Niedowidząca kobieta "utknęła" na schodach, nikt nie zareagował. Oburzające, dokąd prowadzą
To był przerażający widok. Rozpadające się schody, połatane, uwalone błotem, śliskie, wysokie i bardzo strome. Mniej więcej w ich połowie zdezorientowana seniorka z dwiema siatami. Za późno, by się wycofać. Za daleko do szczytu. Gdzie? Przy Miejskim Zespole Orzekania o Niepełnosprawności w Warszawie, przy ul. Andersa.
Kobieta, jak się potem okazało niedowidząca i z chorymi nogami, ze znacznie ograniczoną możliwością poruszania się, znalazła ciekawy patent wspinania się po potencjalnie morderczych schodach. Rozsądek podpowiadał jej, by trzymać się poręczy (chociaż nie postawiłabym na nią złotówki - całe schody wymagają remontu, poręcz też), ale to niewykonalne, gdy ma się dwie siaty. Zatem: najpierw stawiała je na schodek wyżej, potem sama się podciągała. I tak krok po kroczku. Niestety, gdy było już stromo, zaczęła mieć problem z równowagą. I utknęła.
Stało się nic
Całe zdarzenie na pewno jest do odtworzenia na miejskim monitoringu. W końcu niemal centrum stolicy, przy stacji metra Ratusz Arsenał, schody "wchodzą" na Kino Muranów - dookoła pełno kamer, mnóstwo ludzi się kręci. Nie zareagował nikt.
Niczym błyskawica, chociaż z sercem na ramieniu, i wbrew własnej kondycji, pognałam na górę. Razem jakoś się wdrapałyśmy na szczyt. Tam jeszcze czekały następne schody, ale wręcz wymarzone w porównaniu z pierwszymi.
Zaofiarowałam kobiecie, że ją odstawię do samego domu, ale zdecydowanie odmówiła. Sprawiała wrażenie upokorzonej całą sytuacją, chociaż naprawdę starałam się, żeby tak nie było.
Po cholerę tam właziła?
To pytanie nasuwa się automatycznie, ale jakoś nie miałam odwagi zapytać. Kobieta jednak sama od razu podjęła ten temat:
- Czekam na mieszkanie socjalne. Tłumaczyłam pani przez telefon, że nie dam rady dojść, ale powiedziała, że albo stawię się osobiście, albo czeka mnie noclegownia.
Przy ul. Andersa 5, przy feralnych schodach, urzęduje Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie i Stołeczne Centrum Osób Niepełnosprawnych. Każdego dnia w tej lokalizacji pojawiają się ludzie z niepełnosprawnościami: intelektualną i ruchową. Osoby niezaradne, niesamodzielne, wymagające wsparcia w trudnej sytuacji życiowej. Jak dla mnie takie schody prowadzące do miejsca, w którym mogą szukać pomocy, są więcej niż symboliczne.
Urzędnicza wpadka otworzyła mi oczy
Tego dnia nie byłam bynajmniej na Andersa służbowo ani dobrowolnie. W związku z błędnie, w mojej ocenie, wydaną decyzją urzędniczą, ale też lekarską (tak, pod dokumentem podpisała się pani doktor pediatra, neonatolog), zostałam zmuszona do złożenia ponownego wniosku o orzeczenie o niepełnosprawności mojego 6-letniego syna.
Ksawek jest niepełnosprawny od urodzenia. Ma rzadką wadę genetyczną, która skutkuje między innymi uszkodzeniem mózgu, rdzenia kręgowego i opóźnieniem rozwojowym. Przeszliśmy przez piekło szpitali, bólu, wreszcie operacji w Barcelonie, sfinansowanej przez dobrych ludzi (zbiórka publiczna), bo mnie nie byłoby na nią stać, a państwo polskie, jak to państwo, na nas się wypięło.
Dziś mój syn, który powinien powoli zbierać się do szkoły, nie mówi nawet "mama", nie kontroluje zwieraczy (jest pieluchowany), kwalifikuje się zaledwie do 7 godzin terapii poza domem tygodniowo (silny lęk separacyjny) wyłącznie indywidualnych (agresja i lęk w stosunku do innych dzieci), ale walczymy i robi postępy.
Świadczenia pielęgnacyjnego nie przyznano, bo według "specjalistów" z Miejskiego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności w Warszawie był zbyt zdrowy, by dostać "siódemkę" w orzeczeniu. Uznano, że jest zdolny do samodzielnej egzystencji (więcej na ten temat).
Dlaczego o tym wspominam? Bo zaczynam się cieszyć, że tak się stało. Umiarkowanie, gdyż te pieniądze są mojemu dziecku bardzo potrzebne, ale wiem, że w końcu doczekam się sprawiedliwości. Poradzę sobie, chociaż droga przed nami jeszcze długa i kręta, wiele stromych schodów przed nami.
Cała historia otworzyła mi jednak oczy, usztywniła na urzędniczą narrację o "kombinatorach", "wyłudzaczach", "nadużyciach". Nadużycia niestety dostrzegam gdzie indziej. Widzę sporo krzywdy, zła i arogancji. Dziennikarz ma obowiązek to widzieć i reagować.
W punkcie orzecznictwa było nawet znośnie, chociaż czeka się tam długo, brakuje miejsc siedzących, wciąż słychać przejmujący płacz dzieci. Moje zostało tego dnia w domu. Na komisji, na termin której teraz czekamy, będzie pewnie trudniej, bo dla Ksawka kontakt z obcymi ludźmi to niemal traumatyczne doświadczenie. Wolę go jednak pokazać. Zaocznie łatwiej uznać kogoś za symulanta.
Co najmniej dwie zasłyszane w poczekalni historie to tematy na kolejne artykuły. Tak czy owak, kobieta, która utknęła na schodach, tego dnia zrobiła na mnie największe wrażenie. Przygnębiające.
Na pewno jest rozsądne wytłumaczenie
Schody prowadzące do Stołecznego Centrum Osób Niepełnosprawnych na pewno wymagają remontu. Nie trzeba być specjalistą od budownictwa, żeby to wiedzieć.
To oczywiście nie rozwiązuje problemu. W takim miejscu spodziewałabym się windy, podnośnika, podjazdu... Czegokolwiek.
Nie chce mi się po prostu wierzyć, że kobieta, którą spotkałam, była jedyną osobą, która się na nie wpakowała.
Teoretycznie można nie korzystać z tych schodów. Można przyjechać metrem (ma windę), podejść od innej strony. Niestety, od strony Kina Muranów trudno o rozsądny wybór.
"Dookoła" oznacza nadrabianie setek metrów - według wyliczeń okolicznych mieszkańców, by się dostać do pobliskich lokali, pomijając feralne schody, trzeba nadrobić ok. 400 m. Niełatwo się je nadrabia, gdy człowiek ledwo chodzi.
Nie wykluczam, że są jakieś poważne powody, dla których nikt od lat nie zajął się tą kwestią. W takim razie może należałoby rozważyć inną lokalizację, przyjazną i łatwo dostępną? Wystarczy chyba, że w samym urzędzie człowiek musi się mierzyć ze skomplikowanymi procedurami, formalnościami i marnowanym czasem.
Czytaj także: Świadczenie pielęgnacyjne 2024. Jakie warunki trzeba spełnić, by otrzymać pieniądze? Uważaj na haczyki