Mam złamany kregosłup, idę wolno, ale nie cofam się nigdy
„Powinna Pani kupić sobie wygodne łóżko na dozgonny relaks” - powiedział lekarz Martynie, która w wypadku samochodowym doznała złamania kręgosłupa i uszkodzenia rdzenia kręgowego. To było trzy lata temu. Dziś Martyna Żydek, blogowa i życiowa fajterka chodzi w nowych „łuskach” i jest inspiracją dla innych osób z niepełnosprawnością.
Spis treści
Gdy zatrzymał się czas…
24 lipca tego roku Ziemia po raz trzeci okrążyła Słońce od momentu, kiedy dla niej czas najpierw się zatrzymał, a potem nagle zmienił bieg. Martyna Żydek miała 23 lata, jej życie było szybkie, ale wyglądało normalnie. Mieszkała w Gdańsku. Przyszłość wiązała ze sportem. Chciała zostać trenerem personalnym. Ćwiczyła przysiad ze sztangą i martwy ciąg.
W wakacje 2016 r. postanowiła odpocząć od gdańskiego zgiełku i odwiedzić rodziców. Wsiadła do auta prywatnego auta kierowcy, który często zabierał ze sobą podróżnych i miał w internecie same dobre opinie. Ukojona spokojną jazdą zasnęła na tylnym siedzeniu. Obudziła się nagle słysząc jak chłopak za kółkiem głośno klnie. Nie straciła przytomności. Widziała wszystko. Nadjeżdżające auto wymusiło pierwszeństwo. Samochód, którym jechała dachował. Przestała czuć ciało od piersi w dół. Potem zobaczyła ludzi biegnących z auta, które jechało za nimi. Zajęli się nią.
Później dowiedziała się, że miała szczęście. Wśród pierwszych jej ratowników byli strażak i lekarka. Ze wszystkich poszkodowanych, wypadek przeżyła tylko ona. Martyna trafia najpierw do szpitala w Częstochowie. Diagnoza nie pozostawia złudzeń: złamany kręgosłup, uszkodzony rdzeń kręgowy, zero czucia w nogach. „Powinna Pani kupić sobie wygodne łóżko na dozgonny relaks” - słyszy Martyna od lekarza.
Dziewczyna nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie chce być w miejscu, gdzie już wydali na nią wyrok. Walczy, aby przeniesiono ją do Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej w Krakowie i wygrywa. Tam dają jej nadzieję. Od tego czasu uprawia Martyna nieustający „życiowy wielobój”. Walczy z absurdami z jakimi przychodzi stykać się osobom z niepełnosprawnością, z firmą ubezpieczeniową, która nie chce wypłacić należnych jej pieniędzy na rehabilitację i z własną słabością.
Na wózku, ale nie niepełnosprawna
Od trzech lat Martyna swoją walkę o zdrowie opisuje na Facebooku.
„Prowadzę blog. Blog niepełnosprawnej dziewczyny, ale chcę napisać o tym, że ja wcale nie jestem niepełnosprawna (i tak bardzo mnie irytują uśmiechy ludzi, którzy gdybym chodziła, NIGDY BY SIĘ DO MNIE NIE UŚMIECHNĘLI). Jestem może niepełnosprawna dla ludzi, którzy nigdy mnie nie poznali i widzą jak się poruszam. Chcę napisać, że pomimo to, iż jestem na wózku, nigdy się nie poddam!!!”.
I tak jak do biegnącego Forresta Gumpa dołączali wyznawcy, to chociaż ona porusza się wolniej – przy balkoniku albo na wózku – także i do Martyny zgłasza się coraz więcej ludzi. A ci, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, są po wypadku – lajkują, piszą, pytają, podziwiają i naśladują jej waleczność i nieustępliwość. Nie myślała, że może się stać kimś w rodzaju niepełnosprawnej internetowej celebrytki, ale tak właśnie jest. – Wiele czasu spędzam, odpowiadając ludziom na pytania, rozmawiamy o tym, co mogą dla siebie zrobić. Nawet gdybym chciała, nie mogę się już teraz wycofać, bo zawiodłabym tych, dla których jestem jakimś wzorem czy daję nadzieję – mówi Martyna. Cel ma prosty: chce chodzić. Kiedy stanie na nogi, będzie pracować. Tak sobie założyła. Chce wtedy pomagać osobom niepełnosprawnym po wypadkach. Kwestia nie w tym czy tak w ogóle będzie, tylko kiedy. Martyna nie widzi innej możliwości.
Martyna rusza na nowych „łuskach”
Dzisiaj Martyna marzy o operacji wszczepienia implantów do kręgosłupa. Robi się ją w USA. To koszt nawet 500 tys. dolarów. Niewyobrażalny, ale Martyna już zbiera pieniądze. W efekcie intensywnej rehabilitacji wróciło jej czucie w całym ciele, gównie to głębokie, dzięki operacji będzie jeszcze lepsze.
„Mówię ci, wiele barier zostanie złamanych w tym roku” – zapowiada na swoim blogu. W lutym pada kolejna z nich – Martyna zaczyna chodzić przy balkoniku w ortezach. Są ciężkie, niewygodne, toporne, więc Martyna znajduje firmę w Białymstoku, która podejmuje się zrobić dla niej ultranowoczesne „łuski” za niewygórowaną cenę. Firma „schodzi z ceny” widząc hart ducha i determinację Martyny. Żeby zebrać pieniądze Martyna zrobiła zbiórkę na FB i założyła konto 1 proc. Takie ortezy kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Ortezy to forma aparatu do chodzenia. Te Martyny wykonane są ze splotu włókna węglowego. Tego samego, z którego wykonuje się np. elementy samolotów. Nowe ortezy Martyny są więc trzy razy lżejsze od zwykłych. Takie „łuski” zawsze tworzy się na indywidualne zamówienie. Są spersonalizowane, dopasowane do przegubów, stawów, długości piszczeli itd. Najpierw powstaje model testowy, potem jeśli się sprawdzi w praktyce – aparat finalny.
Po raz pierwszy Martyna założyła nowe „łuski” 6 czerwca. Na swoim blogu na FB napisała tego dnia: „Są NAJLEPSZE, ultra lekkie, spełniają funkcje, o które mi chodziło. Warto było czekać. Dziękuję wszystkim! Jaaaaaaram sieeeę!!!!!! IDĘ WOLNO, ALE NIE COFAM SIĘ NIGDY". Martyna rusza w dalszą trasę. Musi od nowa nauczyć się chodzić. Ale kto da radę, jak nie ona.