Pacjenci mają udar i o tym nie wiedzą? Neurolog: To bardzo popularny błąd

2024-07-26 14:55

Mini udar, mikro udar - takie określenia często padają w gabinetach neurologicznych, kiedy pacjenci nie wiedzą, co się przed chwilą stało. Choć objawy były takie jak w trakcie udaru, do po prostu minęły. Neurolog dr n. med. Anna Filipek-Gliszczyńska mówi wprost: mikro udary nie istnieją. Jest jedno ale - stan powszechnie uznawany za mini udar istnieje naprawdę, ma swoją nazwę i może zagrażać życiu.

Możesz mieć udar i o tym nie wiedzieć? Neurolog: To bardzo popularny błąd
Autor: Fot. Getty Images, archiwum prywatne/ dr n. med. Anna Filipek-Gliszczyńska

Mikroudar, mały udar, przejściowy udar, a nawet „wstęp do udaru” – z takimi określeniami można często spotkać się w internecie. Wszystkie opisują ten sam stan: sytuację, kiedy ktoś doświadcza objawów podobnych do udaru, a więc paraliżu części twarzy, bełkotliwej mowy, zaburzeń widzenia, drętwienia czy porażenia kończyny. Łączy je to, że stosunkowo szybko mijają. Dlatego wiele osób je bagatelizuje, nawet jeśli początkowo przeraża ich ta sytuacja. 

"Nie boli, ale doprowadza do dramatycznych konsekwencji zdrowotnych". Pierwszym objawem może być zawał albo udar.

TIA - co to takiego? Zagrożenie życia, które wygląda jak udar

Objawy wymienione powyżej świadczą o TIA (ang. Transient Ischemic Attack). To przemijający atak niedokrwienny, który jest groźny dla zdrowia i życia.

- O TIA mówimy gdy pojawiają się symptomy uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego, czyli wystąpiły znane objawy udaru, ale zniknęły w ciągu 24 godzin - tłumaczy dr n. med. Anna Filipek-Gliszczyńska z Grupy LUXMED. 

Ekspertka wyjaśnia, że objawy TIA są takie same jak w przypadku udaru, a różnica polega na tym, że mijają samoistnie nawet w ciągu 30 minut. To znaczy, że skrzep albo był mały, albo się rozpadł, przez co ponownie udrożnił się przepływ krwi w mózgu.

Wbrew pozorom problem jednak nie znika. Dlatego absolutnie nie możemy lekceważyć chwilowych zaburzeń krążenia mózgowego. Nawet jeśli nagle odzyskamy czucie w ręce, czy nodze, a mowa przestanie być bełkotliwa, to lada moment może dojść do kolejnego incydentu, dużo bardziej rozległego i trwałego, czyli niedokrwiennego udaru mózgu.

- Pacjenci z TIA muszą się zgłaszać do szpitala, ponieważ wymagają hospitalizacji i takiej samej diagnostyki jak pacjent z udarem, ale to nie jest udar - podkreśla stanowczo specjalistka. I alarmuje: - Nie pocieramy ręki, czy nogi w nadziei, że uczucie drętwienia minie, a gdy już minie to nic z tym nie robimy. To bardzo popularny błąd. Kiedy zauważymy objawy udaru, które nawet po jakimś czasie znikną samoistnie, to i tak musimy natychmiast wezwać pogotowie, zamiast odwlekać wizytę u lekarza, czy wybrać się do POZ po kilku dniach, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku - dodaje. 

Sonda
Konsultowałeś się kiedyś u neurologa?

Mikro udary nie istnieją. Specjalistka wyjaśnia szczegóły

Czy TIA nie można nazwać “mikro udarem”? Otóż można jeśli bardzo tego chcemy, ale wyłącznie dla zobrazowania sytuacji, potocznie, tak aby trafić do świadomości pacjenta. Dlaczego? 

- O udarze mówimy wtedy, kiedy w rezonansie widoczne jest obszar niedokrwienia. Natomiast w TIA tego nie widać po tym jak objawy nagle miną, bo po prostu wróciło ukrwienie. Nie ma tzw. penumbry, czyli strefy półcienia, która świadczy o niedokrwieniu, bo naczynie szybko zostało udrożnione, a neurony nie obumarły. W uproszczeniu neurony żyją, udaru nie było - wyjaśnia neurolog.

Dlatego zdarza się, że nawet lekarze mówią o TIA jako o “małym”, “mikro” czy “mini” udarze, ale jest to nazewnictwo potoczne, które ułatwia nam zrozumienie problemu. Natomiast jak zaznacza ekspertka, w profesjonalnej nomenklaturze nie występuje takie określenie.

- Nie ma czegoś takiego jak mikro udar. Biorąc pod uwagę Międzynarodową Klasyfikację Chorób ICD10, mamy wyszczególnione takie jednostki jak I63, czy G45, czyli zawał mózgu, inaczej udar oraz TIA. Nigdzie nie ma słowa o “mikro udarze” – tłumaczy dr Filipek-Gliszczyńska. 

Nie ma też uzasadnienia naukowego, aby uznać TIA za formę udaru, bo jest to stan chwilowego niedokrwienia. Nawet rozwijając i tłumacząc bezpośrednio źródłowe określenie, to TIA nie ma swojej nazwie “stroke”, czyli udar, a jedynie pojęcie “atak niedokrwienny”, który przemija.

Oczywiście to tylko nazewnictwo, ale warto to podkreślić, bo pojawiają się informacje, że można mieć udar i o nim nie wiedzieć. To nieprawda. Można natomiast mieć TIA i nie zdawać sobie sprawy z tego, że tuż po ataku niedokrwiennym może nastąpić udar niedokrwienny - czyli zamknięcie naczynia krwionośnego w mózgu, które już bez leczenia i pilnej pomocy się „nie odetka”. 

- TIA jest tak samo ważne jak udar, bo tak naprawdę często może kogoś uratować przed udarem mózgu. Po incydencie TIA znacznie wzrasta bowiem ryzyko udaru. To  bardzo poważna jednostka chorobowa, ponieważ zwiastuje, że coś się dzieje, a jednak nie dochodzi do trwałego uszkodzenia. Pacjenci z TIA są tak samo traktowani jak pacjenci z przebytym udarem mózgu, tylko nie musimy ich jeszcze leczyć – wyjaśnia dr Filipek-Gliszczyńska. 

CZYTAJ TEŻ: Czy udar boli? Neurolog: Mózg jest bardzo wrażliwy na niedotlenienie

Nie interpretuj samodzielnie wyników badań

Neurolodzy w gabinetach często mają kontakt z pacjentami, którzy przychodzą z wynikami rezonansu magnetycznego zleconego przez lekarza lub wykonanego na własną rękę. Zdarza się, że takie osoby przed wizytą próbują samodzielnie interpretować wyniki badania, wspierając się informacjami, które znajdą w internecie.  I często wpadają w panikę, zwłaszcza jeśli w opisie badania widnieje informacja, że w mózgu wykryto zmiany naczyniopochodne.

Zaczynają się bać, widzą raka, albo udar. I tu pojawia się rola neurologa. Uspokoić i wyjaśnić. Dr n. med. Anna Filipek-Gliszczyńska mówi wprost:

- Zmiany naczyniopochodne świadczą o kondycji układu krążenia i pojawiają się w trakcie całego naszego życia. Natomiast ważna jest ich ilość, lokalizacja, w korelacji do wieku i chorób współistniejących. To nie jest tak, że jeżeli pacjent znajduje w opisie hasła, że znaleziono pojedyncze, czy nieliczne zmiany naczyniopochodne, to przebył jakiś udar - wyjaśnia ekspertka. I podkreśla:

- Chorzy wykonują badania obrazowe z różnych powodów takich jak szumy uszne czy migrena, a widząc opis przerażeni udają się do neurologa przekonani, że przebyli udar. Zmiany naczyniopochodne świadczą o tym, że tak wygląda nasz mózg, ale pacjent często mówi sobie: Boże, już miałem tyle udarów. Otóż nie - podkreśla dr Anna Filipek-Gliszczyńska. 

Zdarzają się również sytuacje, że u pacjenta rezonans pokazał liczne zmiany naczyniopochodne, tymczasem taka osoba do tej pory nie leczyła się na żadne choroby.

- Dla mnie jako lekarza to sygnał, aby poszerzyć diagnostykę. Wtedy taka osoba badana jest pod kątem schorzeń stanowiących czynnik ryzyka udaru takich jak nadciśnienie, zaburzenie gospodarki lipidowej, zaburzenie rytmu serca, kondycja układu krążenia, czy zaburzenia krzepnięcia - wyjaśnia ekspertka.

I zaznacza, że w przypadku zmian naczyniopochodnych stwierdzonych w mózgu w wyniku rezonansu jest trochę tak jak z diagnostyką profilaktyczną.

- Staram się wytłumaczyć pacjentom, że nie każdy pieprzyk jest czerniakiem, ale zmusza nas do tego, żeby przyjrzeć się organizmowi i postawić na dokładną diagnostykę w celu wyeliminowania ewentualnego zagrożenia jeśli zmiany naczyniopochodne są liczne - podsumowuje dr Filipek-Gliszczyńska.