"Każda kolejna chemia to jest dramat. Chcę leczenia po ludzku". Anna marzy o obiecanym leku na raka

2025-01-24 13:22

50 lat to nie jest wiek na umieranie. Anna skończyła pół wieku w święta i chce wyrwać tyle czasu, ile jeszcze się da. Ratunek jest pozornie na wyciągnięcie ręki. "Choćby na czworaka będę szła po nowy lek" - zapewnia kobieta walcząca z opornym na leczenie rakiem piersi. Nie jest sama. Na pomoc czekają tysiące Polek.

Każda kolejna chemia to jest dramat. Chcę leczenia po ludzku. Anna marzy o obiecanym leku na raka
Autor: GettyImages

Anna z pewnością nie jest osobą, która łatwo się poddaje. "Mój rak jeszcze nie wie, że jestem bardziej złośliwa od niego" - zapewnia i zapowiada bezwzględną walkę z agresorem.

Jednak nie można zapominać, że czasem "chcieć" i faktycznie "móc" to nie to samo. Anna mierzy się z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem: hormonozależnym rakiem piersi z niską ekspresją białka HER2.

Ten rodzaj nowotworu nie ma dobrego rokowania, ale na świecie stosuje się nowoczesny lek, który pozwala wydłużyć życie kobietom. Preparat ma pozytywną rekomendację prezesa AOTMIT i jest rekomendowany przez wszystkie uznane towarzystwa naukowe, więc pacjentki wierzą, że Ministerstwo Zdrowia nie będzie długo zwlekać z wprowadzeniem refundacji w naszym kraju.

Poradnik Zdrowie: Gadaj Zdrów o raku piersi

Anna - trzeci rok walki z rakiem piersi

Większość chorych doskonale pamięta, w jakich okolicznościach dostało diagnozę, która dosłownie zwala z nóg. Nie inaczej jest z Anną:

 To były moje imieniny, 26 lipca 2022 roku. Przed powrotem do pracy po dłuższej przerwie chciałam zrobić sobie komplet badań profilaktycznych. Wiedziałam, że później mogę nie znaleźć na to czasu. W lipcu umówiłam się na badanie USG piersi. Lekarz powiedział, że coś mu się w moim wyniku nie podoba i że koniecznie trzeba to jeszcze z kimś skonsultować. Skonsultowałam. Wykonano mi biopsje: najpierw cienkoigłową, potem gruboigłową. Wyniki badań potwierdzały zmianę nowotworową ukrytą głęboko pod gruczołami.

Potem, jak relacjonuje Anna, ruszyła cała machina.

Kobieta nie miała pomysłu, gdzie się leczyć, bo w jej otoczeniu nie było nikogo, kto by chorował na raka piersi. Nie wiedziała, jakiego lekarza wybrać, jakie badania zrobić.

Zarejestrowałam się w przychodni do pani onkolog. To od specjalistki dowiedziałam się, że oznacza się receptory. Dla mnie to była magia. Okazało się że mam hormonozależnego raka piersi z niską ekspresją białka HER2 – wtedy jeszcze na wyniku miałam opis że jest to HER2 ujemny rak piersi. Dziś już wiem, że jestem HER2-low.

Anna chora na raka: chcę pakietu ubezpieczeniowego na życie

Wykryta zmiana nie była duża (ok. 7 mm), ale naciekała mocno na okoliczne tkanki, był widoczny stan zapalny. Lekarze podjęli decyzję o mastektomii z rekonstrukcją jednoczasową.

Po mastektomii przeżyłam koszmar. Mój organizm tak jakby odrzucił implant. Miałam ciągłe stany zapalne. Ciągle lądowałam na chirurgii

- wspomina Anna i dodaje, że trudny proces gojenia miał wkrótce okazać się jeszcze trudniejszym.

Zabieg przeszła 26 października, a 10 grudnia trafiła na pierwszą chemię. Chemia nie pomagała przy gojeniu.

Oczywiście, trudno się na nią nie godzić, kiedy nie ma innego wyjścia, ale to nie jest procedura bez konsekwencji i nie pomaga w nieskończoność:

Chemia nas wyniszcza. Każda kolejna chemia to jest dramat i marzy się leczenie po ludzku. Dziś jestem już na hormonoterapii, ale co będzie dalej, gdy nastąpi oporność i nawrót choroby? Chcę mieć jakąś opcję, która będzie dla mnie kolejną szansą, pakietem ubezpieczeniowym na dłuższe życie.

Zobacz także: Od nastolatki do seniorki - badania, które zaleca ginekolog

Anna chora na raka piersi: jestem bardziej złośliwa niż on

Pięćdziesięciolatka jest zmotywowana, by walczyć o każdy dzień:

- Mam fantastycznego syna i cudownego partnera, na którego czekałam tyle lat! I nie wyobrażam sobie, jakbym miała go teraz samego zostawić. Ja bardzo dużo rzeczy teraz doceniam. I tak strasznie pragnę doczekać wnuków, że choćby na czworaka, to będę szła po nowy lek, jeśli tylko będzie szansa go dostać - zapewnia.

Syn Ani ma 31 lat. Podobnie jak partner, wspiera kobietę w walce z chorobą, a ona próbuje wspierać inne kobiety.

Tak, działam zarówno w Fundacji "Oko w Oko z Rakiem", jak i na internetowych grupach wsparcia. Trzeba wychodzić do ludzi. Uwielbiam chodzić na oddział i rozmawiać z pacjentkami. Tym dziewczynom potrzebna jest rozmowa, wymiana doświadczeń i porozmawianie, co kogo gryzie, kto czego się obawia. Wszyscy zastanawiają się, jak ja tam mogę chodzić i się nie załamywać, ale mnie to dodaje skrzydeł. To, że mogę robić coś fajnego, że ktoś mi dziękuje za moją obecność, to jest bezcenne.

Większość chorych kobiet, z którymi spotyka się Anna lub ma inny kontakt, jest mniej więcej w jej wieku, ale zdarzają się znacznie młodsze. Wymieniają się doświadczeniami, okazują sobie wsparcie.

Ważne, żeby mieć koło siebie kogoś kto nie pogłaszcze po głowie, gdy jest źle, tylko kopnie cię w tyłek i powie: "Ej! Co jest grane?" To głaskanie po głowie bardzo mnie przytłaczało w trakcie choroby. Ja potrzebowałam takiego "walnięcia w plery" i powiedzenia: "Anka, zasuwaj do przodu!".

Pięćdziesięciolatka zapewnia, że kiedy ktoś jej mówił: "Będzie dobrze", denerwował się i pytała, skąd może to wiedzieć. W jej ocenie większość pacjentek nienawidzi sformułowania "będzie dobrze". One tego nie wiedzą, nawet lekarze, to skąd może wiedzieć ktoś z boku?

Poradnik Zdrowie Google News
Autor:

Zaawansowany rak piersi "to nie krzyżyk"

Anna, chociaż dzielnie mierzy się z chorobą, jest przekonana, że byłaby psychicznie spokojniejsza, gdyby wiedziała, że w razie pogorszenia stanu jest kolejna linia leczenia, kolejna opcja, która ewentualnie będzie wykorzystana.

- Chemia chemią, ale fajnie zawalczyć o spokój ducha. Lepiej by się żyło pacjentkom z HER2-low, gdybyśmy wiedziały, że jeśli nastąpi nawrót choroby, to mamy jeszcze innowacyjne leki, z których można skorzystać - mówi.

Anna marzy, żeby jej choroba przestała kojarzyć się Polkom "z łysą głową i wymiotami". To już nie są te czasy, a w każdym razie nie muszą być.

- Chcemy być matkami, żonami, babciami. Chcemy, żeby nasi bliscy widzieli nasz uśmiech, a nie nasz smutek i martwienie się, co przyniesie przyszłość - podkreśla 50-latka.

Zaawansowanego raka piersi można coraz skuteczniej leczyć:

My chcemy żyć jak inni ludzie i niech nikt nie stawia na nas krzyżyków. Całą chorobę powtarzałam mojemu chirurgowi: "Ja już przeszłam swoją żałobę i wypłakałam oczy. Doktorze, mój rak jeszcze nie wie, że jestem bardziej złośliwa od niego". Każda z nas zasługuje na to, żeby być skutecznie leczoną. Mamy świadomość, że medycyna nie stoi w miejscu, że możemy mieć kolejne linie leczenia. Chcemy jak najdłużej funkcjonować z naszymi rodzinami.

Rak piersi. O jaki lek zabiega Anna i inne pacjentki?

Pacjentki z zaawansowanym rakiem piersi nie mają wielu opcji leczenia, ale wciąż pojawiają się nowe rozwiązania, które przedłużają im życie i poprawiają jego jakość.

Zdaniem onkologów szansą na odmienienie losu pacjentek z zaawansowanym rakiem piersi HER2-low, takim, jak u Anny, jest Trastuzumab derukstekan.

Jest jak na razie jedynym lekiem zarejestrowanym do leczenia pacjentek z zaawansowanym rakiem piersi z niską ekspresją HER2. To nowoczesny koniugat łączący trastuzumab, klasyczne przeciwciało skierowane na receptor HER2, z chemioterapią, który wykazuje się wyjątkową skutecznością. Redukuje o połowę ryzyko progresji lub zgonu i prawie dwukrotnie wydłuża czas bez progresji choroby, oddalając w czasie ostateczność, jaką powinna być paliatywna chemioterapia. Czekamy na ten lek z wielką niecierpliwością i mam nadzieję, że już niebawem będziemy mogli nim leczyć nasze pacjentki w ramach programu lekowego

 – mówi dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Mazowieckiego Szpitala Onkologicznego w Warszawie.