Żałoba patologiczna - czym jest i jakie sygnały o niej świadczą
Każda osoba, która doświadczyła straty kogoś bliskiego przeżywa żałobę na swój własny sposób. Czasem cierpi tydzień, czasem miesiąc, a niekiedy całymi latami. Specjaliści unikają stawiania granic czasowych, które określałyby „prawidłową” długość żałoby. Są jednak sytuacje, kiedy wiedzą na pewno, że człowiek przeżywa swoją żałobę w sposób patologiczny. Jakie sygnały na to wskazują i czym jest żałoba patologiczna?
Spis treści
Anna kilka lat temu pochowała swojego dwumiesięcznego synka. Prawdopodobnie straciła go przez tajemniczą chorobę, nazywaną potocznie śmiercią łóżeczkową. Nie zrobiła nic złego: nie zaniedbała dziecka, nie zlekceważyła objawów jego choroby... Po prostu, któregoś ranka wstała, a mały Jaś nie oddychał.
Kolejne lata życia Ania spędziła praktycznie na cmentarzu. Przesiadywała tam całe dnie, a w domu układała wciąż na nowo rzeczy dziecka. W rocznice urodzin i śmierci chłopca zamykała się i przez kilka dni nie ruszała z łóżka.
Nie wróciła do pracy, choć firma starała się jej pomóc: „Miejsce na ciebie czeka, daj znać, jak będziesz chciała wrócić”. Mąż początkowo nie naciskał, tylko brał dodatkowe zlecenia, aby spłacać kredyt. Ale po pewnym czasie zaczął delikatnie sugerować, że powinna znaleźć sobie jakieś zajęcie. Przecież mogą spróbować znów zajść w ciążę, a wtedy przydałby się urlop macierzyński...
Ale dla Ani myśl o kolejnym dziecku była jak bluźnierstwo. „Jak możesz mi to proponować, skoro mój synek nie żyje?”. U Ani zdiagnozowano depresję, którą leczyła 6 lat.
Jej mąż twierdzi, że uwierzył w sukces terapii dopiero w tym roku. Kilka dni po urodzinach synka, Ania nagle przerwała prasowanie i powiedziała do niego: „Zapomnieliśmy o urodzinach Jaśka!”. "I chwała Bogu”, pomyślał...
Żałobę trzeba przeżyć
Takie historie to codzienność psychologów, pracujących w Fundacji „Nagle Sami”, która zajmuje się pomocą osobom po stracie bliskich. Specjaliści wspierają ich w przeżywaniu ich żałoby, organizują zajęcia z psychoterapeutami, tworzą grupy wsparcia w całej Polsce.
– Często zgłaszają się do nas osoby, które nagle zostały same. Nie wiedzą co robić, jak dalej żyć, szukają pomocy, jakiś wskazówek. Ale dzwonią do nas też ludzie, którzy są w żałobie już długo i nie potrafią wrócić do normalnego życia – opowiada Marianna Lutomska, dyrektor zarządzający Fundacji.
Psychologowie i psychiatrzy są przekonani, że aby móc normalnie funkcjonować po śmierci kogoś bliskiego, trzeba przeżyć żałobę. Oznacza to danie sobie czasu na szok, smutek, tęsknotę, aby móc po jakimś czasie zaakceptować to, co się stało. Specjaliści nie potrafią ocenić, ile czasu na to potrzebuje np. matka, która pochowała właśnie syna.
– Obecnie panuje przekonanie, że żałoba jest czymś indywidualnym i jej przeżywanie różni się u każdego człowieka – mówi dr Piotr Kiembłowski psycholog, psychoterapeuta i członek Fundacji "Nagle Sami". – Dlatego odchodzi się dzisiaj od myślenia, które było kiedyś, że żałoba musi trwać co najmniej pół roku, a potem już powinno się wracać do dawnego życia.
Stan żałoby jako takiej to stan utraty jakiejś relacji (rodzicielskiej, partnerskiej, przyjacielskiej). Im ta relacja jest lepsza i silniejsza, tym pogodzenie się z jej brakiem może być dłuższe. Mimo to każdy psycholog jest w stanie zauważyć sygnały, które świadczą o tym, że u danego człowieka żałoba przebiega nieprawidłowo, np. bardzo długo. Nazywamy to żałobą patologiczną.
Za długo, za intensywnie...
Długość trwania rozpaczy po śmierci bliskiego to oczywiście nie jedyne kryterium. Istnieją i inne objawy, które powinny zaalarmować rodzinę lub samego zainteresowanego.
– Obniżenie nastroju, smutek, nawet gniew to normalne objawy, które nie muszą jeszcze niepokoić, ale gdy widzimy, że człowiek skupia się bardzo na przeżywaniu żałoby i nie wychodzi z tej przestrzeni, możemy podejrzewać, że nie radzi sobie ze stratą – tłumaczy dr Kiembłowski. – Osoby przeżywające patologiczna żałobę nie potrafią po kilku miesiącach wrócić do dawnych ról – matki, żony, pracownika. Nie potrafią wrócić do żadnej aktywności, która dotąd była dla nich ważna. Mają objawy depresji, która nie pozwala im wstać z łóżka. Ale mogą też codziennie siedzieć na cmentarzu, rozpamiętywać wydarzenia z przeszłości, związane ze zmarłym, przeglądać jego zdjęcia, obsesyjnie wracać do wspomnień i nieustannie o nim mówić.
Bardzo charakterystyczne jest też tworzenie sobie w domu tzw. ołtarzyków, czyli miejsc wspomnień po zmarłym, których nie wolno ruszyć.
– Nikt nie może wejść do pokoju, w którym mieszkało np. nieżyjące dziecko, nikomu nie wolno nic w nim przestawić. Nawet, jeśli ta przestrzeń by się przydała, bo w domu są inne dzieci, to człowiek przeżywający patologiczną depresję nie pozwala na wyrzucenie ubrań i rzeczy zmarłego – dodaje dr Kiembłowski.
Według rozmówcy, często spotykanym i niepokojącym elementem tego stanu jest zaniedbywanie własnego zdrowia. – To zdarza się osobom, które wierzą, że życie nie kończy się na rozpadzie ciała, ale po śmierci jest jeszcze coś więcej – mówi ekspert. – Czują one wówczas chęć połączenia się ze zmarłym na tamtym świecie, marzą, żeby umrzeć, więc nie przyjmują lekarstw, nie dbają o swoje zdrowie. To takie samobójstwo, ale nie radykalne, tylko przeprowadzane na raty.
Czasem objawem patologicznej żałoby jest apatia, a czasem agresja – że zmarły zostawił nas samych, że los tak z nas zakpił. Złość może pojawiać się też wtedy, gdy ktoś z rodziny próbuje nas wyciągnąć z rozpaczy. Bardzo często takie osoby są traktowane jak wrogowie, bo nie pozwalają trwać w bólu, karmić się swoim smutkiem.
Efektem może być nawet zerwanie kontaktów, a to źle, bo osoby w żałobie potrzebują dużego wsparcia rodziny i znajomych. Może to być rozmowa, ale także odciążenie w codziennych obowiązkach, do których cierpiący człowiek „nie ma głowy”: zajęcie się małymi dziećmi, zrobienie zakupów, posprzątanie...
– Zgłaszają się do nas osoby, które mają w rodzinie kogoś, kto nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią partnera, dziecka, rodzica. Pytają, jak mogą mu pomóc, jak powinni się zachować. Oni martwią się o swoich bliskich i chcą jak najlepiej, ale czasem nieświadomie ich krzywdzą, mówiąc: „Weź się w garść”. Takie słowa nie pomagają – mówi Marianna Lutomska.
Dlatego jednym z działań Fundacji "Nagle Sami" jest tworzenie grup wsparcia, które gromadzą osoby po stracie i które mają podobne doświadczenia. Czasem, gdy jest to niewystarczające, konieczna jest psychoterapia indywidualna, a nawet wprowadzenie leczenia farmakologicznego.
– Podanie osobie w żałobie leków antydepresyjnych nie wyleczy oczywiście przyczyny jej cierpienia, ale poprawi jej nastrój na tyle, że człowiek będzie w stanie wyjść z tej czarnej studni i zająć się innymi rzeczami, łatwiej pogodzi się z rzeczywistością – mówi dr Kiembłowski. – Dlatego w takiej sytuacji trzeba zgłosić się do specjalisty. Każdy psycholog powinien mieć wiedzę na temat wsparcia ludziom w żałobie, powinien też wiedzieć, kiedy konieczne jest wprowadzenie leczenia i jakiego (niektóre leki mogą tonizować emocje, inne poprawiać nastrój), kiedy psychoterapii, a kiedy niezbędna jest pomoc psychiatry. W Polsce niestety pacjenci zazwyczaj trafiają do jego gabinetu zbyt późno, gdy objawy żałoby patologicznej są utrwalone przez wiele miesięcy. Wtedy trudno jest im pomóc.
Zdaniem specjalistów są ludzie, którzy w szczególny sposób narażeni są na przeżywanie takiej „nieprawidłowej” żałoby. Wszystkie kryzysy, niepowodzenia i tragedie, które przeżywamy, osłabiają naszą psychikę. Gdy się skumulują ze śmiercią kogoś bliskiego, może dojść do sytuacji, że nie poradzimy sobie z żałobą. Patologiczna żałoba pojawia się często u dzieci, które nie radzą sobie z emocjami, a także też wtedy, gdy między zmarłym a osobą cierpiącą istniała niezwykle silna wieź (np. więź rodzicielska) lub też więź patologiczna – mówi się często o osobowości zależnej, czyli osobie, która ma małe kompetencje społeczne, boi się ludzi, a zmarły był jej jedynym łącznikiem ze światem.
Darmowy telefon wsparcia dla osób w żałobie Fundacji "Nagle Sami": 800 108 108
Porady eksperta