunek, ale to nie znaczy, że czuję się od wujka uzależniony. Każdy z nas prowadzi swoje życie, ma własne sprawy, mniejsze i większe problemy. Zachowujemy pewien dystans, który żadnemu z nas nie odbiera samodzielności.Dziś Grzegorz ma 29 lat. Podkreśla, że jest wolnym człowiekiem. Już nie musi rezygnować z wyjazdów zagranicznych i wycieczek. Pracuje, co przy dializach było niemożliwe. Rok temu założył rodzinę. Nawet znaczne upośledzenie wzroku nie jest w stanie zatrzymać go w realizacji kolejnych planów. Błyskawicznie zyskuje nowych znajomych, przyjaciół. Jest aktywny i towarzyski. Jest niezwykle pogodnym młodym człowiekiem, ciekawym świata i pełnym energii. Śmiejąc się, mówi o sobie: – W czerwcu tego roku skończę 4 lata i chyba nieźle sobie radzę, jak na takiego malca.
» W Polsce pobieranie nerek od żywych dawców reguluje ustawa z 17 lipca 2009 roku. Nerkę można oddać na rzecz krewnego w linii prostej, rodzeństwa, osoby przysposobionej, małżonka albo innej osoby (np. partnera), jeżeli uzasadniają to szczególne względy osobiste. » Potencjalny dawca przed wyrażeniem zgody musi być szczegółowo i na piśmie poinformowany o rodzaju i przebiegu operacji, możliwych powikłaniach i następstwach pobrania narządu. Za oddane do transplantacji narządy, pod groźbą kary pozbawienia wolności (do 5 lat), w żadnej formie nie wolno przyjmować korzyści materialnych. » Kandydatem na dawcę może być osoba zdrowa, pełnoletnia, pewna, że chce pomóc bliskiemu, i mająca z biorcą zgodną, ale niekoniecznie tę samą, grupę krwi. Dla przykładu: osoba z grupą 0 może być dawcą dla osób z grupą 0, A, B oraz AB. » Kwalifikacja dawcy odbywa się w czterech etapach, podczas których oprócz rozmów z lekarzami i psychologiem przeprowadza się również wiele badań medycznych potwierdzających dobry stan zdrowia. » Dawca może się wycofać na każdym etapie badań. Na przeszczepienie nerki od żywego dawcy musi wyrazić zgodę także biorca.
miesięcznik "Zdrowie"
Porady eksperta